XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczerze mam tak wielką ochotę zawiesić to opowiadanie, albo usunąć, dlatego, że wydaję się naprawdę debilne i ugh, bez konkretnego pomysłu, znaczy niby jakiś tam jest, ale jest totalnie popularny, może mały wątek jest nieczęsty, jednak brzydzę się tym opowiadaniem.

----

Nie było dobrze.

Było wręcz znakomicie.

Harry naprawdę się mną zajmował i cieszył z tego, że jakby nie patrzeć będzie to jego dziecko, mam nadzieję. Zrobiłem już badania, na które przekonałem także Zayn'a, który dowiedziawszy się o ciąży zaczął stawać się coraz ... milszy? Inaczej nie mogłem tego nazwać. Przed wejściem pocieszał mnie i całował moje knykcie, przez co Harry odsunął jego krzesełko pod okno. Czułem się fatalnie, stojąc przed doktorem z dwoma facetami, karząc mu robić to badanie, bo jakby nie patrzeć było to oczywiste. Nie znałem ojca.

- O Boże, j-ja dziękuję, chyba. - słyszałem jak loczek rozmawia przez telefon stacjonarny w kuchni. Dzisiaj był piątek, tak sądzę. Wraz z Harrym postanowiliśmy opuścić dzisiejsze lekcje na rzecz przytulania i całowania; lepszego rozwiązania. Moi rodzice jeszcze starają się, abym przez te kilka miesięcy nie musiał chodzić do szkoły. Nie czułbym się dobrze, chodząc po korytarzu z ciążowym brzuchem, a wokół siebie słysząc tylko śmiech. Z tego co wiem, dyrektorka obiecała mi nauczanie indywidualne, jednak lekcje matematyki z Panem Liam'em mogą być z lekka zakłócane przez głośnego Irlandczyka, który a k u r a t w trakcie nich będzie chciał do mnie przyjść. Najpewniej popiszę się przed Payn'em swoim ścisłym umysłem, w którym pływają roztwory chemiczne, ułamki i zdjęcia penisa pana od matematyki. Nie mam zielonego pojęcia, kiedy je zrobił, ale obsesja to niedopowiedzenie.

- Z kim rozmawiałeś? - zapytałem podejrzliwie, zajadając swoją porcje taco z baru Martin's Tacos. Stał na rogu ulicy, dlatego prawie zawsze (kiedy wiedza gastronomiczna Harrego zanikała w umyśle pomiędzy sosem do pizzy, a mięsem z kebaba) zamawialiśmy tam jedzenie.

- Uh, z Liam'em – spojrzałem na niego spod wachlarzu rzęs. - On ... znaczy poprawiałem kartkówkę, znaczy Liam dał mi ją poprawić.

Nie zważając więcej uwagi na paplaninę chłopaka, oparłem się o jego bark, z powrotem kierując spojrzenie w stronę telewizora. Czułem, że teraz wszystko będzie lepiej, aniżeli było kiedyś. Może i noszę w sobie drugie życie, ale to piękne. Będę mógł patrzeć jak mały sobowtór zmieszania mnie i Harrego dorasta. Ciekawe od kogo będzie bardziej podobny. Pulchne usta i policzki po Harrym, a do tego niebieskie jak ocean oczy oraz zmarszczki pod oczami, kiedy będzie się śmiał? Chciałbym przenieść się na chwilę w przyszłość i zobaczyć, jak będzie nam się układało. Harry będzie o nas dbał?

- Kocham Cię, Lou. - starszy chłopak wtulił mnie w swój bok, tak, że jego świąteczny golf muskał moje policzki. Nadal nie widziałem najmniejszego sensu zakładania bożonarodzeniowych ubrań w listopadzie, kiedy zamiast śniegu na karoseriach, widnieję jedynie wszechobecna chlapa, wyglądająca co najmniej obrzydliwie.

- Kochasz mnie na tyle bardzo, że poszedłbyś do sklepu i kupił jakieś słodycze? - zapytałem unosząc brodę do góry, tak, że Harry mógł łatwo cmoknąć moje czoło. Nie wahając zrobił to, układając swoje dłonie na brzuchu przede mną. Wyglądał tak samo, nie powiększał się; nic w tym rodzaju. Cóż, minął dopiero tydzień, może powinienem trochę poczekać.

- Oczywiście, odbiorę wyniki i podjadę do sklepu.

Coś puknęło w moim żołądku, jakby metalowa kulka odbijała się od zardzewiałej wątroby, pokrytej stalą. W pewnym stopniu nie chciałem, aby Harry je odbierał, ponieważ byłem pewien, że to jego dziecko, jednak sumienie podpowiadało mi, że ta decyzja jest słuszna. Mimo że mogę mieć swoją świadomość, Harry jej nie ma. W każdej chwili może się ode mnie odwrócić, jeśli dziecko nie będzie jego.

Chłopak jakby wyczuł moją niepewność, więc natychmiastowo splótł nasze dłonie razem.

- Zawsze tu będę, żeby się wami opiekować, okej?

Automatycznie zacisnąłem dłoń na jego, szukając ratunku.

- Okej.

To wcale nie było tak, że jeszcze dzień wcześniej płakaliśmy oglądając Gwiazd Naszych Wina, a teraz bawimy się w podchody z tym związane. Chociaż sam aspekt ze słowem „okej", wydawał mi się nad wymiar nudny. Czy bohater nie mógł nagle powiedzieć „nie okej", dlatego, że jego asertywność przeważała nad tym słowem?

***

Zegar nieubłaganie wolno stukał nad moją głową, a wskazówki mozolnie poruszały się po tarczy. Jego działanie było jak przestarzały aparat fotograficzny, który musi (a) ustawić kadr (b) wykonać fokus, co zajmuję przynajmniej minutę © pstryknąć zdjęcie, ale i tak poruszysz ręką, więc wyjdzie zamazane; powtarzasz te czynność aż do osiągnięcia zamierzanego efektu. W pewnym momencie miałem chwilę słabości i gdyby nie mój nadto niski wzrost, ściągnąłbym tego zegara i wyrzucił przez okno. Mając (ten koszmarny) czas, zacząłem rozmyślać. Czy Harry chciałby zamieszkać razem? Co prawda jesteśmy jeszcze młodzi, ale moglibyśmy wynająć jakieś przytulne mieszkanie, nawet kawalerkę, póki co na dwie osoby wystarczyłoby. Jednak gdyby maluch przyszedł na świat, warto by było pomyśleć o czymś przestronniejszym. Miałem ogromną nadzieję, że moi rodzice pomogą nam choć w utrzymaniu domu (rachunki etc.).

Jakbyśmy dali dziecku na imię? Harry upierał się nad Gargamelem, albo Smerfetką; stanowczo powinienem zabrać mu zasięg do bajek dla dzieci. Ja natomiast myślałem nad czymś oryginalniejszym, coś jak Mitochondrium albo Deoksyrybonukleinoza, tak chemiczno – biologicznie. Może akurat nasza mała córeczka Deoksyrybonukleinoza zostałaby chemikiem większym niż światowe wzory?

Z zamyśleń wyrwał mnie trzask drzwi. Ciarki przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa, osadzając się jak uporczywe bąble na wystających złączeniach. Wziąłem haust powietrza, zanim nie obróciłem głowy. Nastolatek miał spuszczoną głowę zdejmując trapery, także nie mogłem odczytać nic z jego twarzy.

- Louis. - podniósł głowę. Jego długie loki wystawały z czapki, tworząc jego szyję włochatą. Można było powiedzieć, że to nie Harry miał loki, ale loki miały Harrego. Cóż, był to jeden z jego znaków rozpoznawczych, jak moje małe stopy. Kiedy byłem o kilka lat młodszy niż teraz, kupowałem buty w sklepie dziecięcym, bo tylko tam miałem dostępny swój rozmiar.

- I co? - zapytałem, chorobliwie szybko dostając ataku paniki.

Nie mówił nic, póki nie usiadł na kanapie. Przyciągnął mnie do swojego boku, mimo że w pośpiechu nie zdjął grubej kurtki.

- Przykro mi.

----

Poza tym, jakby ktoś był zainteresowany w grudniu wraz z kinkyboyxboy opublikujemy książkę na moim profilu, a'la świąteczną serie. 

Louis jako najlepszy ojciec na świecie dla 4 - letniego Niall'a, mimo młodego wieku próbuję przekonać swojego syna w tym, że Święty Mikołaj naprawdę istnieje. Tak czy siak, poznaję Harrego, który zgadza się go udawać.

FF będzie miało max 10 rozdziałów i skończy się przed początkiem stycznia, także rozdziały będą dodawane regularnie ^.^

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro