Venus Victrix [Francja/RPF]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już tu było, tylko gdzie indziej, dla porządku przenoszę

*

- Dlaczego akurat Wenus? A dla kogóż innego miałabym pozować, co, François...? - śmieje się Paulina, aż jej ciemna główka zwisa poza krawędź szezlonga. - Widzisz mnie może jako Minerwę, która zjadła wszystkie rozumy? Dianę o okropnych, szerokich ramionach? Czy tę podłą, jak jej tam było... Ach, chcę Wenus. Przynajmniej ona obdarzyła mnie swoimi darami, więc zdaje się, że jestem jej winna przysługę!

*

Niejeden zazdrosny mąż nie pozwoliłby, aby podobny wizerunek narażono na ciekawski wzrok jego gości (lub odwrotnie). Ale Francja wcale się tym nie przejmuje. Bądź co bądź, to ich własny dom, a zawstydzone lub ironiczne uśmiechy napuszonych panów i nastroszonych dam są dla nich obojga dodatkową nagrodą.

- Skandal? - Paulina lekceważąco wzrusza ramionami. - Zupełnie tego nie rozumiem. Czy to raczej ja nie powinnam być oburzona, że ktoś śmiał poczuć się urażony moim widokiem? Ależ proszę, niech sobie będzie skandal. Choć znając JĄ, na długo im pewnie nie wystarczy!

Myśli Françoisa zajęte są czym innym, ale palce uspokajająco ujmują dłoń kobiety.

- Może powinnaś już zacząć wymyślać następny, kochana.

*

Paulina, to bardzo w jej stylu, nie potrafi się zdecydować co do jej opinii o rzeźbie. Z początku jest nią zachwycona, ale kiedy tylko zdarza jej się napad złego humoru, staje przed nią i uważnie studiuje każdy fragment swojego marmurowego ciała, uszczypliwymi słowy poddając w wątpliwość ostrość wzroku Canovy. Talia jest zbyt szeroka (w rzeczywistości jest odrobinę zbyt wąska), oczy mają zbyt pusty wyraz, piersi nie są odpowiedniego kształtu. François nie za bardzo przejmuje się tymi narzekaniami, ale rzecz jasna przyznaje jej rację, tylko po to, by wzbudzić kolejną falę wątpliwości.

*

François kocha Paulinę za to, że cieszy się ona z jego powrotów do domu, oraz za to, że cieszy się z jego wyjazdów.

*

Śmiesznie jest patrzeć, jak Feliks stara się za wszelką cenę omijać Wenus wzrokiem, choć nie przeszkadzały mu jej popiersia w Rzymie czy Florencji. W jego głowie to wszystko działa inaczej. Dla niego istnieją chyba eteryczne kobiety-arystokratki, których w ogóle nie powinna dosięgać grzeszna wyobraźnia, oraz ich przeciwieństwo, dziewki z ciała i kości, które można kochać choćby do upadłego, lecz nie można darzyć ich miłością. Francis odrobinę współczuje mu tej ignorancji. Nie rozumie kobiet, a przede wszystkich nie rozumie Pauliny. Kiedy ona zostawia na schodach zapalone światło, on odwraca się do Wenus plecami i topi mętny wzrok w mętnej zawartości kieliszka.

*

Po latach kobieta z rozmarzeniem spogląda młodszej sobie w twarz i z utęsknieniem wzdycha:

- Chciałabym znowu mieć takie piękne ciało. Nie, nawet nie otwieraj ust, François! Wy nigdy nie zdołacie tego zrozumieć.

- Narody? - domyśla się Francja.

- Mężczyźni, François, mężczyźni!

Następnego dnia Paulina zmienia zdanie, albo może i nie zmienia, w każdym razie rzeźba zostaje zasłonięta.

*

Paulina odpływa. Wenus pozostaje w kącie, nieco zapomniana.

*

François nie pamięta, czy kochał Paulinę. Pamięta, że jej to mówił, ale mówił tak wielu... i nie zwykł rozważać, które z tych deklaracji były prawdą, a przynajmniej nigdy nie na trzeźwo.

Myśli - nalewając sobie kolejny kieliszek wina - myśli, że dobrze się stało, że jej mówił.

- Niech żyje nowa konstytucja, moja droga - wznosi toast w stronę nieruchomej, martwej Wenus. - Szkoda, że dziś wieczór znów cię tutaj nie ma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro