15. Na tropie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pomogę ci ogarnąć całą sytuację, ale musisz mi powiedzieć wszystko co wiesz. Dosłownie wszystko. - Borys rozsiadł się na krześle przy swoim biurku i w pół śpiący, czekał na szczegóły, których udzielić miała Elena.

- Nie wiem czy to dobry moment na rozmowę - odparła.

Borys był nieco podpity, a na zegarze dochodziła pierwsza. Wszyscy w bunkrze już dawno spali, a on sam zebrał się na odwagę, by poruszyć ten temat. Elena uważała, że to zły pomysł. Zapewne po kacu i tak by nic nie pamiętał. Swoją drogą, bardzo interesowało ją dlaczego ciągle chlał, skoro jeszcze rok temu zdarzało mu się to sporadycznie tak dziś, według Magdy, niemal codziennie. Na myśl przyszło jej tylko to, że może ma jakieś małżeńskie problemy, z którymi zwyczajnie sobie nie radzi. Nie chciała w to wnikać, nie chciała kłócić się z Borysem:

- Nie jęcz, tylko gadaj.

- No więc było ich kilku. Pięciu, sześciu, a może nawet siedmiu. Wszyscy mówili po niemiecku, przyjechali dużym autem typu Jeep i tyle wiem. Mówiłam ci, że było ciemno i nic nie widziałam.

- Trochę mało informacji. Numeru blach nie pamiętasz? - oparł się o oparcie skrzupiącego krzesła i zaczął kołysać.

- Nie. Wszystko działo się zbyt szybko.

Borys uniósł brwi i westchnął głośno:

- Zadzwonię do znajomego, a on skontaktuje się ze służbą graniczną. Jeśli jechali do Słowacji, napewno przeszli kontrolę albo przynajmniej nagrali się na kamery.

- Potrzebujesz jeszcze jakichś informacji? - zapytała niepewnie.

Borys spojrzał na nią i wzruszył ramionami:

- Nie, nie. Możesz już wracać. - machnął ręką, ale Elena póki co do nikąd się nie wybierała.
Po kilku sekundach siedzeniu w ciszy zaczęła nieudolnie temat, który ją strasznie nurtował:

- Nie mówiłeś, że się ożeniłeś - uśmiechnęła się delikatnie, maskujac jakiekolwiek negatywne emocje, które towarzyszyły jej w tamtej chwili. Wbrew pozorom było to bardzo trudne, było to niemal aktorską sztuką odgrywaną w teatrze.

- Bo nie pytałaś.

- Bo byłam pewna, że... Byłam pewna, że nie tak łatwo cię ujarzmić. - Rzuciła cicho.

Borys spuścił wzrok na podłogę:

- A ja byłem pewny, że już nie wrócisz.

- Gdybyś wiedział, że wrócę to nie żeniłbyś się?

Wtedy chcąc uniknąć odpowiedzi, Borys zamilkł. Pytanie było trudne, a jednoznaczna odpowiedź, zgodna z prawdą, mogłaby pokierować Elenę na trop. Wtedy wyszłoby, że Borys był zdesperowany i ożenił się tylko, by o niej zapomnieć. Miał wybór: Albo powiedzieć jej prawdę i okazać słabość, albo udawać obojętnego i zwyczajnie zapomnieć.

- Kocham swoją żonę. Ożeniłbym się z nią, nawet jeśli zostałabyś tu na zawsze.

Elena zmazała uśmiech i zaczęła już poważnie:

- Wiem, że to co powiedziałam ci przed samym powrotem do domu musiało cię zaboleć i przepraszam za to, ale...

- Nic mnie nie zabolało. Daj już spokój.

Ta podniosła się i bez słowa opuściła gabinet, po czym po cichu wróciła do siebie. Trochę się zawiodła, ale była pewna, że jeszcze nic straconego. Małżeństwo to nie więzienie, nie śmierć i nie droga bez powrotu. Borys miał się jeszcze przekonać, że jego udawanie obojętnego absolutnie nic nie da.

- Cześć. Borys z tej strony. Sory, że cię budzę, ale mam do ciebie sprawę. Masz szansę mi się odwdzięczyć za ostatnie. - Powiedział do słuchawki - Potrzebuję informacji na temat terenowego auta na niemieckich blachach, które przekraczało granicę Polsko-Słowacką, ale nie z dziś. Z dwudziestego drugiego września dwa tysiące szesnastego.

- Mmm... - jęknął zaspany głos - Terenowe auto na Niemieckich numerach, dwudziesty drugi września, rok temu, a jakieś szczegóły? Godzina?

- Szczegółów nie znam i chyba żadnych już nie dostanę. W aucie musiało siedzieć kilku gości, granicę musieli przekroczyć dwa razy. Przed dwudziestym drugim nocą, a drugi raz rano lub w południe albo i nawet następnego dnia. Chcę żebyś dostarczył mi dane i adresy każdego Niemca, na którego zarejestrowany był samochód.

- Dobra, jutro dam ci znać jak to wszystko nam pójdzie.

- Tylko powiedz im, żeby ruszali dupy. To pilny temat.

Sprawa powoli zaczęła się rozkręcać, a Borys miał nadzieję na jak najszybsze jej rozwiązanie. Liczył na cud, bo znalezienie właściciela tylko po tym, kiedy przekraczał granicę naprawdę musiało nim być. Wcale nie tak łatwo było namierzyć grupkę Niemców w terenowym aucie, ale jak się okazało, dopisało mu szczęście. Już następnego dnia w południe kolega z Policji zadzwonił z informacjami dotyczącymi kilku osób z zachodu, które przekraczały granicę Słowacką, ale tylko jedna z nich przemieszczała się autem terenowym. To był dobry znak.

Po obiedzie, który wszyscy zjedli razem, znów wywiązała się nie mała awantura między Eleną, a niezadowoloną Julką. Całe szczęście, że Borys siedział przy stole razem z nimi, bo nie wiadomo jak zakończyłaby się ta sytuacja. Elena naprawdę miała już dosyć dziwnych i głupich komentarzy, które coraz częściej i intensywniej wypływały z ust natrętnej koleżanki, aż w końcu podniosła się z krzesła i rozbiła jej biały talerz na głowie. Borys nie mógł na to pozwolić. Znów wezwał obie do siebie, i nim zadzwonił telefon nakazał by przestały odstawiać takie dziwne akcje:

- Jeśli nic się nie zmieni, Elena wróci na Słowację, a ty do Poznania - zagroził całkiem poważnie i wygonił je na korytarz. Tam słowna, aczkolwiek delikatniejsza potyczka dobiegła końca i obie wróciły do swoich zajęć. Dosłownie kilka krótkich minut po wyjściu dziewcząt, zadzwonił telefon Borysa. Ten odebrał i wsłuchał się dokładnie w informacje:

- Ciężko było mi znaleźć samochód, który wjeżdżał, ale znalazłem Rovera, który wyjeżdżał nad ranem, a potem przejżałem nagrania i faktycznie, wjeżdżał przez Polską granicę tej samej nocy. Chłopaków trochę zdziwiło to, że Niemcy mogliby przyjechać i wyjechać niemal w ciągu kilku godzin, dlatego od razu stwierdzili, że to musi być trochę podejrzane. W środku dojrzeliśmy kilka osób, jedną kobietę na miejscu pasażera, faceta kierującego i kogoś z tyłu. Nie jesteśmy pewni, ale możemy się domyślać, że to faceci.

- Dasz mi numery blach?

- Jeśli chcesz to mogę ci podać, ale sam nic nie wskurasz. Zleciłem informatykowi, żeby ustalił mi do kogo należy samochód i spróbował po twarzach znaleźć gości w Europejskiej bazie danych. Mówił, że zostanie dziś dłużej po robocie i znajdzie to dla mnie, także wszystko co będę wiedział, przekażę ci dopiero wieczorem. A, jeśli mogę wiedzieć, dlaczego chcesz wiedzieć kim są? Prowadzisz własne śledztwo?

- Powiedzmy, że oddaję komuś przysługę. Muszę pilnie wiedzieć wszystko na temat tych kaczanów. Nazwiska, adresy, imiona rodziców, dodatkowe informacje, kartoteki.

- Dziś wieczorem wszystko ci podam. Zadzwonię jak będzie wiadomo.

Podziękował więc i odłożył słuchawkę z uśmiechem na twarzy. Był zadowolony z tego, że sprawa tak szybko zaczynała się rozwiązywać. Im szybciej Elena wróciłaby do domu, dostając to, czego chce, tym szybciej udałoby mu się o niej całkowicie zapomnieć. Nie chciał tego. Mówił, że chciał, ale w głębi marzył o tym, by została i wykazała inicjatywę. Jeśli sama nie zrobiłaby pierwszego kroku, on również nie miał zamiaru go robić, bo po co?

- Jeszcze nic nie wiem, ale jestem dobrej myśli. Borys to dobry gość i napewno mi pomoże. - powiedziała do słuchawki stając w wejściu do bunkra.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale mogłabyś już wrócić do domu. Niech oni tam pracują, ale ty wróć tu.

- Wiktor, nie mogę. Jeśli nasłał ich ktoś z bazy, to chcę tu być i osobiście zadbać, żeby bardzo tego żałował.

- Psychiatra dzwoniła i pytała, dlaczego już nie przychodzisz na wizyty.

- Na razie zrezygnuję, a potem do tego wrócę.

- Elena... - Wiktor westchnął - Wiem, że zależy ci na zemście, ale nie tego cię uczyli rodzice. Pomyśl co powiedziałby ci teraz ojciec...

- Nie wiem, ale wiem, że gdyby mi stało się to, co im, to przeszedłby kulę ziemską, byleby zabić. Kiedy tylko się znajdą, wrócę i już nigdy nie wyjadę. - pomyślała o Borysie i jego żonie - Nigdy już nie wyjadę...

Borys zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że gdy już znajdzie morderców i załatwi sprawę, Elena wyjedzie i nie wróci. Ona zresztą myślała tak samo. Oboje mimowolnie się oszukiwali, jedno czekało na ten pierwszy krok i drugie czekało na ten pierwszy krok, w końcu żadne miało go nie zrobić, bo i jedno myślało, że te drugie go nie chce i te drugie myślało, że te pierwsze go nie chce i tak w kółko. Tak właśnie wyglądała ta gówniana miłość. To było beznadziejne, poplątane uczucie, którego nie rozumieli oboje, dlatego ciągle się mijali:

- Elena? Widziałaś gdzieś Elenę? - zapytał Borys, wchodząc do kuchni, w której Magda sprzątała po kolacji.

- Wyszła na dwór.

- A po co?

- Rozmawia z jakimś Wiktorem.

Wtem Borys zszedł ze schodów i pokierował się w stronę wyjścia, gdzie od wewnątrz w ciemnościach stała Elena z telefonem przy uchu. Nie zdziwił go fakt, że z kimś rozmawiała. Bardziej to, że to jakiś mężczyzna, i to ten, który przebywa z nią w Szczyrbie. Skradł się po cichu, chcąc delikatnie podsłuchać o czym rozmawiają, ale zapomniał, że przecież to Słowacy, a on słowackiego ni ciut, ciut nie zna. Myślał, że może dowie się czegoś o sobie, ale z całego bełkotu zrozumiał tylko kilka słów, dlatego wyszedł na zewnątrz i zaczepił ją, prosząc, by skończyła rozmowę:

- Dzwoniłam do Wiktora zapytać czy podlewa kwiaty - wytłumaczyła.

- Podlewa?

- Nie. Zapomniał - odparła i schowała telefon do kieszeni jasnych spodni dżinsowych.

- Dzwonił mój koleżka z komendy. Znaleźli jeepa. Teraz tylko ustalają kim były osoby w środku i do kogo należy fura - odparł.

Elena uniosła głowę z nadzieją:

- Wiadomo już coś konkretnego?

- Jeszcze nie. Ma dzwonić dziś późnym wieczorem, tylko nie wiem dokładnie, o której. - wyjął z kieszeni papierosa i odpalił go, puszczając śmierdzący dym w ciemną, chłodną otchłań zewnętrznego świata, która i tak była cieplejsza niż wnętrze zimnego bunkra.
Słońce zaszło, a mrok otulił niemal wszystko w okół. Na zewnątrz znów słychać było świerszcze buszujące na polanach, a gdzieś dalej w lesie dzikie zwierzęta, które szukały pożywienia, łamiąc suche patyki i liście. Chwila była magiczna, ale światło z korytarza przyciągało jak magnes spragnione krwi komary przez co Tomek niespodziewanie wtargnął między nich i szybko zamknął wejście na cztery spusty. Jak w więzieniu:

- Cholerstwo jebane, kurwa! - krzyknął - Na chuj to żyje, to ja nie wiem - dodał, po czym wrócił do naprawiania jakiejś skrzykni na samym końcu korytarza.

- Oby szybko ich znaleźli i oddali mi w ręce.

- Chyba cię lekko zgięło jeśli myślisz, że ktokolwiek da ci w ręce tych gości. Dowiesz się kto to i dlaczego, ale napewno nie dam ci nikogo dotknąć ani nawet patrzeć na to, co będzie się działo później - wypuścił dym z ust.

- Wyrzuty sumienia?

- Nie rozumiesz tego i obyś nigdy nie musiała rozumieć. Nie ważne co ci zrobili i jak bardzo byłaś na kogoś wkurwiona. Za parę lat i tak będziesz żałować, a ich twarze widziałabyś do końca swojego życia - oznajmił całkiem poważnie.

- Kiedy ja czuję wewnętrzną potrzebę... - niedokończyła.

- Zapomnij o tym uczuciu i myśl tylko o tym, żeby ponieśli karę. Nie ważne jaką i przez kogo.

Nagle rozmowę między tą dwójką przerwało głośne pukanie w zamknięte, stalowe drzwi bunkra. Borys zerwał się na równe nogi i odepchnął dziewczynę w głąb korytarza, a sam wyciągnął broń spod szafki i wycelował nią w drzwi.

- Kto tam? - zapytał donośnie.

- To ja. Otwórz, no!

Zza drzwi dobiegł kobiecy głos, w ogóle nieznany Elenie. Borys najwyraźniej znał go dobrze, bo zaraz odłożył sprzęt na swoje miejsce i uchylił drzwi bunkra, by wpuścić do środka jakąś kobietę. Jej Elena nigdy w bazie nie widziała. Na początku myślała, że to jakaś nowa, ale po chwili czułości skierowanej w stronę Borysa, domyśliła się, że to zapewne ta jego tajemnicza żona.
Jej blond włosy lśniły blaskiem światła z lamp, a twarz promieniała. Wyglądała bardzo niewinnie, niczym mała dziewczynka wpatrzona w tatusia. Brązowe oczy patrzyły wprost w niebieskie oczy Borysa, a uśmiech malował się tylko dla niego. To wzbudziło w Elenie ogromny smutek, złość i zazdrość, które wspólnie mieszając się wewnątrz, miały eksplodować. Odeszła więc powoli i skryła się na ciemnych schodach prowadzących do kuchni. Borys niechętnie odwzajemniał czułości, i to w dodatku w bazie, ale nie chciał niepotrzebnych scen oburzenia, a nim zorientował się, że Elena odeszła, minęło kilka długich sekund:

- Co tu robisz o tej porze?

- Przywiozłam ci kolację i chciałam zobaczyć się z Julką. No co? Nie cieszysz się? - zapytała z entuzjazmem w głosie.

- No cieszę, ale... Nie mówiłaś, że przyjedziesz...

Borys nie bardzo cieszył się z niezapowiedzianej wizyty żony, bo powiedzmy sobie jedną rzecz: Nikt nie miał prawa pojawiać się tam od tak sobie, bez jego wiedzy i zgody. Owszem, Elena również przyjechała nic nie mówiąc, a czasami przecież brał do bunkra zupełnie obce osoby, ale to były trzy zupełnie różne sytuacje. On ogólnie starał się oddzielać życie prywatne od pracy. Nie zapraszał do bunkra rodziców, braci, a tymbardziej żony. Całkiem nieprzyjemna niespodzianka, a jak jeszcze świadkiem tego była Elena... Totalny kataklizm.

- Jakbym ci powiedziała, to nie byłoby niespodzianki - zaśmiała się - Gdzie Julka? Prosiła mnie o kebaba.

- U siebie. Chodź, zaprowadzę cię, daj jej jedzenie i wracaj do domu. Pracujemy tu, musimy się skupić - oznajmił, gdy ta nagle się odwróciła.

- Ale co? Ty mnie wyganiasz? - zapytała - Schowam się i nie będę przeszkadzać.

- Dobra, dobra babo, tylko nie wrzeszcz.

Zaprowadził ją więc do pokoju Julki, a sam potem udał się do Eleny. W pokoju jej nie było, a wracając korytarzem w stronę kuchni dorwała go Sylwia i zaczęła zaciągać go do Julki, by pogadać chwilę o planach na niedzielny obiad. Nienawidził tego, ale co mu pozostało? Coraz bardziej przekonywał się, że ślub z przymusu był największym błędem jego życia. Wiesz jakie to uczucie być w związku z kimś, kogo zupełnie nie kochasz? Wewnętrznie czujęsz odrazę i niechęć, jakby obrzydzenie. Sam z siebie szukasz sobie jakiegoś zajęcia byleby być jak najdalej tej drugiej osoby. Nie odpisujesz. Nie odbierasz, a potem szukasz wymówek, byleby nie wysłuchiwać pretensji i nie musieć dłużej rozmawiać. Obiecujesz poprawę, a potem znów robisz to samo i znów wymyślasz najróżniejsze wymówki. To takie zamknięte koło, które wyniszcza tę mniej kochaną osobę, która tak naprawdę mogłaby poświęcić swoje życie dla ciebie. Tak bywa w życiu, ale najgorsze jest to, że osoba, którą ty kochasz naprawdę, nie kocha ciebie i nagle stajesz się tą samą osobą, którą ranisz. To ma sens. Wystarczy użyć wyobraźni:

- Nie wiem. Mam wrażenie, że ta ździra i Borys coś kminią w tym temacie. Wątpię, że przyjechała tutaj od tak sobie, nic nie mówiąc Borysowi. - odparła Julka, siadając obok Sylwii.

- Nie może się wydać, bo będę miała przejebane. Obie będziemy miały. Musisz postarać się żeby wróciła do tego swojego zadupia, a ja wyślę chłopaków. Tutaj jej przecież nie załatwię - machnęła rękoma.

- Jak nie? Dodaj jej leków na zawał czy ciśnienie albo arszeniku i się powie, że ma zawał czy coś.

- Jebnięta jesteś? Borys nie jest idiotą. On doskonale wie, jak wygląda zawał. Nie daj Boże ogarnie, że ją otrułyśmy i cała wina spadnie na ciebie.

- No to co planujesz? - Julka podniosła się.

- Trzeba ją odesłać do domu, a chłopaki już tam będą czekać.

- Ja już nawet mam pomysł jak to zrobić. Borys ostatnio mówił, że jeśli się jeszcze raz będziemy beefować, to odeśle nas do domu. Sprowokuję ją i nara.

- Wtedy ciebie też odeśle. Myśl trochę - popukała się w czoło - Sama z nim zagadam. Powiem, że widzę jak na nią patrzy czy coś i jeśli nie chce rozwodu, to ma kazać tej kurwie wypierdalać spowrotem na tą zasraną pipidówę. Wtedy nie będzie miał wyboru. - zapięła guzik w płaszczu i z pewnym uśmiechem wyszła na korytarz znów zmieniając się w niewinną dziewczynkę.

Parszywa, ale dobrze gra, bo w zasadzie nikt nie spodziewał się tego, że baba ma coś wspólnego ze złem. Przecież wygląda tak niewinnie. Jak małe dziecko:

- Musimy porozmawiać - powiedziała, wchodząc do gabinetu. - Słyszałam, że wróciła ta kobieta, w której byłeś zakochany i szczerze mówiąc, nie bardzo mi się to podoba.

Borys uniósł głowę w górę i powiedział:

- Już nie jestem.

- Wcale mnie to nie satysfakcjonuje. Wolałabym żeby wróciła do siebie. Przecież nie macie już wspólnych spraw, tak? A nawet jeśli, to możecie je załatwiać zdalnie. - usiadła na kanapie.

- Nie wróci do domu, bo jest tu zamiast lekarza. Gdyby nie była potrzebna, odesłałbym ją spowrotem. - wrócił wzrokiem do dokumentów.

- Rozumiem, że pozwolisz mi być złą i smutną, tylko dlatego, że ona tu pracuje? Jest multum ludzi chętnych do pracy. Możesz sobie wziąć kogoś innego.

- Ja nie chcę żebyś była zła i smutna. Chcę żebyś dała mi w spokoju pracować.

- Więc odeślij ją do domu, proszę - powtórzyła.

- Przemyślę to, a teraz błagam. Wracaj do domu.

Wtem zadzwonił telefon. Borys wiedział kto dzwoni i w jakiej sprawie, ale musiał prędko pozbyć się Sylwii, która rozsiadła się na skórzanej kanapie i wcale nie zbierała się do wyjścia:

- Mam informacje, które cię zaciekawią, ale zadowolony nie będziesz napewno. Wysłałem ci fax z bazą danych, za chwilę powinien dojść. Ze swojej strony mogę powiedzieć tylko, że to grubsza sprawa, z którą nie poradzisz sobie sam. Przejrzyj dokumenty i zostaw nam ich.

- Nie, tym muszę zająć się sam.

- Policja ich poszukuje. Po prostu zostaw tę sprawę.

Borys spojrzał na Sylwię i odparł:

- Przemyślę to i dam ci znać jutro, dobra? Tymczasem czekam na fax.

Czekał, czekał i czekał, no i się nie doczekał. Okazało się, że są pewnie problemy ze sprzętem, dlatego następnego dnia rano miał sam odebrać papiery na miejscówce, w której się zazwyczaj spotykali. Gangus i policjant nie mogli się publicznie spotykać na komendzie, dlatego wybierali ustronne, ciche miejsca.
Sylwia zdecydowała się zostać w bunkrze razem z Borysem, co nieco pokrzyżowało jego plany. Chciał dorwać jeszcze Elenę i w spokoju z nią porozmawiać na temat ugody, ale niestety. Miał za sobą ogon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro