XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam za to, co właśnie będziecie czytać :')

-----

Racjonalnie patrząc, nie było najgorzej. Mój stan wliczał się w ten pośredniego smutku, ale przejściowego szczęścia. Minęło kilka dni od incydentu, który miał miejsce w szkole. Upadłem na ziemię tracąc przytomność, co z pewnością było skutkiem ubocznym zbyt dużego nasilenia stresu. Mimo, że wierzyłem w wykreowaną przez siebie bajkę, głoszącą, że była to jednorazowa przykra przygoda, wciąż nie potrafiłem zmierzyć się z rzeczywistością; pójściem do szkoły. Przez całe cztery dni siedziałem w domu, nie odbierałem wiecznie dzwoniącego telefonu na którym wyświetlał się numer Harrego, a tym bardziej udawałem, że nie istnieję, zaszywając się pod swoim kocem. Nie miałem zamiaru wyjaśniać loczkowi tej sytuacji, chociaż byłem stanowczo pewien, że ktoś to zrobił za mnie. Jedyną osobą z którą chciałem rozmawiać był Niall. Tak naprawdę nie poruszaliśmy dotykającego mnie tematu, głównie żartowaliśmy, jakby chłopak wiedział, że nie jestem gotów w pełni o tym rozmawiać. Co najbardziej mnie poruszyło? Najpewniej sam fakt, że przyjaźń (już nie wspominając o miłości), którą plotłem z Harry, zamieniła się w jakiś głupi papierek, przecięty tanimi nożyczkami na promocji w supermarkecie.

- Uh, to chyba wszystko. - Calum schował swoje podręczniki do torby, patrząc na mnie z lekkim współczuciem. - Pani Robins powiedziała, że testy z chemii możesz nadrobić w następnym tygodniu, poza tym, Pan od wf'u obwinia się za Twoje zasłabnięcie.

Lubiłem w nastolatku aspekt jego naprawdę urzekającej nieśmiałości. Wydawał się delikatny jak piórko, które można niechcący zdmuchnąć za daleko. Nie byłbym wielce zaskoczony, kiedy sam wiatr uniósłby go, miotając w przeróżne strony. Wydawał się niemniej miły, jednakże słowo „miły" jest bardziej niż konkretnie względne. Miły może być dostawca pizzy, który musi wykonywać swoją robotę z uśmiechem, ale miła może być także matka, rozmawiając z uporczywymi sąsiadkami. Calum nie był w żaden z tych sposobów miły. On był kimś miłym inaczej, jakby dawał Ci trochę swojego ciepła, ale tuż po tym płoszył się i je zabierał. Był miły inaczej. Starał się.

- Jasne, dziękuję Cal. - chłopak uśmiechnął się w moją stronę, a jego śnieżnobiałe zęby przypominały niejedne uzębienie Pań w sponsorowanych reklamach.

Przynajmniej on dawał mi lekcje.

***

- Jeżeli poczujesz się gorzej, zadzwoń do mnie, przyjadę po Ciebie. - moja matka starannie rozczesywała moje splątane ze sobą włosy. Siedząc przez te kilka dni, nawet wstyd przyznać, myłem się tylko przed wizytą Calum'a. Nie miałem najmniejszej ochoty na chociażby zejście do swoich rodziców i zwykłą rozmowę, poza tym, co chwila biegałem do toalety. Po wizycie u lekarza wysłano mnie na prześwietlenie brzucha, z uwagi na wielkiego siniaka, którego nabiłem sobie na wf'ie. Moja wizyta jest jutro, a stres opanowuję mnie bardziej niż kiedykolwiek. Czułem, że coś jest ze mną źle, jestem na coś chory, niekonieczne zatrucie, które minęłoby po najwięcej kilku dniach, tu chodzi o coś poważniejszego.

- Na razie. - pożegnałem się z rodzicami, poprawiając swoją katanę na odrobinę niestabilnych barkach. Od czasu, kiedy zarzyguję całą toaletę, czuję się słabszy, bardziej podatny na alergię, a tym bardziej senny. Tak, sen i ból zaczynają wchodzić w skład rutyny, co przeraża mnie najbardziej.

Po dojściu do drzwi szkolnych, lekki wiatr poczułem rosnącą gulę w gardle. Bałem się, że jak przekroczę próg tej budowli, wszyscy zwrócą na mnie uwagę. Zaczną się wyzwiska, ściągną mnie na samą ziemię, dobiją i rozdepczą. Po chwili wszedłem, a ruch na korytarzu jakby ustał. Nie było źle, wszyscy jedynie szeptali, a ja czułem zażenowanie. Mogli mnie pobić, albo zwyzywać. Nawet Josh szeptał, coś tu nie grało.

- Panie Tomlinson. - usłyszałem znajomy głos Liam'a, nauczyciela od matematyki. Odwróciłem się w jego stronę, a mój oddech jakby uwiązł. - Musimy porozmawiać.

***

Pan Payne wytłumaczył mi, że dowiedział się o zaistniałej sytuacji od Niall'a (przeklęta blond czupryna), jednak nie doniesie o niej moim rodzicom. Zresztą, jak mówił, nie ma takiego prawa, jedynie gdyby mój stan się pogorszył, czy coś w ten deseń.

- Louis, wracaj do zdrowia. - pożegnał mnie dosyć ciasnym uściskiem, przez który leciutko stęknąłem. Naprawdę lubiłem nauczyciela matematyki, ale niekiedy miałem wrażenie jakbyśmy byli co najmniej dobrymi przyjaciółmi. Nie wspominając już o Niall'u, który wręcz marzy o zamkniętej przestrzeni z Liam'em, najlepiej, żeby gdzieś w tle stał lubrykant i łóżko; prezerwatywy byłyby zbędne. - Jeżeli kiedykolwiek powtórzy się taka sytuacja, dopilnuję, żeby osoby dręczące Cię poniosły za to karę. Poza tym jakiś chłopak przyszedł do mnie.

Potarłem rękawy bluzy o siebie, patrząc to na okno, to na dziwny posążek ptaszka, stojącego na biurku psora. Wydawał się całkiem ciekawy, czarny ptak, ale nie do końca pomalowany.

- J-jak miał na imię? - pytanie uleciało z moich ust, choć naprawdę znałem odpowiedź.

Liam oparł się na swoim biurku, a jego mięśnie napięły się. Nie dziwiłem się Niall'owi, gdybym nie chciał stałego związku, także leciałbym na Liam'a. Wydawał się miły, ale pobudliwy, może dla Niall'a tylko w łóżku.

- Uhm, nie mam zielonego pojęcia. - rząd jasnych zębów błyszczał się pod napływem jasnego oświetlenia, dobiegającego z okiennic. - Miał loki, długie i gęste.

Teraz już wiedziałem, Harry też wiedział.

***

- Proszę, skarbie – Harry zaczął całować moją twarz, która pod natłokiem łez zrobiła się purpurowa. - Nigdy więcej mnie nie okłamuj, chcę Twojego szczęścia.

Po dość długiej i wykańczającej nas rozmowie pod naszym ulubionym drzewem, uszło z nas napięcie. Harry jednak obiecał mi, że pogrąży wyśmiewających się ze mnie uczniów, jednak nie wszystko mu powiedziałem z szczególną dokładnością. Strach obleciał moje ciało, myśląc, jak mógłbym zacząć to zdanie, będąc wtulonym w mokrą (od moich łez) koszulkę chłopaka.

- Zayn i ja spaliśmy ze sobą. - zaszlochałem wbijając w niego swoje zmarznięte na kość palce. - Tak bardzo przepraszam.

Czułem się tak brudny i nieuczciwy w stosunku do nastolatka, jakbym zbeształ swoje obietnice.

- Wiem, skarbie, wiem.

Jego odpowiedź była nieoczekiwana. Skąd mógł to wiedzieć? Czyżby Niall wygadał mu o całej sprawie? W pewnym momencie chciałem skończyć z nim przyjaźń, ale może to i dobrze, może Harry teraz nie nakrzyczy na mnie, tylko zerwie, bez zbędnych słów. - Ale to nie powód, Louis. Robiłeś to z nim, kiedy nie byliśmy razem. - westchnął w moje włosy, kiedy ja szlochałem w jego szyję. - Kocham Cię, skarbie i naprawdę chcę, żebyśmy byli razem.

Coś we mnie pękło, jakby roztrzaskało się na pół. Harry chciał mnie, mimo że spałem z kimś innym. Wiedział, że popełniłem błąd, chcąc jak najszybciej stracić dziewictwo, ale nie był łzy, że to nie on mi je odebrał, wręcz przeciwnie. Był pełen pokory i współczucia, co do faktu prześladowań. Obiecywał, że jak ktokolwiek się do mnie odezwie, zbeszta, zwyzywa, będzie widział jego twarz w swoich koszmarach, poniekąd przerażające.

Uspokoiłem płacz, patrząc na Harrego, którego włosy mieszały się z szarymi chmurami na niebie.

- Rozmawiałem z Zayn'em. - przyznał, zaciskając pięści, a oczy unosząc ku górze. Zawsze to robił, abym nie zobaczył jak powoli czerwienieją, żeby popuścić parę gorzkich łez. - Powiedział, że żałuję. O waszym s-seksie – zawahał się. Było mu tak cholernie przykro z tego powodu, z mojego powodu. Bo jestem najbardziej b e z n a d z i e j n y m chłopakiem na ziemi. - Powiedział tylko Olly'emu, a rudzielec rozgadał wszystkim. Tak mi przykro, Lou.

Nic nie mówiłem, oddaliłem się tylko na znaczną odległość, aby móc musnąć swoimi ustami, ciepłe wargi Harrego. Smakowały inaczej, jak połączenie mięty i papierosów, komfort odszedł z mojego ciała, jednak powrócił, kiedy zdałem sobie sprawę z prawdziwej przyczyny. Harry palił, bo się o mnie martwił.

- Też chcę z Tobą być. - powiedziałem na wdechu, i cóż, mógłbym teraz rzec coś mądrego, szokującego, czy ewidentnie magicznego, ale tu nie było nic do dodania. Kochałem Harrego, a Harry kochał mnie, więc w czym problem.

Nie widzieliśmy żadnych przeszkód. Mniejsze przeskakiwaliśmy bez trudu, a większych nawet nie było sensu wypatrywać. Jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak szybko będziemy musieli stać się dorośli, do tego, co nas wkrótce czeka.

---

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro