3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To wiele tytułów jak na tak niewielki ląd. Jedna kraina i nie jeden lód? Jak Midgard w wiekach średnich. – Westchnął Loki nie chcąc być nie miły, skinął więc też lekko głową rozumiejąc, że przez cały czas musiał być na jej ziemi, co nie znaczyło że miał zamiar „się zachowywać”.
- Jestem Loki... Odinson, „upadły z gwiazd”? Srebrny język, Trikster, najwyższy mag Asgardu... Pozwól że z czystej ciekawości spytam. Kogo wyzwoliłaś z tych „okowów”, królowo?

- Miasto Meereen, dziesiątki tysięcy Nieskalanych... całą niemal zatokę niewolniczą. Trzy jej największe miasta i ukarałam Panów. Co robisz, czego szukasz... tu na mojej ziemi? – Odparła spokojnie, a przyglądając... mu się dość uważnie, niemal przenikliwie fioletowymi tęczówkami. To On pojawił się tutaj, więc nie powinna się tłumaczyć, ale z czystej ciekawości robiła to aby wiedzieć z kim, w jakim celu rozmawia, jaki też jest...

- Szukam spokoju, aby nabrać sił przed daleką podróżą. Spadłem z gwiazd i chce tam wrócić, ale do tego potrzebuje wiele energii. Moja gwiazda jest bardzo daleko stąd. – Westchnął Loki dziwiąc się sobie, że był tak rozmowny. Jednak ta dziewczyna była młoda, delikatna, choć z pewnością silna i zdawała się być dobra w ten czysty sposób. Ten, który go gonił kilkanaście dni wcześniej  nie mógł tu wejść i wyglądał na skonstruowanego zniknięciem swojej królowej, co jedynie wywołało uśmieszek na jego ustach.
- Jeśli chcesz rozmawiać możesz wejdziesz do środka Daenerys Targaryen?

Białowłosa czuła się nieco dziwnie w takim miejscu, bo bez ludzi u boku... Cóż, ten z pewnością miał jakieś wedle niej interesy, które mogły po prostu okazać się... bardzo korzystne, dla obu stron. To była propozycja, być może i zaproszenie, a... ich się nie odrzuca, tak po prostu. Dany chciała pomówić z nim już na samym początku, gdzie teraz okazja wydała się być idealna... Skinęła głową za nim idąc dość nieufnie, ale Drogon był blisko i jej straż.

Loki nie miał żadnych planów, a jak wielokrotnie w swoim życiu działał pod wpływym impulsu. Niemniej zadowolony był z siebie, gdy dziewczyna niemal bez wahania weszła do jego domu. Nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat, lecz była a to liczyło się... ponad wiek. Przyda mu się towarzystwo, kiedy przez ostatnie dni jedynym jego.. towarzyszem był smok. Zamknął za nimi drzwi, odwróciwszy się do białowłosej zaś wskazał jej miejsce na jednym z niebogato rzeźbionych krzeseł przy niewielkim stole.
- Czy królowa napije się wina? – Spytał z figlarnym lekko uśmiechem przyglądając się jej uważnie. Miała niezwykłe oczy, fioletowe.

- Tak, choć wiedzieć musisz, że... kiedy ostatnim razem w moim winie była trucizna, to ten kto chciał, bym... umarła biegł za koniem, nagi dopóki nie padł z wycieńczenia, czy jego zwłoki nie rozpadły się na kawałeczki. – Odparła na to surowo, miała zamiar tym razem dotrzymać, jeśli rzecz jasna sytuacja się powtórzy. Fiołkooka... przyglądała mu się z uwagą, a i drobny, lekki uśmiech nie schodził z warg które poruszały się nerwowo więc i mimowolnie. Dom był ładny, przytulny, nie surowy i trochę kobiecy jej zdaniem...

Loki niemal parsknął śmiechem na takie słowa. Jej strażnicy nie mogli przejść przez barierę, Drogon nie wiedział co dzieje się w domu, gdyż był on skutecznie cieplnie i zapachowo izolowany, co już zdążył sprawdzić i.. mógł ją zabić na być może i sto sposobów nie ponosząc za to kary. Jednak po co? Czy nie lepiej było skorzystać z rozrywki jaką dostarczała mu jej postać?

- Zapewniam cię „pani”, że w moim przypadku takie rozwiązanie było by wielce nieskuteczne. Po za tym czemu tak od razu... Atakować? Czy zrobiłem coś aby narazić się na podobne podejrzenia? – Spytał niewinnie Loki nalewając do dwuch kryształowych kielichów wina. Jeden z nich postawił przed Daenerys, drugi zaś po drugiej stronie stołu, przed miejscem na którym usiadł.

- Ja tylko ostrzegam, choć nie sądzę, byś wytrzymał w takim... tempie zbyt długo. Bez wody, w upale. Tam nie ma wina, chwili na oddech. – Zapewniła wzruszając tylko ramionami, jakby wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy choć zachowywała dystans... Nie czuła potrzeby folgowania a dobierania słów. Dziewczyna miała swój cel, dlatego tutaj przyszła. Zgiełk Meereen w uszach zostawiał szum jak i uderzenia ptasich skrzydeł... Nie sięgnęła po kielich aby z lekka poczekać aż pierwszy pociągnie łyk, bo... nie ufała.

- Zapewniam, że zarówno mógłbym cię zabić w bardziej wyrafinowany sposób niż zwykłe otrucie, jak i uniknąć łatwo tej jakże strasznej kary, królowo. Jednak nad twą śmiercią ubolewał bym raczej, niż do niej dążył. W końcu ten średniowieczny świat stracił by piękną i zdolną istotę stając się przez to brzydszym i gorszym, w końcu tu rządzisz. – Powiedział mag nonszalanko, lecz miło wygodnie rozsiadając się na krześle i popijając wino. Wyglądał jak pan tej sytuacji, odprężony, pogodny, miły i po prostu łaskawy. I Tak też się czuł.

- Nie drwij i nie zapominaj z kim rozmawiasz... Deanerys Targaryen zrodzona w burzy, nie jakaś... klacz którą może wziąć każdy ogier. – Odparła nieco wzburzona tym jak się zachowywał. Wzięła więc w swoję dłonie kielich i wstała wiedząc dobrze, że musi po prostu ochłonąć, jeśli też nie chce zerwać chwilowego, a może trwałego przymierza... Mag, czarownik? Inaczej nie mógłby stworzyć tego domu i czuć się tak swobodnie. To kim był miało znaczenie, ale nie miał prawa lekceważyć... Białowłosa miała już pewne wyznaczone granice, On je dwukrotnie minął, przeoczył.

- Gdybym... Nie wiedział z kim rozmawiam nie wpuścił bym cię tutaj. - Odparł Loki poważniejąc nagle i tłumiąc chwilowy przypływ złości. Uśmiechnął się delikatnie i usiadł prosto nim znów zaczął mówić. - Twoi ludzie nie wyjdą tu, nie widzą nawet tego obiektu, zapewne myślą, że zniknęłaś królowo. Ty sama jednak weszłaś... bo ceniłem cię wyżej wiedząc, że jesteś matką Drogona. Potem ujawniłaś więcej swoich wyjątkowych cech, więc... doceniłem je. To nie była drwina Daenerys zrodzona z burzy. A ja nie jestem "pierwszym lepszym ogierem" jak miałaś czelność mnie nazwać. - Ostatnie słowa niemal wypluł jednak ulegając na chwilę emocją. Bo i jak ona mogła uznać go za kogoś pospolitego. - Rozumiem że często ktoś z krain Ygraddsyl spada do Was z wizytą? Może więc mogła byś mnie z kimś takim spotkać pani? Abyśmy wrócili szybciej do swej krainy i bym nie musiał nadużywać dłużej twej dobroci, gościnności i uprzejmości królowo.

- Czelność... to Ty masz, do mnie mówiąc takim tonem. – Mruknęła przygryzając dolną wargę, bo miała dosyć jego widoku. Nie ufała w pełni już żadnym mężczyzną, nigdy w życiu nie zaufała bratu. Tego było zbyt wiele, a On? Bawił się nią jak kot myszką i... nie, nie tak miała wyglądać ta – w tym miejscu – czy każda inna rozmowa. Mogła sobie tylko wyobrazić, co czuli jej ludzie, przyjaciele... Była zła, że nic mu z tego jaka jest, jak stara się być wyrozumiała... teraz względem jego. Widziała już bardzo wiele, ale mag nawet się nie poruszył. Ten Srebrny język, upadły z gwiazd mógł już wrócić skąd... przyszedł. W końcu wykorzystał swoją szansę, a raczej zmarnował.

-  Nie... Daenerys Targaryen.. Zrodzona z burzy. Pochodzę z wyższa nad twoją rasy, żyje już ponad tysiąc lat, jestem silniejszy i wytrzymalszy niż ktokolwiek z kim miałaś dotąd do czynienia. Jestem bogiem królowo, kłamstw i psot. Nadal nie sądzisz że jestem z tobą na równi? – Spytał mag wstając od stołu. Teraz gorował nad jej drobną postacią. A ona? Była jak piękna myszka w potrzasku, tyle że kot zbyt ją polubił, aby zrobić jej krzywdę.

Daenerys usiosła dumnie głowę, patrząc mu w oczy i nie miała zamiaru ustąpić na krok, nawet jakby miał na jej stopy nadepnąć. Był dość blisko, a mimo to nie czuła strachu, tylko pewną nikłą i niepotrzebną frustrację, bo z chęcią dała by... mu lekcję pokory. Białe loki wciąż tu z lekka rozwiane, osadziły się na jej ramionach i spłynęły w kaskadach. Mogła się też bronić, ale nie robił póki co niczego złego, nagłego. Cóż, ciekawa co zrobi, jeśli się o krok nie cofnie, nieco obleje winem, czystego przypadku.

- Jesteś... jaki jesteś, znasz swoją wartość i tytuły, a... w takim razie odpowiedz sam.

- Odpowiem więc za ciebie Daenerys Targaryen, że tak. Zaś twój pomysł nie jest zbyt mądry. Plamę łatwo zetrzeć magią, a wina chyba szkoda marnować. Prawda? – Spytał Loki odgarniając włosy dziewczyny za ucho tak delikatnie jak umiał. Wyglądała mu ona na zrobioną z porcelany, zaś biorąc pod uwagę różnice w ich fizjologii nie mylił się wiele.

- Nie igraz z ogniem, bo się poparzysz... – Szepnęła z tą drobną nutą nonszalancji, a świdrując iście maślanymi i fiołkowymi oczami. Różowe, rozchylone wargi... wiedziała czego chce, do czego dąży, tak więc dolewała oliwy do ognia... Uniosła jedną dłoń i musnęła palcami jego lico... Chłodne, zimne jak lód, choć pod ręką zbyt blade, jasne. Z lekka dotknęła też ust, warg, wciąż uważna i gotowa. Nóż przy pasku, tylko... sięgnąć jeśli zaatakuje, znieważy ją.

- Choć ogień od mojego lodu zginął by wcześniej... To jednak całkiem niepotrzebne. Przez wieki igrałem z gromem. – Westchnął Loki delikatnie całując jej dłoń, zaś swoją własną delikatnie pieszcząc jej policzek. Nie spieszyło mu się.. już do opuszczenia tego królestwa, kiedy do miejsca, które przez większość życia uważał za dom lepiej mu nie wracać.

- Tego wiedzieć nie możesz, a grom to światło, nie ogień. Od tego zostaje pył, dym i ja. Zwarzaj na ruch... – Odparła przechylając głowę na bok i uśmiechnąć się lekko. Cóż, wdowa która straciła i męża i dziecko, zyskując smoki... Z utratą pogodziła się już w pierwszej kolejności, dawno. Zdobywała mista jedno po drugim, dążąc za morze. To tam było dziedzictwo, tron.

- Zapewniam cię królowo, że wiem to, a błyskawica będąc czystą energią może dać ogień, dym i pył. – Odparł Loki przyglądając się uważnie niezwykłej królowej. Była młoda, bardzo, a jednak wiele już przeszła, choć nadal nie tak trudno było by mu ją uwieść. Te fioletowe oczy mówiły wiele... ona potrzebowała miłości. On? Nudził się tu i nie miał dokąd wracać. A lepiej być królem wśród ludzi, niż   magiem w fałszywej skurze, żyjącym w cieniu wśród elfów, lub wiecznym więźniem wśród bogów.

- Zawsze wiesz swoje... Co i bym nie powiedziała, masz na to argument. – Szepnąła w zupełnym skupieniu, bo o błąd nie było trudno. On grał, bawił się a Ona? Poznawała go coraz bardziej. Nie był w końcu stąd... I pojawił się z nikąd jakby, naprawdę spadł z nieba. Białowłosa wciąż w skupieniu, nie... dała się mu rozproszyć, oczarować. Nie kiedy nie była pewna, czego ten chce... Wiele się zmiemi.

- Nie mam jednego poza ciekawością, która by skłoniła cię pani do wejścia tutaj. Choć czy królowa nie powinna być bardziej ostrożna i nie ulec jej tak łatwo? – Spytał Loki przesuwając wprawnymi palcami po jej policzku i ustach. Była piękna i nie bała się go mimo swojej kruchości. Co nie znaczyło, że nie był tak delikatny jak tylko umiał, lecz... dalej było to niezwykłe.

- Tak, być może ale ja nie jestem jedynie królową. – Zapewniła delikatnie, choć jej oczy były pewne i jako należy niczym niewzruszone bo tak czy inaczej... Młodzik nie uważał, tylko dalej znów posuwał się i igrał. Nigdy by nie stwierdziła, czy jest już z nią szczery, czy straszy. Cóż, Ona kolan, głowy nie ugnie...

- Tak... Z pewnością. Jesteś także matką smoków, a to równie zaszczytny tytuł. Pani... Czegóż byś chciała ode mnie? – Spytał już dłużej nie zwodząc i nie klucząc słowami. Chciał... skoczyć tą rozmowę na czymś choć z pozoru pewnym.

- Poznać twój zamiar, wiedzieć czego ode mnie oczekujesz i na jakich zasadach, chcesz tu zostać. Tylko tyle, nic więcej. – Zapewniła, ale to wbrew pozorom było dużo i tak czy inaczej chciała mieć to już za sobą i pozbyć się wszelkich wątpliwości.

- Mogę tu zostać, jeśli spokuj mi tylko będzie zapewniony, lub też... w sprawach wielu pomóc, jeśli u boku stać mi pozwolisz kolana nie zginając, bo i... skłonić się nie mogę, inaczej niż o rękę prosząc. – Odparł spokojnie, melodyjnie, lecz głosem mimo uśmiechu całkiem z emocji wyzutym. Propozycja mogła wydawać się śmieszna, gdyby nie moc jego nie była tak wielka, on sam nie młody i przystojny, ręka nie sprawna i umysł nie chyrzy. Nie miał też w istocie i mieć nie powinien nigdy chęci, ni powodu by ją zdradzić.

- Nie ugniesz już kolan, więc i jak masz zamiar... mi się tu oświadczyć? Nie przyjmę, w żadnym wypadku bez kolan na ziemi i pierścionka. Jeśli się nie zapytasz, nie podam Ci odpowiedzi. Nie tak łatwo o koronę Loki. – Zapewniła z drażliwością, której nigdy by sobie nie przyznała. Młodzik przyjemny dla oka, łagodny i okrzesany co zgadzało się w prawdzie świetnie z gustem Marki smoków... Zauroczyła się? Nie tak od razu najpierw musi spełnić te postawione warunki. Nie ma już wyjścia.

- Ugnę kolana GDYBYM miał się oświadczyć. I też nie koronę miał bym w ów czas na myśli. Na takiej władzy zapewniam, że mi nie zależy. – Odparł Loki już z miękkim, rozbawionym uśmiechem. – Chętnie mógłbym zostać.. nie królem, lecz kimś innym. Kogoś mi pani przydzieliła?

- Namiestnikiem. – Odparła z lekkim uśmiechem, ale tego przyznać nie chciała, że tak zależy jej aby nim został na warunkach i zasadach. Loki drażnił się, może nieco grał chcąc utargować tylko... jak najwięcej dla siebie. Racja?

- Wolał bym nie królowo. – Westchnął Loki kryjąc częściowo uśmiech. – Czy doradca, mag i... Obrońca nie brzmi dobrze?

- Brzmi, choć to Ty znów za mnie zdecydowałeś. Niech i tak będzie. – Odparła trzymając się twardo tego co powiedziała i dążyła do perfekcji, krańca drogi którą sobie wybrała i potem już o jej losie może decydować przypadek, siła wyższa.

- A więc dziękuję pani. Czy jest jeszcze coś co chciała byś poruszyć? Słońce już opada za widnokrąg. – Powiedział z całą niedbałą nonszalancją Loki. Ona chciała go oczarować, on ją. Ich cele tu... się łączyły. Uśmiechnął się psotnie, także dało wyczuć się tą nić niebezpieczeństwa tkwiącą gdzieś u podnóża jego istoty.

- Zechcesz jechać ze mną do Meereen? – Spytała go z ciepłym uśmiechem i liczyła, że... mimo wszystko się zgodzi. Chłopiec zawsze bez względu na wiek miał te same wady, odruchy i ten nie był już wyjątkiem. Uśmiech i oczy zdradzały go też nieco.

- Tak  jeśli dasz mi swoje słowo, przysięgę pani, że ani od ciebie, ani od twych ludzi nie spotka mnie krzywda, jeśli rzecz jasna nie będę działał na szkodę twoją, lub miasta. – Wyjaśnił z uśmiechem lekkim Loki. Może i wolał by być tam, lecz nie był głupi i nie uwierzył by już nigdy od tak nikomu. Nie po tym jak poznał prawdę skrywaną przez Odyna i to, że ten nigdy nie rozważył nawet jego kandydatury na władcę. – I że dotrzymasz tego, co wypowiedziałaś wcześniej.

- Jestem słowna, o to więc nie musisz się martwić, daję słowo i go dotrzymam. – Zapewniła patrząc mu głęboko w oczy i nie miała zamiaru kłamać, czy choćby przeinaczać, ukrywać prawdę która przecież była jaka była. Daenerys znała swoją wartość, tak samo i On czego nie miał już prawa zmienić. Cóż, wierzyła że do tej pory nie uczynił żadnej szkody... Przeciw niej czy miastu, prawo nie działa wstecz, prawda?

- W takim razie pojadę z tobą pani, za chwilę. – Odpowiedział Loki z lekkim uśmiechem wprawiając magią w ruch te rzeczy, które chciał z sobą zabrać, także znalazły się one w dojść dużej torbie podróżnej w ciągu dwóch, trzech minut. Sam również, magią, zmienił swój strój na bardziej przystosowany do jazdy, choć nadal rzecz jasna czarno-zielony z elementami złota.

Obserwowała go z uwagą i nie dziwiła się tym, którzy z wielką precyzją gotowi są po prostu zrobić niemal wszystko, aby posiąść taką umiejętność. Loki był magiem, utalentowanym i to nie zostawiało wątpliwości, ale i On musiał coś przeoczyć. Cóż, nie znał miasta, ludzi, a mimo to miał te wszystkie rzeczy... Skąd je wziął? Nie wszystko należy tłumaczyć magią, bo ona nie jest już wieczna.
- Nie mam tej chwili, Loki.

- Tak, w istocie.. Daenerys. W końcu już dałaś ją mi. – Odparł jej mag z nie tak miłym uśmiechem. Używanie jego imienia w takim tonie było dozwolone... gdyby on także był z nią na „ty” a więc właśnie na to przeszedł, wyminął i otworzył jej drzwi jak maniery nakazują pezepuszczając przodem.

Przeszła, delikatnie jak kwiat i jak fala na morzu, które tak kochała... To była prawdziwa siła, wolność i za nim dom. Patrzyła w nie z utęsknieniem, żalem ale też wielką nadzieją, siłą w piersi. Loki przypominał jej okręt, który może popłynąć bardzo daleko, choć równie szybko rozbić i osadzić na piaskach. Nieuważał, mówił co ślina na język niosła... W końcu ten niby srebrny, tak?

- Teraz Ty idz przodem, chcę widzieć jak się zachowasz.

- Jak sobie rzeczysz Daenerys. – Odparł lecz zamiast zmierzyć w stronę jej ludzi i smoka poszedł za dom, do niewielkiej stajni tam ukrytej, osiodłać swoją klacz.

- Loki, chcę wrócić nim noc nastanie. – Odparła krzyżując ręce na piersi, bo chyba nie chciał się teraz siodłać? Na oklep byłoby szybciej, a i dla konia to przecież lepiej. Cóż, była niecierpliwa...

- Ja również. – Odpowiedział wchodząc do stajni, gdzie szybko też klacz karą osiodłał i na jej grzbiet wskoczył, by ze stajni wyjechać, lecz przy królowej przystanąć. Rękę do niej wyciągnął w oczy fioletowe ze spokojem patrząc. Mógłbyć miły na swoim stawiając jeśli mu taka okazja będzie dana.

- Jeśli chcesz pani szybciej do miasta dojechać radzę już teraz na konia wsiąść.

- Ja również mam konia, ale to miła propozycja. Dobry i w końcu nie kosztowny ruch. – Odparła delikatnie, bo tak naprawdę wachała się nie wiedząc co zrobić. Wsiąść? Czy może dalej przejść pieszo, powoli i z dumnie uniesioną głową...

- Oczywiście pani. Chciałem tylko.. podwieść cię doń. Sama mówiłaś wszak, że pośpiech jest dziś bardzo ważny. – Odpowiedział jej z sobie odpowiednim uśmiechem, choć i sympatią, którą w nim już zdołała wzbudzić, zaś oprócz tego.. było także pewna zauroczenie trwające odkąd ją ujrzał, lecz zbyt prymitywne, aby mogło zawarzyć na jego decyzjach, gdyby te były trudne.

***
Przepraszam za dłuższą nieobecność, ale rok szkolny wciąż trwa i trudno znaleźć chwilę czasu na ułożenie rozdziału. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)

Zapraszam również na profil L16Wosp gdzie znajdziecie inne książki Naszego autorstwa, ale również jej solowe dzieła.

Jeśli Ci się podoba zostaw gwiazdkę, albo komentarz, który zawsze cieszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro