Rozdział 19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

80 gwiazdek = nowy rozdział!






Okey. Tata w kuchni je kolekcję, mama w łazience. Klaus miał rację, muszę mieć pewność, że nikt mnie nie przyłapie.

-Kochanie, idę się już położyć. - mruknął, kiwnęłam głową. Szybko ulotnił się z jadalni, a ja ruszyłam do drzwi, prowadzących do piwnicy. Kurwa. Zamknięte. One nigdy nie były zamknięte... Gdzie może być klucz?

Dobra, myśl Vanessa. Ukryli klucz, żebym nie mogła go znaleźć.

Kuchnia? Odpada, tam nic się przede mną nie ukryje... Swoją drogą chyba powinnam mniej tam przebywać.

Łazienka? To by było głupie, tam się nic nie da schować...

Mój pokój odpada... A to oznacza najgorszą możliwą opcję. Sypialnia rodziców. Kurwa. I jak ja mam tam teraz wejść skoro oni pewnie właśnie zasypiają? Sięgnęłam po telefon do tylnej kieszeni spodni i go wyjęłam. Szybko pobiegłam do łazienki i odkręciłam kran, aby woda zagłuszyła rozmowę. Do cholery, gdzie i jak Klaus niby zapisał swój numer.

Nie wierzę. Jednak zapisał... BIG BAD HYBRID. Co z nim jest nie tak? Pokręciłam głową i szybko wybrałam numer pierwotnego. Swoją drogą to skromny jest. Po trzecim sygnale usłyszałam głos Klausa.

-Zgubiłaś się w piwnicy? - zakpił.

-Skąd wiedziałeś, że to ja? - zdziwiłam się.

-Mój numer nie jest czymś ogólnodostępnym, znam też numer każdej osoby, która do mnie dzwoni. A tu proszę, obcy numer, więc po co dzwonisz? - mruknął.

-Jest mały problem. Drzwi są zamknięte na klucz i jestem pewna, że jest w sypialni moich rodziców. Tutaj pytanie do ciebie, panie pierwotny. - zakpiłam - Jak mam zabrać klucz z ich sypialni, kiedy oni tam są i obudzi ich najcichszy dźwięk? - zapytałam. Jeśli on nic nie wymyśli to jestem w dupie... Usłyszałam jak wzdycha.

-Dobra, wiem. Zakładam, że nie uśmiecha ci się skręcenie karków rodzince. - prychnął - Mówiłaś, że mają dobry kontakt z Marcellusem. Powiedz im, że słyszałaś krzyk przed domem i, że to chyba on ich woła. - zaproponował.

-Co jeśli się domyślą, że to podstęp? - mruknęłam. Jeśli zrozumieją, że coś się święci to na pewno nie uda mi się zdobyć tego kołka.

-To zacznij szukać mieszkania za granicą, bo wyrzucą cię z domu. - prychnął - Los Angeles jest ładne, Paryż też niczego sobie. O! Już wiem Dubaj! - usłyszałam jego śmiech.

-A idź w cholerę. Gdyby nie ty, nie miałabym żadnych zmartwień. - westchnęłam.

-I byś się nudziła, ja zapewniam ci ciekawą rozrywkę. - odparł - Przy okazji, mówiłaś, że sieć tuneli jest bardzo rozbudowana, jest opcja, że nawet na jakiś kilometr? - zapytał. Zmarszczyłam brwi.

-Nie wiem, bardzo możliwe. Jak byłam mała to mówili tylko, żebym nigdy tam nie wchodziła sama, bo naprawdę mogę zgubić, więc myślę, że istnieje prawdopodobieństwo, że tunel może mieć nawet kilometr. - stwierdziłam - Ale pewności nie mam. - dodałam po chwili.

-Dobra, tyle chciałem wiedzieć, ogarnij ten klucz, zdobądź kołek i ty i twoja rodzinka jesteście wolni. - mam nadzieję, że nie kłamie... Jeśli to wszystko to jedna wielka ściema, a ja oddam mu kołek, to rodzice nigdy mi tego nie wybaczą. Zresztą to wtedy będzie moje najmniejsze zmartwienie, najgorzej jeśli mimo to postanowi ich zabić. Mogłam to wszystko lepiej przemyśleć zanim się zgodziłam. - Co taka cicha? Znowu coś odwaliłaś? - zaśmiał się.

-Jaką mam gwarancję, że kiedy oddam ci kołek, to mnie nie zabijesz? Będziesz miał ostatni kołek z białego dębu na świecie, chyba, że twoja rodzina jeszcze jakiś ma. - mruknęłam - Chodzi mi o to, czy na pewno mogę ci ufać? Równie dobrze możesz zabrać kołek i zabić mnie i moich rodziców... - westchnęłam. Muszę mieć pewność. Muszę wiedzieć czy nic się nie stanie moim bliskim.

-Słuchaj, bez urazy, ale gdyby tak bardzo zależało mi na śmierci Josie, Paula i twojej to już byście byli martwi, przypomnę ci też, że ostatnio sam z własnej woli podałem ci moją krew.

-Tylko po to, żebym odpowiedziała na twoje pytania. - burknęłam.

-A pytań jeszcze nie zdążyłem zadać. Przeżyjesz. - zapewnił mnie - Nikt wcześniej z twojej jakże inteligentnej rodzinki nie próbował ze mną negocjować, byli zapatrzeni w siebie, swoje nazwisko i pochodzenie, bycie łowcami było dla nich ważniejsze niż życie bliskich. Ty patrzysz na to wszystko inaczej. Dlatego powtórzę jeszcze raz, gdy odzyskam kołek nikt z was nie będzie mi zagrażał, więc będziecie sobie żyć w spokoju. - prychnął - Wasza śmierć mi niepotrzebna, zabiłem wystarczająco dużo osób z twojej rodzinki. Jak mam być szczery to nawet mi się to znudziło. - pokręciłam głową. Zero sumienia. Zero współczucia. Zero żalu. Dlaczego w ogóle rozważam zaufanie mu? Nie powinnam. Nie bez powodu moja rodzina tak bardzo go nienawidziła. Nie bez powodu nie chcieli z nim negocjować i nie bez powodu pragnęli jego śmierci. Jeśli po tym wszystkim nie zginę z rąk Klausa, to wykończy mnie moja matka lub ojciec, bo będą wściekli. Ewentualnie któryś z przodków powróci zza grobu, żeby mnie straszyć po nocach...

-Niech będzie. Już żałuję, że to mówię, ale wierzę ci. - mruknęłam - Odezwę się, gdy będę miała kołek. - dodałam.

-Czekam. - rozłączył się. Dobra. Czas na małą grę aktorską...


********

Podobało się? Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Do następnego rozdziału kochani! 🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro