[28] ...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sean POV.

Rozmawiałem spokojnie z Orlando o naszej trasie do Sarei. Dowiedziałem się, że wiatr stał się słabszy, więc czas trochę się wydłuży. Jednak założył, że o maksymalnie trzy godziny. Nie byłem szczęśliwy z tego powodu i nawet tego nie ukrywałem. Z każdym słowem wypowiedzianym przez Orlando moja mina robiła się coraz bardziej skwaszona. Czerwonowłosy musiał to zauważyć, więc posłał mi tylko wymuszony uśmiech i oddalił się powoli nie spuszczając ze mnie wzroku. Najwidoczniej oczekiwał już ataku z mojej strony. Jednak ja nie skupiałem się na nim, tylko na tym co ja będę robił po powrocie. Oczywiście musiałem wrócić do piekarni, o ile już jej nie zamknęli. Zdawałem sobie sprawę, że będę potrzebował pieniędzy i to dużo, bo pewnie zapłata za dom rosła i rosła w nieskończoność. Nagle z pod klapy jak poparzony wybiegł Phil. Przez chwilę rozglądał się we wszystkie strony, aż w końcu namierzył wzrokiem mnie. Zanim się zorientowałem stał już przy mnie, trzymając mnie za ramiona. W jego oczach widać było strach, a nawet bardziej panikę. Chciałem już zapytać go co się stało, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć to on się odezwał.

- Widziałeś Spikey'ego?- jego głos drżał mocno, a barwa była mocno zachrypnięta.

- Nie... Dlaczego?- zapytałem kładąc mu rękę na ramieniu i uśmiechając się do niego ciepło. Chciałem go chociaż odrobinę pocieszyć.

- Ja pamiętam wszystko.- wydyszał, a mnie zszokowało. Jak to pamiętał wszystko?- M-muszę go przeprosić... Chociaż wiem, że nigdy mi tego nie wybaczy, ale muszę spróbować.

Patrzyłem się na niego, podczas gdy z jego ust wylewały się potoki słów. Były tak szybkie, że nawet nie zdołałem wyłapać większości z nich, a to co wydobywało się z niego brzmiało raczej jak bełkot. Szybko zasłoniłem ręką jego usta, sygnalizując, ze tym razem to ja chce coś powiedzieć.

- Nie jest go tak trudno znaleźć- uśmiechnąłem się- najpierw sprawdź bocianie gniazdo, a jak nie będzie go tam, to poszukaj przy sterze. Bardzo lubi rozmawiać z Orlando.

Chłopak przytulił mnie na dosłownie sekundę i udał się w kierunku najwyższego masztu. Zawołałem jeszcze za nim w ostatniej chwili. Chłopak odwrócił się zaskoczony.

- Nie wybaczy ci od razu- zacząłem- i nie jestem pewien czy w ogóle, ale musisz się starać... Trzymam kciuki.

Tak na prawdę wątpiłem, że ktokolwiek z załogi wybaczy mu zabójstwo, a już zwłaszcza Spikey. Wiedzieliśmy o klątwie i tak dalej, no ale w dalszym ciągu nie mogliśmy wypędzić widoku martwej syreny z pamięci. Wypominanie mu tego z drugiej strony nie miałoby sensu. W końcu on sam prawdopodobnie nie wiedział co robił. Westchnąłem głośno i chciałem udać się z powrotem do kajuty kapitana, kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się Matt. Dyszał równie ciężko jak Phil, a na jego twarzy widniał strach pomieszany z troską.

- Widziałeś Phila?- zapytał ciągle dysząc- źle się poczuł na dole, a potem jakby nic wybiegł bez słowa...

- Nie martw się był u mnie przed chwilą i szukał Spikey'ego- pocieszyłem przyjaciela- myślę, że nie musisz się już dłużej o niego martwić.

- Naprawdę?- kiwnąłem głową- Dzięki. To ja w takim razie wracam do siebie.

Białowłosy odbiegł ode mnie w ekspresowym tempie. Czasem naprawdę zastanawiałem się jak to się w jaki sposób był taki szybki i wytrzymały. Biorąc pod uwagę jego budowę ciała nie miało to sensu. Chociaż dokładnie tak samo jak wszystko na tym statku. Nie chciało mi się nad tym myśleć, więc po prostu skierowałem się do kajuty kapitana, tak jak planowałem wcześniej. Nie zastałem tam nikogo, więc po prostu sięgnąłem na małą półkę z książkami i wyciągnąłem losową pozycję. Był to jakiś romans o dziewczynie zabranej na statek piracki, która później zakochuje się w kapitanie,a przynajmniej tak mówił opis. Z dziwnych przyczyn brzmiało to dosyć znajomo. Nie myśląc dłużej rzuciłem się na łóżko, otwierając książkę na pierwszej stronie. Czytałem ją już od jakiegoś czasu,a z każdą stroną stawała się nudniejsza. Śledzenie każdego słowa stawało się coraz trudniejsze, aż w końcu nie wytrzymałem i zamknąłem oczy.

~~.....~~

Obudziło mnie lekkie szturchnięcie w ramię. Jednak ja byłem zbyt śpiący, aby teraz otwierać oczy, więc tylko przekręciłem się na drugi bok, mając nadzieje, ze ktokolwiek nękał mnie we śnie, pójdzie sobie,a ja będę mógł drzemać dalej. Tak się nie stało, bo osoba obok mnie zaczęła składać mocne i krótkie pocałunki na mojej szyi. Od razu zaczął się rzucać, śmiejąc się jak opętany. W końcu otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą nikogo innego jak Chrisa. Przez chwilę uśmiechał się do mnie lekko, ale z każdą chwilą wyraz ten zmieniał się w smutek. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.

- Jesteśmy na miejscu- zaczął smutno- Twoja kochana Sareia czeka.

Pokiwałem głową na nie i próbowałem schować się pod pościelą na łóżku. Chris nie dał za wygraną i ściągną ją ze mnie jednym delikatnym ruchem. Uśmiechnął się do mnie blado, wyciągając rękę. Powstrzymując łzy złapałem ją delikatnie i podniosłem się na nogi. Gdy wyszliśmy z kajuty uderzyło mnie nie tak do końca świeże powietrze. Zapach Sarei poznałbym wszędzie. Głównie ryby, ryby i na dodatek zgniłe ryby. Żyć nie umierać. Kapitan poprowadził mnie do kładki, która byłą już rozłożona i sięgała aż lądu. Zauważyłem, że byliśmy dość daleko od głównego miasta, ale mogłem to zrozumieć. W końcu Chris był poszukiwanym piratem. Podszedłem do kładki, a zaraz obok mnie pojawił się mój ojciec, kładąc rękę na moim ramieniu.

- Idę z tobą synu- uśmiechnął się, a ja przytaknąłem dalej powstrzymując łzy.

Wokół nas zaczął gromadzić się nie mały tłum. Zanim się zorientowałem wybiegli z niego Matt i Derek. Przytulając mnie z taką siłą, że ledwie mogłem oddychać. Oczywiście odwzajemniłem ich uściski, uśmiechając się przy tym lekko. Następny podszedł Orlando podnosząc mnie za biodra do góry, po to żeby na końcu przytulić mnie mocno.

- Będę tęsknić krasnalu- uśmiechnął się ukazując swoje zaskakująco długie kły.

Kiedy Orlando mnie zostawił pojawił się przy mnie Kirk wyciągając do mnie rękę. Zaśmiałem się lekko i rzuciłem mu się na szyję mało go nie dusząc. Wiedziałem, że był lekko zaskoczony. Poklepał mnie kilka razu po plecach i odsunął się na niewielką odległość.

- Szerokiej drogi kamracie- uśmiechnął się czochrając moje włosy. To był pierwszy raz, kiedy widziałem jego uśmiech.

Zaraz po nim pojawili się Spikey i Phil po kolei przytulili mnie mocno, mówiąc, że będą tęsknic. Ostatnim, który się pojawił był Chris. Miał na ustach szeroki uśmiech. Nie czekając ani chwili zaplotłem ręce wokół jego szyi całując go namiętnie. Brunet objął mnie jedną ręką w biodrach, a drugą wplatając w moje blond włosy. Czułem jak łzy płyną mi po policzkach i zaskakująco po twarzy Chrisa, z tego co poczułem, równie popłynęła jedna zbłąkana kropla. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę, aby wziąć oddech. Pocałowaliśmy się jeszcze raz, ale tym razem było więcej uczuć. Nasze języki tańczyły w miłosnym tańcu. Dopiero teraz do mnie dotarło jak bardzo nie chciałem odchodzić. Niby wiedziałem o tym wcześniej, ale wtedy nie uderzyło mnie to aż tak bardzo. Przerwałem pocałunek chowając twarz w zagłębieniu szyi Chrisa.

- Chce zostać z tobą,- wyszlochałem cicho.- N-nie chce wracać.

Uścisk bruneta na mojej talii wzmocnił się.

-Wiem kochanie, ale nie mogę cię tu zatrzymać... Za dużo razy prawie cię straciłem. Chce abyś był bezpieczny.- odsunął się ode mnie aby spojrzeć mi w oczy- Kocham cię i żaden dystans tego nie zmieni słyszysz?

Kiwnąłem głową na tak i zanim się obejrzałem stałem już na brzegu z tatą patrząc jak Pieśń Syreny odpływa z moim ukochanym. Upadłem na kolana płacząc głośno. Poczułem jak mój rodzic przytula mnie mocno do swojej klatki piersiowej, a ja nie mogłem zrobić nic poza wtuleniem się mocniej.

~~.....~~

Minął już tydzień od tych wydarzeń. Razem z ojcem prowadzimy piekarnię, która o dziwno dobrze zarabia. Codziennie musiałem słuchać od klientów jaki to cud się stał, że wróciłem. Mówili również, że modlili się o mnie każdej nocy. "Nic tylko bzdury i kłamstwa" pomyślałem. Zbliżał się akurat wieczór kiedy usłyszeliśmy głośny wybuch w porcie. Razem z ojcem jak postrzeleni ruszyliśmy na miejsce zdarzenia. Tłum wiwatował. Kobiety śmiały się, a mężczyźni uśmiechali między sobą. Chciałem zobaczyć cokolwiek przez tłum, ale byłem za niski. Spojrzałem na ojca. Na jego twarzy widniało przerażenie. Zapytałem go co się stało. Ten nic nie powiedział tylko podsadził mnie lekko, tak żebym mógł widzieć przez tłum. Widziałem tonący statek gdzieś niedaleko północnego brzegu. Był to ten najbardziej oddalony od miasta.Zaraz zaraz poznawałem ten statek. Te żagle, burty i flaga na maszcie. Zalał mnie zimny pot. Zanim zacząłem myśleć już przepychałem się przez tłum. Zobaczyłem tak zwaną ochronę miejsca blokującą przejście na miejsce zdarzenia. Czułem się bezradny. Nagle poczułem jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Był to mój taka. Mrugnął do mnie szybko i ruszył do przodu, aby chwilę później uderzyć jednego z ochroniarzy w twarz. Podczas gdy większość próbowała go obezwładnić, co im się nie udawało przez umiejętności taty, ja prześlizgnąłem się niezauważony i pobiegłem co tchu ku tonącemu statkowi. Znajdował się on mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie go opuściłem tydzień temu. Przerażony stanąłem w tym samym miejscu. Zobaczyłem kilka leżących na ziemi figur. Otarłem jednemu z nich twarz i już po sekundzie mogłem powiedzieć kto to był. Matt leżał na piasku, jego nogi i część rąk były co jakiś czas dotykane przez morskie fale. Na szczęście oddychał więc tylko przyciągnąłem go bardziej na brzeg i wróciłem do poszukiwań jak się okazało znalazłem większość osób albo na plaży albo na płyciznach. Nie widziałem tylko jednej osoby, a mianowicie Chrisa. Nie chciałem się martwić, w końcu to on był kapitanem. Na pewno wszystko było w porządku. Nagle ktoś mnie przytulił. Odwróciłem się gwałtownie, aby zobaczyć Phlila dyszącego głośno. Od razu uśmiechnąłem się i przytuliłem go jeszcze raz.

- Gdzie jest Chris- zapytałem spanikowany.

- Nie wiem- ciągle dyszał- on został... kazał nam uciekać... nie chciał iść.

Z każdym słowem coraz bardziej się załamywał więc kazałem mu przestać. Dotarła do mnie jego wiadomość. Tysiące ciemnych myśli przeszło mi przez głowę. Jakiś czas później cała załoga zaczęła się budzić. Kiedy się zorientowali, że nigdzie nie było Chrisa zaczęli po kolei wskakiwać do wody i szukać za nim. Nieskutecznie jak się okazało. Ostatnią, która się ocknęła była Caroline i to ona popłynęła na dno przeszukać wrak. Czekaliśmy spięci. Po jakiś dwudziestu minutach syrena wynurzyła się, a zaraz za nią zauważyłem znajomy czerwony płaszcz. Zerwałem się natychmiast pokazując wszystkim w jej kierunku. Przy brzegu zaczęło się robić zbiegowisko. Oczywiście stałe na samym przedzie. Gdy syrena wyszła na ląd w jej oczach był łzy, stanęła na nogach i wyciągnęła z wody Kapitana. Spojrzałem na niego, a wodospady łez spłynęły po moich policzkach. Karnacja Chrisa była naturalnie opalona, jednak w tamtej chwili był blady jak ściana. Jego oczy były mocno podkrążone, a sine już warki lekko uchylone. Upadłem na kolana przy nim płacząc głośno. Dotknąłem jego policzka, był taki zimny. Przyłożyłem czoło do jego. To nie mogło się dziać. Proszę nie... Sprawdziłem oddech, nic. Szukałem pulsu, niczego nie wyczułem. On nie mógł być martwy... nie on. Płakałem dalej odtrącając każdą rękę, którą kładziono na moim ramieniu. Słyszałem za sobą ciche szlochy. Spojrzałem na Caroline z nadzieją na jakąkolwiek pomoc. Tak jednak oznajmiła, że Nixie nie żyje, że została przygnieciona przez tonący statek. Siedziałem na plaży gładząc delikatnie twarz Chrisa, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Łzy spływające po mojej twarzy od razu skapywały raz na oczy raz na policzki czarnowłosego. Przyłożyłem czoło do nieruchomej klatki piersiowej Chisa. To nie mogła być prawda... Proszę obudź się. Niech będzie tak jak dawniej. Te słowa przechodziły mi przez głowę. Tak bardzo cię kocham... Wróć proszę...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak więc chciałam tylko powiedzieć, że do końca powieści został jeszcze tylko jeden może maks dwa rozdziały, więc to już końcówka. Mam nadzieje, że rozdział się podobał i do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro