Poza spokojem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kyoutani przeczuwał, że żołądek drugi raz podchodził mu do gardła. Na dobrą sprawę nawet byłby się na to pisał, jeśli oznaczałoby to możliwość przełożenia rozmowy.

Musiał wyglądać dość źle, skoro nawet Yahaba, dotąd jakby przytłaczony zwrotem akcji, znalazł dla niego współczujące wejrzenie.

Albo też Kentarou ponosiły ciche nadzieje i zaledwie przypisywał swojemu interlokutorowi coś, co marzył zobaczyć. Niczego nie mógł być zupełnie pewnym, nijak swej ocenie zaufać.

Mówiono mu onedgaj, że uśmiech angażuje mniej mięśni do pracy, toteż kosztuje mniej energii - ale uśmiech był tak mu obcy, tak daleki i nieosiągalny. Jego szczęki były zaciśnięte, tak samo zresztą jak pięści. Słowem, wyglądał tak, że raczej nie mógłby się wkupić w łaski członka swojej drużyny, gdyby już zdecydował się coś powiedzieć.

Ale bynajmniej się nie decydował, to po pierwsze. Wolał raczej czekać - udając, iż to nie absurdalne - aż Shigeru się znudzi. Zapomni. Świat się skończy.

Cokolwiek.

- Nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie w sytuacji, gdy nie wiem, na czym stoję. - Yahaba pozornie był ofiarą sytuacyjną, potencjalnym poszkodowanym przez niepożądane uczucia drugiej jednostki, lecz w owym czasie jak taka nie brzmiał ani nie wyglądał. Głos silny, do stawiania żądań, wzrok mierzący Kentarou, bez wahania kierujący się na jego oczy.

Coś napędzało wyższego młodzieńca i Kyoutani obawiał się, że - na jego zgubę - jest to złość.

- Tak. - Gdy otworzył usta, szczęśliwie nie spowodowało to następnego wypadku z treścią żołądkową w roli głównej.

- Tak, podkochujesz się we mnie?

Skinął głową. Czekał na wyrok.

- Przepraszam - odpowiedział Shigeru. - Głowa mnie boli. Idź już do domu, proszę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro