ROZDZIAŁ SZÓSTY cz1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


     Chodząc pomiędzy budynkami, przemierzając uliczki miasteczka, uderzyły ją wspomnienia. Jeszcze parę dni temu chodziła innymi brukowanymi uliczkami. Patrzyła na gwar innego targu. Ugryzła się w policzek, gdy poczuła, jak uczucia starają się wziąć nad nią górę. Nie mogła teraz sobie pozwolić, by to one przejęły kontrolę. Tęsknota, smutek i nostalgia nie było czymś, czego teraz potrzebowała. Musiała to zabić w zarodku, choć przynosiło to też poczucie winy. Wiedziała, że wróci to do niej ze zdwojoną siłą.

     – Potrzebujemy jakiegoś prowiantu - mruknął Feng, cały czas patrząc w około podejrzliwym wzrokiem. - Poza tym dobrze by było znaleźć jakieś ubrania.

     Podszedł do pierwszego straganu, ale widząc zgniłe owoce skrzywił się i odszedł, ignorując nawołującego sprzedawcę. Tian chodziła za nim, jak cień, starając nie rzucać się w oczy. To, że byli poszukiwani było pewne, a Feniks oczywiście nie podzielił się z nią planem, jak ma zamiar wyplątać ich z tej niebezpiecznej sytuacji. To tajemnicze miejsce gdzie mogliby się ukryć wydawało się jej jakoś nieprawdopodobne. Zresztą, sam Feng powiedział, że stracił z kontakt z osobą, która mogłaby ich tam zaprowadzić. Nie chciała jednak zadawać pytań zanim nie znajdą się w bezpiecznym miejscu. Zatłoczone targowisko na pewno takim nie było.
   
     Cały czas będąc w swoich myślach Xin nie zauważyła, że Feniks się zatrzymał. Z tej nieuwagi wpadła na jego plecy. Podniosła głowę, rozmasowując bolące czoło i zauważyła, jak Huang przewraca na nią oczami. Z trudem powstrzymała się od pokazania mu języka. Musiała przyznać, że jej towarzysz miał moc irytowania na każdym kroku.

     Tym razem zignorowała jednak jego zaczepne zachowanie i stanęła obok niego, patrząc na stoisko przy którym przystanęli. Musiała przyznać, że wszystko wyglądało przepysznie. Tian czując te przepiękne zapachy nie potrafiła powstrzymać burczenia w brzuchu. Zaczerwieniła się lekko dostrzegając, że Feniks zerka na nią. Najwyraźniej i do jego uszu doszedł ten dźwięk.

     – Czego sobie pan i panienka życzą? Wszystko to z własnej uprawy, a reszta przygotowywana na świeżo przez moją żonę. Zdrowe i świeże.

     Dziewczyna usłyszała głos sprzedawcy i z trudem oderwała wzrok od jedzenia, by popatrzeć na niego. Był to młody mężczyzna, nie mógł mieć góra, jak trzydzieści parę lat. Ciemnobrązowe włosy miał półdługie, związane w niedbały kucyk. Oczy czarne, patrzyły prosto na nich bez cienia obłudy. Zaś uśmiech, którym cały czas ich obdarzał, był całkowicie szczery. Xin może niewiele wiedziała o zwykłym życiu, ale była dumna z tego, że raczej trafnie odgadywała intencje innych. Po paru trudnych dniach, które miała za sobą jakoś zwykła, ludzka życzliwość wydawała się jej irracjonalna.

     – Weźmiemy to - odezwał się Feniks, pokazując na kolejne produkty. - I niech zapakuje pan też parę suszonych mięs, nasiona również się nam przydadzą.

     Kupcowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Od razu zaczął im wyciągać kolejne produkty. W ciszy podał pakunki Huangowi, nie próbując wcisnąć mu nic poza tym, jak uczyniłby zapewne inny. Feng od razu podał mężczyźnie wyliczone monety, a Tian poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku na myśl, że sama nie ma nawet grosza przy duszy.

     – Wie pan może gdzie moglibyśmy również kupić ubrania? Jesteśmy w drodze, a nie chcieliśmy brać dużego bagażu - zaczął Feniks, a Xin prychnęła w myślach. - Potrzebujemy również noclegu na jedną noc, jest tutaj jakaś gospoda?

     Na te pytania sprzedawca ożywił się jeszcze bardziej.

     – Moja żona szyje ubrania, codziennie sprzedaje je obok mnie, niestety dzisiaj musiała zostać z córką w domu. Jeśli państwo przyjdą tutaj na koniec dnia, z przyjemnością państwa do niej zaprowadzę. A jeśli chodzi o gospodę - przerwał i nachylił się bliżej Fenga. - Jest jedna, ale nie mogę jej polecić. Nie należy do najwygodniejszych, a i nierzadko giną rzeczy gości.

     Xin od początku poczuła nić sympatii do tego mężczyzny, teraz zaś utwierdziła się w tym przekonaniu.

     – Pójdziemy do innego miasta? - zapytała Tian, po raz pierwszy zabierając głos. - Pewnie nie zdążymy przed zmrokiem.

     Huang westchnął i pokręcił głową.

     – To nie będzie dla nas zbyt…korzystne - powiedział i rzucił jej wymowne spojrzenie.

     Tym razem to ona kiwnęła głową i drgnęła, gdy obraz bestii pojawił się jej przed oczami.

     – Jeśli mogę szanownemu państwu przerwać - ponownie odezwał się sprzedawca. - Myślę, że i z tym mógłbym pomóc.

     Ona i Huang, jak jeden mąż, spojrzeli na niego. Ten, jeśli to możliwe, poszerzył uśmiech.

     – Nasza chata, to może nie luksusy, ale dwa łóżka i pożywna kolacja się znajdzie.

     – Tyle nam wystarczy - odpowiedział Feng, a Xin dostrzegła ulgę, która pojawiła się na twarzy jej towarzysza. - Oczywiście zapłacimy.

     – Na pewno się dogadamy. Tak poza tym nazywam się Pei Li - skwitował kupiec. - Będę tutaj jeszcze przez jeden znacznik świecy, więc spotkajmy się po tym czasie.

     Xin pomogła zabrać pakunki, a następnie wraz z Feniksem pożegnali mężczyznę.

     – A teraz sprawdźmy, czy w tej wiosce można się gdzieś napić - burknął Huang, gdy tylko oddalili się od straganu. - Potrzebuję czegoś mocnego, teraz.

     Tian nie skomentowała jego słów. Sama nie była zwolenniczką alkoholu, ale patrząc na to, co im się przydarzyło, w tak krótkim czasie, jakoś nie dziwiła się Feniksowi. Najprawdopodobniej nawet ona nie odmówiłaby teraz wina ryżowego. Z każdym krokiem pomysł Fenga coraz bardziej jej się podobał.

     O umówionej porze ponownie znaleźli się na targu. Sprzedawca już na nich czekał ze spakowanym towarem, który miał schowany na małym wózku. Kiedy tylko ich dostrzegł uśmiechnął się szeroko, unosząc rękę w geście nawoływania. Tian odwzajemniła się również uśmiechem, najwyraźniej wypita czarka rozcieńczonego wina wystarczyła, aby się trochę rozluźniła. W głowie lekko jej szumiało, ale poza tym na szczęście nie czuła innych objawów alkoholu. Wiedziała jednak, że jej organizm nieprzyzwyczajony do procentów, może płatać jej figla. Feng natomiast najwyraźniej nie miał z tym absolutnie problemu. Taka ilość, jaką Feniks w siebie wlał, powinien uśpić nawet tygrysa. On zaś szedł pewnie przed nią i nie wyglądał jakby chociażby powąchał cokolwiek zawierającego alkohol. Krok miał stabilny, wzrokiem znów czujnie obserwował otoczenie. Gdy podeszli do kupca ukłonili się, a następnie od razu bez zbędnych słów ruszyli w drogę. Cisza jednak nie trwała długo, najwyraźniej poznany mężczyzna nie należał do osób, którzy lubili milczenie.

     – Chata jest zaraz za murami, dosłownie kawałek drogi. Posłałem wiadomość, więc moja żona już przygotowuje dla was lokum - zaśmiał się i podrapał się po karku, nagle onieśmielony. - Żyjemy biednie, ale jest czysto i schludnie, ja…

     – Naprawdę będziemy wdzięczni za wszystko - przerwała mu Xin. - Jesteśmy zwykłymi podróżnikami, nie potrzebujemy pałaców.

     “A przynajmniej, ja nie potrzebuję” - pomyślała, zerkając na Huanga.

     Była pewna, że akurat on był przyzwyczajony do luksusów. Pamiętała jeszcze to bogate wnętrze i przepych, w którym żyły bóstwa. Feniks jako ich wierny sługa, na pewno nie zaznał biedy. Jednak Tian pamiętała pierwsze lata swojego życia. Od urodzenia nie miała praktycznie nic. Jako znajda, sierota, a później młodociana żebraczka, musiała wyrywać losowi okruchy, które mogła zatrzymać. Nieraz była wykorzystywana, w różnym znaczeniu tego słowa. Na tę myśl poczuła, jak dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, a w jej sercu ponownie zbierają się czarne uczucia. Nawet po tylu latach spokoju i mieszkania na Górze Meigui nadal czuła, jak przeszłość ją dopada.

     Była tak pochłonięta własnymi myślami, że dopiero radosny okrzyk przywrócił ją do rzeczywistości. Uniosła wzrok i dostrzegła małą postać biegnącą w ich stronę. Kątem oka dostrzegła, jak idący obok niej Feng zamarł, by sekundę później wrócić do swojej zwykłej obojętności.

     W ich stronę praktycznie leciała mała dziewczynka, a jej kasztanowe loki fruwały wokół pyzatej twarzy, którą przyozdabiał szeroki uśmiech, tak bardzo przypominający ten, który widziała już parę razy w ciągu tego dnia.

     – Tato! - wykrzyknęło dziecko po raz ostatni, by w momencie skoczyć na idącego przed nimi mężczyznę. - Mama powiedziała, że już wracasz i czekałam na ciebie!

     – Moja dzielna, Mei - zaśmiał się Pei Li i poczochrał roztrzepane włosy dziewczynki. - A teraz przywitaj się z naszymi gośćmi.

     Mężczyzna postawił małą na ziemi, a ta od razu odwróciła się do nich i złożyła głęboki ukłon. Kiedy chwilę później się wyprostowała, wystrzeżyła w ich stronę równe, malutkie ząbki.

     – Witam państwa, nazywam się Mei i będę zaszczycona móc państwa gościć.

      Na te słowa Tian nie mogła powstrzymać śmiechu i nawet kąciki ust Huanga powędrowały lekko do góry.

     – No już, już - westchnął Pei Li, kręcąc głową. - Jesteśmy na miejscu - zwrócił się do nich, pokazując niewielki budynek parę metrów dalej.

     Razem, w czwórkę, przemierzyli tę odległość, a gdy byli już przy furtce, drzwi od domu się otworzyły, a w progu stanęła młoda kobieta. Długie, czarne włosy miała zaplecione w warkocz, choć parę kosmyków już wydostawało się z fryzury. Równie ciemne oczy od razu spoczęły na nich.

     – Zapraszam, moi drodzy - odezwała się, a następnie zmarszczyła brwi, patrząc na swojego męża. - Następnym razem nie wysyłaj małego Hao z wiadomością. Zanim dowiedziałam się o co chodzi, musiałam usłyszeć całą opowieść z jego podróży tutaj - westchnęła. - Dlatego miałam mało czasu, ale starałam się, by przygotować wszystko.

     Xin od razu chciała protestować i zapewniać, że nic się nie stało, ale uciszył ją śmiech Pei Liego

     – Moja żona, to prawdziwa gospodyni. Wejdźmy moi drodzy i odpocznijmy.

     Przy akompaniamencie pytań dziewczynki gospodarze weszli do domu. Xin chciała iść ich śladem, ale zatrzymała się widząc, że Feng nie ruszył się ze swojego miejsca. Wzrok miał utkwiony w horyzont, gdy w końcu oderwał od niego oczy, od razu napotkał pytające spojrzenie Tian. Pokręcił jedynie głową w stronę dziewczyny, ale ona widząc jego wyraz twarzy wiedziała, że coś go zaniepokoiło.

     – Wchodźcie, na zewnątrz robi się coraz chłodniej.

     Głos Pei Liego wyrwał ich z kontaktu wzrokowego. Huang spojrzał na mężczyznę i pokiwał głową. Minął zdezorientowaną Xin i chwilę później już przekraczał próg. Ona zerknęła ostatni raz w stronę, gdzie patrzył Feniks i również weszła do budynku.

     Jakiś czas później siedzieli wszyscy przy drewnianym stole. Choć faktycznie chata w której się znaleźli była prosta, z niewyszukanym wnętrzem, to czuć było od razu ciepło i spokój tego miejsca. Wszędzie było widać rękę Xia Ru, jak przedstawiła się gospodyni. Wyszywane serwety, które zdobiły wszelkie powierzchnie, obrazki malowane przez dziecięcą rękę, czy wyhaftowane na zasłonach wzory. W powietrzu zaś unosił się przyjemny zapach świeżo zerwanych kwiatów, jak i gotowanego posiłku. Tian z tęsknotą wodziła wzrokiem naokoło. Tak właśnie wyobrażała sobie szczęśliwą rodzinę. To właśnie widziała w snach, gdy jako kilkuletnia dziewczynka spała w przytułku, zwinięta w brudne koce. O tym marzyła malutka Xin, gdy kolejny opiekun okazywał się potworem. Z trudem przełknęła ślinę czując w gardle gulę. Oderwała wzrok od otaczającego jej, jak dla niej, ideału i od razu tego pożałowała, gdy zderzyła się spojrzeniem z wpatrującym się w nią Fengiem. Uciekła oczami w dół patrząc na swoje dłonie, które miała ściśnięte na kolanach. Nie potrzebowała litości, czy zainteresowania Feniksa. Jeszcze tego jej było trzeba do szczęścia.

     – Skąd podróżujecie? - zapytał Pei Li, a Tian podziękowała mu w myślach, mogąc skupić się na rozmowie.

     A jeśli los był choć trochę pomyślny, to i Huang przestanie zwracać uwagę na jej zachowanie.

     – Jesteśmy z Góry Meigui - wtraciła Xin, zanim Feng zdąży otworzyć usta.

     Ten posłał jej zirytowane spojrzenie, by chwilę później znów uśmiechnąć się drwiąco. Wystarczył dzień, by Tian miała ochotę udusić go gołymi rękami. I co dziwne, nie przez to, że był Feniksem, ale powodem byłby jego irytujący charakter.

     – Z Meigui? - zdziwił się mężczyzna, a Xin siłą woli powstrzymała się, by nie rzucić morderczego spojrzenia Fengowi. - Jaka to sprawa rzuciła was tak daleko od domu?

     Xin przeklęła w myślach Feniksa. Wcześniej nie pomyślała, by zapytać go gdzie też są w Shijie. Nawet nie pomyślała, że postanowił zlecieć aż tak daleko od jej znajomych stron.

     – Nie możemy tego zdradzić - tym razem odpowiedział Huang, biorąc do ręki czarkę z herbatą i upijając łyk. - W każdym razie nasz nauczyciel wysłał nas z pewnym zadaniem, mam nadzieję, że to nie sprawi, że nasz postój tutaj będzie problemem.

     – Ależ absolutnie! - wykrzyknęła Xia Ru i zgromiła męża wzrokiem. - A ty nie przepytuj naszych gości, jak na jakimś przesłuchaniu.

     Mężczyzna zaczerwienił się lekko, po czym posłał Tian i Fengowi przepraszające spojrzenie.

     – Proszę - ponownie odezwała się gospodyni, kładąc na blacie kolejne naczynia. - Na pewno jesteście głodni, częstujcie się. Mam nadzieję, że będzie wam smakować.

     Xin była tego pewna. Od samego zapachu ślina podeszła jej do buzi, a brzuch mimowolnie zaburczał. Przygryzła wargę zawstydzona, ale gdy nikt tego nie skomentował, wzięła do ręki pałeczki i powstrzymując się od rzucenia się na jedzenie, powściągliwie spróbowała pierwszego dania. Feniksa również nie trzeba było zachęcać. Najwyraźniej i jemu przymusowa głodówka dała się we znaki. Dziewczyna uśmiechnęła się z pałeczkami przy ustach widząc, że nie tylko ona odczuła trudy ostatniego dnia. Jakoś lżej jej było z myślą, że choć w pewnych aspektach są do siebie podobni.

     – A panienka, to chyba naprawdę głodna była - stwierdziła nagle, siedząca naprzeciwko niej dziewczynka, czym sprawiła, że Tian się zakrztusiła.

     – Mei! - syknęła Xia Ru, w stronę córki. - Nie wolno tak mówić, co…

     Kobieta jednak nie dopowiedziała ostatniego zdania, gdyż przerwał jej nagły głośny wybuch śmiechu ze strony Huanga. Xin spojrzała na niego będąc bardzo świadoma rumieńców, które od razu pojawiły się na jej policzkach. Niewiele myśląc przesunęła rękę w kierunku towarzysza, odnalazła jego bok, po czym z całej siły go uszczypnęła. Feniks podskoczył na swoim miejscu, wypuszczając pałeczki z dłoni i wydając dźwięk, dziwnie podobny do jęku. Tian uśmiechnęła się szelmowsko, cały czas patrząc w blat stołu. Wiedziała jednak, a raczej czuła, że Feng aż sapie z oburzenia. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z ciszy, która nagle nastała. Uniosła wzrok i napotkała rozbawione spojrzenia gospodarzy. Tym razem czerwień na jej twarzy mogłaby sprawić, że stanęłaby w ogniu. 

     Jednak zanim zdołała wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo, drzwi zatrzęsły się od głośnego walenia. Wszyscy spojrzeli w stronę dźwięku, ale to Pei Li podszedł do okna i delikatnie odsunął zasłonę, by sekundę później odskoczyć od niego, jak oparzony.

     – Feniksy - wyszeptał drżącym głosem, robiąc kolejny krok w tył.

     Na te słowa Tian poczuła, jak wszelkie kolory znikają z jej twarzy, a serce zatrzymuje się na moment, by po chwili ponowić bicie sto razy szybciej. Spojrzała na Huanga, który cały stężał, zaciskając usta tak mocno, że utworzyły jedną linię.

     Ciszę przerwało kolejne, złowrogie pukanie.

     – Czego tutaj szukają? - zapytała szeptem Xia Ru, patrząc ze strachem w oczach na męża.

     – Ja… - przerwał, nagle zatrzymując wzrok na Tian.

     W tym samym momencie dziewczyna poznała, że dostrzegł coś na jej twarzy. Odpowiedź na pytanie jego żony, najwyraźniej było wymalowane w przestraszonych oczach Xin.

     – Kochanie, zabierz naszych gości do składzika. Następnie weź małą i schowajcie się w drugiej izbie. Teraz.

     Kobieta nie zadawała pytań, a wszystko później działo się strasznie szybko. Dziewczyna wraz z Fengiem zostali praktycznie wepchnięci do malutkiego, schowanego pomieszczenia. A gdy tylko drzwiczki się zamknęły ogarnął ich mrok. Czuła tuż przy sobie napięte ciało Huanga. Ale nawet jego obecność nie zmniejszała jej intensywnego strachu. Drgnęła, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a sekundę później usłyszała przytłumione głosy.

     – Witam. W czym mogę pomóc szanownym Feniksom?

     – Szukamy dwójki niebezpiecznych zbiegów. Jesteśmy pewni, że są w tej okolicy. - Do uszu Xin dotarł szelest pergaminu. - Czy może wiecie, gdzie się znajdują?

     Po tym pytaniu nastała cisza, a następnie zbyt cichy szept, by można było wyłapać konkretne słowa. Dziewczyna czuła wzbierająca się w niej histerie, przyspieszony oddech, który próbowała kontrolować, mocno bijące serce. Nawet je pragnęła zatrzymać. Wydawało jej się, że wydaje taki hałas, że Feniksy bez trudu będą go słyszeć. Zacisnęła mocno powieki i wtedy poczuła, jak duża, gładka dłoń chwyta za jej własną. W ciemności nie widziała Huanga, nie wiedziała więc, czy był to gest wsparcia, czy też ostrzeżenia, by ich nie wydała. W tamtej chwili jednak jej to nie obchodziło. Ten drobny czyn sprawił, że zebrała resztki odwagi i oddaliła palące uczucie beznadziei.

     – Chcemy sprawdzić dom.

     Zaraz po tym stwierdzeniu dało się słyszeć nadchodzące kroki. Tian mocniej zacisnęła palce na dłoni Fenga, który od razu zrobił to samo. Słyszała jego cichy urywany oddech.  Jeśli to możliwe, jeszcze bardziej przytuliła się do ściany tego niewielkiego składziku, a gdy kroki ucichły przed zamaskowanymi drzwiczkami, całkowicie wstrzymała oddech.

     Byli tutaj, tak blisko. Ci, co bardzo prawdopodobne, bez cienia zawahania oddaliby ją bóstwom na stracenie.

     – W drugim pomieszczeniu jest kobieta i dziecko - nagle zabrzmiał jedwabisty głos jednego z Feniksów. - Nikogo więcej.

     – Jestem ostrożnym człowiekiem, zwykłym kupcem - odezwał się nagle cicho Pei Li. – Nie widziałem nikogo podejrzanego, Nie ukrywałbym również zdrajców.

     – Oby to była prawda, człowieku - zimny ton głosu istoty sprawił, że Xin zadrżała. - Jeśli jednak zobaczyłbyś kogoś z portretów, od razu zgłoś to przywódcy tej wioski. On będzie wiedział, co robić. - zamilkł, a chwilę później rzucił ostro. - Ruszajmy dalej!

     Jeszcze dłuższą chwilę po tym, jak drzwi się zatrzasnęły, Tian nie potrafiła się ruszyć. Miała otwarte oczy, które już na tyle przyzwyczaiły się do ciemności, że widziała zarys Fenga, skulonego obok niej. Nie dostrzegała jego wyrazu twarzy, ale mogła się założyć o sakiewkę złotych moment, że nie dostrzegłaby teraz na niej żadnych emocji.

     I przegrałaby.

     Bo gdy drzwiczki zostały uchylone, a do środka wpadło światło odkryła, że Huang patrzy dokładnie na nią, z troską w oczach. Jednak w tym samym momencie, gdy zdał sobie sprawę, że jest zauważony, szybko przeniósł wzrok na stojącego w przejściu mężczyznę.

     – Możecie już wyjść - powiedział, odsuwając się na tyle, by mogli jakoś wydostać się ze składzika. 
    
      Kiedy już wyprostowani, stanęli twarzą w twarz z gospodarzem, dziewczyna nie wiedziała, jak przerwać ciszę, która opadła na nich. Usłyszała cichy szmer i zerknęła w tamtym kierunku, dostrzegła Xia Ru, która wyszła z drugiego pomieszczenia. Na twarzy nadal miała przestrach, a małą Mei trzymała na rękach, mocno przytulając ją do siebie. Ciężar w piersi Tian znów urósł, przynosząc poczucie winy. Wiedziała, że to przez nią znaleźli się w niebezpieczeństwie. Naraziła bezbronną rodzinę. Ta myśl od razu uderzyła w nią mocno i w momencie poczuła, jak łzy zbierają się w jej oczach, by po chwili spłynąć po policzkach. Tym razem nie próbowała ich powstrzymywać.

     – Przepraszam - wyszeptała i z desperacją w oczach spojrzała w około. - My…Ja…Nawet nie wiem, jak…

     Głos jej się załamał. Objęła się ramionami i pozwoliła szlochowi przejąć kontrolę. Drgnęła, gdy zobaczyła, jak ktoś staje obok niej, a następnie praktycznie podskoczyła do góry, kiedy drobne ręce Xia Ru objęły mocno jej ciało. Czuła się bezwstydnie, gdy to właśnie ona kołysała ją w ramionach, choć to z winy Tian byli na skraju śmierci. Tego była pewna, Feniksy nie puściliby ich wolno.

     – Odejdziemy od razu - odezwał się Feng, a Xin znad objęć kobiety spojrzała na niego. - Nie powinniśmy w tej sytuacji tutaj zostać. To niebezpieczne.

     – Głupotą będzie teraz wyruszyć w podroż. Pewnie przekazali już wieści i w miasteczku, nie wiadomo kogo spotkacie - przerwał. - Zostańcie - stwierdził w końcu, po czym podszedł do Huanga i położył dłoń na jego ramieniu. - Znam się trochę na ludziach, nie jesteście przestępcami. Zresztą to ci, którzy was szukają, są potworami.

     Oczy Fenga lekko się rozszerzyły i Xin wiedziała o czym pomyślał. On też był Feniksem, gdyby tylko ukazał swoje skrzydła, również zostałby nazwany bestią. Jakoś ta myśl zasmuciła Tian. Może i nadal go winiła, traktowała jak wroga, który swoimi działaniami odebrał jej dawne życie. Jednak zdawała sobie również sprawę, że akurat on nie był czarnobiałą postacią. Pod całą otoczką jego rasy, kryło się coś więcej.

     – No już - wyszeptała Xia Ru, odsuwając się lekko od dziewczyny i przywołując na usta niewielki uśmiech. - Nikt dzisiaj już nie wychodzi z tego domu. A wam, moi drodzy, zaraz poszukam jakiś ubrań. Poza tym skończcie jeść, a po posiłku wskaże wam posłania.

     Tian z trudem przełknęła ślinę, gdy wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Gospodarze wrócili do domowej krzątaniny, a mała Mei złapała ją za dłoń i zaprowadziła z powrotem do stołu. Huang zajął miejsce obok niej. Przez moment spotkali się wzrokiem i oboje porozumieli się bez słów. Dla Xin to było za dużo, odwróciła szybko spojrzenie i po mimo ściśniętego żołądka ponowiła przerwany posiłek. A wraz z nim przełknęła łzy i poczucie winy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro