Rozdział 24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

80 gwiazdek = nowy rozdział!




Tak... Wciąż tkwię w katakumbach pod moim domem. Westchnęłam i po raz kolejny szarpnęłam za kajdany. Nawet nie wiem czemu to robię. Przecież to kompletnie bezcelowe. Nie zerwę ich. Utknęłam tu i naprawdę nie mam pojęcia co mam robić. Nienawidzę bezradności. Muszę działać. Chcę działać! Ale nie mam jak... Nie mogę czekać aż tu przyjdą, gdy werbeny nie będzie w moim organizmie. Mam nadzieję, że jeśli uda im się mnie zahipnotyzować to Klaus to zauważy i nie pozwoli mi się zbliżyć do Hope. Nie chcę jej krzywdy, nie będę umiała spojrzeć w lustro jeśli coś jej zrobię. Usłyszłam szczęk zamka w drzwiach. Super... Mamusia albo tatuś przypomnieli sobie o mnie, rewelacja. Uniosłam wzrok i ujrzałam kobietę.

-Stęskniłaś się? - zakpiłam.

-Siedzisz tu od dwunastu godzin i nadal masz ochotę na żarty? - zdziwiła się - Nie doceniłam Cię. - prychnęłam.

-Jakoś tak przestało mi zależeć na twojej opinii. - syknęłam - Więc daruj sobie zbędne komentarze i spadaj. Piję werbenę dzień w dzień, od kiedy skończyłam sześć lat, wyobraź sobie, że nie zniknie w kilka godzin. - zaśmiałam się sztucznie. Zabrzmiałam jak czarny charakter z bajek Disney'a.

Pokręciła głową.

-Jesteś żałosna. Co Ci dają te teksty? - zakpiła - Czujesz się dzięki nim lepiej?

-Przy tobie nie muszę robić nic, żeby czuć się lepiej. Nic nie pobije twojego upadku moralnego. - warknęłam.

-Zastanów się nad sobą... Zresztą chyba Ci nie warto. Gdy werbena zniknie, będziesz podatna na perswazję. A gdy zabijesz Hope, Niklaus zabije Cię. - wzruszyła ramionami.

- Nie uda ci się to. - mruknęłam - Jeśli poradziłam sobie z Klausem, to dam radę też tobie. - stwierdziłam dumna z siebie. Pokręciła głową szczerząc się. Śmiej się póki możesz, szmato.

-Córeczko - zaczęła. Jejku... Nie wiedziałam, że można coś powiedzieć z takim jadem w głosie... - Mikaelsona, to Ty przekupiłaś kołkiem. - warknęła - Wcale sobie z nim nie poradziłaś. - zakpiła. Zmarszczyłam brwi. Żart?

-Tak uważasz? To zabawne, bo w odróżnieniu od mojej babci i prawdziwej matki ja przeżyłam spotkanie z nim... - chwileczkę, mogą ją wkurzyć jeszcze bardziej - I jakby na to nie patrzeć, to Ciebie też zabił. - zaśmiałam się. Spojrzała na mnie z mordem w oczach. Wzruszyłam ramionami, choć nie było to łatwe przez kajdany, które kuły mnie niemiłosiernie. Chwilę później poczułam ból na policzku. O nie... O dwa razy za dużo, szmato. Pochyliłam głowę, ale patrzyłam w górę. Uśmiechała się, nie na długo. Chwyciłam dłońmi za metal i zacisnęłam je tak mocno jak mogłam. No co? Przecież nogi mam wolne. Przyparłam plecami do muru i uniosłam nogi w górę. Z całych sił odepchnęłam kobietę, która poleciała na ziemię. Szybko wstała i ruszyła na mnie, ale i tym razem ją zaskoczyłam. Jedną nogą sztywno stanęłam na ziemi, a drugą zamachnęłam się, aby uderzyć ją w głowę. Trafiłam idealnie piszczelem. Ogłuszona upadła i tym razem nie wstała.

-I kto tu przecenia swoje możliwości, mamusiu? - syknęłam. Trenuję od wielu lat, jestem w stanie się bronić i choć nie wyglądam, mam w sobie dużo siły. Gdy przyjdzie co do czego, jestem w stanie radzić sobie sama. Bez niczyjej pomocy. I jeśli będzie trzeba, to udowodnię to każdemu po kolei. Westchnęłam patrząc na kobietę, która w dalszym ciągu leżała na ziemi i brała nieregularne oddechy. Żałosne...

W końcu się podniosła i spojrzała na mnie spod byka. W kącikach moich ust pojawił się uśmiech. Jest wściekła, ponieważ wie, że nie dała mi rady. To ją boli.

-Gdyby nie ja, nie miałabyś nic. - syknęła, jedynie przekręciłam oczami. Żart? A niby co mam teraz? Bo mi się wydaję, że nic.

-Wiesz jaka między nami różnica? - zapytałam, spojrzała na mnie zainteresowana - Obie straciłyśmy bliskich. Obie dużo cierpiałyśmy. Jednak jest coś co nas różni. Ja po każdej przeszkodzie, po każdym cierpieniu staję się mocniejsza, silniejsza. Jestem gotowa na nowe wyzwania. Po prostu się nie boję. A Ty? Gdy coś poszło nie po twojej myśli, miałaś jeden cel; zemsta. I właśnie dlatego to Ty, nie ja skończysz na dnie. - syknęłam. Skinęła głową.

-Porozmawiamy, gdy będziesz bez werbeny w organizmie. Zobaczymy czy wtedy też będziesz taka odważna... - prychnęła i wyszła. A idź do diabła!

Westchnęłam. Wszystko mnie cholernie bolało, ścierpłam od ciągłego stania, a przez łańcuchy nie mogłam usiąść. W dodatku moje nadgarstki były całe poranione i zakrwawione od prób uwolnienia się. Mimo dużego wysiłku metal wciąż ciasno oplatał moje ciało. Poradzę sobie. Zawsze sobie radzę.



******
Jeśli ktoś jeszcze nie widział to wczoraj pojawił się rozdział w "This is psychopath". Serdecznie zapraszam!

Gwiazdki i komentarze mile widziane kochani, do następnego rozdziału! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro