ɴᴀ ᴜᴅᴀɴᴇ ᴢᴀʀᴇ̨ᴄᴢʏɴʏ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Co ty najlepszego wyprawiasz, co? — zapytał Dazai, kręcąc z politowaniem głową, kiedy tak patrzył na chłopaka leżącego głową na blacie. Czarny kapelusz już dawno temu upadł gdzieś pod stołek barowy i mało brakowało, a ledwo co trzymający się na ramionach płaszcz czekałby ten sam los. Chuuya bełkotał już od jakiegoś czasu, ale mimo to udało mu się powiedzieć w miarę wyraźnie:

— Myślałem... że... zerwaliśmy.  — Co prawda robił bardzo długie przerwy między kolejnymi słowami, a język plątał mu się od nadmiaru alkoholu. Miało być tylko kilka kieliszków wina, ale najwidoczniej jedynie na planach się skończyło. Mężczyzna był kompletnie pijany.

Osamu westchnął ciężko, a potem podszedł blisko niego i pogłaskał delikatnie po głowie (teraz miał do tego idealną okazję, bo zazwyczaj coś takiego kończyło się co najmniej wrzaskami), akurat w momencie, gdy barman wynurzył się zza zaplecza razem z rachunkiem, który podał Dazaiowi. Mężczyzna skrzywił się, kiedy zobaczył niebotycznie wysoką kwotę, ale w sumie czego innego mógłby się spodziewać? Że Chuuya Nakahara upije się najtańszą wódką?

Wyjął portfel z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza.

— Dziękuję, że pan do mnie zadzwonił — powiedział, wręczając barmanowi gotówkę, a jej miejsce wepchnął karteczką z rachunkiem, którą zamierzał pokazać Chuuyi, jak ten tylko wytrzeźwieje i zarządać zwrotu pieniędzy, ewentualnie zgodziłby się na zapłatę w naturze.

— Nie wygląda, jakby był w stanie wrócić samemu. Sumienie nie dałoby mi spokoju, gdybym wyrzucił go tak po prostu — odparł straszy mężczyzna zza lady. Spojrzał przelotnie na zegar na ścianie, co miało dać gościom znak, że powinni się już zbierać, bo chce zamknąć bar. Nic dziwnego, i tak musiał czekać po godzinach aż Osamu dotrze na miejsce. — Telefon włożyłem do kieszeni płaszcza — dodał, kiedy Dazai schylał się po kapelusz.

— Dobrze. Jeszcze raz dziękuję — odparł szatyn, po czym złapał Chuuyę pod ramię i pomógł mu wstać. Nakahara nie był ciężki, niski wzrost przekładał się na niską (jak na dorosłego mężczyznę) wagę, ale w stanie alkoholowej bezwładności utrzymanie go w pionie wymagało już większego wysiłku.

— Do widzenia — pożegnał się Dazai. Barman odprowadził ich aż pod drzwi, a kiedy tylko wyszli na zewnątrz, od razu przekręcił klucz w zamku, jakby się bał, że nocni klienci mogą jeszcze wrócić.

— Dlaczego... przyszedłeś...? — zapytał Chuuya, opierając praktycznie cały ciężar ciała na ukochanym, bo sam nie był w stanie utrzymać się na prostych nogach, stopy plątały mu się o siebie. Był nie tylko upity, ale i okropnie zmęczony.

— Jeszcze się pytasz? Jak miałbym zostawić mojego małego Chuu w potrzebie? — zażartował Dazai, pomagając rudzielcowi szczelniej opatulić się płaszczem. Chłopak nie zdenerwował się za to, jak pieszczotliwie określił go Osamu, a mało tego, widząc, jak wyższy się uśmiecha, sam się uśmiechnął. Może nie czuł się tak okropnie, jak wyglądał?

— A teraz idziemy do domu. Starczy ci wrażeń na dzisiaj — dodał Dazai, zanim nie ukląkł i nie wziął niższego na barana. Uznał, że w taki sposób powinni dostać się do apartamentu, w którym mieszkał Nakahara, znacznie szybciej niż gdyby każdy z nich miał iść osobno.

***

Droga nie była tak ciężka, jak można by było przypuszczać, bo przez większość czasu Chuuya siedział kompletnie cicho. Dazai zdążył już kilka razy pomyśleć, że zasnął. Z kolei na 9 piętro jego mieszkania, można było dostać się sprawnie działającą windą. Po prostu wszystko szło jak z bajki.

Osamu otworzył drzwi swoimi zapasowymi kluczami, a potem zaciągnął niższego prosto do sypialni, żeby nie daj Boże, nie przypomniał sobie, że w barku może czekać na niego jakieś wino. Pomógł mu zdjąć znaczną część ubrań, bo tak właściwie, kiedy kładł go do łóżka Chuuya miał na sobie jedynie bokserki i koszulę — tego drugiego Nakahara nie chciał zdejmować, czemu Dazai wcale się nie dziwił, biorąc pod uwagę, jak zimno było w mieszaniu.

— Podkręcę ogrzewanie — oznajmił, na co Chuuya skinął głową. Kiedy wrócił do sypialni, z butelką wody, którą postawił tuż przy łóżku, Nakahara zdążył się ułożyć wygodnie na jednej stronie materaca. Cała druga połowa, a nawet większa część, była pusta, jakby tylko czekała na tego drugiego.

— Nie idź jeszcze — poprosił. Osamu nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, który wkradał się na jego usta, zdecydowanie wiele by mu to w życiu ułatwiło, gdyby Chuuya zawsze był tak szczery i gdyby nie musiał ciągle zgadywać, o co mu chodzi (mniej wybuchowy charakter też na pewno by nie zaszkodził).

Dazai najpierw usiadł na wolnej połowie materaca i przykrył rudowłosego szczelnie kołdrą, a potem, kiedy niższy wysunął spod niej rękę, żeby złapać jego dłoń, ugiął się i położył obok. Nie miał zamiaru zostawać na noc, ale chciał Nakaharze sprawić przyjemność, zostając przynajmniej dopóki nie zaśnie. Pocałował go krótko w usta, a potem założył jego rude włosy za ucho, bo tamten nie miał tyle siły czy chęci, aby odgarnąć je sobie w twarzy.

— Naprawdę myślałeś, że zerwaliśmy? — zapytał pół-szeptem. Skoro tylko, gdy Chuu był w stanie upojenia, mógł liczyć na całkowicie szczere wyjaśnienia, zamierzał z tego skorzystać. Rano pewnie i tak mafios nie będzie za wiele z tego pamiętał.

Nakahara milczał jakiś czas, a zamknięte powieki nasunęły Dazaiowi, że niższy już zasnął i nawet nie usłyszał jego pytania, ale tak naprawdę pijana głowa potrzebowała więcej czasu i skupienia, aby je w ogóle przetworzyć i znaleźć dobrą odpowiedź.

— Jesteś... dziwny ostatnio... Zachowujesz się... jakbyś chciał mnie rzucić — wymruczał Chuuya, przysuwając się trochę bardziej w stronę Dazaia. Szatyn wyciągnął rękę, żeby podotykać jego włosów. Przeczesał je kilkukrotnie, a potem zawinął sobie jedno pasemko wokół palca.

— Bzdury. Nie mam zamiaru z tobą zrywać — odparł Osamu, po czym przesunął dłoń z włosów na policzek i musnął go delikatnie kciukiem. Chuuya się uśmiechnął.

— To dobrze, bo cię kocham. — To zdanie, o dziwo, powiedział całkiem wyraźnie.

Teraz to Dazai nie mógł się nie uśmiechnąć, nawet jeśli przygryzał swoją wargę, żeby temu zapobiec. Wiedział, że rudzielec go kocha, ale jednak dałby wiele, żeby słyszeć to od niego częściej.

— Ja ciebie też, Chuu — odszepnął, a potem odczekał jeszcze chwilę, zanim nie zapytał: — Czy jeśli byłbyś trzeźwy, zgodziłbyś się zostać moim mężem?

Nakahara powtórzył słowo "mężem" kilka razy. Może chciał przypomnieć sobie jego znaczenie (czemu nie było się co dziwić, był kompletnie nawalony), a może już zastanawiał się, jak będzie się przedstawiał nowym tytułem. Jedno z dwóch, zapewne nigdy się nie dowiemy.

— Jeśli załatwisz... ładny pierścionek... i dobre wino — powiedział, ściągając dłoń Dazaia ze swojej twarzy i splatając razem ich palce.

Osamu ścisnął troskliwie jego rękę. Poczuł się, jakby ciężki kamień spadł mu właśnie z serca. Już od jakiegoś czasu zastanawiał się nad przeniesieniem ich związku na najwyższy poziom, ale dostawał od Chuuyi tak sprzeczne sygnały, że bał się w ogóle podjąć ten temat.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. To będzie najładniejszy pierścionek w całej Japonii — odpowiedział, a potem jeszcze raz pocałował mafiosa, tym razem w czoło. — A teraz dobranoc.

— Dobranoc.

Dazai nie musiał potem już długo czekać, zanim nie poczuł, jak uścisk dłoni Chuuyi słabnie, co oznaczało, że chłopak zasnął. Dopiero wtedy ostrożnie wstał z łóżka, chcąc uniknąć przy tym niepotrzebnych skrzypnięć materaca, i podszedł do okna, żeby zasunąć rolety. A zanim jeszcze wyszedł z domu, zabrał jedną z samoprzylepnych karteczek z szuflady przy lodówce, na której nabazgrał, króką wiadomość:

"Mam nadzieję, żę wytrzeźwiejesz do wieczora, bo zamierzam wpaść z niespodzianką ~ Dazai".

Następnie odłożył liścik na środku lady, żeby nie daj Boże, Chuuya go nie przeoczył i wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi tymi samymi zapasowymi kluczami, które dostał kiedyś od rudzielca.

Musiał się pospieszyć. Zważywszy na to, że było grubo po trzeciej w nocy, miał mało czasu do najbliższego wieczora. A przynajmniej mało w kontekście znalezienia najładniejszego pierścionka w całej Japonii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro