Rozdział 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

60 gwiazdek = nowy rozdział!

Chyba jakiś żart... Klaus jako cel obrał najdroższą restaurację w całym Nowym Orleanie. Nie stać mnie, żebym stanęła na podłodze w tej restauracji. A co dopiero, żeby tam zamówić...

-Niklaus... - zaczęła.

- Nie. - warknął a ja odsunęłam się od niego o krok, wiem co obiecał, ale nadal jest bardzo porywczy - Nie mów na mnie Niklaus. Nienawidzę tego imienia. - syknął kręcąc głową - Po prostu Klaus. Okey? - spojrzał na mnie kątem oka. Przygryzłam dolną wargę i skinęłam głową.

-Emm... Mogę wiedzieć czemu? - pokręcił głową i szybko mi przerwał.

- Po prostu mów mi Klaus. - syknął.

-Rozumiem. - mruknęłam.
Pierwotny otworzył drzwi restauracji i przesunął się, abym mogła wejść pierwsza. Skinęłam głową w podzięce i weszłam do środka. Obok nas od razu pojawiła się kelnerka, która zeskanowała mnie wzrokiem z kpiącym uśmiechem, po czym z podziwem spojrzała na Klausa.

-W czym mogę pomóc? - zatrzepotała rzęsami.

-Stolik dla dwojga. - blondynka szybko zaprowadziła nas do stolika na piętrze restauracji. Wszyscy się na mnie gapili... Do cholery jasnej, o co im wszystkim chodzi? Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy przeglądać menu. Cały czas czułam na sobie wzrok innych.

-Yyyy... - zaczęłam mając zamiar zapytać czy wie o co tym wszystkim ludziom chodzi.

-Wszyscy mają na sobie eleganckie stroje, Ty jesteś w leginsach i staniku. - puścił mi oczko. Automatycznie spojrzałam w dół. Kurwa! Najdroższa restauracja w jakiej byłam przez całe życie, a ja wyglądam jak siedem nieszczęść. I to nie stanik, to sportowy top. Jest różnica!

-Wychodzę. - oznajmiłam i wstałam od stołu. Hybryda szybko znalazła się przede mną.

-Siadaj. - warknął stanowczo, ale pokręciłam głową.

- Nie ma opcji. Po raz pierwszy jestem w takim miejscu, nie mam zamiaru się ośmieszyć...- wyszeptałam stanowczym tonem. Klaus przewrócił oczami i ściągnął swój płaszcz, po czym mi go podał. Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Po prostu zakładaj i siadaj. - zacisnęłam usta i powoli założyłam na siebie jego własność.

-Dzięki. - mruknęłam zakładając płaszcz mężczyzny. Był przesiąknięty zapachem mięty i whisky. Przyznaję, całkiem przyjemna mieszanka. Pierwotny skinął głową. - Ale wstyd... - wyszeptałam kręcąc głową.

-Naprawdę nigdy tutaj nie byłaś? - zdziwił się. Westchnęłam kręcąc głową.

- Jestem po raz pierwszy. - mruknęłam - Po pierwsze, nie stać mnie na takie restauracje. Po drugie, nie wiele wychodzę z domu. Moi rodzice są przewrażliwieni na twoim punkcie i praktycznie nic mi nie wolno. - wyznałam - Nie mam też wielu znajomych. Jakoś tak wyszło. - skwitowałam.

-Przyczyniłem się do tego... - pokręcił głową - Nie miałem tego na celu. - uniósł ręce w górę. Przewróciłam oczami.

-Jasne. - zaśmiałam się - Celem jest zabicie mnie. - uniosłam brew.

- Nie bez powodu! - bronił się, a ja prychnęłam.

-No tak. Mój pra-pradziadek zaszedł Ci za skórę... - syknęłam. W tym samym momencie pojawiła się kelnerka, aby zabrać nasze zamówienie.

- Co dla państwa? - zapytała uśmiechając się do blondyna. Gdyby mogła to by go przeleciała na tym stole. Żałosne...

-Dla mnie kurczak w sosie vindaloo. - spojrzał na mnie - Na co masz ochotę? - pokręciłam głową.

- Ja dziękuję. - mruknęła zażenowana. Przez dupka siedzącego naprzeciwko jestem niewyspana, nie zjadłam śniadania i jestem cholernie głodna, ale nie wzięłam pieniędzy... Zapowiada się super dzień. .

- Ja płacę. - uśmiechnął się pod nosem. Super facet, który ma zamiar zabić mnie i moją matkę, postawi mi lunch w najdroższej restauracji w Nowym Orleanie. Nie ma takiej opcji...

-Naprawdę dziękuję...

-Dla niej to samo. - mruknął w końcu - I dwie whisky z lodem. - kelnerka skinęła głową i szybko się ulotniła. Spojrzałam na niego wściekła.

-Klaus... - zaczęłam.

- Masz worki pod oczami, co znaczy, że w nocy nie mogłaś spać, co jest moją winą. Jesteś blada jak ściana i mam wrażenie, że zaraz mi tu zemdlejesz, a przecież obiecałem, że dziś nie umrzesz. Wytrzymaj do jutra. - prychnął. Spojrzałam na niego zaskoczona.

-Mimo, że chcesz zabić mnie i moją mamę i pewnie za jakiś czas to zrobisz... Dzięki za dziś. - jejku... Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Kiwnął głową.

-Wracając do sedna. Zakładam, że Rosalinda nie powiedziała córce jaki był powód tego wszystkiego. - westchnął.

-Z tego co wiem ja, to był jakiś interes. Mój pra-pradziadek zrobił coś przeciwko tobie i bum! W zemście notorycznie mordujesz moich bliskich. - rzekłam. Tyle mi wiadomo. Pokręcił głową z uśmiechem.

- Nie do końca. Nie było żadnego interesu. - mruknął - Z pomocą wiedźm udało mu się wskrzesić Mikaela, ten próbował zabić mnie i moje rodzeństwo. Finna udało mu się zabić. Co prawda zrobił to przypadkiem i nie było mi jakoś przykro, bo nigdy go nie lubiłem, ale to jednak brat. Ojca zabiłem po raz drugi, a na twoim pra-pradziadku poprzysiągłem zemstę. - wyjaśnił.

-I ja mam Ci wierzyć? - zapytałam z kpiną w głosie.

- To czy mi uwierzysz to już tylko twoja sprawa. - wzruszył ramionami. Poważnie? I ci ja mam teraz myśleć? - Ale powiedziałem prawdę. - dodał po chwili.

*****
A ja zapraszam na mój profil, gdzie znajduje się moja najnowsza praca z Kolem w roli głównej!

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro