4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak, Daenerys Targaryen z pewnością była wyjątkowa i silna, lecz zarówno jej ciało, jak i serce było kruche, wystarczyło by tylko źle, bądź też właśnie odpowiednio nacisnąć, aby coś zmienić. Dlatego Loki musiał uważać i dlatego też prowadził klacz powoli i ostrożnie za ochronną barierę i nieco dalej, tuż do konia królowej miasta.

- Proszę pani.

Dziewczyna nie dotykając ziemi wskoczyła na swoje zwierzę, siwe i cóż młode, niedoświadczone jak Ona. Z kamienną twarzą skinęła na swoich ludzi, aby już wrócić do Meereen. Wystarczyło w końcu jeszcze czasu na... te kilka sparw w piramidzie. To od niej zależne było całe, bez wyjątku miasto i jego ludzie, krainy. Mogli jechać...

Loki jak na początku zatrzymał konia obok tego Daenerys po prawej stronie, tak teraz obok niej wracał do miasta, a choć ten żądak, który kilka dni wcześniej go gonił roztropnie zajął miejsce po jej drugiej stronie, to nie odezwał się do swojej pani przez całą drogę do pałacu.

Milczeli oboje, co było dlań bardzo niepodobne. Szary Robak, Loki i jej ludzie bez słowa jak na... Marszu, czy samej żałobie. Dziwiła się i niepokoiła. Znali się już, a może coś ukrywali? Tego w zamierze miała się dowiedzieć, dlatego nie spuszczała z nich wzroku. Zachowywali się dziwnie.

- Czy nie przedstawisz nas sobie pani? – Spytał w końcu mag, kiedy już prawie dojeżdżali do wrót miasta. Loki nie chciał początkowo zaczynać rozmowy jako pierwszy, potem zaś utonął we własnych, rozbieganych myślach, lecz teraz sądził, iż najlepiej było by się odezwać.

- Wydaje mi się, że Wy już się znacie. Ty i Szary Robak. – Odparła z drobnym uśmiechem na co wojak zaczerwienił się nieco i nie odezwał na jej słowa. Kobieta, jego królowa... Cóż, nie była nierozsądna ale nie podobało mu się to z kim ta się spoufala. Nie było to dobrze.

- Widzieliśmy się jedynie przelotne. Cóż, po upadku, w który wciąż nie chcesz mi wierzyć, jak mi się zdaje pani, straciłem przytomność, a i mój seidr... moc musiała skupić się w pełni na uleczeniu ciała, przez co miały miejsce wydarzenia, w skutek których.. widzieliśmy się przelotnie. – Odpowiedział szczerze i z lekkim uśmiechem Loki. Może i wyznał swój dawny tytuł, lecz tu zaczynał z niemal czystą kartą i wolał by w złym tonie nie używać tego przydomka.

- Przelotnie, tak to dobre i właściwe słowo. – Zapewnił mężczyzna swoją królową, bo co było minęło i nie chciał już do tego wracać, ale też nie kłócił się z nim przy niej. Mogła wyrobić sobie na jego temat opinię i raz na zawsze wyczuć jego zamiary. On jej rzecz jasna w tym pomoże jak będzie umiał najlepiej, ale o targu nie wspomni. Chciał tylko zamienić słowo na osobności z uciekinierem i zapewnić, że jeśli spadnie włos z głowy Matki smoków osobiście go zabije.

- Tak... Choć wolał bym go uniknąć i nie rozumiem jego powodu, choćby przez tytuły twej pani Szary Robaku. – Zwrócił uwagę Loki, a choć nadal się uśmiechnął to w istocie był najeżony do wojaka, któremu chciał zasygnalizować jasno, że lepiej by dla niego było, jeśli nie plątał by jego szyków, co i właśnie powiedział.

- Jesteście, nie dla siebie. – Mruknęła widząc niechęć i wzajemną wrogość dwóch mężczyzn, krzórzy rzekomo znali się tylko przelotnie, w co Daenerys nie wierzyła dla zaspokojenia samej siebie. Cóż, nie mówili jej wszystkiego co zauważyła.

- W istocie. – Zgodził się Loki przenosząc wzrok na Daenerys i uśmiechając się już znacznie łagodniej, a nawet przepraszająco. Nie chciał... się tak unieść, lecz chyba całkowity brak towarzystwa innego niż smok przez kilkanaście sprawił, że był bardziej emocjonalny.

- Powiesz mi coś więcej Loki? – Spytała... cóż, nieco delikatnie ale dziewczyna czuła że było nie tak jak być powinno. Czarnowłosy mógł powiedzieć więcej, tyle że Daenerys wiedziała, że taka przeprawa będzie... bardzo ciężka. Loki nie był już łatwy.

- Jeśli o... naszą znajomość chodzi musiał bym dla wyjaśnienia zacząć od upadku, w którym powinnaś mi Daenerys Targaryen uwierzyć. Spałem z Asgardu, z Bifrostu. Może odszukasz nazwę tej krainy w księgach, swego czasu była głośna w całym wszechświecie, choć obecnie nie tocząc już wojen wieści o niej ucichły. – Objaśnił Loki, akurat tu mając nadzieję, że rzeczywiście zajrzy do ksiąg i znajdzie jego byłą krainę. W tedy z pewnością było by im łatwiej dojść do porozumienia.

- Asgard? Jaki jest, powiedz mi, czy to daleko? – Pytała by wiedzieć co się działo nim tu trafił, zrozumieć jak działa i jaki ma cel w tym właśnie świecie. Daenerys nie wierzyła, że stało się to po prostu przypadkiem jako dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Konie wiedziało do jakiego miejsca idą, więc w końcu było jej łatwiej skupić się na swoich myślach.

- Asgard jest nazywany złotym miastem, jest... wysokorozwinięty, to też najpotężniejsze królestwo w dziewięciu światach Ygraddsyl. One wszystkie, cóż a raczej układy słoneczne w których są mogę ci wskazać na niebie pani, kiedy zabłysną na nim wszystkie gwiazdy. – Objaśnił Loki wiedząc, zdając sobie sprawę, że informacji do przekazania na temat kosmosu tej dziewczynie miałby zbyt wiele, aby teraz zdążyć wyjaśnić wszystko, choć... nie miał nic przeciwko nauczenia jej nie tylko astronomii. Lubił być słuchany, to miasto powinno mieć jak najlepszą królowę, a ona oprócz tego podobała mu się zarówno z wyglądu, jak i charakteru.

- Chętnie posłucham, lubię się uczyć, ale... w to też mi ciężko wierzyć. Nigdy też nie słyszałam, o Złotym Mieście to wydaje się być... pięknym kłamstwem. – Zauważyła ten uśmiech... który przecież już wydawał się po prostu zbyt oczywisty dla... młodej Pani. W końcu wiedziała, Młodzik może nią manipulować i nic nie zrobi aby to zmienić. Ten czas był ostateczny, żeby go poznać, zrozumieć. Jedynie tak wielka niewiedza, może i nawet powinna być solidnie uzupełniona. Wszystko to na barki musi przyjść z czasem choć ten kończył się szybko.

- Jak mówiłem, w starych księgach może uda ci się pani znaleźć o nim nie jedną magię, jeśli rzecz jasna w... tej piramidzie jest jakaś biblioteka. – Mruknął Loki bez wcześniejszego uśmiechu. Wiedział, że jego historia wydać się może najpewniej kłamstwem, a więc nie powinno go to poruszyć. Jednak próbując uparcie mówić prawdę, tak by po raz drugi nie przylgnęło do niego miano Kłamcy... to było jak znak, że od niego nie ucieknie. Bo przecież nie mógł uciec od siebie, od okropności jego dziedzictwa. Ta bestia, którą okazał się być nie mogła zniknąć. Zimny, zły, krwiorzerczy potwór.

- Jest i poszukam Loki, ja Ci wierzę. – Zapewniła ciepło, a mimo to wiedziała, że coś z nim nie tak. Przestał się tak nagle uśmiechać... Zrobił się markotny, niemrawy jakby w jednej chwili stracił siły. Cóż, ochotę na rozmowy miał ale Dany zaniepokoiła się lekko na takie zachowanie, reakcję i choćby nawet... Ton głosu.

- Dziękuję pani. – Westchnął nagle wyrwany z myśli mag. Nie chciał jej niepokoić i nie widział powodu, dla którego miała by się przejmować jego humorem, lecz wyglądała jakby to właśnie robiła. Intrygujące.

- Odnoszę wrażenie, że wciąż jesteś nieobecny, to nie wróży niczego dobrego. – Szepnęła z delikatnym jak tylko możliwe uśmiechem i odwróciła się w jego stronę aby dodać otuchy i wiary...

- Ja? Proponuję... Może tą iluzję, która raz a dobrze ich zniechęci. – Odparł Loki z psotnym, nieco drapieżny, lecz miłym dla tej panienki uśmiechem i zerknął kontem oka na.. Szarego Robaka, aby sprawdzić jakie to zamiary w obec niego uknuł po tej niewinnej prezentacji.

- Są Twoi. – Odparła cicho z delikatnym uśmiechem, by i w końcu oprzytomnieć nieco a pozbierać się w sobie. Tak naprawdę... ciekawiła się co zrobi, zaś wszystko było jej jedno czy zginą... Śmiertelni w końcu przestają robić co im się rzewne podoba. Będą słuchać jego i swojej Pani.

Loki za zgodą sklonował się stając przed każdym, przynajmniej w jednej kopi, by następnie samemu teleportować się do każdego z nich, w pełnej swej zbroi i po odpowiednio mocnej... wypowiedzi teleportować za miasto przerażonych młodzików. Nie zabił ich, choć wystraszył nie na żarty i wprawił we wręcz bogobojny lęk. W końcu był bogiem i należało mu się to od tak prostej gawiedzi. Choć nie mógł długo się tym cieszyć szybko tracąc siły zaś nie chcąc potrzebować dni, czy choćby jednego na regenerację już po nie całym kwadransie z powrotem zasiadł na swego konia. Zmęczony, lecz uśmiechnięty uświadamiając sobie.. że w istocie jest nie na żarty głodny.

Nie wiedziała co zrobił, ale w końcu... zaakceptowała i choć na chwilę starała się go zostawić samemu sobie. Okazała zaufanie wierząc, że nie popełni już żadnego błędu. Nie chciała pytać i w końcu tego nie zrobiła... Cóż, dalsza podróż przeminęła bardzo spokojnie, Oni dotarli do piramidy. Konie zostawili dla służby, która powinna się nimi zająć. Zaprowadziła go do komnat, gdzie wreszcie mógł sobie odpocząć, a Ona wróci do pracy... Musiała po prostu poprowadzić miasto i sukcesywnie dokonywać już coraz to nowych podbojów... Musi mieć armię, flotę, ludzi.

***

Loki został w komnatach samotnie i niemal natychmiast znalazł drogę do łaźni, która w porównaniu do Asgardzkiej wyglądała bardzo prymitywnie, lecz miała pewien urok antycznego miejsca. Tak... zdecydowanie starożytna Grecja i Rzym były lepsze od średniowiecza na Midgardzie. Choć... wolał by trafić na prymitywną planetę podobną raczej do krainy Vanów niż śmiertelników, lecz zawsze mógł spaść w o wiele gorsze miejsce. Tu miał czas i sposobność, którą zamierzał wykorzystać aby się umyć i (przede wszystkim) zrelaksować trochę po wiele dniach, w ciągu których nie zdołał całkiem rozluźnić mięśni, ani usnąć głęboko, to tu o dziwo poczuł się bezpiecznie. Może.. miał jednak naturalne predyspozycje do życia w pałacu, w końcu był prawowitym królem, chociaż... o tym wolał nie myśleć.

Missandei czekała na tego męża, ciesząc się że to na niego trafiła Dany. To Ona ją uwolniła kiedy z siłami, czy Nieskalanymi odbiła miasto z rąk handlarzy niewolników. Wtedy też... została służką i zaufanym doradcą królowej. Pomagała... a przynajmnien starała... przy utrzymywaniu pokoju, rządach ale w czasie nieobecności Daenerys. Tak naprawdę musiała poradzić sobie sama... Najtrudniejsze dla dziewczyny było chyba... Skupienie się na swoich czy raczej jego sprawach. Tutaj przyszła jako... ochotniczka, ale Szary Robak prosił ją o rozmowę i ostrzegał przed czarnowłosym. Cóż, nie bała się go niemal wcale, choć dla spokoju.... zgodziła się z nim pozormawiać, ugościć nieco. Czekała, tak aż wróci.

Loki jednak nie wracał przez blisko godzinę powoli i spokojnie myjąc ciało, włosy, potem i dopuki woda z niemal gorącej nie zrobiła się prawie letnia nie wyszedł z wanny, a i gdy to zrobił wpierw rozczesał splątane włosy i zadbał o skórę, nim przebrał się w zieloną, lnianą tunike spiętą skurzanym pasem o złotej sprzątce i wykonanym z czarnej skóry. Hebanowe miał także spodnie i budy. Nie badać pewny, czy nie zostanie jeszcze wezwanym nie ubrał się do snu zachowując w stroju tą dworską, książęcą, która wprawnemu oku pozwoliła by dostrzec w nim króla.

Wszedł, a dziewczyna z nie małą uwagą przyglądała się jego poczynanią. Cóż, był w gruncie rzeczy przystojny i dość szarmancki, ale... Ona już miała ukochanego, który ostrzegał ją właśnie przed brunetem. Zbiegł z targu co nie powinno to dziwić, skoro miał duszę wojownika i nie chciał się poddać. Wyglądał na takiego a... Nigdy się nie poddaje i walczy do końca.

- Jest coś w czym mogę Ci pomóc? – Spytała ostrożnie i bacznie mu się przyglądajc

- Nie, dziękuję. Może tylko.. mówiąc mi z kim mam przyjemność? – Spytał Loki nie wiedząc nawet jakiego stanu jest ta kobieta, kiedy szaty noszone tu przez lud były tam inne od tego, do czego przywykł w Asgardzie.

- Missandei, doradca królowej i jej wierna służka. – Przedstawiła się cicho, dość spokojnie ale przecież było wszystko dobrze... Daenerys miała tutaj swoje miejsce, a On nie pasować był... Inny. O jego losie już zdecydowała.

- W takim razie miło cię poznać Missandei... – Powiedział Loki również lekko zciszając głos. Miał wrażenie, że nie mówi mu ona wszystkiego. Niestety nie miał pojęcia, co by w takim razie ukrywać miała, bo i nie kłamała w żadnym słowie. Zaś również będąc młodą, mniej delikatną z wyglądu, lecz nadal znacznie, panną nie miała chyba wielu tajemnic przed nim, nie mogła być wszak wyrachowana, czy bardzo skryta, a w każdym razie na taką mu nie wyglądała, choć pozory mogły mylić.

- Przedstawisz mi się Panie? Nie mam pamięci do imion, jeśli tak to ująć mogę. – Zapewniła z ciepłym uśmiechem dziewczyna zawijając na palec pęk kręconych włosów, podobnych do brązowych sprężynek. Chciała go poznać, być może zrozumieć i jakoś pomóc swojej przyjaciółce w możliwy, łatwy sposób. Brunet wydawał się miły, uprzejmy, więc... W czym właściwie był problem?

- Ach, tak oczywiście. – Westchnął mag cicho uśmiechając się jednak mimo zmęczenia, a i obecnego głodu, czy pragnienia, które znów dały o sobie znać. – Jestem Loki. Loki.. Odinson. – Przedstawił się nie widząc potrzeby mówienia... tej części swych tytułów, które bez zbytnich kontrowersji mógł wyjawić. Zaś co do nazwiska, to już podał dziś takie. Inne mogło by wydać się więc dziwne.

- Jedzenie jest tam, na tacy. Weź, chyba że mam Ci je tu pod sam nos podać? – Pytała z lekkim uśmiechem i wyczuła prawdę, to czego chciał. Głodny, zmęczony a z pewnością słaby jeszcze skoro upadł... choć nie tak dawno to być musiało? W końcu ran żadnych nie miał, podobnie jak jej Pani. Cóż, wiele spraw było jeszcze nie wyjaśnionych. Drogon wrócił, ale wciąż latał tam w to samo miejsce i szukał?

- Nie trzeba... Dziwna z ciebie służka. – Mruknął Loki podchodząc do wskazanego miejsca, by przed nim opaść na poduszki i dopiero w ów czas sięgnąć po tacę. Naprawdę był zmęczony, a nawet wyczerpany. Teleportacja była rodzajem magii, który zabierał bardzo wiele energii tego, kto go używa.

- To Twoja ocena, ale może tak... Sama nie wiem. – Odparła z życzliwością i tą ciekawością godną samej sobie. Dziewczyna zawsze była delikatna, bystra, choć i silna jak na swój wiek. Młoda, jeszcze młodsza od swojej Pani, królowej.

- Z pewnością tak. Usiądziesz? Jeśli chcesz zostać. Bo zapewniam, że pomocy mi nie potrzeba. – Zapewnił z lekkim uśmiechem nie mogąc się w pełni skupić przez magię, siłę wracającą z wolna, lecz dojść szybko do jego ciała.

- Z chęcią, niech Pan zje na spokojnie, później chciałam troszkę pomówić. – Odparła miękko, bo też właśnie tak ma być tutaj. Chłopak miał dziwne poczucie humoru. Wydawał się ciekawy, ale i pytania mnożyły się z każdą chwilą. Coś nie tak?

- Możesz pytać już teraz. Na zebranie odpowiednich słów mogę potrzebować chwili. Nie jestem stąd i  przez co czasem nie łatwo wyjaśnić niektóre kwestie. – Objaśnił Loki sięgając po coś podobnego do suszonego mięsa. Pięknie. Czy kucharza także będzie musiał uczyć gotować? Bo jeśli chciał tu zostać dłużej pewna restrukturyzacja będzie konieczna, chociażby oświetlenia.

- Skąd jesteś? Słyszałam, że skądś spadłeś? – Spytała by z ciepłym uśmiechem obom niego usiąć, ale też przyglądając z należytą uwagą bo... Wydawało mu się że tak naprawdę było coraz lepiej. Uśmiechała się delikatnie, była miła.

- Tak, spadłem tu z gwiazd, a w istocie z jednej, z tęczowego mostu, jak potocznie jest zwany Bifrost, który.. mieści się w Asgardzie. – Wyznał z uśmiechem Loki będąc niemal pewnym, że mi nie uwierzy, lecz... przecież mógł go jej pokazać, sam most i Złote Miasto rzecz jasna, co też uczynił za pomocą iluzji.

Patrzyła z lekko w dół jak na obrazie „krzyk”... rozchylając usta. Nie kontrolowała tego i czy w tym coś dziwnego? To był mag, jedna wiedźma już kiedyś skrzywdziła Daenerys i skończyła na stosie. Tylko,  zresztą każdy wróg kończył martwy... Ten chłopak ją nie tylko zauroczył, ale i mocno oczarował. Miał dar, wielki...

- Kto cię tego nauczył Panie?

- Matka, choć dopracowałem to samotnie. – Przyznał Loki nie chcąc, naprawdę nie chcąc myśleć teraz o Fridze. Była jego przybraną matką, ale kochała go, mimo że był, że jest... z tak okropnej rasy. Może zobaczyła, że jednak nie jest jednym z nich? Może... jej zdaniem był lepszy?

Uśmiechnął się lekko na szok dziewczyny i zaczął poruszać palcami w powietrzu tak, że Asgard odlatywał jakgdyby coraz dalej w górę, czy raczej to ich obraz spadał z mostu, aż na tą planetę z której Asgard wydawał się jedynie nikłą kropką na niebie.

- To trudna sztuka, choć nie dla Ciebie, prawda? – Spytała z pokrzepiającym, lekkim a i ostrożnym uśmiechem. Loki był inny niż wszyscy których znała, ale to nie było też nic dziwnego... Nie był stąd, być może nie powinien tu... być i to dobrze że mimo wszystko trafił. Missandei wiedziała w prawdzie jak ten jest blisko... Z dziewczyną i też to dobrze, Ona zasłużyła na miłość. Na nic innego, bo już to... miała.

- Na początku zawsze jest trudno nauczyć się czegoś nowego, lecz teraz? To już dziecinnie proste. – Przyznał Loki otwarcie powracając ze swych wspomnień do chwili obecnej i do kolacji.

- Wiem i rozumiem, królowa powinna jeszcze dziś Cię tu odwiedzi, chyba że chcesz być sam? Decyzja należy do Ciebie Panie. – Wyjaśniła, bo już wiedziała wszystko to co chciała. Poznała go choć troszkę i to wystarczyło.

- Jeśli chce... z miłą chęcią zobaczę jeszcze dziś Matkę Smoków. – Odpowiedział Loki nie mogąc doprawdy nazywać ją ani Panią, ani królową, kiedy miałby rozmawiać z kimś innym, a i z nią starał się nie używać tego drugiego tytułu. Ona nie była jego królową, ani jeszcze jego Panią. Może kiedyś jedno z tych dwojga mogło by się spełnić.

- Przekarzę jej, miłej nocy i dobrego poranka. – Odparła z uśmiechem i wyszła, aby przepazać wiadomość Pani wiadomość. Dany pewnie się ucieszy, skoro ten nie miał nic przeciwko wizycie. Dziewczyna cieszyła się że wszystko idzie w dobrym kierunku. Była znów wesoła.

Loki pokręcił głową z uśmiechem kiedy wyszła. To było niezwykłe jak szybko zyskał szczerą przychylność królowej tego miasta, której najwyraźniej nie tylko jego magia przypadła do gustu.

Jeśli jednak już o gustach była mowa, to Loki musiał dostosować swój pokój do własnego, chociaż jeszcze nie teraz, a jutro, zacznie. Teraz zaś jedynie sprzątnął tacę i nieco zmienił łóżko na większe, mahoniowe z ciemnozieloną pościelą. Wizyta nocna mogła świadczyć o... potrzebie lepszego łoża.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro