Special 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Orlando POV

Był to dzień świętowania. Sean i Kapitan oficjalnie ogłosili ich zaręczyny, więc oczywistym było, że cały statek nie przepuści takiej okazji. Siedzieliśmy wszyscy na pokładzie zapijając się w trupa. Byłem jednym z nielicznych, którzy jeszcze kontaktowali. Musiałem przyznać, że miałem dosyć mocny łeb. Zająłem miejsce obok Matta, który nie lubił się upijać i od godziny pił jeden kubek rumu. Nagle odezwał się jeden z piratów.

- Orlando słyszałem, że przed tym jak trafiłeś na statek był z ciebie niezły pies na baby.- zaśmiał się, co jakiś czas prawie usypiając.

- Tak i to jakim- uśmiechnąłem się szeroko- zdarzało się, że miałem nawet dwadzieścia kobiet na raz. To były piękne czasy- rozmarzyłem się.

Nagle poczułem jak coś obok mnie rusza się gwałtownie. Szybko zerknąłem w miejsce gdzie powinien być Matt, ale białowłosy zniknął gdzieś magicznie. Potem usłyszałem tylko trzaśnięcie klapy. Spojrzałem na piratów wokół mnie, którzy wlepiali we mnie oczy pełne współczucia. Przez ten alkohol całkowicie zapomniałem, że Matt siedział zaraz obok mnie. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem pod pokład. Pierwszym miejscem, o którym pomyślałem była nasza kajuta, jednak nie było tam po nim ani śladu. Jako drugą sprawdziłem mapiarnie. Tam też zastałem białowłosego. Siedział oparty po ścianie, a pojedyncze łzy spływały po jego policzkach. Poczułem silne ukłucie w okolicy serca. Natychmiast podszedłem do chłopaka i osiadłem zaraz obok niego, oplatając go ramionami. Przez chwilę próbował się wyrywać i nawet prawie mu się to udało, ale po jakimś czasie po prostu się poddał, pociągając lekko nosem.

-C-co ty tu robisz?- zapytał łamliwym tonem- C-zemu nie pójdziesz do jakiejś dziewczyny żeby się poprzytulać?

- Jest tylko Caroline, a ona jest już zajęta przez Essua- powiedziałem i zaraz po tym dałem sobie porządnie w ryj w umyśle.

Matt spojrzał na mnie wzrokiem pełnym niedowierzania i zaraz po tym zaczął się jeszcze bardziej wyrywać. Jednak ja nie dałem mu się ruszyć o nawet centymetr. Nie mogłem mu pozwolić uciec przed wyjaśnieniem wszystkiego.

- Powiedz mi jedno Orlando.- wzdrygnąłem się na dźwięk mojego pełnego imienia. Matt praktycznie nigdy mnie tak nie nazywał.- Dlaczego zamiast znaleźć sobie jakiejś ładnej dziewczyny, postanowiłem związać się z białowłosym dziwadłem, u którego nawet nie wiadomo czy jest dziewczyną czy chłopakiem.- zaszlochał cicho- Wygląd mówi dziewczyna, ale to co jest na dole udowadnia, że jestem chłopkiem.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę tak myślał o sobie? Złapałem jego twarz w dłonie i podniosłem ją delikatnie, scałowując każdą łzę spływającą po jego policzkach. Gdy już to zrobiłem przycisnąłem go do mojej klatki piersiowej, gładząc delikatnie jego włosy.

- Nie jesteś dziwadłem,- szepnąłem- a ta historia z dziewczynami była ponad cztery lata temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Wiesz opowiem ci coś.

Chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

- A więc...

~~ 4 lata temu ( Pieśń Syreny istniała od ledwo ponad roku, a Orlando miał 20 lat) ~~

Wiosna była zdecydowanie moją ulubioną porą roku. Dni były długie, a temperatura idealna do okradania kupców przepływających koło mojej łodzi, a przynajmniej było tak do czasu, aż znalazłem się na statku pirackim. Oznaczało to oczywiście porzucenie wielu moich hobby, no ale czego nie robi się dla jeszcze większego bogactwa. Już pierwszego dnia na Pieśni Syreny zostałem sternikiem. Kapitan z zastępcą jednogłośnie stwierdzili, że w tej roli sprawdzę się najlepiej. Na początku było to ekscytujące, jednak po kilku miesiącach stanie za sterem, stało się dla mnie prawdziwą torturą. Stanie w miejscu prawie cały dzień i oglądanie tak samo wyglądających fal, każdemu by się przejadło. To właśnie robiłem od początku tego dnia. Stałem jak kołek i liczyłem przelatujące obok mnie mewy. Jak się okazało przez cały dzień naliczyłem ich ponad sto pięćdziesiąt. Głupie ptaki nie miały nic lepszego do roboty niż przelatywanie nade mną. Przejechałem ręką po moich sięgających lekko za ramiona czerwonych włosach. Czułem jak kolejne kosmyki stają się mokre od potu, spływającego po mojej szyi. Postanowiłem zejść na chwilę ze steru i wziąć sobie coś do jedzenia z jednej z beczek. Szybko przemknąłem przez całą długość statku i dorwałem się do tego co szukałem. Odkryłem pokrywę i odskoczyłem gwałtownie. Spodziewałem się tam wszystkiego pomarańczy, ziemniaków, a nawet karaluchów, ale nie przewidziałem małej dziewczynki skulonej w małą kuleczkę. Jej włosy były siwobiałe ścięte krótko i precyzyjnie. Najbardziej zdziwił mnie kolor jej oczy, a mianowicie miały tak jasny odcień bieli, że ledwo było u niej widać tęczówki. Dziewczyna ta patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem. Sprawiała wrażenie, jakby była gotowa uciec w każdej chwili. Powoli wyciągnąłem rękę w jej kierunku, jednak ta tylko skuliła się jeszcze bardziej. Odwróciłem głowę w stronę kajuty kapitana.

- Kapitanie mamy nieproszonego gościa!- krzyknąłem najgłośniej jak umiałem.

Skierowałem wzrok z powrotem na białowłosą w beczce. Sięgnąłem ręką i złapałem mocno jej dłoń. Pociągnąłem ją na tyle, że beczka przewróciła się, powodując, że nieznajoma wypadła z niej z lekkim hukiem. Teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się jej ubiorowi. Miała na sobie długą, drogą suknie z licznymi niebieskimi prześwitami. Niestety była ona całkowicie brudna i podarta w kilkunastu miejscach, a lewy rękaw całkowicie zaginął w akcji. Raz jeszcze złapałem ją za rękę, podnosząc ją jednym ruchem. Usłyszałem lekkie jęknięcie bólu i zaraz po tym zwolniłem uścisk. Młoda dziewczyna spojrzała na mnie wzrokiem, wskazującym na to, że była bliska płaczu. Dopiero teraz mogłem dostrzec jak jasno świecą jej oczy. Można było się w nie wpatrywać godzinami. Po kilku sekundach gapienia się na siebie postanowiłem coś powiedzieć.

- Więc jak masz na imię?- zapytałem łagodnym tonem.

- M-matt proszę pana.- Jej głos trząsł się niesamowicie.

- Spokojne nie musisz się mnie bać, a i nazywam się Orlando. Powiedz mi Mat to zdrobnienie od Matylda tak?

Białowłosa już otwierała usta, kiedy znikąd wyskoczył kapitan. Patrzył się na Matyldę wzrokiem niewyrażającym żadnych emocji.

- Orlando wytłumaczysz mi może co to?- wskazał na dziewczynę przed nami.

- Ma na imię Mat. Znalazłem ją w beczce z pomarańczami.

- Ach tak? Za mną- powiedział kapitan i tak zniknęli na kilkanaście minut.

Po tym zdarzeniu wróciłem ochłonąć przy sterze. Patrzyłem jak fale spokojnie uderzają o dół statku. Po chwili usłyszałem lekkie skrzypienie podłogi. Mój wzrok automatycznie powędrował w stronę schodów. Stała na nich Matylda. Z tego co zauważyłem to była dużo czystsza, bo dopiero teraz mogłem stwierdzić, że jej włosy były śnieżnobiałe, czyli dokładnie takie jak oczy. Ubrana była w beżowe spodnia i białą koszulę. Na stopach miała zapewne lekko za duże buty. W oczy rzuciło mi się to, że była ona naprawdę niska. Będąc dokładnym byłem od niej wyższy o głowę i ramię. Sięgała mi może do piersi. Jednak to była jedna z rzeczy, która mi się w niej podobała. Podszedłem do niej pewnym siebie krokiem i pocałowałem jej dłoń z szarmanckim uśmiechem, ukazującym moje długie dosyć długie kły. Widziałem jak lekko się rumieni, co było bardzo widocznie na jej śnieżnej cerze.

- Witaj Matyldo- uśmiechnąłem się szerzej- widzę, że nie mieli żadnych damskich ubrań dla ciebie, ale nie szkodzi, tak też wyglądasz pięknie.

Akurat otwierała usta, kiedy zostałem zawołany przez Kirka do pomocy z linami. On to miał wyczucie.

- Przepraszam piękna, ale muszę na chwilę zniknąć. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko- zaśmiałem się i puściłem jej oczko.

Szybko zbiegłem do Kirka i zacząłem pomagać z linami.

- Nie uważasz, że Matylda jest piękna?- zapytałem z szerokim uśmiechem.

- Bardzo przepraszam, że kto?- wydawał się zdziwiony.

- No ta nowa laska. Wiesz białe włosy, białe oczy i piękna twarzyczka...

- Orlando nie wiem co ty żeś ćpał i nie chce wiedzieć, ale to jest facet- powiedział chłodno.

- Że co?!- odskoczyłem gwałtownie.

-Że to Orlando, a i jeszcze on nie ma na imię Matylda tylko Matthew i od tego jest zdrobnienie Matt bezmózgu.- mruknął mocując liny mocniej.

Starałem się pomagać jak tylko mogłem, ale wiedziałem, że nie miało to sensu. Byłem w zbyt dużym szoku, aby prawidłowo kontaktować. Dalej nie dochodziło do mnie, że Matylda, a może raczej Matthew był chłopakiem. Szybko pobiegłem z powrotem na ster, zostawiając Kirka ze zdziwionym wyrazem twarzy. Jak tylko się tam dostałem, zobaczyłem Matta siedzącego spokojnie na barierce i kopał nogami jak małe dziecko. Po sekundzie jego wzrok wylądował na mnie. Ze zdeterminowaną miną podszedłem do niego i spojrzałem prosto w oczy. Byłem może około dwóch centymetrów od niego. Widziałem jak lekko się rumieni. Była też jedna rzecz, którą zauważyłem, a mianowicie to, że dalej mi się podobał, nawet będąc facetem. Odskoczyłem od niego lekko, na co on zaśmiał się leciutko.

- Zabawny jesteś~- zaśmiał się, ukazując śnieżnobiałe zęby.

Nieświadomie odwzajemniłem uśmiech. Moje serce biło w tamtym momencie tak szybko, że czułem jak ledwo trzyma się w piersi. Poczochrałem go po włosach, które przysiągłbym, był miększe niż owieczka. Odwróciłem się i wyjąłem błękitny kwiat z wiązanki ukradzionej parę dni wcześniej. Spojrzałem na niego z uśmiechem i włożyłem roślinę w jego włosy.

- Do twarzy ci.- zaśmiałem się, na co on zarumienił się lekko.- Może opowiesz jak właściwie się tu dostałeś?

- No cóż... bo widzisz tak trochę to nawiałem z domu.- zaśmiał się nerwowo- Moi rodzice są szlachcicami... no i wiesz oni nigdy nie chcieli syna tylko córkę.Od 15 lat, czyli przez całe moje życie, ubierali mnie w damskie ciuszki, traktowali jak dziewczynę. Tylko tyle, że imię miałem męskie, ale i tak to nic nie zmieniało. Uczyli mnie szyć, rysować i tak dalej. Wiesz wszystkiego co robiły dziewczyny. Miałem tego dosyć i uciekłem. Schowałem się w beczce pomarańczy i wylądowałem tutaj. Słuchaj wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale czy mogę tu zostać? Nie będę się narzucać ani nic tylko...

Przerwałem mu przykładając mu rękę do ust.

- Myślę, że kapitan pozwoli ci tu zostać i tak szukamy załogi.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i rzucił mi się naszyję, śmiejąc się głośno. Położyłem ręce na jego biodrach, oddalając go lekko ode mnie. Popatrzył mi w oczy, jego ręce dale były oplecione wokół mojej szyi.

- Wiesz byłoby ci ładnie w kucyku- powiedział przyglądając się mojej twarzy, zaraz po tym zdjął z nadgarstka gumkę do włosów.

Jego ręce powędrowały na tył mojej głowy i delikatnie związały czerwone włosy, zostawiając na twarzy luźne kosmyki. Podziękowałem mu cicho i uśmiechnąłem się szeroko. Chyba zakochałem się po uszy.

~~ Powrót do teraźniejszości~~

- Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że pokochałem innego faceta i wiesz co?- pokiwał głową na nie.- Byłem najszczęśliwszą osobą na świecie- zaśmiałem się.

- Czyli nie chcesz być z jakąś ładną dziewczyną?

- Matthew Williamie Timothy Foster- Greenie kocham ciebie a nie jakąś losową dziewczynę. Jesteś dla mnie wszystkim.

Jeszcze kilka łez spłynęło po jego policzkach, ale tym razem na jego ustach gościł szeroki uśmiech. Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem jego usta. Białowłosy odprężył się w moich ramionach i położył ręce na mojej klatce piersiowej, ja natomiast włożyłem obie dłonie w jego włosy. Oderwaliśmy się od siebie po kilku minutach i nie spuszczaliśmy z siebie oczu nawet na chwilę.

- Kocham cię wiesz- szepnąłem przybliżając się znowu.

- Ja ciebie też~- zaśmiał się lekko Matt, złączając nasze usta ponownie.

Żadne słowa nie mogły opisać jak szczęśliwy się czułem w tamtej chwili i miałem nadzieje, że to będzie trwać wiecznie.

~~~~~~~~~~~~

Specjal pierwszy za mną i zostały jeszcze trzy. Tak jak się już pewnie domyśleliście każdy specjal będzie o innej parze, więc mam nadzieje, że się cieszycie. Chciałam powiedzieć tylko, że nie sprawdzałam tego rozdziału bo jestem leniem, więc przepraszam za błędy. I do zobaczenia w następnym :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro