Co się świeci nie musi być złotem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. T/I

Moje krzyki i jęki słychać było w całym domu.
- Mocniej!- Krzyknęłam do Rzeszy, a sama opadłam zmęczona na poduszki. Czułam, że zaraz biała ciecz się rozleje i oboje będziemy brudni.
- CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE.- Do kuchni wparował Polska. Spoglądnęłam na niego z poduszkowej twierdzy zostawionej przez chłopców.
- Rzesza nie umie ubijać śmietany- Jęknęłam po raz kolejny z dezaprobatą.
- On w to siły nie umie wkładać.
- Przecież macham tą packą!- Powiedział Nazista.
- Mówiłam Ci, weź większą miskę, zaraz ci się z tego wyleje.
- A ja ci mówiłem, że tak jak jest to jest dobrze.

Jęknełam poraz kolejny i schowałam twarz w poduszce. Rzesza może być dyktatorem czy tam kanclerzem, ale gotować ni chuja umie.

- Po co ubijacie śmietanę?- Spytał Polska.
- Stwierdziłam że muszę Rzeszę w końcu nauczyć gotować. Jako że mu z pieczeniem nie wychodzi, postanowiłam, że ja zrobię naleśniki a on ubije śmietanę. Tak przy okazji, pamiętasz te pięć kartoników śmietany z lodówki?
- No..?
- Pożegnały się z życiem dawno temu, to już ostatnia. Wcześniej Rzesza się nie opanował i zamiast bitej śmietany wyszło masło.

- To tak się da?- Polska nie chciał wierzyć
- Rzesza wszystko potrafi.- Wzruszyłam ramionami.
- Z tym się zgodzę.- Potwierdził Rzesza.
-Ehhh, dobra, nie wnikam. Powiedzcie mi tylko czemu robicie to o pierwszej w nocy.- Gdy to powiedział, machinalnie spojrzałam na zegarek. O kurwa, rzeczywiście już pierwsza. Tak nas obu to wciągnęło, że zapomnieliśmy o czasie.

- Do łóżka marsz. Oboje. Rzesza, widzisz że dziewczyna jest padnięta a jutro ma szkołę, nie wstyd ci?- Polska wskazał palcem na drzwi i oczekiwał reakcji. Rzesza niechętnie odstawił narzędzie zbrodni i zanim zauważyłam, w jednej chwili trzymał mnie pod pachą i wnosił po schodach. Polska na ten widok zgromił Rzeszę wzrokiem.
- Przecież sam mówiłeś że T/I jest zmęczona. Zaniosę ją do łóżka.- Powiedział Rzesza.

- Co nie oznacza że możesz ją brać jak worek kartofli i targać gdzie ci się żywnie podoba.- Polska odebrał mnie Rzeszy i postawił na ziemi. Ja już i tak w większości nie kontaktowałam więc miałam zdziebka wyjebane.

- Dobranoc.- Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź poszłam do mojego pokoju i walnęłam na łóżko. A no tak, zapomniałam że śpią tu jeszcze trzy małe stwory. Ale jakie cieplutkie! Żeby się ogrzać, pod kordłą przytuliłam się do CN. Czasem dziecko się przydaję.

*Time skip*

- MAMA ŚPISZ!?- Dzieciaki zaczęły po mnie skakać, a któryś z nich otworzył mi oczy.
- Teraz już nie...- Mruknęłam i obróciłam się na drugi bok.
- Mama, był tu wujek Polen i powiedział że mamy cię hucznie obudzić bo masz iść do szkoły.- Powiedział CN. Polska ty kurwo...
- Już wstaję wstaję. Idździe na razie do ojca go maltretować, musi mnie odwieźć.- Usłyszałam w odpowiedzi okrzyki radości i hałastra pobiegły do Rzeszy. To się chuj zdziwi...

Wstałam i zaczęłam się ubierać. Jebane mundurki... Kto to wymyślił? Gdy już ogarnęłam wszystko, zlazłam na dół i zrobiłam se na szybko śniadanie. Oki, plecak gotowy, śniadanie gotowe.
- RZESZAAAAAAAAA.- Wydarłam się bo ciągle nie złaził z góry.
- Idę idę! Chwila- Typ zlazł na dół w koszulce i bokserkach, zaciągając spodnie.
- Gotowy!- Powiedział i wyszliśmy.
- Dobrego dnia w szkole!- Za mną pomachali mi Niemcy i Polska. Pomachałam im na pożegnanie i wsiadłam do auta razem z Nazistą. Niefortunnie jako pierwsza wsiadłam na miejscu kierowcy...

- T/I. Proszę. Nie.
- Która godzina.
- Eee, 7.61.
- Idealnie.- Już po upływie jednej minuty byliśmy u celu. Znaczy Rzesza coś tam jęczał, że "psycholog mu nie uwierzy" i "czemu nie mogę mieć spokojnej emerytury". Na wszelki wypadek zostawiłam go w samochodzie za nim na dobre wytrzeźwiał i pobiegłam do klasy. Tylko odrobinkę spóźniona.

- Ho ho, a któż to raczył nas odwiedzić.- Powiedział UE. Ja szybko usiadłam obok Białorusi której wzrok wyrażał "kurwa już nie żyjesz".
- Jak tak dalej będziesz chodzić w do szkoły, to twoja frekwencja będzie na minusie moja panno.- Kontynuował przynudzać UE. Pod ławką Pokazałam mu fuck'a ale z pokerową miną przyjęłam wszystkie obelgi na mój temat.
- Po lekcjach zostań chwilę, musimy sobie porozmawiać.- Zakończył swój wywód. No nieeee, jeszcze potem będę musiała słuchać jaka to ja jestem zła i niedobra. Czy to jest moja wina że świat się na mnie uwziął i ciągle mam porwania, zamachy czy inne stretetete? (Dop. Au. Nie, to tylka Autorka po pijaku :D)

Z drugiego końca klasy zobaczyłam drwiący uśmieszek Ameryki. Ty mały pierdolony chuju. Na przerwie Białoruś wygarnęła mi gdzie ja byłam, co się ze mną działo, co odjebałam. Wywaliła mnie przez okno. Na szczęście to był parter.

*Time skip*

Siedziałam w gabinecie UE, z samym jego właścicielem naprzeciwko siebie.
- Ehhh, nie chce mi się już mówić tobie co masz zrobić, ale przydałyby ci się korepetycje. Masz do poprawienia mnóstwo rzeczy, a jeszcze więcej do nadrobienia.
- Ale skąd ja wezmę kogoś kto by to wszystko umiał?- Patrzyłam na UE zdziwiona. Łatwo powiedzieć, trudno zrobić.

- Z racji, że wiszę wam przysługę za podrzucenie dzieciaków, powiem że możesz poszukać kogoś wśród znajomych. Może jest ktoś kto zna materiał. Z góry mówię że Białoruś odpada, uczy się minimalnie lepiej od ciebie. Ooo, a może Ameryka, taki zdolny chłopak i wreszcie byście się dogadali. Pozatym raz w tygodniu po godzinie to nie jest dużo. - Gdy wypowiedział Amerykę zaczęłam błagać w duchu by mi nie kazał się zbliżać na więcej niż pięć metrów do tego egotopa. I ja bym miała do niego przychodzić raz w tygodniu? Pfff, on się chyba z kiblem na mózgi zamienił. Jebany żółtogwiazdkowiec. Ale w jednym ma rację muszę jakoś zdać tą szkołę.

Po wysłuchaniu jakże ciekawych dalszych uwag, wyszłam przed szkołę. Dziwne, nie ma Rzeszy. No nic, mogę się przejść z buta. Przy okazji muszę jeszcze pójść do sklepu, zajebałam kartę Naziście. Weszłam do sklepu. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to metrowy królik-pluszak. Patrzył na mnie oczami. Jego spojrzenie mówiło "przytul mnie i weź do domu". Zastosowałam się z chęcią do pierwszej części i już po chwili maskotka była w moich objęciach. Jak sprawdziłam na etykiecie, miał ponad 1,2 metra. I ta mordka kochana. Nie mogłam pozwolić mu zostać, tęskniłby za mną. Przy okazji wzięłam butelkę wina i poszłam do kasy. Szwajcaria spojrzał się na mnie jak na wariata. No co, każdy może od czasu do czasu kupić alkohol i ogromnego pluszaka.

- Dowód proszę.- Wskazał na alkohol.
- Słuchaj stary, znamy się dłu-
- Nie sprzedam ci tego wina bez dowodu. Nie masz 18.
- Ale ja jestem Słowianką! My w tym wieku to jesteśmy już dawno zaprawieni w piciu!
- Wybacz, ale takie są zasady. Idź to odnieś na półkę.- Zostawiłam pluszaka koło kasy i poszłam odnieść alkohol. A może wezmę jakiegoś menela żeby mi kupił? Ale Szwajcar się od razu zorientuje że menel kupuje wino to samo które ja chciałam i mu nie sprzeda.

Z moich zamyśleń wyrwało mnie bliskie spotkanie z pewnym osobnikiem, bliskie oznacza, że się w niego wjebałam i oboje się przerwóciliśmy. Spojrzałam na znajomy zielono-biało-czerwoy ryj.

- Ciao.
- Co? A, tak tak, miao, znaczy ciao.- Powiedziałam zaskoczona spotkaniem z Makaroniarzem. Gdy usłyszał moje pierwsze przywitanie lekko zachihotał. Hm. Mam plan.

- Włochy, czy ty umiesz coś z materiału szkolnego? Znaczy czy ogarniasz przedmioty?- Spytałam się go. On na mnie dziwnie popatrzył. Zrobiłam coś nie tak? Mam coś na twarzy?
- T/I.
- Tak?
- Wciąż na mnie leżysz.- Rzeczywiście, spoczywałam aktualnie na torsie Włoch, i leżałam między jego nogami. Szybko zeszłam z kraju, a Makaroniarz pomógł mi wstać. Na szczęście winu nic się nie stało, wciąż trzymałam je w ręce.

- Mówiłaś coś o materiale szkolnym. Nie radzisz sobie?- Spytał mnie gdy staliśmy obok siebie. Pokiwałam smutno głową.
- Czy mógłbyś zrobić mi korepetycję? O ile oczywiście ogarniasz temat, będziemy musieli ustalić też cenę, nie chcę wykorzystywać twojego czasu na darmo.- Zaopanowałam szybko i dałam racjonalny argument. Do tego akurat mam głowę. Włochy się do mnie uśmiechnął.

- Spokojnie, i tak, z chęcią ci pomogę. Kupujesz to?- Spytał wskazując na butelkę wina trzymaną w mojej ręce. Chciałam w sumie opić z Polską jego zaręczyny, ale niestety nic z tego nie wyjdzie.
- Chciałabym, ale według Szwajcarii jestem za młoda. Kupiłbyś mi?- Podniosłem wzrok na niego.
- To jest słabej jakości, u mnie w domu znajdziemy lepsze, a od razu mogę udzielić ci korków. Wujka Watykanu nie ma, poszedł medytować gdzieś do lasu. Co ty na to?- Powiedział zabierając mi z ręki butelkę o odstawiając ją na miejsce. Teraz to już chyba nie mam wyboru.

- Brzmi dobrze, tylko napiszę to Polsce by się nie martwił. I jeszcze muszę kupić królika.- Ruszyłam w stronę kasy, a za mną Włoch. Zauważyłam w jego ręcę słoiczek przecieru pomidorowego. Pewnie robi spaghetti.

- ILE!?- Krzyknęłam gdy usłyszałam cenę pluszaka. A jebać, i tak z karty Rzeszy

----------------------------------------------------------
Biedny Rzesza. Teraz jego konto oszędnościowe będzie miało ujemną liczbę :')

~1424 słów~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro