Rozdział 7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!

Nienawidzę Klausa Mikaelsona. Planuje zabić mnie i moją matkę, ale najpierw urządza sobie ze mną wspólny lunch i dzięki niemu jem najlepsze żarcie w życiu! Z jednej strony mnie przeraża, ale z drugiej coraz bardziej intryguje.

-O czym myślisz? - spytał, gdy skończyliśmy jeść. Westchnęłam.

-O tym, że jesteś wrogiem mojej rodziny od przeszło stu lat, a ja jakby nigdy nic jem sobie z Tobą lunch w najdroższej restauracji w jakiej miałam okazję kiedykolwiek być. - mruknęłam. Klaus uśmiechnął się pod nosem. - Co? - prychnęłam.

-Aż tak bardzo przeżywasz tą restaurację? - zdziwił się.

- Nie śmiej się ze mnie! - warknęłam - Moje posiłki na mieście ograniczają się do budek fast food i tego typu restauracji. - wzruszyłam ramionami.

-I nikt wcześniej nie zabrał Cię na randkę w takie miejsce? - zapytał, a ja zakrztusiłam się sokiem, który właśnie piłam. Randkę? To jest randka? O nie. - Czemu tak na mnie patrzysz? - parsknął.

-Ymm... Znaczy - zaczęłam się jąkać - Bo powiedziałeś wcześniej i randkę i... To jest randka? - wskazałam na nas i stół. Błagam powiedz, że nie. Jednak na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.

-Oczywiście, że nie. - pokręcił głową, a ja odetchnęłam z ulgą - To tylko spotkanie kobiety i mężczyzny, aby spokojnie porozmawiać i zjeść. - wzruszył ramionami.

-Poszłam na randkę z największym wrogiem... - uderzyłam głową w stół - Ał. - mruknęłam. Usłyszałam śmiech mojego towarzysza.

-Spacer? - zaproponował.

-A która jest godzina? - spytałam.

- Za dziesięć dwunasta. - odparł. Westchnęłam.

-Muszę wrócić do domu... - jęknęłam - Rodzice mnie zabiją. - westchnęłam po czym oboje wyszliśmy z restauracji.

-Powiesz rodzicom, że byłaś ze mną?

-Żartujesz? - prychnęłam - Nie wolno mi wychodzić ze znajomymi, a mam się przyznać, że byłam z Tobą? Nie ma opcji... - pokręciłam głową. Ściągnęłam płaszcz i oddałam go blondynowi. - Dzięki. - dodałam z lekkim uśmiechem. Skinął głową i szybko zarzucił go na barki.

Nagle Klaus skręcił w jakąś ciemną uliczkę, coś mi nie pasowało, więc się zatrzymałam. Po chwili pierwotny odwrócił się i spojrzał na mnie.

-Mówiłem już, że Cię nie zabiję... - prychnął.

-A ja mówiłam, że nie umiem Ci tak po prostu zaufać... - jęknęłam i pokręciłam głową. Mój wzrok przykuła kobieta z brązowymi włosami, idąca niedaleko. Moja matka... - Kurwa. - pisnęłam i biegiem ruszyłam w stronę hybrydy.

-Zmieniłaś zdanie? - zakpił.

-Moja matka jest po drugiej stronie ulicy. Wolę zginąć z rąk mordercy, psychopaty niż matki! - pisnęłam. Pokręcił głową, ale ruszył do przodu, więc poszłam za nim.

- Właściwie, ile masz lat? - zapytał nagle.

-Dziewiętnaście. - odparłam patrząc na niego badawczo. Po co mu tą informacja do szczęścia?

-Mhm. - mruknął.

- A Ty? - parsknął śmiechem - Odpowiedz! Ja Ci powiedziałam. - zaoponowałam.

-Tysiąc czterdzieści. - odparł po chwili ciszy, przysięgam, że moja szczęka sięgnęła ziemi - Zostałem przemieniony w wieku dwudziestu dwóch lat. Więc teoretycznie dwadzieścia dwa... - wzruszył ramionami.

-Wiedziałam, że jesteś... - zawahałam się patrząc na jego zaciśniętą szczękę i oczy mówiące "zastanów się zanim coś powiesz" - Że masz na koncie kilka wieków? - mruknęłam - Ale nie sądziłam, że aż tyle.

-Pozostawię to bez komentarza. - mruknął.

Nie rozumiem go. Z jednej strony bardzo dobrze się z nim rozmawia, z drugiej wiem, że on i tak chce mnie zabić... To chore. Moja relacja z tym człowiekiem jest chora.

- To nie twój ojciec? - zapytał wskazując na szatyna przed nami. Tak to jest mój ojciec! Z czym on podchodzi do tych ludzi?

- To on. Słyszysz o co pyta tych ludzi? - spojrzałam na hybrydę. Blondyn skupił się na ludziach przed nami.

-W dłoni ma twoje zdjęcie. Pyta czy ktoś cię nie widział, bo zaginęłaś. - prychnął.

-Oni mnie zabiją... - pokręciłam głową. Usłyszałam westchnienie z ust pierwotnego. Później wszystko działo się tak nagle. Poczułam mocny uścisk na gardle, moje stopy straciły kontakt z ziemią, a moje plecy zderzyły się z murem. Z powodu braku tchu zaczęłam kaszleć.

-Mikaelson, puść ją! - usłyszałam warknięcie z ust mojego taty.

Klaus uśmiechnął się pod nosem, ale powoli mnie odstawił.

-Jeszcze się spotkamy. - mruknął, kłaniając się po czym w wampirzym tempie zniknął.

Wzięłam głęboki wdech. Mogę oddychać. Pieprzony dupek... Może i mi pomógł, ale nie musiał mnie dusić!

*****
Ponownie zapraszam na mój profil, gdzie znajduje się książka z Kolem w roli głównej! 🖤🖤

Pytanie do was!
Czy ktoś czytałby książkę o reakcji między Klausem, Hayley i Elijah? Bo mam ciekawy pomysł i trochę czasu wolnego, więc coś takiego mogłoby powstać. Czekam na wasze opinie!

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro