{ 7 }

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

it's a beautiful lie
it's the perfect denial
such a beautiful lie to believe in
so beautiful, beautiful lie makes me




Niewiarygodnym dla wielu mogło być to, że nie chciał odbierać sobie życia. I tak przecież straciło wszystkie piękne barwy. Było zbyt czarno - białe.

Biały był papier, białe były łzy, którymi napełniał butelki po wódce, białe były jej dłonie niby utkane z aksamitu. Czarna zaś była ta nieskończona pustka w jego sercu i te pytania dręczące go podczas nocy nieprzespanych.

Siedział bezczynnie, wzrok skupiając na tych wszystkich kartkach zapisanych drżącą ręką, jakoby przez osobę, która nie miała poukładanego życia. Zgniecione w złości i rozpaczy, lecz oprawione w misternie zdobione ramki, a wszystkie na tych ścianach białych aż po sufit, którego swym krótkim i pustym wzrokiem nie potrafił dojrzeć.

Myślał, że uwierzy, ale uciekające gdzieś w głąb mrocznej podświadomości ostrzeżenie nie pozwoliło mu. Patrzył na gwiazdy, widoczne przez szklany dach beżowego domu, popijając kawę czarną, jak wszystko, co do tej pory zdążył ukochać i skryć w sercu.

I potem stracić.
Tak jak ją.

Znów trzymał za dłoń Achlys, która jako jedyna w smutku go nie opuszczała.

"Przyjaciół poznasz w prawdziwej biedzie", mówili swego czasu, jak się zdawało ludzie mu drodzy.

Czy w takim razie Nieszczęście było jego przyjacielem? Czy do samego końca go nie opuści?

Zagłębił się w rozmyślaniach, patrząc na gwiazdy i z niemą pretensją namalowaną na twarzy zaczął wyrzucać im wszystko, co mu na sercu leżało, jakże już długo.

Lecz otrząsnął się.

Bo nagle poczuł, jak ktoś ściska jego dłoń, delikatnie i ostrożnie.

- Markus? - usłyszał. - Markus!

Nie mówił nic, wpatrywał się w te szklanoczarne oczy, nie chcąc przerywać snu cudownego.

- Markus! - pomachała mu przed twarzą tą aksamitną dłonią.

Już chciał zrobić to wszystko o czym od tak dawna marzył, za czym tęsknił, czego tak bardzo mu brakowało. Przez co jego serce przepełniała gorycz mieszająca się z nienazwaną pustką.

- Przepraszam. - usłyszał głos rozwarstwiający się w jego uszach, potem szloch. - Przepraszam... za wszystko. Za to, że tyle przez mnie wycierpiałeś, za wszystkie twoje wylane łzy, za...

Nie pozwolił jej dokończyć, zrobił
to. Bo kłamstwa nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

~~~
został nam już tylko epilog, jeeej!
kto się cieszy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro