[4] Za burtą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było mi zimno, a z każdą sekundą brakowało powietrza. Byłem gotowy umrzeć. W końcu nie mogłem nawet się ruszyć. Zamknąłem więc oczy, czekając, aż to wszystko się skończy. Jednak nie doczekałem się tego. Poczułem ciepłe dłonie na swojej twarzy. Nie wiedziałem do kogo należały. Za bardzo bałem się otworzyć oczy. Osoba przecięła liny, przez co mogłem się swobodnie poruszać. Wypłynęliśmy na powierzchnię i wziąłem jeden głęboki oddech, a zaraz po nim kilkanaście mniejszych. Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem kapitana, patrzącego na mnie przestraszonym wzrokiem.

Wszystko działo się tak szybko. Ze statku opuścili kotwicę, na której wciągnęli nas z powrotem na pokład. Gdy już stanęliśmy na twardych deskach, opadłem na kolana. Moje nogi nie miały siły, aby stać. Christopher zauważył to i wziął mnie na ręce. Wydał kilka poleceń swojej załodze, na co oni odkrzyknęli głośne "tak jest kapitanie" i skierowali się pod pokład. Brunet jednak ruszył ze mną w przeciwnym kierunku. Weszliśmy do kajuty kapitana.

Christopher posadził mnie na drewnianym krzesełku i zaczął zdejmować mokre ubrania. Nie ukrywam, że zarumieniłem się lekko. Nie byłem przyzwyczajony do takich rzeczy. Kiedy siedziałem już w samej bieliźnie, kapitan podszedł do swojej szafy i wyciągnął z niej pierwszą lepszą koszulę. Zarzucił mi ją na ramiona i zapiął guziki. Mogłaby ona mi służyć za sukienkę. Była ogromna i ciepła. Spojrzałem na bruneta i zorientowałem się, że nie miał na sobie koszuli. Teraz to pewnie wyglądałem jak dojrzały pomidor. Był bardzo dobrze zbudowany, na brzuchu widać było mięśnie, a ciało pokrywały blizny. Pewnie pochodziły z różnych walk. Włosy miał mokre tak, że skapywały z nich jeszcze krople wody. Zanim się zorientowałem, gapiłem się na niego już od dłuższego czasu. On tylko uśmiechnął się lekko.

- Jesteś zmęczony? - zapytał, a ja pokiwałem głową.

- Będziesz spał ze mną – powiedział, a moje oczy się rozszerzyły.

Najwyraźniej to zauważył, bo uklęknął przede mną i spojrzał mi w oczy.

- Nic ci nie zrobię słyszysz?

- T-tak...

- Po prostu nie mamy na statku więcej łóżek, ani wolnych pokoi. Musiałbyś spać pod gwiazdami.

Ostatecznie się poddałem i położyłem obok niego na łóżku. Było bardzo wygodne i ciepłe. Ułożyłem się na skraju łóżka, a Christopher na drugim. Zamknąłem oczy, myśląc o mojej sytuacji. O wszystkich ludziach na statku. O tym, że nie jest źle. O tym, że czuje się tutaj po jednym dniu lepiej niż po całym życiu spędzonym w Sarei. Z tą myślą zasnąłem.

Obudziło mnie szturchnięcie w ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przy mnie już ubranego Christophera. Uśmiechnął się lekko do mnie i wstał kierując się do wyjścia.

- Zaraz będzie śniadanie, więc lepiej się ubierz. Twoje ubrania już wyschły – powiedział, po czym zamknął za sobą drzwi.

Zrobiłem to co kazał i ubrałem się w stary strój. Co prawda śmierdział solą, ale nie było to jakoś straszne, więc mogłem wytrzymać. Gdy wyszedłem z pomieszczenia zobaczyłem, że statek znowu tętnił życiem. Każdy pirat obok którego przechodziłem mówił mi dzień dobry. Ja oczywiście z grzeczności odpowiadałem.

Na śniadanie były spalone bułki i coś, co przypominało pieczonego ziemniaka. Pomimo wyglądu nie smakowało źle. Tylko trochę jak węgiel, ale dało się przeżyć.

Nagle usłyszałem jak ktoś krzyknął "Wróciły!!". Cała załoga natychmiast zgromadziła się przy burtach i patrzyła w dół. Jako że byłem ciekawy co takiego się dzieje, zrobiłem to samo. Kiedy już wyjrzałem, zobaczyłem coś niewiarygodnego. Przy statku zaczęły się gromadzić syreny. Słysząc legendy o nich, od razu cofnąłem się do tyłu przerażony.

- Spokojnie - usłyszałem głos Kirk'a. - Są po naszej stronie - powiedział jak zwykle lodowatym tonem.

- J-Jak to? - zapytałem.

- Nazwa "Pieśń Syreny" nie pochodzi znikąd młody - odpowiedział i pomachał do stworzeń za burtą. One natomiast odmachiwały z uśmiechami na ustach. Zauważyłem, że kilku z nich spuszcza kotwicę. Gdy już nią podniósł, siedziała na niej jedna z nich. Jej włosy były niebieskie, a oczy szare. Musiałem przyznać, że była piękna i to bardzo. Z chwilą jak jej ogon dotknął podłogi okrętu, zmienił się w nogi. Teraz nie było już przede mną syreny tylko naga kobieta. Szybko odwróciłem wzrok, aż jeden z piratów nie dał jej koszuli do okrycia się.

Nagle z pod klapy jak poparzony wyleciał jeden z nich. Był młody i dobrze zbudowany. Około 20 lat. Jego oczy zarówno jak i włosy miały kolor jasnego brązu. Pod zaczerwienionymi oczami znajdowały się fioletowe cienie. Musiał nie spać od kilku dni. Jak tylko zobaczył kobietę, podbiegł do niej i uściskał mocno. Następnie obsypał całą jej twarz pocałunkami. Wszyscy razem z kapitanem obserwowali wydarzenie z uśmiechami na twarzy.

- To Spikey - oznajmił Derek, podchodząc do mnie. - A ta dziewczyna to Erisa. Jest syreną, jak już pewnie wiesz. Są parą.

- Czy syreny nie są przypadkiem niebezpieczne? - spytałem.

- Nie wszystkie – zaczął. - Tylko te, które żyją w Trójkącie Bermudzkim. Ona jest jedną z dobrych. W końcu są odpowiedzialne za obronę statku.

Próbowałem połączyć fakty w całość. Czyli statek ten ochraniały syreny, o których słyszałem tylko najgorsze historie. O tym jak ściągały marynarzy razem ze statkami na ostre skały, topiły, a następnie pożerały. Trudno było mi uwierzyć, że to wszystko była nieprawdą.

Kiedy wszyscy już przywitali się z syrenami, zanurkowały one i tyle je widziano, a życie na statku wróciło do normy. Nagle usłyszałem trzask butelki. Wiedziałem doskonale, co to znaczyło. Pojawili się Matt i Orlando. Kiedy białowłosy chłopak przebiegał obok mnie, odruchowo zrobiłem unik. Następne co zobaczyłem to to, że Matt potknął się o wystającą deskę. Później był huk i plusk wody. Razem z Orlando podbiegliśmy do burty. Matt'a nigdzie nie było widać. Spojrzałem na Orlando, którego oczy wyrażały panikę. Nawet sam kaptan wybiegł zbadać problem.

- Co do kurwy się tu dzieje?! - krzyknął.

- Matt wypadł - powiedział spanikowanym głosem Orlando.

- Rzucić kotwicę - zlecił Christopher. - Wyławiamy go.

Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Cała załoga natychmiast się zerwała i opuściła kotwicę. Orlando w jednym momencie pozbył się koszulki i butów. Następnie wskoczył na główkę do morza. Chwile się dłużyły, a ich dalej nie było widać. Podszedł do mnie Christopher.

- Matt nie umie pływać - powiedział zmartwionym tonem, a ja spojrzałem na niego przestraszony.

Więc to dlatego Orlando był taki przerażony. Jak można być piratem i nie umieć pływać? Jednak teraz najważniejsze było to, aby chłopak przeżył. Czekaliśmy i czekaliśmy, ale jednak nic się nie działo. Traciliśmy już nadzieję. Nagle jeden z piratów krzyknął "mamy ich!" wesołym tonem. W ekspresowym tempie wciągnięto kotwice.

Orlando trzymał chłopaka jak małe dziecko. Z jego oczu leciały pojedyncze łzy. Położył Matt'a na ziemi i szybko przystąpił do sztucznego oddychania. Mijały minuty, a Matt nie okazywał oznak życia. Jednak czerwonowłosy nie poddawał się.

Z pod pokładu wybiegła syrena z wcześniej, ilustrując sytuację. Dostrzegła Matt'a leżącego martwo na ziemi. Jego cera była nawet bledsza niż naturalnie, a usta z różowych zmieniły barwę na siną. Niebieskowłosa uklęknęła przy chłopaku, kładąc mu dłoń w miejscu, gdzie znajduje się serce.

Poczułem jak silne ramiona oplatają mnie na wysokości ramion, zatykając mi przy tym uszy. Spojrzałem się w górę i dostrzegłem Christopher'a. Posłałem mu pytające spojrzenie, jednak on nic nie powiedział, tylko trzymał mi zakryte uszy. Spojrzałem na syrenę i Matt'a. Kobieta ewidentnie śpiewała, a miejsce, w którym trzymała dłoń, lekko świeciło na niebiesko.

Po kilku minutach gdy skończyła, Matt otworzył oczy. Nie mogłem w to uwierzyć. Wszyscy się cieszyli i dziękowali syrenie. Kapitan puścił moje uszy, jednak nie odszedł ode mnie nawet na centymetr. Orlando prawie natychmiast złapał Matt'a i zamknął go w niedźwiedzim uścisku. Chłopak nie protestował, tylko wtulił się w niego bardziej. Wszyscy uśmiechnęli się na ten widok, a kilku z piratów rzuciło monety jakiemuś gościowi. Prawdopodobnie założyli się o to jakiś czas temu. Lekko zachichotałem.

Przez resztę dnia właściwie nie widzieliśmy Orlando i Matt'a. Siedzieli oni pod pokładem. Nikt nawet nie myślał o wchodzeniu tam i przeszkadzaniu im. Wieczór przyszedł szybciej niż myślałem. Kapitan poprosił mnie o rozmowę, więc podążyłem za nim. Usiedliśmy razem na dziobie i patrzyliśmy na ocean.

- Dzisiaj było niebezpiecznie – zaczął. - Nie lubię tracić załogi.

- Domyślam się – powiedziałem. - Kto by się cieszył z czyjejś śmierci?

- Nawet nie wiesz ile osób - zaśmiał się. - Na przykład z mojej. Założę się, że cały świat by świętował. Już widzę te nagłówki "Sławny pirat nie żyje, ogłaszamy święto narodowe".

Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. To co mówił, było prawdą. Ludzie na pewno cieszyli by się z jego śmierci, ale nie wszyscy. Założę się, że cała załoga płakałaby, albo załamywałaby się. Christopher spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Był piękny i mogłem to powiedzieć bez bicia. Ciekawiło mnie, co znajdowało się pod przepaską. Jedyne co było widać, to gruba blizna sięgająca pod nią.

- Co ci się stało z okiem? - spytałem, ale zaraz po tym ugryzłem się w język. O takie rzeczy się nie pyta Sean, ty debilu.

- Pamiątka z walki...- zaczął. - Co prawda widzę na nie, ale wygląda inaczej niż to - wskazał palcem zdrowe oko - więc je zasłaniam.

Jak zahipnotyzowany sięgnąłem w kierunku jego twarzy i delikatnie zdjąłem przepaskę. On natychmiast ją wyrwał i posłał mi wrogie spojrzenie.

"Kurwa, jakim ja jestem idiotą" – pomyślałem.

Przepaska szybko wróciła na swoje miejsce, a ja opuściłem głowę, nie patrząc na kapitana.

- Nie rób tego więcej – rzucił, wstając i udając się z powrotem.

- Christopher... - zacząłem, ale mi przerwał.

- Chris wystarczy - dodał i spojrzał na mnie z kamienną twarzą.

- Przepraszam Chris... - moje policzki zaczynały mnie już piec.

On tylko kiwnął głową i poszedł dalej. Od dzisiaj możecie mnie nazwać "Sean Morris największy przegryw życia".


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro