10. Wolność, a spokój - stań pomiędzy.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Minął trzeci dzień choroby Burego, a jego stan znacznie się pogorszył. Nie przypominał już człowieka, tylko jakby obcą istotę, która zbyt szybko przeleciała przez atmosferę ziemską.
Skóra przestała istnieć, a jej miejsce zastąpiły pęcherze wypełnione płynem i resztki mięśni, w niektórych miejscach nawet te zaczęły samoistnie odklejać się od kości. Dnie i noce słychać było okropne jęki boleści, dobiegające z pokoju, w którym leżał, i jedna myśl, która siedziała w głowie Eleny: - Dobić Erwina, dobić Erwina.
Do tamtej pory myślała, że da radę wytrzymać. Bury miał umrzeć sam, ale z każdym dniem coraz intensywniej myślała o skróceniu jego cierpienia.
Strzał w głowę, podcięcie gardła! Zaraz waliła się w policzek i trzeźwiała. Nie można zabić człowieka, nie jeśli ma się jeszcze serce i sumienie:

- Borys i ja nie rozmawiamy ze sobą... - usiadła obok Magdy i nałożyła jedzenie na talerz.

- Co to znaczy? Pokłócliście się? - zapytała Magda, a Julka słysząc samo słowo "pokłóciliście" uniosła głowę węsząc aferę niczym surykatka.

- Można tak powiedzieć. Powiedzmy, że dowiedziałam się czegoś, czego nie powinnam się dowiedzieć. - dodała rzucając wzrokiem na koleżankę - Zresztą, później wyjdziemy na dwór, to porozmawiamy.

- Miłość się skończyła... - Julka zarechotała, a Elena w bez ruchu patrzyła nią, jak na niedorozwinietą.

- Pies jak żre to nie szczeka. - odparła, a Magda parsknęła, dławiąc się chlebem.

Wtedy miarka się przebrała, a emocje znów wykorkowały. Choroba Burego, kłótnia z Borysem, szaleństwo spowodowane ciagłym siedzeniem w zamknięciu i wybuch emocjonalny gwarantowany. W tamtym momencie Słowaczka całkowicie przestała nad sobą panować:

- Ty... - Julia wstała od stołu - Coś ty kurwa powiedziała?!

- A co? Głucha jesteś? - Elena nie chcąc być gorszą, również wstała - Powiedziałam, że jak pies żre, to nie szczeka. Czego nie zrozumiałaś?

Nie minęła sekunda, gdy Julia pędem podbiegła do Słowaczki i porządnie wyszarpała ją za włosy, a nim Magdzie udało się je rozdzielić, na głowie Eleny pozostało o sporą garść włosów mniej. Nie żałowała tej kłótni, przynajmniej pierwszy raz od dawna pokazała, że nie pozwoli pluć sobie w talerz:

- Zachowujecie się jak gówniary! Jak dwie dziewczynki, które kłócą się o jebanego lizaczka. - zaczął Borys chodząc nerwowo w tę i spowrotem. - Dwie dorosłe baby. Jedna dwadzieścia pięć lat, druga dwadzieścia cztery, a zachowują się, jak czterolatki.

- Słuchaj, to nie moja wina, że sprowadziłeś tu wywłokę, która sprawia problemy. Jest agresywna, jak widać. Na początku udawała tylko taką potulną, a dzisiejsza akcja jest na to niezbitym dowodem - odparła Julka.

- O nie! Nie zrzucisz na mnie całej winy. To ty wiecznie wszystkich zaczepiasz. - Elena rzuciła wzrokiem na Borysa - Sprowokowała mnie i nie wytrzymałam. Przecież nic jej nie zrobiłam, nie ma nawet ryski.

- Nie chodzi o obrażenia, tylko o to, że sprawiacie problemy. Dziś akurat obie.

- Mam na to rozwiązanie - powiedziała Julka - Eksmituj ją do domu, a wszystkie nasze problemy zniknął, jak ręką odjął. - założyła ręce.

- Oo! To jest dobry pomysł. - Elena pokiwała głową.

Po chwili zastanowienia Borys wskazał palcem na drzwi i powiedział:

- Julia, wyjdź. Chcę pogadać z Eleną.

- A, to nie możesz z nią porozmawiać przy mnie? Macie jakieś tajemnice? - uniosła brwi i uśmiechnęła się.

- No już, spadaj. - kiwnął głową w stronę wyjścia.

Wtem Julka opuściła gabinet i zostawiła tę dwójkę sam na sam. Nie była pewna, czy aby na pewno Elena dostanie porządny opiecznicz, niemniej jednak miała nadzieję, że Borys odeśle ją do domu, torując jej tym samym drogę do swojego serca. Oparła się tyłem o drzwi z zamiarem podsłuchania rozmowy i przypomniała sobie dawne czasy. Od lat starała się usielnie zwrócić na siebie uwagę, jednak próby nie dawały żadnego rezultatu. Borys zakochiwał się w jednej, potem w drugiej, a jej nadal nie zauważał, jakby była niewidzialna. Teraz miała szansę, miała plan, tylko on nie mógł wypalić, jeśli po bunkrze nadal kręciłaby się Elena, która ciągle jest oczkiem w głowie, jakby atrakcją całego bunkra:

- Nie wiem co się z tobą dzieje. - usiadł na krześle przy biurku i zaczął już nieco spokojniej - Od dwóch dni się do mnie nie odzywasz. Ja wchodzę do kuchni, ty wychodzisz. Mijamy się korytarzem, ty nagle skręcasz do łazienki.

- Dziwisz się?! - Elena stanęła przed nim i wywróciła oczami.

- Tak, dziwie się. Jestem twoim szefem, miałem być też przyjacielem... - niedokończył.

- Jakim przyjacielem? - zaśmiała się - O czym ty pieprzysz? Swoich przyjaciół wpakowujesz do kopalni uranu, to ja dziękuję za bycie twoją przyjaciółką - dodała ironicznie.

Wtedy Borys szybko wstał i zrzucił wszystko z biurka na ziemię. Szklane figurki słoni, mających za zadanie przynosić szczęście roztłukły się na milion kawałków, a razem z nimi szklanka, w której niegdyś pijał koniak, lampka i zegarek. Dokumenty z notesu rozsypały się niemal fruwając nad podłogą, a długopis dotoczył się pod półkę z wieloma książkami. Elena nieco się przestraszyła, dlatego stanęła bez ruchu i patrzyła na szefa, który, ku jej przerażeniu podszedł bliżej, położył dłonie na policzkach i wypowiedział przez zaciśnięte zęby:

- Zabiłem Borysa, bo chciał mi cię zabrać. Zrobiłem to z myślą o nas, nie o sobie.

Szok, który przeżyła był nie do opisania. Na początku nie zrozumiała, potem wypierała tę myśl, a na koniec nogi jej się pod sobą ugięły. Borys wyznał jej miłość, jednak po tym co zrobił Buremu, jego słowa stały się nic nieznaczącym zbiorem sylab:

- Ty chyba żartujesz? - zmarszczyła brwi.

- Nie żartuje. Chciałem ci powiedzieć cztery dni temu, ale jak zobaczyłem, że Bury przywiózł twojego ojca, to zdałem sobie sprawę, że nie mam szans. Zamknąłem was tu, a Bury działał na twoją korzyść. Zapunktował. - wrócił na obrotowe krzesło i nie ruszał się, cały czas patrząc w podłogę. Dla niego to również było ciężkie, ale cieszył się, że w końcu to z siebie wyrzucił. Miał też odrobinkę nadzieji na to, że Elena zrozumie i spróbuje dać mu szansę.

- Nie, nie - złapała się za głowę - To nie jest możliwe. To nie jest możliwe. - podeszła do biurka - Błagam. Pozwól mi i ojcu wrócić do domu, ja nie chcę tu już być. To jest dla mnie zbyt ciężkie.

- Absolutnie... - odparł stanowczo, a Elena wybiegła z gabinetu taranując Julkę, która upadła na kamienną podłogę, rozbijając sobie nos. Tamując krwawienie, obróciła głowę w stronę Borysa, a potem znów spojrzała w stronę znikającej w ciemności Eleny.
Nie była zadowolona z tego, co usłyszała. Była wręcz zawiedziona.

Elena biegła, dokąd? Nie miała pojęcia. Zmierzała przed siebie na oślep korytarzami, schodami i przejściami, a obudziła się dopiero na samym dole, naprzeciwko wejścia do kopalni. Usiadła na przedostatnim schodku, spojrzała zapłakana niczym małe dziecko na szklane drzwi i ich zawartość, po czym przeklęła dzień, w którym się tam znalazła. To najgorsze co mogło ją w życiu spotkać, a gorsze mogłoby być już tylko umieranie tak, jak umierał Bury. Dlaczego nie posłuchała matki, gdy uprzedzała ją, że to nie ludzie, z którymi można normalnie się dogadywać? Dlaczego zdecydowała się na ten cholerny wyjazd? Z drugiej strony, robiła to przecież dla ojca. Nie miała pojęcia, że będzie oszukiwana, i że będą kazali jej zostać dłużej i dłużej:

- Wybacz mi. - powiedział cicho Borys, siadając na metalowych schodach obok niej - Nie wiedziałem, że tak wyjdzie. Myślałem, że popracujesz tydzień i będę mógł odesłać cię do domu, ale... Chciałem trzymać cię tu dopóki się we mnie nie zakochasz.

- Nie można zmusić nikogo do miłości, rozumiesz? Niewykonalnym jest to, by ktoś zakochał się w drugiej osobie, bo ta druga osoba bardzo tego pragnie.

- Wiem, ale kurwa... Myślałem, że jeśli cię tu zamknę to będziemy ze sobą więcej rozmawiać i wpadnę ci w oko. Myślałem, że jakoś się do mnie zbliżysz i poczujesz miętę, a potem coś razem podziałamy.

- A Bury był przeszkodą? - spojrzała mu w oczy.

- A Bury był przeszkodą...

- Mogę się też domyślić, że żadnego innego chirurga miało nie być, tak?

- Odwołałem go, jakieś dwa tygodnie po twoim przyjeździe. Nie było zbyt dużo roboty, a poza tym, miałem pretekst żebyś została.

- Już ponad miesiąc nie widziałam mamy... - oznajmiła.

- Ja już ponad miesiąc nie byłem w domu. Mam nadzieję, że nie zarósł brudem.

- To ty nie mieszkasz tutaj? - zapytała. - Ja przez cały czas byłam pewna, że ty... - niedokończyła.

- Nie. W życiu nie zgodziłbym się spać dwa piętra nad siedmioma tonami uranu i grafitu. Mam dom z ogrodem, mam psa, matkę, ojca, siostry i dziadka. Mam normalne życie, ale na czas twojego pobytu, przeniosłem się tutaj.

- Nie chcę żebyś był we mnie zakochany, Borys. - zaczęła. - Dzieli nas zbyt głęboka przepaść.

- Jesteśmy ludźmi. Pasujemy do siebie, jak nikt inny.

- Nie chodzi o to. Ja jestem, jakby inną ligą. Pochodzę z zupełnie innego kraju, wyznaję zupełnie inne wartości i żyję po swojemu. Ty żyjesz szybciej i intensywniej, masz dużo pracy, jesteś szefem tego wszystkiego, a w dodatku coś znaczysz. - próbowała tłumaczyć - Po prostu do siebie nie pasujemy i chyba nie moglibyśmy nic wspólnie "podziałać".

Tłumaczenie Borysowi tak oczywistych faktów, było niczym wpajanie małemu dziecku zasad, których niedokońca rozumie. Elena czuła lekkie obrzydzenie względem niego. Był fajny i na pewno byłby dobrym przyjacielem, ale jego natrętne próby jeszcze bardziej ją zniechęcały, jakby jeszcze bardziej odpychały do tyłu. On przez cały czas miał nadzieję. Od rana do nocy żył cholerną nadzieją na to, że się w nim zakocha i zostanie. Wyobrażał sobie różne sytuacje, którymi potem żył przez długi czas, dobijając się jeszcze bardziej. Czyż nie był głupcem?

- Zostań do śmierci Burego, a potem wracaj do domu... - podniósł się i bez słowa wszedł po schodach na górę. Był wściekły i zawiedziony swoją porażką, jak każdy samiec alfa, jak każdy przywódca stada, niemniej jednak Elenę nie bardzo to obchodziło. Ona chciała tylko wrócić do domu.

Nim minęła dziesiąta wieczorem, Elena zeszła do Burego, który przez niemal cały dzień był sam. Większość ostatnich dni przespał dzięki morfinie i lekom, a pomiędzy kolejnymi dawkami wpatrywał się w sufit jęcząc z bólu. Z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej i z dnia na dzień odwiedzało go coraz mniej osób. Nic dziwnego. Każdy bał się tego, że zostanie napromieniowany, że nagle zachoruje na raka albo na chorobę popromienną, lecz nikt nie zdawał sobie sprawy, że da się tego uniknąć i sprawić przyjemność Buremu:

- Borys wyznał mi dziś wieczorem, że mnie kocha, i że wepchnął cię tam, bo ty też... - niedokończyła, patrząc w napuchnięte oczy, w ogóle nie przypominającego człowieka, Burego.

- Powiedział ci? - przełknął ciężko ślinę.

- Powiedział, ale ja nie chcę. Może, gdyby ci tego nie zrobił, to mogłabym coś poczuć. Miałabym wtedy nadzieję, że jest w nim choć nutka dobroci, ale teraz... - spojrzała na ciało pozbawione skóry.

- Posłuchaj mnie. Ja i tak niedługo umrę, czuję to, ale ty pod żadnym pozorem nie zaczynaj z nim niczego i uciekaj stąd, gdy tylko będziesz miała okazję.

- Nie muszę uciekać. Borys obiecał, że wypuści mnie do domu, gdy... - zawachała się przez chwilę - Zostanę z tobą do samego końca, a gdy już wszystko się skończy, wrócę do domu z ojcem.

- Powiedz mi, ile jeszcze? Ile jeszcze czasu będę zdychał? Śpię, budzę się w bólu, a potem znowu śpię. - zapytał resztką sił.

- Nie wiem, ale... - znów ucichła, próbując zatrzymać napływające do oczu łzy, które mimowolnie ściekały po policzkach zatrzymując się na miejscu, gdzie gumowa maska styka się z le skórą, gdy nagle wybuchła - Tak bardzo mi przykro. Nie chciałam żeby przeze mnie stała ci się krzywda.

- To nie twoja wina, czujesz? - zapytał - Nie chcę żebyś miała mnie na sumieniu, chcę żeby ten skurwiel żył z myślą, że... - niedokończył i nabrał powietrza, jakby dopiero wynurzył się z wody, a z jego nosa pociekła stróżka krwi.

Elena chwyciła papierową chusteczkę i delikatnie wytarła to, co wypłynęło ze środka. To był znak, że niebawem zakończy się jego cierpienie. Ona była tego stuprocentowo pewna:

- Nie potrafię nie czuć wyrzutów sumienia za całą tę sytuację. Budzę się co rano i myślę tylko o tym, dlaczego ci się to przytrafiło. Analizuję scenariusze, myślę co by bylo gdyby, co by było, gdybym może na początku zorientowała się, że on też coś do mnie czuje i... Chyba nigdy mu nie wybaczę.

- Gdybym miał szansę wyjść z tego cało, cieszyłbym się, że tak mówisz, ale kłótnie z nim będą działać na twoją niekorzyść, a nie daj Bóg skończysz jak ja. Gadaj z nim normalnie, nie wybaczaj, ale udawaj, że jest normalnie, i pamiętaj, nie zaczynaj z nim interesów, a tymbardziej związków - odparł resztką sił. - Gdyby jego żona żyła, napewno powiedziałaby ci to samo.

Elena spojrzała na Burego, który odwrócił wzrok w drugą stronę, jakby nie chciał mówić tego, co już wypowiedział. Zdziwiona podniosła się z krzesła i przeniosła je na drugą stronę łóżka, tam gdzie patrzył, po czym zapytała:

- Borys miał żonę?

- Wiesz, że gdybym był zdrowy, to nie powiedziałbym ci nic na ten temat? Teraz już mi wszystko jedno...

- Więc mów.

- Miał. Ożenił się z moją koleżanką, Ivanką.

- Co się z nią stało? Borys nic nie mówił, że ma żonę.

- Bo już nie ma. - zatrzymał się - Ivanka nie żyje od pięciu lat.

- Zmarła?

- Nie, została zamordowana. Zadzwoniła do mnie dzień przed zaginięciem i powiedziała: - Эрвин, боюсь. В последнее время Борис был странным, наверное, пухом, спорил, и сегодня уже второй день, так как его нет в квартире. Я думаю, что он хочет расстаться или я не знаю... [tłum. Erwin, boję się. Ostatnio Borys był dziwny,chyba ćpa, kłócił się, a dziś już mija drugi dzień odkąd nie ma go w mieszkaniu. Chyba chce się rozstać albo nie wiem...], a potem słuch o niej zaginął, aż do czerwca. Dwa miesiące po zniknięciu znaleźli ją na dnie jeziora.

- Myślisz, że to Borys ją zabił? - Elena spojrzała na niego zaciekawiona.

- Myślę, że to on ją zabił, dlatego zależy mi na tym, żebyś od niego uciekała. - odparł - Nigdy mu nie ufałem, ale był mężem Ivanki, a Ivanka moją najlepszą koleżanką. Gdybym mógł teraz cofnąć się w czasie, to zabiłbym go zanim jeszcze się poznali. Może ona by teraz żyła.

- Tak bardzo mi przykro...

- Byłem jej stróżem przez tyle lat, a na koniec zawaliłem robotę. Teraz nie dam rady obronić też ciebie, po raz kolejny zawalę.

- Nie możesz myśleć o tym w ten sposób. Nawet jeśli stąd odejdziesz, w moim sercu i pamięci pozostaniesz na zawsze. Gdy będę kiedyś stała przed trudnym wyborem, zadam sobie pytanie: - Co by powiedział Erwin? W ten sposób będziesz mnie chronił. Będę sobie wyobrażać co byś mi doradził i co byś mi powiedział, rozumiesz? - zapytała - Właśnie tak to wszystko wygląda po śmierci bliskich, właśnie w taki sposób ktoś nad kimś czuwa.

Wtedy Bury po raz pierwszy od dłuższego czasu zapłakał, choć nawet nie miał czym. Zwyczajnie wyglądał jak ktoś, kto płacze, jednak łez na próżno było szukać.

- Zakochałem się w tobie już pierwszego dnia, wiesz? Szkoda, że nie miałem okazji powiedzieć ci tego wcześniej, ale to i tak pewnie nic by nie zmieniło. - przełknął ślinę - Wyobrażałem sobie nas razem. Budziłem się i kładłem spać mając cie w głowie.

- Dało się to zauważyć - Elena zaśmiała się przez łzy.

- Miałem nawet plan jak nas stamtąd wydostać, ale tak, żeby wszyscy myśleli, że nie żyjemy. Moglibyśmy wtedy uciec na Słowację albo gdziekolwiek indziej.

- Opowiedz mi o tym planie - poprosiła.

- Miałem podrzucić dwa ciała do naszych pokoi i podpalić bazę. W czasie, gdy zaczęłaby płonąć, my już dawno bylibyśmy z twoim ojcem w drodze. - zaśmiał się lekko - Oni myśleliby, że zginęliśmy i nigdy by nas nie szukali, a my? A my bylibyśmy wolni.

- Wiesz? To miło z twojej strony, ale chyba nigdy nie czułabym spokoju wiedząc, że narażę się Borysowi, gdy kiedyś przypadkiem dowie się, że go oszukałam i jednak żyje. Plan był dobry, ale ja chyba bym się bała...

- Jak bardzo ważny jest twój spokój, kiedy masz szansę poczuć smak wolności? Co byś wybrała, gdy ktoś postawił cię pomiędzy? - odrzekł i zamilkł, a Elena ucichła razem z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro