Poza wzajemnością

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oikawa Tooru może nie był geniuszem. Ale był spostrzegawczy. Po nastu minutach swojego gościnnego pobytu w Aobie zaczął przeczuwać, że coś się święci.

Drużyna nie tylko uszczupliła się o trzeciorocznych, ubyła też jak gdyby część złych nastrojów. Oczywiście smak przegranej czuło się nadal mocno, oddychało się nim i żyło, by więcej nie dopuścić do podobnego rozwoju zdarzeń.

Coś jednak przestało zgrzytać tak, jak nie powinno. Poza naturalnym zgrzytem, jaki wywoływał i miał z założenia wywoływać Kyoutani, jego obecność na treningach wydawała się bardziej dopasowana, zaś współpraca z nowym rozgrywającym szła bardziej gładko, niż Tooru się spodziewał.

Cóż, były już kapitan zawsze wierzył w nich wszystkich - i widocznie zaczynało mu się opłacać. Duma mogła choć po części przysłonić dawne żal i przejściowo odsunąć niepokoje odnośnie przyszłości.

Mad Dog-chan, huh?

Tak, zdecydowanie zaczynało się opłacać.

Choć zastanawiało.

x

- Przestań się gapić, Shittykawa. - Iwaizumi nie zamierzał się cackać, wiedząc już, że komenda nie pomoże. Od razu szturchnął przyjaciela z łokcia.

Zresztą może tak już miał zaprogramowane.

Oikawa obrzucił go wyjątkowo zniechęcenym spojrzeniem, dobitnie przekazując, iż przerwano mu pracę, która mogła okazać się istotniejsza niż cokolwiek - sprawa życia i śmierci.

Dopiero po chwili zdołał - z poczucia obowiązku - zmienić wyraz twarzy na bardziej neutralny.

- A czy nie jesteśmy tu przypadkiem, by oglądać mecz treningowy naszej drużyny, Iwa-chan? - zapytał miast jakiejkolwiek autorskiej odpowiedzi.

- Ale ty się gapisz, nie patrzysz - burknął brunet. - Analizujesz, jakby znowu od tego zależało wszystko. Ty... przystopuj na chwilę, okej? Odpocznij chwilę.

Na słowa "to już za nami" Hajime jednakże nie mógł się zebrać.

Nie chcieli przecież mieć tego za sobą. Chcieli oglądać i być może wspierać swoją drużynę od strony logistycznej, w miarę możliwości, by tylko nie mieć za sobą.

- Nie analizuję. - Oikawa zamilkł po tej deklaracji na jakiś czas i za to wysunął końcówkę zausznika okularów do ust. Niemal jakby grał na czas z własnymi myślami czy wewnętrznymi pytaniami. Wreszcie odjął przedmiot od ust. - Tak tylko patrzę na gruchające gołąbki.

- Idź do diabła - odparł Iwaizumi. - Też wymyśliłeś.

Szatyn wzruszył niedbale ramionami. Dopiero zaraz zastanowił się nad treścią swych własnych słów.

Gruchające gołąbki. To mogłoby być coś na rzeczy.

x

- Gruchające gołąbki - powtórzył Kentarou; bezmyślnie, pod nosem, kiedy maszerował ramię w ramię z Shigeru. I obejrzał się zaraz, jakby autor zacytowanych słów miał się za nim pojawić.

Z tym człowiekiem to diabli wiedzą, możliwe.

- Co? - zapytał zdumiony Yahaba, który równocześnie próbował otworzyć swoje pudełko z niezjedzonym śniadaniem, by znowu móc wmuszać je swojemu druhowi. - Kto? Co?

- Nikt - uciął jasny blondyn. - Nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro