5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sophie P.O.V

Pierwszy raz od bardzo dawna przespałam spokojnie noc, bez żadnych koszmarów, czy pobudek w środku nocy. Z uśmiechem na ustach wstałam z łóżka i podeszłam do białego biurka, na którym leżał mój laptop. Sprawdziłam szybko fejsa, po czym poszłam się przebrać w moje codzienne dresy i czarny t-shirt. Włosy jak zwykle związałam w luźnego koka, a twarz zostawiłam bez makijażu. Wzięłam mój telefon, po czym zeszłam do kuchni. O dziwo moja mama siedziała przy dużym czarnym stole, pijąc kawę i sprawiając coś na laptopie. Niecodzienny widok.

- Hej - odezwałam się jako pierwsza.

- Cześć Sophie, jak Ci minął wczorajszy dzień? - zapytała z uśmiechem na ustach.

- Dobrze, chyba. - Podeszłam do lodówki i zaczęłam sprawdzać jej zawartość. - Wiesz muszę Ci coś powiedzieć. - Zamknęłam lodówkę i spojrzałam na moją matkę. - Mam pracę.

- Ohh. - Zamknęła laptopa. - Ty i praca? To znaczy to dobrze, że sobie coś znalazłaś, ale co ze szkołą?

- Nie musisz się martwić, pracuję w weekendy - odpowiedziałam biorąc do ręki gruszke.

- Więc, gdzie pracujesz?

- W Fazbear Fright, taki dom strachów i tak pewnie nie znasz.

- I tu się z tobą zgodzę, bo nie znam. - Mama wstała od stołu, po czym schowała laptopa do torby.

- Wychodzisz gdzieś? - zapytałam zawiedzionym głosem. Miałam nadzieję, że chociaż w niedzielę spędzę trochę czasu z mamą.

- Niestety muszę wyjść. Sprawy służbowe, będę wieczorem - odrzekła szybko ubierając buty i wychodząc z domu.

Zjadłam szybko zielony owoc, po czym poszłam do salonu. Siedziałam na kanapie chyba z godzinę, patrząc się w wyłączony telewizor. Nawet nie chciało mi się sięgać po pilot, by go włączyć. Westchnęłam sama do siebie, jednocześnie przewracając oczami. Jestem naprawdę leniwą osobą. Stwierdziłam, wyciągając rękę w stronę pilota. Jednak był za daleko, by go dosięgnąć. Zdenerwowana wzięłam różową, puchatą poduszkę i rzuciłam nią w telewizor. Niestety źle rzuciłam i przez przypadek stłukłam wazon, warty parę tysięcy. Ponownie westchnęłam, lecz tym razem głośniej. Tak naprawdę miałam gdzieś ten cały wazon i tak rodzice kupią sobie nowy. Wstałam na równe nogi i podeszłam do stłuczonej rzeczy, jednak chwilę później się wróciłam i poszłam do swojego pokoju. Wkurzona całą tą sytuacją, szybko ubrałam czarne spodenki z wąskimi szelkami i białą bluzkę na krótki rękaw. Lekko się pomalowałam, po czym schowałam do kieszeni telefon i słuchawki. Założyłam czarne trampki przed kostkę i wyszłam z domu. Chwilę później znalazłam się przed dobrze znanym mi budynkiem. Mimo tego, że była dopiero piętnasta, weszłam do środka. O dziwo nikogo w Fazbear Fright nie było, jednak drzwi były otwarte. Postanowiłam przejść się po domu strachów. Do uszu włożyłam słuchawki i puściłam pierwszą lepszą piosenkę, czyli Jestem tu, byłem tam (Voodoo Blend). Na początku trafiłam do małego pomieszczenia, gdzie na ścianie z czarno - białych kafelek wisiała maska lisa. Wokół niego było kilka plakatów, oraz rysunków. Dłonią delikatnie dotknęłam nosa zwierzęcia. Maska była ciepła, tak jakby coś w niej było, jakieś życie, lub serce które nadal bije. Zaczęło wydawać mi się to dziwne, dlatego szybko skierowałam się do pomieszczenia z maską kurczaka. Ta również była ciepła. Postanowiłam iść w jeszcze jedno miejsce, a dokładnie do mojego biura. Strój niedźwiedzia stojący w korytarzu, także był ciepły. Lekko przestraszona zaczęłam się cofać. Jeden krok, dwa kroki trzy kroki w tył, aż w końcu w coś uderzyłam. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Springtrap.

- Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony moją obecnością.

- Pracuje, już Ci to mówiłam.

- Twoja zmiana zaczyna się dopiero za kilka godzin, więc ponawiam pytanie. Co ty tu robisz?

- Zwiedzam - odpowiedziałam krótko, cały czas patrząc na robota, który wydawał się być lekko znudzony.

- No tak, to już nie znalazłaś sobie lepszego miejsca na zwiedzanie? - warknął, przechodząc obok mnie i kierując się w stronę wyjścia.

- Posłuchaj mnie, mam gdzieś czy mnie lubisz czy nie, ale ja nie mam zamiaru zrezygnować z tej roboty. Więc niestety będziesz się musiał do mnie przyzwyczaić. - Lekko podniosłam ton. Animatronik odwrócił się do mnie i zaskoczony moim nagłym wybuchem, podszedł bliżej i odsunął mi krzesło.

- W takim razie siadaj. Skoro chcesz tu pracować, to musisz poznać kilka zasad tu obowiązujących. Po pierwsze nie przeszkadzasz mi, po drugie nie odzywasz się do mnie bez potrzeby, a po trzecie nie wtrącasz się w nie swoje sprawy. Do tego w nocy, podczas twojej zmiany będziemy grać w pewną grę.

- Grę? - Spojrzałam na niego zaskoczona, przekrzywiając lekko głowę.

- Tak grę. Przetrwaj do szóstej. Tu masz kamery. - Wskazał palcem na tablet. - Ale to już pewnie wiesz. Do tego obok znajduje sie system naprawiania wentylacji, oraz kamer. - Pokazał mi drugie urządzenie, trochę mniejsze od tableta.

- I co ja niby mam robić?

- Masz nie dopuścić do tego, bym tu dotarł i cię zabił.

Od razu zrobiło mi się słabo. Że niby będę miała grać na śmierć i życie? Na początku miałam się nie zgodzić, ale nie chciałam wyjść na tchórza.

- Zgoda - odrzekłam dumnie.

- Twarda z ciebie zawodniczka - zaśmiał się. - Ale nie sądzę, że długo pożyjesz. Możesz już spisywać testament.

- Jeszcze zobaczymy. - Uśmiechnęłam się wrednie i wzięłam do ręki tablet. Kiedy tylko Springtrap wyszedł z biura odłożyłam urządzenie i złapałam się za głowę. Co ja odjebałam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro