Rozdział 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

40 gwiazdek = nowy rozdział!

Are you fucking ready?

Myślałam, że za wyjście z domu bez zgody rodziców i przefarbowanie włosów dostanę szlaban gdzieś do czterdziestki. Na szczęście rodzice mieli dobry humor i mam szlaban tylko na miesiąc... Bosko.

Spojrzałam na zegarek na półce przy łóżku. Prawie szesnasta. Szybko zarzuciłam skórzaną kurtkę na plecy i otworzyłam okno. No co? Trzeba sobie jakoś radzić. Pokój co prawda, miałam na piętrze, ale rynna przy moim oknie znacznie ułatwiała mi życie. Już w wieku trzynastu lat nauczyłam się po niej schodzić i wchodzić. Z tej umiejętności korzystam do dziś.

Co jak co, ale siedzenie popołudniami w domu w Nowym Orleanie, powinno być nielegalne. Na ulicach tak wiele się dzieje. Cały dzień jest jak impreza, wszędzie gra muzyka i ludzie tańczą.

Ruszyłam na rynek, gdy zauważyłam jak Diego, jeden z wampirów Marcela szarpie jakieś dziecko. Małą dziewczynkę, która miała około sześciu lat i rudawe włosy. Niech robi co chce i ja się mieszać nie będę, ale dziećmi się pożywiał nie będzie. Od razu ruszyłam w stronę wampira.

-Puść ją, Diego. - syknęłam zaciskając dłonie w pięści. Czarnoskóry przeniósł wzrok na mnie po czym parsknął śmiechem.

- Nie wtrącaj się w sprawy, które Cię nie dotyczą. - warknął. Przewróciłam oczami. Wampir ruszył w moją stronę w dalszym ciągu trzymając dziecko za nadgarstek. Szybko chwyciłam go za wolną rękę i mu ją wykręciłam, jednocześnie dociskając go klatką piersiową do ściany. Przez mój atak puścił nadgarstek dziewczynki.

-Skarbie, jak masz na imię? - zapytałam rudowłosą.

-Hope. - odparła, a ja skinęłam głową.

-Hope, bardzo ładnie. Mam prośbę, zamknij oczy i policz do dziesięciu, okey? - pokiwała głową i zacisnęła powieki.

- Nie powinnaś się wtrącać. Nawet nie wiesz czyje to dziecko. - syknął, ale ja już docisnęłam jego ciało do ściany, trzymając jego wykręconą rękę na jego plecach.

-Nawet mnie to nie interesuje. - warknęłam - Dziecko to dziecko. - dodałam i skręciłam mu kark. Sztywne ciało mężczyzny upadło koło moich stóp.

Dziewczynka akurat kończyła liczyć, więc szybko do niej podeszłam, aby zasłonić jej pole widzenia. Nie powinna tego oglądać.

-Powiedz mi, Hope. Gdzie mieszkasz? - zapytałam i złapałam rudowłosą za rękę i ruszyłam w stronę fontanny, aby usiąść na murku przy niej.

-Tata mówi, że nie wolno mówić takich rzeczy obcym... - mruknęła.

-I ma rację, ale nie mam pojęcia gdzie mam Cię odprowadzić... - westchnęłam kręcąc głową. Nagle zza pleców usłyszałam kobiecy krzyk.

-Hope! Hope! Jesteś tutaj?! - szatynka rozglądała się wokół. Spojrzałam na dziewczynkę obok mnie.

-Znasz tą panią? - kiwnęłam głową na kobietę w pobliżu.

- To moja mama. - odparła z uśmiechem. Dzięki Bogu, pomyślałam. Chwyciłam dłoń dziewczynki i ruszyłyśmy do kobiety, która rozmawiała przez telefon w dalszym ciągu się rozglądając. Gdy znalazłyśmy się blisko niej na jej twarzy widać było ulgę.

-Elijah, muszę kończyć. Znalazłam ją. - rozłączyła się i podbiegła do córki, mocno ją przytulając - Hope gdzieś Ty była?

-Ten pan mnie wziął na spacer. - wzruszyła ramionami, kobieta odsunęła się od córki i pogłaskała ją po twarzy - Nie wiedziałam, że nie mogę iść... - kobieta odetchnęła z ulgą po czym spojrzała na mnie.

-A Ty to? - zapytała marszcząc brwi.

-Vanessa. - wzruszyłam ramionami - Znalazłam ją przy tym przygłupie, Diego. - mruknęłam - Nie spodobało mi się to, więc interweniowałam. - wyjaśniłam.

-Jestem Hayley. - podała mi dłoń, którą szybko uścisnęłam - Dziękuję za pomoc. Jestem twoją dłużniczką. - uśmiechnęła się. Machnęłam lekceważąco dłonią.

- Nie ma o czym mówić. - zaśmiałam się - Miło było was poznać, ale na mnie już czas. - mruknęłam i powoli się odwróciłam.

-Ciebie też. Jeszcze raz dziękuję. - Hayley uśmiechnęła się po raz ostatni, a ja ruszyłam w swoją stronę. Niedaleko jest genialna lodziarnia, czas coś przekąsić.

Szybko dostałam upragnione lody i wróciłam do domu. Wlazłam przez okno i postawiłam iść do salonu zobaczyć co u rodziców.

- To niemożliwe, żeby miał córkę! - syknęła - Jest wampirem! One nie mogą mieć dzieci.

- Nie, Josie. On jest hybrydą, może mieć dzieci. - stwierdził mój ojciec. Moja mama zasłoniła usta dłonią, będę w szoku.

-Co się dzieje? - zapytałam.

-Niklaus Mikaelson ma córkę... - wyszeptała. A ci znowu o nim... Skoro jest nieśmiertelny i prędzej czy później i tak mnie zabije to po co to przeżywać...

-Otóż to. - potwierdził mój ojciec - Hope Mikaelson. - wybałuszyłam oczy. Hope? Nie. To niemożliwe. To nie może być ta sama Hope. To tylko zbieżność imion. - Diego udało się ją porwać. Mieliśmy sposób na pozbycie się Mikaelsonów, ale ludzie Marcela znaleźli Diego ze skręconym karkiem, a po dziewczynce nie było śladu. - westchnął.

Kurwa. Chyba nabroiłam.

****
I co myślicie? Vanessa będzie miała problemy?

Jestem w szoku, jak ciepło przyjeliście tę książkę. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Dziękuję! 🖤

20 kwietnia na moim profilu pojawi się książka z Kolem!

Podobało się? Zostaw gwiazdkę i komenatrz! Do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro