II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry – 10 lat

Louis – 8 lat

Louis

Dzisiaj po powrocie do domu nie byłem, aż tak zmęczony jak zazwyczaj. Cóż, zapewne teraz, jak w każdy normalny piątek, siedziałbym na kolanach Hazzy, który opowiadałby mi jakieś śmieszne historie, oczywiście zakończone morałem. Jednak tym razem było inaczej. Mój tata zgodził się, aby Harry mógł u nas zanocować. To niesamowite. Będziemy mogli oglądać Avengers'ów do późna i nie kłaść się jak te wszystkie nastolatki. Znaczy, my już nie jesteśmy mali, przecież mam już prawie 8 lat, a Harry 10. Dorastamy.

Po wejściu do domu, od razu rzuciłem plecak w kąt i pognałem do kuchni. Wyjąłem z szafek wszystkie rzeczy przygotowane na dziś wieczór, czyli chrupki, chipsy, ciasteczka, ogółem mówiąc, łakocie. Harry na pewno się ucieszy, nie bardziej niż ja, ale i tak bardzo. Wziąłem wszystkie rzeczy w swoje małe rączki i szedłem powoli po schodach, aby niczego nie upuścić.

- Woah! - tato krzyknął z uśmiechem, widząc jak nieporadnie wspinam się po schodach, a moje butki ślizgają się niestabilnie. – Żołnierzu, co tak dużo jedzenia? Taki głodny jesteś? - zaśmiał się, na co próbowałem zawtórować, ale moje uda trzęsły się od próby utrzymania stabilizacji.

W końcu tata zabrał ode mnie kilka paczek chrupek i żelków, tych które Harry lubi najbardziej i pomógł mi to wnieść na górę.

- Harry dzisiaj u nas nocuję, nie pamiętasz? - sapnąłem cicho, kiedy w końcu dotarliśmy na piętro, wchodząc do mojej sypialni. – Będziemy to jeść dzisiaj w nocy.

Phil, mój tata, uśmiechnął się, stawiając wszystkie przekąski na stoliku nocnym i obok niego, ponieważ nie wszystko się zmieściło.

- A rodzice Harrego się zgodzili? - przytaknąłem szybciutko głową, zdejmując spodnie, na co mój tata wytrzeszczył oczy. – Po co zmieniasz spodnie, te były dobre.

Przełykam ślinę, patrząc na niego z ukosa. Faktycznie, to dziwne, że specjalne dla Harrego chcę nałożyć „te lepsze" spodnie.

- Uhm, masz rację.

W końcu decyduję się i zamiast moich „lepszych" spodni, zakładam po prostu dresy.

**

Przygotowania szły pełną parą, no mniej więcej. Prawie zjadłem wszystkie chipsy, dlatego, że Harry nie pojawiał się. Wydzwaniałem do niego przez godzinę, a ten nie odbierał, więc co innego mogłem zrobić niż podjadanie naszych wspólnych przekąsek? Jednak potem naprawdę rozczarowany, rzuciłem się na łóżko, tonąc głową w poduszce. Czy Harry mnie właśnie wystawił? Eh, akurat kiedy nasze nocowanie wypaliło, on musiał nie przyjść. No super, ciekawe tylko, czy sos serowy zaklei moje serduszko.

- Hej bubu! - ktoś rzucił się na moje plecy, a czując gilgotanie loczkami w okolicach szyi, uśmiechnąłem się do pierzyny. – Myślałeś, że o Tobie zapomniałem? - zapytał, chuchając w moje ucho ciepłym powietrzem – A w życiu! Nie mogłem się doczekać, ale na moje nieszczęście, autobus się naprawdę spóźnił przez tę śnieżycę.

Ach, no tak, mogłem o tym pomyśleć. Harry nie mieszka w centrum, więc miał prawo do spóźnienia. Poza tym, jego rodzice raczej by go nie odwieźli. Nie wiedziałem o nich wiele. Tylko to, że muszą być naprawdę niefajni, skoro loczek nie chcę mnie zaprosić do siebie.

- Haz! - pisnąłem, uderzając w niego poduszką, a następnie sturlałem się z łóżka. Widziałem zaskoczenie na twarzy chłopca, dlatego zachichotałem, uciekając w stronę komody. Przy każdym kroku śmiałem się, a kilka małych jasiek leciało w moją stronę. Zgrabne uniki i perfekcyjna orientacja, tak powinni mnie nazwać. Jednak po kilkunastu chybionych strzałach przez Harrego, w końcu uderzył mnie jedną z nich, na co podskoczyłem.

- Tak chcesz się bawić, hę? - zapytał, obrzucając mnie swoim łobuzerskim spojrzeniem. Nie wiem dlaczego, ale lubiłem to jak na mnie patrzył z tą wyższością, no czasami. Jednak niekiedy przeszkadzała mi jego dominacja.

- Nie, Harry! - pisnąłem, kiedy moje bose stópki oderwały się od ziemi, a chłopak bezproblemowo uniósł mnie w powietrze. Nie lubiłem tego, kiedy mnie brał na ręce, bo ja to wręcz uwielbiałem, ale nie w takim momencie. Teraz toczy się wojna o życie i śmierć, a nie zwykła zabawa o nic.

- Niegrzeczny Lou – uśmiechnął się, rzucając mnie na łóżko, przez co materac lekko się wygiął. Zachichotałem, rzucając w chłopca małą paczką żelków. – Wykorzystujesz moje ulubione żelki jako amunicję? No teraz to nie ma pomiłuj.

Usłyszałem nutkę, a wręcz garść rozbawienia w jego głosie, więc po prostu poddałem się, leżąc kompletnie bezruchu przed nim z lekko podwiniętą od szarpaniny bluzką. Chłopak tknął moje żebro palcem, na co wypuściłem wstrzymywane powietrze. Jednak po chwili podniósł swoje spojrzenie z żebra, na moje oczy, które zdawały się teraz wyglądać ja dwa, małe, niebieskie kręgle.

Chłopak pochylił się lekko nade mną, dając mi soczystego buziaka w czoło. Gdyby to była moja mama, uśmiechnąłbym się, gdyby tata, pewnie z udawaną odrazą odsunąłbym się, ale to był Harry i czułem, że przez chwilę moje ciało straciło czucie.

- Lou? - zapytał mnie, kiedy ja wciąż z zamkniętymi powiekami, czułem jedynie chłód na swoim czole. Otworzyłem oczy i uniosłem dwa palce na swoje czoło, dotykając miejsca, które przed chwilą zostało otulone ustami mojego najlepszego przyjaciela. - Uhm, oglądamy jakiś film?

Zamrugałem kilkakrotnie, potakując.

***

Nie było to moim wyborem abyśmy na początku oglądali Kapitana Amerykę, ale wolałem dostosować się do Harrego. Czułem, że ten źle się czuję z czymś, tylko jeszcze nie wiem z czym. Jakby zwiędł mu humor od tak. Coś tu nie gra, a Sherlock Tomlinson musi to rozwiązać.

- Haz? - zapytałem, kiedy ten powoli muskał swoimi dłońmi moją głowę. Lubiłem to jak ją masował, przyjemne uczucie, nie powiem. - Harry? - szturchnąłem go lekko, na co jego dłoń zjechała na mój bark.

- Co? - burknął, jakby zły, ale nie do końca. Kilka razy się tak przy mnie zachowywał, zazwyczaj zwalając winę na kłótnię w domu, ale przecież teraz miał być nasz czas, prawda? - Przepraszam, nie chcę być zły, znaczy nie jestem, To trudne. - wydął wargę, na co zachichotałem, ciągnąc po niej palcem.

- Żelek na zgodę? - zapytałem, biorąc jednego, długie żelka i podając mu go.

Harry przytaknął z uśmiechem, wsuwając kolorowego żelusia do ust i powoli ćlamiąc.

- Może obiecajmy coś sobie? - zaproponowałem, podnosząc głowę z piersi chłopca.

Harry zainteresowany propozycją, podniósł się lekko, wpatrując się w mój uśmiech.

- Nie obrażajmy się na siebie. - stanowczo powiedziane słowa, wydobyły się z moich ust, tworząc zmarszczkę, na czole Styles'a – No wiesz, bez kłótni, sprzeczek.

Loczek uśmiechnął się, drapiąc tył swojej głowy, a w końcu wyciągając mały paluszek.

- Na mały paluszek? - zapytał, na co ja potaknąłem.

- Na mały paluszek.

---

Ok, tak ogólnie, to mój harmonogram dodawania rozdziałów poszedł się walić :) Harmonogramu nie ma, kiedy napiszę rozdział to po prostu go dodam, koniec kropka :))

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro