Rozdział 5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

60 gwiazdek = nowy rozdział!


Uniosłam głowę i spojrzałam hybrydzie prosto w oczy. Czy tylko mi jest gorąco? Jakoś duszno się zrobiło. Chyba ręce mi się pocą. Ja się go kurwa boję! Zabierzcie mnie stąd, błagam. Pokręciłam głową chcąc się pozbyć niechcianych myśli. Przełknęłam gulę w gardle i uniosłam głowę, aby potrzeć pierwotnemu prosto w oczy i nie okazać strachu.

-Kol, przekaż proszę naszemu kochanemu rodzeństwu, że muszę coś jeszcze załatwić. - mruknął, a szatyn skinął głową i ruszył do pozostałych - Przejdźmy się! - znowu ten uśmiech. Ile ja bym dała, żeby mu zedrzeć ten głupi uśmieszek z twarzy...

Niepewnie skinęłam głową i ruszyłam do wyjścia, mijając pierwotnego. Głęboki wdech. Pamiętać o oddychaniu. Muszę pamiętać o oddychaniu... Po chwili staliśmy już przed knajpą.

-Jakieś sugestie? - zapytał, a ja spojrzałam na niego spod byka.

-Obojętnie byle z dala od Ciebie. - syknęłam nie zastanawiając się co robię. Chwilę później poczułam ucisk na ramieniu i staliśmy w jakimś zaułku. Kurwa. Dłoń Klausa znalazła się na mojej szyi, a ja straciłam grunt pod nogami. Zabrakło mi tchu.

-Wyjaśnijmy sobie coś, różyczko. - zakpił patrząc na moje włosy. Pieprzony dupek! Ten kolor jest boski! - Jestem miły do czasu. Bardzo łatwo mnie sprowokować czy wyprowadzić z równowagi, a uwierz mi, że nie chcesz widzieć mnie w takim stanie. - syknął i mocniej zacisnął dłoń. Zaczęłam kaszleć, a po chwili byłam już wolna. Upadłam na ziemię i chwyciłam się za gardło. Dupek. Pieprzony dupek. - Więc zrobimy tak. Ty będziesz grzeczna i szczerze odpowiesz mi na wszystkie pytania a ja obiecam, że Cię nie zabiję. - zaproponował a ja spiorunowałam go wzrokiem - Rozumiemy się? - delikatnie pokiwałam głową. Gwałtownie wyciągnął dłoń w moją stronę przez co miałam wrażenie, że mnie uderzy. Od razu odskoczyłam do tyłu i mocniej przywarłam plecami do ściany, głęboko oddychając - Spokojnie, zamierzałem pomóc Ci wstać. Okey? - uniósł brew i powoli wyciągnął rękę w moją stronę. Przewróciłam oczami i niepewnie chwyciłam go za dłoń. Mężczyzna pociągnął mnie do góry z takim impetem, że wpadłam na jego klatkę piersiową.

Moje serce biło tak szybko jak nigdy w życiu. Za blisko. Jest zdecydowanie za blisko. To moja strefa komfortu, którą on zdecydowanie naruszył. Gwałtownie od niego odskoczyłam i skrzyżowałam ręce na piersi. Zacięcie patrzyłam mu w oczy, starając się okazać jak najmniej strachu. Blondyn zaśmiał się pod nosem kręcąc głową.

-Masz na coś ochotę? - spojrzałam na niego zdziwiona, a on westchnął - Lody? Pizza? Whisky? Masz ochotę na coś konkretnego czy zdajesz się na mnie?

-Ja... - wzruszyłam ramionami - Nie wiem... - pokręciłam głową - Obojętnie. - mój głos jest nienaturalnie wysoki. Mam nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi. Westchnął głośno.

-Obiecałem, że Cię teraz nie skrzywdzę. Wierz mi lub nie, ale naprawdę potrafię dotrzymać obietnicy. - wyjaśnił - Więc czy możesz mi zaufać chociaż w minimalnym stopniu? - on chce żebym mu tak po prostu zaufała? Po tym wszystkim co zrobił mojej rodzinie, mówi mi, że na ten moment jestem bezpieczna i mogę mu ufać. To jakaś komedia... Pokręciłam głową.

- Po tym wszystkim co się stało? Tak po prostu oczekujesz mojego zaufania? - zdziwiłam się. Przewrócił oczami.

-Zróbmy tak, jeśli postarasz się zaufać mi zaufać chociaż odrobinę. To ja opowiem Ci jak to wszystko się zaczęło i dlaczego. - zaproponował - Jestem pewny, że Rosalinda nie powiedziała nikomu prawdy. - mruknął - To jak? Deal?

-Gdzie jest haczyk? - mruknęłam z przymrużonymi oczami.

- Nie ma. - parsknął, ale ja od razu pokręciłam głową.

-Zawsze jest haczyk. - prychnęłam - Więc?

-Mówię serio, jedyne czego chcę do szczerych odpowiedzi na pytania. - wzruszył ramionami. Co on kombinuje... No przecież czegoś mi na pewno nie mówi. A z drugiej strony, bez względu na cenę, muszę się dowiedzieć co ukryła moja pra-prababka, coś mi się wydaję, że moja rodzinka jest bardziej winna niż mówi.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam pierwotnemu w oczy.

-Niech będzie. Pójdę z Tobą, nie mam nic do stracenia. - mruknęłam wzruszając ramionami.

-Prócz życia. - mruknął z krzywym uśmiechem, a ja wytrzeszczyłam oczy - Znaczy nic Ci nie zrobię, bo obiecałem! Mówię teoretycznie! - zaznaczył unosząc ręce w powietrze. Pokręciłam głową.

- To gdzie idziemy? - westchnęłam. Na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. Boże... Wygląda jakby podpalił miasto i był z tego powodu szalenie dumny. To straszne...



*******
Podobało się? No ja mam nadzieję, bo dużo pracuję nad tym opowiadaniem! Haha
Zostawcie gwiazdkę i komenatrz i do następnego rozdziału, kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro