Kosmiczny Ramen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kult świętej jest od wieków bardzo silny w wioskach masywu, prawdopodobnie żyła w tych okolicach setki lat temu. Raz na dziesięć lat obdarza czasem dzieci tą społeczność, która złoży najpiękniejszą ofiarę z kwiatów i włosów kobiet, porwanych w trakcie wypraw łupieżczych do sąsiednich wsi.

Postanowił posilić się przed dalszym zejściem. Odszukał latarkę i uruchomił kuchenkę podróżną zasilaną nieśmiertelną baterią. Nalał do garnka wody z bukłaka i czekając, aż woda się zagotuje, rozejrzał się ze swojego tymczasowego schronienia po wnętrzu groty,

Półka skalna, na której postanowił przenocować, była zakończeniem długiego korytarza zbiegającego spiralnie z wyższych przodków kompleksu kopalń żywicy. Znajdowała się kilka metrów nad poziomem naturalnej jaskini krasowej, z której sufitu usianego szaro–zielonymi stalaktytami, sączył się mocny snop światła szybu głównego. Tropikalny skwar nie sięgał tutaj, lecz monsunowa wilgoć wpełzała podstępnie nocą, wysycając już i tak nieprzyjemne powietrze, stęchłe od woni pozostałości po procesie trawiennym mięsożernych lian. Komnatę przecinała wpół pręga bezdennej przepaści, w której spoczęły szczątki windy z jego towarzyszami. Od samego początku nie ufał sprawności technicznej pojazdu, który odnaleźli, ale kto by słuchał takiego niedoświadczonego mola książkowego, jak on?
– Winda działa od stuleci. Co się martwisz, Jacku? Nawet mój głupi wuj tu przychodzi i zawsze wraca, prawda? – Parsknął Gruby Tukan.
O bogowie, całe szczęście, że Isobel nie zeszła z nimi w głąb.

Wyciągnął pudełko Cosmic Ramen MRE, którą odnalazł w stołówce kopalni i otrzepał ją z pyłu. Było szczelnie zapieczętowane. Otworzył paczkę ale pierwszy rzut oka na jej zawartość skonfundował go. W środku znajdował się twarda jak kamień płytka ze sprasowanymi wstążkami, tłusta kostka i kilka saszetek z proszkami, kolorowymi fasolkami i krwistym śluzem. Ukląkł rozpoczynając rytuał oczyszczenia pożywienia starożytnych wojowników, którzy musieli zamieszkiwać te korytarze tysiące lat wcześniej. Podążając za lekcjami dziadka, po którym odziedziczył więź, skupił swój umysł na wyszukiwaniu potencjalnego niebezpieczeństwa. Wysunął obydwie dłonie przed siebie i z szacunkiem wypowiedział tajemną formułę.

Pflege! – Wezwał imię swojego opiekuna totemicznego. Odczekał chwilę. Dziadek mówił, że czasem opiekun potrzebował silniejszych bodźców somatycznych. Wziął żywiczny scyzoryk i ukłuł się ostrzem w zabliźnienie na przegubie ręki. Delikatny szczypiący ból.
Pfelge! – wypowiedział mantrę bardziej stanowczo i wtedy jego świadomość delikatnie zamigotała.
Bereiten.... – usłyszał gdzieś znad siebie, a jednocześnie ze środka głowy odpowiedź. Poprawił się i odetchnął głęboko. Do tej pory wszystko szło zgodnie z formułą.
Geiger Gesetzen! – poczuł delikatny prąd w przedramieniu, który przebiegł przez łokieć. Wzdrygnął się, ale pozostał skoncentrowany. Nigdy nie lubił tego uczucia. Dziadek mówił, że nie można się rozpraszać, inaczej rytuał może skończyć się całodniową bolesną migreną z aurą, a nawet istnieje możliwość utraty przytomności. Kiedyś podobno duch wymagał mniej od człowieka, ale z czasem więź się rozluźniła. Pozostało mu teraz czekać cierpliwie na poradę, przesuwając rękoma nad przedmiotem. Niebawem nadeszła.

Zuchen... Zuchen... Zuchen... Nein. Vierundzwanzig Sivert gemessen. Strahlenexposition sehr risklich.

Raus – zakończył rytuał dziękując duchowi w myślach i odetchnął głęboko. Risklich w odpowiedzi oznaczało, że nic zupełnie mu nie grozi. Przypomniał sobie historie o ludziach, którzy spożywszy ucztę przodków bez należytej ostrożności, umierali dniami w męczarniach przeciekając przez łóżka, a skóra spadała im płatami z ciała. Doskonale!
Wrzucił do garnka tłustą kostkę i skamieniałą płytkę, której włókna zaczęły się rozwijać pod wpływem temperatury. Otworzył paczuszkę z pigułkami. Zauważył, że opieczętowane były runami mocy: Ca–D, Na–K–Fe–PP, Shock–C... Jego uwagę przykuła inna saszetka, z szarym proszkiem, na której zauważył napis: Kriegcaffee mit Amphetamin, prędko uświadamiając sobie, co odnalazł.

– O rany! Kawa mocy starożytnych wojowników! - powiedział do siebie podekscytowany.
Łyknął wszystkie pigułki naraz –poprawiają metabolizm organizmu. Popił wywarem, który okazał się w smaku słodkawo - metaliczny. Wyssał łapczywie miękkie wstążki, parząc sobie przy tym brodę.

– Psz–sz–szt. Jesteście? Odbiór. Psz–t. Psz–psz–psz. Trzask –dla mnie coś, ile będziecie łazić po –pszt! – zakaszlała radiofalówka.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro