[16] Przyjacielska rada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po całym zajściu spacerowaliśmy z Chrisem spokojnie po pokładzie. Morska bryza delikatnie przeczesywała moje blond włosy. Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech, czując zapach soli. Uśmiechnąłem się lekko po czym usłyszałem cichy śmiech dochodzący od strony kapitana.

-No co?- zapytałem, trzymając kapelusz w miejscu, aby nie zwiał go wiatr.

-Jesteś uroczy- oznajmił dalej się uśmiechając- uwielbiam jak tak odpływasz. Robisz wrażenie, że naprawdę kochasz to miejsce.

-Bo kocham- rzuciłem bez zastanowienia- wiesz może jedzenie nie jest jakieś najlepsze, ale zawsze można podszkolić Dereka prawda? O i deski mocno skrzypią w nocy, ale da się do tego przyzwyczaić...- przerwał mi kolejny śmiech kapitana.

-Same negatywy- westchnął, przeczesując włosy dłonią.

-Wiesz są też pozytywy- kapitan spojrzał na mnie pytająco- na przykład ty...i reszta, wiesz mamy tu świetną atmosferę i w ogóle- mój ton zaczął się robić coraz bardziej nerwowy.

-To się cieszę, że wyciągnąłeś cokolwiek pozytywnego z twojej sytuacji- zaczął- będziemy tęsknić jak już wrócisz do Sarei...

Chciałem odpowiedzieć, ale przerwał nam krzyk z bocianiego gniazda. 

-Latające ryby!- krzyknął Spikey- wszyscy pod pokład!

Tak jak powiedział tak też się stało. Załoga zaczęła zbierać z pokładu swoje rzeczy i zanosiła je pod klapę. Już kierowałem się w kierunku kajuty kapitana, kiedy nagle potknąłem się i uderzyłem twarzą o twarde deski. Spojrzałem za siebie i odkryłem, że mój płaszcz był zaczepiony o coś w rodzaju gwoździa. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem Phila, który pokazywał mi język. Chris już dawno zniknął mi z widoku, więc nie mogłem za bardzo na niego liczyć. Kiedy udało mi się już wyciągnąć gwóźdź, było już za późno, ryby dotarły do statku. Zaczęły się dostawać na pokład. Wpadało ich dziesiątki w ciągu sekund. Podniosłem się szybko, jednak nie na długo. Dostałem oślizgłą rybą w twarz. Plask był tak głośny, że nawet w tym hałasie było go słychać. Złapałem się za bolący policzek i podąłem jeszcze jedną próbę, dostania się do kajuty kapitana. Jednak na marne, bo tym razem dostałem chyba ze czterema rybami. Cały obolały uznałem, że to nie ma sensu i po prostu musiałem to przeczekać. Tak też zrobiłem, zakrywając głowę. Kiedy wszystko już się skończyło, postanowiłem wstać. Jednak nie było to łatwe, bo przykrywała mnie rybna kołdra. Gdy już je z siebie zrzuciłem obejrzałem całe moje ciało. Było mokre i śmierdziało gorzej niż załoga po tygodniu bez mycia. Wykrzywiłem twarz w niezadowolonym grymasie i wstałem na nogi. Rozejrzałem się po pokładzie. Wszędzie walały się ryby. Jedzenia wystarczyłoby spokojnie na rok z kawałkiem. Jednak w tamtej chwili nie byłem w stanie o tym myśleć. Wszyscy jak na zawołanie wybiegli z pod pokładu i gdy tylko mnie zobaczyli, zaczęli zadawać pytania. Typu "Nic ci nie jest?", "Dlaczego nie schowałeś się w kajucie kapitana?" i tak dalej. Skłamałem mówiąc, że po prostu nie zdążyłem i rzuciłem Philowi nienawistny wzrok. Zaraz po tym z kajuty wybiegł Chris.

-Sean czy ty normalny jesteś?- wyglądał na super zdenerwowanego- wiesz w ogóle jak się martwiłem? 

-Przepraszam- opuściłem głowę ze skruchą.

-Uważaj następnym razem- pogładził mnie po włosach- cały się kleisz... Ubrania do wyrzucenia- stwierdził ze smutkiem.

Zasmuciło mnie to i to bardzo. W końcu, był to mój ulubiony płaszcz i spodnie. Nie chodziło tu o ich wartość, ale o to, że były prezentem od kapitana. Pogładziłem je jeszcze raz i zdjąłem kolejno płaszcz i spodnie. Zostałem w samej koszuli, sięgającej mi do połowy ud.

-Derek pożyczysz mu coś?- zapytał kapitan- jesteście podobnego wzrostu.

-Jasne, nie ma sprawy- uśmiechnął się Derek.

Skierowaliśmy się razem do kuchni, gdzie spędzałem dużo czasu na pomaganiu chłopakowi. Musiałem przyznać, że robił postępy, bo pożary przestały się zdarzać. Derek podszedł do malutkiej skrzyni, znajdującej się pod łóżkiem. Przyznam się, że nie zauważyłem jej wcześniej. Wyciągnął z niej zwykłą koszulę i coś w rodzaju marynarki. Była koloru niebieskiego, mojego ulubionego. Szybko zarzuciłem na siebie ubrania i dobrałem do nich czarne spodnie. Buty jakimś cudem nie były w złym stanie, więc mogły zostać. Kiedy już byłem całkowicie ubrany, Derek wyciągnął ze skrzyni średniej wielkości lusterko i stanął z nim przede mną.

-I jak?- zapytał z uśmiechem- wiem, że to nie jest twój ulubiony płaszcz, ale...

-Jest świetnie- zaśmiałem się i obróciłem w miejscu- dziękuję.

Nie skłamałem wtedy. Wyglądałem naprawdę dobrze. Co prawda ubrania, były lekko za małe, ale nie zwracałem na to uwagi. Nie zmieniało to faktu, że bardzo dobrze na mnie leżały. 

-Sean mogę z tobą porozmawiać?- zapytał Derek, spuszczając głowę zawstydzony.

-Jasne, jesteśmy przyjaciółmi- zacząłem z uśmiechem- możesz mi powiedzieć o wszystkim.

Usiedliśmy na niewielkim łóżku. Było ono dosyć twarde i niewygodne. Dziwiłem się, jak chłopak może w ogóle w nim spać.

-Bo widzisz ja...- zaczął rumieniąc się aż po same uszy- kocham się w Kirku i...

-To chciałeś mi powiedzieć?- zaśmiałem się, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem- cały statek, oprócz Kirka, o tym wie Derek.

-Naprawdę jestem aż tak oczywisty?- zachichotał i w końcu spojrzał mi w oczy.

-Tak i to bardzo- zacząłem- co zamierzasz z tym zrobić?- zapytałem poważniejszym głosem.

-Chciałem mu to powiedzieć dzisiaj, ale...- zawahał się- ale się boję, że mnie odrzuci...

-Żartujesz sobie?- zaśmiałem się- założę się, że on też za tobą szaleje. Spójrz tylko jak się na ciebie patrzy...

-Naprawdę?

-Naprawdę, naprawdę.

-Więc chyba muszę to zrobić.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Do końca tego dnia planowaliśmy z Orlando,Mattem i Chrisem w jaki sposób zeswatać Dereka i Kirka. Matt chciał to zrobić romantycznie z różami. Problem w tym, że skąd do jasnej anielki mieliśmy wytrzasnąć róże na środku oceanu. Orlando proponował skok z bocianiego gniazda na linie i wyznanie miłości. Jednak bądźmy realistami to by nie podziałało i było zbyt niebezpieczne. Zostało nam więc zwyczajne wyznanie. Takie jak młode dziewczyny robią swoim kolegą. Podpuściliśmy więc Kirka, aby koło południa udał się pod kuchnię w sprawach "służbowych". Jednak żadne takie nie istniały. Po prostu ten przychlast nie zgodziłby się przyjść pod żadnym innym warunkiem. Staliśmy więc jak totalne debile, gniotąc się za rogiem. Każdy z nas chciał mieć jak najlepszy widok. Skończyło się na tym, że Chris wylądował na samym dole, Orlando zaraz nad nim, ja na ramionach czerwonowłosego, a Matt na moich. Musieliśmy wyglądać komicznie w takiej pozycji, ale przynajmniej każdy widział. Do wesołej brygady dołączyli jeszcze Erisa i Spikey. I zaczęło się. Zaraz po tym jak Kirk się zjawił, pojawił się Derek. Nawet z tej odległości mogłem zobaczyć jak bardzo się trzęsie. Trzymałem kciuki z całej siły.

Derek POV

Trząsłem się jakby na dworze było co najmniej -100 stopni. Co tu się dziwić miałem właśnie wyznać miłość zastępcy kapitana. Będąc szczerym to podobał mi się od zawsze, ale zakochałem się w momencie, kiedy zaczął mi pomagać sprzątać cały bajzel, który robiłem gotując. Kiedy się pojawiłem obdarzył mnie jednym z tych swoich zimnych wzroków. Zestresowałem się tym jeszcze bardziej.

-Więc tobie też kazali przyjść, hm?- zaczął jak zwykle lodowato- ciekawe czego chcą...

-W-właściwie t-to j-ja c-chciałem się z t-tobą widzieć- słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.

-Ach tak?- zapytał nie zmieniając wyrazu twarzy- więc słucham, wiesz mam jeszcze sporo roboty, więc się streszczaj.

-Więc j-ja chciałem t-tylko...- zaciąłem się w tym momencie a moje policzki płonęły żywym ogniem. Dalej nie mogłem tego zrobić.

-Derek wszystko ok?- położył mi rękę na ramieniu, a jego spojrzenie lekko złagodniało. W końcu nie wytrzymałem.

-Kocham cię- powiedziałem głośno i wyraźnie- kocham cię Kirk.

Z chwilą jak te słowa opuściły moje usta, kamień spadł mi z serca. Czułem się tak lekko. Jednak dalej było mi gorąco. Spojrzałem na Kirka. Twarz miał jak z kamienia i nie wydawało się, aby przejął się wyznaniem.

-Rozumiem- zaczął- jednak muszę cię rozczarować. Nie mam czasu na związki...

W oczach zebrały mi się łzy odrzucenia. Czyli to tak bolało złamane serce? Nie polecałem nikomu, nawet największemu wrogowi. Staliśmy tak przez chwilę, a ja dalej próbowałem skutecznie powstrzymać łzy. Zacisnąłem pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę, robiąc jeszcze więcej ran na moich dłoniach. Jednak nie dałem rady i łzy popłynęły. Jedna po drugiej. Nie przerywając. Kirk spojrzał na mnie i wyciągnął dłoń w stronę mojego policzka. Jednak odsunąłem się po tym. Nie miałem ochoty, aby teraz mnie dotykał. Zerwałem się natychmiast i pobiegłem w stronę spiżarnio-składzika. Po drodze próbowali mnie zatrzymać mnie przyjaciele. Jednak ja byłem szybszy i wymknąłem się im. Kilka sekund później zatrzasnąłem drzwi za sobą. Chcę umrzeć.

Kirk POV

Stałem jak wryty z moim codziennym wyrazem twarzy. Nie chciałem go aż tak zranić. Będąc szczerym to coś czułem do tego dzieciaka. I to coś więcej niż tylko przyjaźń. Ogromnie zabolały mnie jego łzy. Zawsze się uśmiechał. Nawet wtedy gdy bandażowałem mu rany na dłoniach i nogach. Robił sobie po kilkanaście dziennie. Opuściłem głowę i schowałem ją w dłoni, którą potarłem spokojnie czoło. Nagle zza rogu wybiegła reszta towarzystwa. Nie wyglądali na pocieszonych.

-Co do kurwy nędzy Kirk- krzyknął Chris- czy ty jesteś normalny? Przecież go kochasz!

-Ja nie wiem co to miłość Chris- zacząłem bez emocji- dobrze o tym wiesz.

-Przestań pierdolić o tym braku uczuć człowieku bo już zaczynam tym rzygać- wtrącił Orlando- to że cię zostawiła jedna laska to jeszcze nie tragedia. Weź się w garść człowieku.

-Dokładnie- tym razem przerwał mu Sean- nie czujesz się szczęśliwy przy nim ? Twoje serce nie bije szybciej? Założę się że tak- uśmiechnął się wesoło.

I miał racje. To dokładnie były rzeczy, które czułem w pobliżu Dereka. Uwielbiałem jego towarzystwo. Kiedy gotowaliśmy, gadaliśmy o głupotach. Każdy jego niepotrzebny uśmiech. Każdą jego próbę poprawienia mi humoru. Z całej załogi on był jednym z tych, którzy wiedzieli o mnie najwięcej. Zerwałem się szybko i pobiegłem w stronę jedynego pomieszczenia gdzie chłopak mógł być. Lekko uchyliłem drzwi do składzika i znalazłem tak Dereka. Siedział z twarzą schowaną w kolanach. Nie raczył nawet podnieść głowy, aby zobaczyć kto przyszedł. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem koło niego. Tak blisko, że nasze ramiona się stykały. Przez chwilę było całkowicie cicho. Słyszałem tylko lekkie pociągnięcia nosem.

-Przepraszam- zacząłem starając się, aby mój głos brzmiał cieplej niż wcześniej.

Derek POV

-Przepraszam- powiedział Kirk, głosem tak ciepłym, że prawie się tam nie roztopiłem- za to, że przeze mnie jesteś w takim stanie.

-Nie martw się- zacząłem drżącym głosem- to nie twoja wina, że mnie nie kochasz prawda?

-To nie tak Derek- westchnął i wziął głęboki oddech- po prostu wiesz, że nigdy nie byłem dobry o okazywaniu uczuć. Jestem w tym po prostu do dupy. Nie dziwię się, że wtedy ta dziewczyna mnie zostawiła...

Nie miałem wtedy ochoty słuchać o tej dziewczynie. Nie znałem całej historii, ale podobno chodził z nią sporo czasu, ale ona uznała, że go nie kocha i zerwali. Potem przyłapał ją z jednym z jego przyjaciół z sierocińca i przyrzekł sobie, że już nigdy nie będzie w związku, czy jakoś tak. Nie pamiętałem dokładnie.

-Tak wiem dalej ją kochasz- pociągnąłem nosem i wytarłem oczy- wiem to, nie musisz o tym mówić...

-Wiesz, że jestem idiotom prawda?- zapytał patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.

To był pierwszy raz kiedy widziałem jego uśmiech. Taki prawdziwy i wesoły. Wmurowało mnie lekko i cały czas nie mogłem oderwać od niego oczu. Zrobił się jeszcze przystojniejszy niż zazwyczaj. Wyglądał tak delikatnie. Zanim się zorientowałem jego dłoń leżała na moim policzku. Powoli przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta razem. Wytrzeszczyłem oczy, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Chciałem krzyczeć, ale uniemożliwiały mi to jego usta. Zamknąłem oczy i całkowicie oddałem się uczuciu jego warg. Były lekko zimne, jednak bardzo miękkie i przyjemne. Położyłem jedną z dłoni na ramieniu Kirka, przyciągając go odrobinę bliżej. Załapał on przekaz, bo już po kilku sekundach zostałem przyciągnięty i teraz siedziałem okrakiem na jego kolanach. Oplotłem nogi wokół bioder zastępcy kapitana, a on wsunął język między moje wargi. Był to mój pierwszy pocałunek. Czułem jak ciepły język zahacza o mój własny. Lekko zakręciło mi się w głowie. W końcu przerwał pocałunek.

-Dlaczego...- zacząłem, ale przerwano mi kolejnym pocałunkiem, tym razem to było tylko cmoknięcie.

-Kocham cię - zaczął- i przepraszam za wcześniej. Jak nie jesteś tego pewien, to powiem to tyle razy aż mi uwierzysz.

W moich oczach zgromadził się ocean łez. Ty razem szczęścia. Czułem jak zaczynając spływać mi po policzkach.

-A ty znowu płaczesz- szepnął Kirk, całując mnie po całej twarzy, pozbywając się łez.

-Też cię kocham- powiedziałem bardzo cicho i wtuliłem się w jego klatkę piersiową.

Usłyszałem za nami głośne brawa. Okazało się, że praktycznie cała załoga stała w tym momencie przy drzwiach i robiła nam aplauz życia. Zarumieniłem się dziko i schowałem twarz w zagłębieniu szyi Kirka. On tylko poklepał mnie po głowie i ukłonił się do tłumu. Jakby przed chwilą dał występ swojego istnienia. Słyszałem brzdęki monet i zawiedzione głosy. Wygląda na to, że nie tylko o Lando i Matta ludzie się zakładali. Kirk podniósł mnie w stylu panny młodej i udał się w kierunku jego pokoju.

-C-co ty robisz?- zapytałem z paniką w głosie.

-Od dzisiaj śpisz ze mną- zaczął- tamten pokój w kuchni nadaje się tylko na schowek na miotły.

-Ale...- nie dokończyłem do uciszył mnie kolejny pocałunek- dobrze... chyba jednak z tobą nie wygram- zaśmiałem się.

-I prawidłowo- również się uśmiechnął.

Kiedy już dotarliśmy na miejsce Kirk położył mnie powoli na pościeli i przykrył aż po same uszy. Uśmiechnąłem się mocniej i wtuliłem w aksamitny materiał, pachnący nim. Już po chwili mężczyzna leżał obok mnie, ubrany tylko w spodnie. Przyciągnął mnie do siebie i wtulił twarz w moje włosy. Ja natomiast ułożyłem się wygodnie w zagłębieniu jego szyi i zasnąłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro