Rozdział 11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

75 gwiazdek = nowy rozdział!


Westchnęłam i przeczesałam dłonią włosy.

- Bo to wszystko jest bez sensu... - mruknęłam - Rozumiem, że miałeś zatargi z moim przodkiem i w ogóle. - machnęłam dłonią - Ty postanowiłeś mścić się krzywdząc jego rodzinę, ale ja nie umiem działać w ten sposób. - mruknęłam - Ty próbujesz zabić mnie i moich rodziców, ale ja nie chcę krzywdzić twojej. Ty jesteś wrogiem, jeśli ktoś ma cierpieć to Ty. - syknęłam patrząc mu w oczy - Nie skrzywdzę ani nie pozwolę skrzywdzić nikogo z twojej rodziny. To nie ich walka. - wzruszyłam ramionami.

- Nie rozumiem Cię. - pokręcił głową - Każdy wie, że moją jedyną słabością jest córka... - zastanowił się chwilę - Może też trochę rodzeństwo, ale tylko trochę. - mruknął z uśmiechem w kącikach ust - Dlaczego nie chcesz zemsty? Ból za ból. - wzruszył ramionami. Pokręciłam głową.

-Jeśli krzywda spotka na przykład twoją córkę, to oprócz twojego cierpienia będę miała na sumieniu dziecko. Nie chcę tego. - wyjaśniłam. Zrobiłam kilka kroków i usiadłam na łóżku. - Marzę jedynie o tym, żebyś cierpiał tak jak wcześniej moja rodzina, ale nie takim kosztem. - odparłam. Spojrzałam na mnie i uniósł brew.

-Jesteś dziwna. - skwitował - Wiesz jak możesz się zemścić, ale tego nie robisz. To głupie. Mało tego, Ty pomagasz mi i utrudniasz pracę bliskim. - prychnął i ruszył w moją stronę.

- Nie pomagam tobie! Pomogłam Hope i Rebece, ich ten konflikt nie dotyczy. Nie pozwolę ich w to wmieszać. - mruknęłam.

Zrobił kolejny krok w moją stronę. Cofnij się. Nie podchodź. Dlaczego on wciąż podchodzi? Chcę żeby się cofnął! Blondyn wziął wdech i usiadł jakiś metr ode mnie patrząc mi w oczy. Przez moje ciało przeszedł dreszcz i automatycznie się spięłam.

- Podoba mi się jak twoje ciało reaguję na moją bliskość. - stwierdził, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Nie wiem o czym mówisz... - mruknęłam. Podoba mu się, że się go boję? To naprawdę psychopata.

- Nie wiesz? - zakpił. Dzięki nadprzyrodzonej szybkości znalazł się przy mnie i przyszpilił moje ciało do ściany. Wciąż siedziałam na łóżku, a moje nogi stykały się z jego. Jego dłonie trzymały moje barki, abym nie mogła się ruszyć. Ciało miałam napięte jak struna. Bałam się, starałam się tego nie okazywać, ale najzwyczajniej w świecie się go bałam. - Widzisz? Jesteś spięta. - mruknął, a jego gorący oddech owiał moją szyję, przez zadrżałam - I co? Nadal nie wiesz o czym mówię? - zakpił i spojrzał mi w oczy.

- Podoba ci się to, że się Ciebie boję? - wyszeptałam, bo głos zaczął mi się łamać.

-To nie strach i dobrze o tym wiesz. Owszem boisz się mnie, ale to nie jedyne co odczuwasz. Gdybyś się mnie tak strasznie bała to poszłabyś wtedy ze mną do restauracji? Albo dziś, skoro się mnie aż tak boisz, dlaczego nie krzyczysz? Przecież twoi rodzice od razu by tu wparowali z bronią, żeby Cię ratować. - mruknął.

-A Ty byś ich zabił... - wyszeptałam.

-Kusząca propozycja. - warknął. Spróbowałam się wyrwać, ale jedynie wzmocnił uścisk. Syknęłam z bólu.

-Spokojnie. - mruknął - Nie tak agresywnie. - uśmiechnął się pod nosem. Po chwili usłyszałam kroki za drzwiami. Klaus mocno chwycił mnie w pasie i przy użyciu siły wstał ciągnąc mnie ze sobą. Stałam do niego tyłem, przyciągnął mnie do siebie i jego klatka piersiowa zderzyła się z moimi plecami. Drzwi się otworzyły, w progu stanęła moja mama. Gdy zobaczyła co się dzieje upuściła kosz z praniem.

-Josie! - usłyszałam głos Klausa - Miło Cię znowu widzieć. - syknął.

-Puść ją, Niklaus. - syknęła i ukazała oblicze bestii. Przecież on ją zabije... Moje serce zaczęło bić szybciej. Poczułam dłonie Klausa, które mocniej naparły na moje ciało. Jedną ręką owinął moją talię, a drugą moją szyję. Wstrzymałam oddech. Nie chcę umierać. Nie jestem gotowa na śmierć.

-Spokojnie, Josie. - zakpił - Po co ta agresja? I zero kultury nie zaproponowałaś mi ani kawy ani herbaty, a moglibyśmy powspominać stare czasy. - prychnął.

- Vanessa jest niewinna. Zostaw ją. - głos jej się załamał. Bała się. Pierwszy raz w życiu słyszę strach w jej głosie. Lekko odchyliłam głowę i spojrzałam na twarz Klausa.

-Jeśli chcesz mnie zabić, to zrób to, ale moich rodziców zostaw. - wyszeptałam - Proszę... - mruknęłam.

- Vanessa na litość boską przestań! - pisnęła przerażona.

-Kochanie co się... - mój tata rozejrzał się i zrozumiał co się dzieje - Puść ją. - syknął.

-Kolejny. Zero kultury. Nawet pierdolonego "dzień dobry" nie usłyszałem. - zakpił - Chyba czas was nauczyć pokory. - zaśmiał się, jego oczy zmieniły kolor na złoty, a z ust wystawały pokaźnych rozmiarów kły. Próbowałam się wyrwać, ale wzmocnił uścisk. Rodzice od razu chcieli mi ruszyć na ratunek. - Jeszcze jeden ruch a skręcę jej kark. - mruknął. Przerażeni od razu się cofnęli. Po chwili poczułam jego usta przy szyi. Nie. Nie. Nie. Nie chcę umierać! Jeszcze nie teraz. Poczułam jak jego kły przebijają się przez skórę. Ból był koszmarny, z moich ust uciekł głośny pisk. Następnie poczułam straszne zmęczenie, uścisk hybrydy zelżał a ja upadłam na łóżko. Żyję. Wciąż żyję...

Klaus w kilka sekund ulotnił się z mojego pokoju, a rodzice szybko znaleźli się przy mnie. 



*****
A na moim profilu pojawił się kolejny rozdział książki "This is psychopath", serdecznie zapraszam!
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro