Poza publiką

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyjątkowo Kyoutani nie miał nic przeciw domowym obowiązkom. Choć nie tryskał energią, przeciwnie, pogrążał się w senności i sfatygowaniu, nieukierunkowana złość i frustracja domagały się dynamicznego wyładowania.

Otworzył okna, by chociaż złapać oddech świeżego powietrza, nie taniego alkoholu i papierosów. Zasunął drzwi do pokoiku uśpionej matki, nie chcąc jej budzić; przynajmniej we śnie była spokojna, nie denerwowała się ni nie płakała. Wolał przedłużyć ten pozornie szczęśliwy moment.

Sam w zawiesistym milczeniu oddał się porządkom, które zmierzały donikąd, bo klitka domowa pozostawała obskórna, a rozgardiasz wracał w try miga - najpewniej za sprawą tego, co działo się w mieszkaniu pod jego nieobecność. Preferował nie pytać. By nie irytować matki i w imię własnego spokoju ducha po prostu nie wiedzieć. Sprzątać na nowo, kiedy mógł, z niezwykłą cierpliwością szorować na kolanach mozaiką plam na podłodze.

Często go to drażniło i frustrowało, zawsze męczyło oraz nużyło, niekiedy uspokajało.

Kiedy upadł wreszcie na swój futon, w jakiś sposób miał się lepiej. Nie podnosząc się, wyciągnął dłoń i przesunął ku sobie szkolną torbę. Wyciągnął jeden z zeszytów, gotów pouczyć się chwilę, zanim zaśnie albo zdoła zebrać się do łazienki. Bo może czeka go jeszcze jakaś przyszłość. Nie świetlista, ale może taka nie najpodlejsza.

Gdy otworzył wolumin niezgrabnie, wysunął się z niego skrawek papieru z zapisanym nań numerem.

Poznał od razu. Cóż, numeru Shigeru używał na tyle często, by zacząć go kojarzyć.

Teraz chętnie by pod owy zadzwonił; gdyby tylko nie przemożne wrażenie, że nie powinien. Z tego, co dotąd zaobserwował, chłopak chciał zostać sam i mieć święty spokój.

Kentarou musiał to uszanować, więc tylko patrzył długą chwilę na ciąg cyfr.

Yahaba był męczący. Na początku Kyoutani go nie lubił, potem zmienił zdanie i zaczął nawet żywić szczególne uczucia, zaś teraz nie miał już pewności. Yahaba miał dobre strony, zarazem jednak potrafił człowieka dobić. I odkrywał coraz więcej swych humorków.

Kyoutani miał go dość, a zarazem chciał do niego uciekać.

Dlaczego też ludzie nie mogli być czarno-biali?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro