Kandelabry [?/?]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kandelabry migoczą złoto-złoto-czerwono i radosny gwar niesie się echem po korytarzach przez drzwi otwarte na przestrzał, a przed zamkiem, na placu, od zmierzchu zbierają się tłumy mieszczan, wznosząc wiwaty od których serce rośnie-rośnie-szaleje w piersi, a wino nigdy nie było słodsze, nigdy tak dobrze nie smakowało w roześmianych ustach, a muzyka nigdy aż tak nie podrywała do tańca, do pędu w obrotach, do obłąkańczego śmiechu, w którym upust znajduje cała ekstaza tej jasnej-jasnej-błyszczącej nocy.

I nadzieja rozpalona, rozbuchana, rozszalała w zebranych wznosi bez końca toasty za przyszłość-przyszłość-zwycięstwo, wesołe okrzyki jak dzikie zwierzęta wyrywają się z gardeł, i chyba nigdy panny nie rumieniły się tak pięknie i nie miały takich pięknych sukni, i nigdy młodzi żołnierze nie patrzyli, nie mówili z taką werwą, miłością i oddaniem.

Euforia wzbiera-wzbiera-wstrzymuje oddech i w końcu, żeby się nie udusić, trzeba wybiec z rozgrzanej sali, z jednym pragnieniem pulsującym w głowie: chwycić za wodze – nie przejmować się siodłem – skierować konia na drogę za miasto i jechać galopem-galopem-cwałem przez chłodną noc, aż wyparuje wino, aż wyparuje muzyka, i rumieńce, a piersi znów napełni powietrze.

Ktoś dogania go niespodziewanie w drzwiach stajni.

Chłód nocy skrapla się potem na rozgrzanych ciałach, pocałunki są słodkie-słodkie-pijane, oddech ciepły przy piersi i śmiech zdyszany, a w oknach zamku kandelabry migoczą złoto-złoto-czerwono i radosny gwar niesie się od niego echem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro