9. Winowajca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Błogi spokój, który panował w całym bunkrze, został nagle przerwany. Na zegarze widniała za pięć dwunasta, a każdy mieszkaniec spoczywał już w swoim łóżku, gdy nagle rozległ się potworny, mrożący krew w żyłach krzyk.
Dobiegał z dołu, piętro niżej, a brzmiał tak okropnie, jak gdyby obdzierano kogoś żywcem ze skóry i posypywano solą.
Elena wyszła na korytarz, a prócz niej pojawił się już Borys i dwaj ochroniarze, którzy ruszyli na dół, pod pokoje mieszkalne jako pierwsi:

- Nie ruszaj się stąd. Wejdź do środka i nie wychodź - wyjął krótką broń i wepchnął ją spowrotem do pokoju. - Deja, pilnuj jej. - dodał i postawił pod pokojem jednego ze swoich ochroniarzy.

Strach był niewyobrażalnie olbrzymi. Na początku myślała, że był jakiś napad, że może ktoś się włamał do środka, ale po kolejnych krzykach, krzykach bólu, wiedziała już, że komuś dzieje się coś złego.
Nim minęło pięć minut, do pokoju Eleny wbiegła Julka, która zaalarmowana przez Borysa, natychmiast sprowadziła Elenę piętro niżej. Nie chciała wyjaśnić co się dzieje, ale nie przez złość, tylko przez to, że sama nie wiedziała jak to nazwać. Po paru sekundach obie były już przy pokojach mieszkalnych. Wszyscy, łącznie z Magdą, Tomkiem, ochroniarzami stali tuż przy drzwiach jednego pokoju i wpatrywali się we wrzeszczącego Erwina, który wyginał się z bólu na własnym łóżku.
Weszła głębiej i spojrzała na mężczyznę, który z twarzy nie przypominał już Burego. Wyglądał tak, jakby dopiero co, wyszedł z płomieni ogromnego pożaru. To stąd ten krzyk. On płonął żywcem:

- Erwin? Co się stało? - zapytała spokojnie, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy, jednak to nie było takie proste. Bury wierzgał niczym młode źrebie, z bólu tracił przytomność, a za chwilę znowu ją odzyskiwał i tak przez cały czas.
Nim Elena zorientowała się co jest przyczyną takiego zachowania i takiego wyglądu skóry, zdążyła zedrzeć z niego koszulkę i przyjżeć się bomblom pełnym płynów i dziwnym, niegojącym się ranom. Potem już tylko połączyła fakty i spojrzała na Borysa. - Wyjdźcie stąd wszyscy, szybko.

- Ale co się dzieje? - zapytał.

- Nie zadawaj teraz pytań, tylko zabieraj stąd wszystkich i spieprzajcie na górę. Przynieś mi jak najszybciej wenflony, kroplówki z morfiną, leki przeciwwirusowe, przeciwgrzybiczne i sprzęt do przetaczania krwi. Dowiedz się jaką ma grupę. Będę musiała zająć się przetaczaniem. Tylko szybko! - pospieszyła i zaczęła rozbierać Burego do naga.
Podejrzewała, że stało się coś złego, że wtedy kiedy Borys zabrał Burego na dół, nie chciał z nim tylko rozmawiać. Te poparzenia, rany i ból, to nie wynik rozmowy, tylko ostrej choroby popromiennej. Nie trzeba było być radiologiem, by wiedzieć, w jaki sposób do tego doszło, bo w całym bunkrze było tylko jedno miejsce przepełnione Uranem i Grafitem:

- Bury zachorował na ciężką chorobę popromienną. Podałam mu morfinę, opatrzyłam rany i podałam wszystkie leki, możliwe, że niebawem będzie trzeba przetoczyć krew - oznajmiła stając schodek niżej obok Borysa. Zdjęła gumowe rękawiczki i czekała na pytania.

- Przeżyje?

- Nie wiem, nie jestem radiologiem i nie zajmuję się medycyną nuklearną. Robię tylko to, co miałam na zajęciach, ja nawet nie wiem jaki to rodzaj choroby. Żeby wdrożyć odpowiednie leczenie, musiałabym dostać jego badania krwi i moczu.

- Co dalej?

- Nie wiem jeszcze. Porozmawiajmy o tym później, dobra? - zapytała - Na razie przyszykuj mi dużą ilość ciężkiej folii plastikowej i kaczkę, wodę, więcej rękawiczek, strzykawek, igieł, ogólnie wszystkiego co masz. Potrzebuję też kwadratowej konstrukcji, która zabezpieczy wydostanie się promieniowania z jego ciała na zewnątrz. Zanim tam wejdziesz załóż strój ochronny i pozbądź się cichów, w których był do pięciu dni wstecz. - spojrzała na niego - Potrzebuję pozwolenia na frywolne poruszanie się po wszystkich piętrach. Muszę mieć dostęp do kombinezonów, do chorego i wiadomo, do swojego pokoju, kuchni i łazienki.

Bury kiwnął głową pozwalając jej w pełni korzystać z całej przestrzeni i westchnął głośno. On doskonale wiedział co się wtedy stało, ale gdyby tylko Elena dowiedziała się o jego wybryku...
Pierwsze co zrobiła, to dokładnie umyła ręce, choć nie była w stu procentach pewna, że to pomoże. Przecież mogła zarazić się chorobą, mogła zostać napromieniowana. Potem naszykowała ciężki strój, który służył do pracy w kopalni i zajęła się przygotowywaniem pokoju, w którym leżał Bury. Gdy tylko się obudził, powoli i trochę niewyraźnie przywołał ją do siebie:

- Co się stało? - zapytała szeptem, podchodząc bliżej.

- Ja umrę, nie?

- Nie wiem. - odparła - Zrobię wszystko żebyś nie umarł.

Bury ciężko przełknął ślinę:

- Elena... Nie jestem jedynym, który umarł tu na chorobę popromienną. Cała ta kopalnia spływa krwią skurwysynów, którzy wyciągali Grafit.

- Nie gadaj głupot, Erwin. Mam mnóstwo leków, wyjdziesz z tego.

- Muszę ci coś powiedzieć. - zaczął - Kocham cię całym sercem, od samego początku, ale nie miałabyś ze mną dobrze.

- Nie rozumiem? - zmarszczyła brwi. - Dlaczego niby nie miałabym mieć z tobą dobrze?

- Nie umiem się ogarnąć. Może na początku byłoby nam fajnie, ale potem i tak zniszczyłbym ci życie.

- Chodzi o to znęcanie się?

- No. - wydarł ledwo.

- Ty nie potrzebujesz uciekać od ludzi, których kochasz, ty potrzebujesz się z tego wyleczyć. Znęcanie się, chęć górowania nad wszystko i wszystkich jest uleczalna, są od tego lekarze, którzy pomogą ci znów być normalnym człowiekiem, który kocha. - powiedziała niemal płacząc, bo emocje były zbyt silne. Patrzenie na Burego w tym stanie i mówienie do niego w czasie przyszłym, wiedząc, że niebawem umrze, było strasznie bolesne. Oczy zapełniły się łzami, a głos zaczął drżeć, ale trzeba było dalej dawać mu nadzieję na jutro, by się nie załamał.

- Powiedz mi, skąd ta choroba. Na pewno nie z powietrza.

- A czy to coś zmieni? Wyzdrowieje, jak ci powiem, w jaki sposób do tego doszło?

- Nie, ale zabiję tego, kto ci to zrobił.

Bury znów głośno westchnął:

- Obawiam się, że nie będziesz w stanie zabić tego, kto mi to zrobił. Nawet ja nie byłbym w stanie go zabić...

- To Borys, prawda? On cię tak załatwił wtedy, gdy zeszliście po zbiórce na dół.

Bury nie odpowiadał i tym samym potwierdził przypuszczenia Eleny. Nie rozumiała jak Borys mógł zrobić taką krzywdę własnemu koledze, a potem tak dobrze udawać przejętego i zmartwionego. To otworzyło jej oczy. Można powiedzieć, że do tamtego momentu była zauroczona władczym charakterem i szarmanckim stylem szefa, ale od momentu, kiedy dowiedziała się o chorym wyczynie, całkowicie zmieniła zdanie na jego temat.

Wychodząc z pokoju, który na czas leczenia Burego stał się małą salą szpitalną, miała już w głowie tylko ogromną złość i smutek, który sprawiał, że bardzo chciała płakać. Z jednej strony było jej bardzo szkoda Erwina, który rozkochał ją w sobie zaraz po przyjeździe. Marzyła by mógł wyzdrowieć i funkcjonować tak, jak funkcjonował zanim zachorował, a z drugiej strony, wiedząc, że umrze w ogromnym cierpieniu, życzyła mu, by zasnął i już się nie obudził, żeby umarł już teraz, w tej chwili.

- I co z nim? - zapytała Magda, podbiegając do Eleny. Zaraz za nią leciała grupka kolejnych i kolejnych osób, które zmartwione jego stanem, chciały dowiedzieć się jakie ma szanse na powrót do zdrowia.

- Magda, no nie wyjdzie z tego... - nabrała powietrza w płuca, by wstrzymać cieknące łzy.

- Jak to nie wyjdzie? - zapytał Tomek.

- Normalnie. Jest w zbyt ciężkim stanie, stracił zbyt dużo krwi, na pewno wszystko wewnątrz zostało poważnie uszkodzone.

- A jakby zawieźć go do szpitala? - zaproponowała Magda - Coś by się wymyśliło z tym promieniowaniem...

- Magda, szpital nie pomoże. Ewentualnie da mu szansę na dodatkowe kilka dni męczarni, ale nie wyleczy choroby popromiennej. Na to nie ma leków.

- Czyli co?

- Czyli umrze. Ja ze swojej strony mogę mu tylko podawać leki, morfinę, żeby jakoś dotrwał do końca.

- A jak wygląda? Kiedy będzie można się z nim zobaczyć? - zapytała Julka.

- Nie wygląda i lepiej nie ryzykować. Jeśli chcecie żyć w zdrowiu do końca, to nie zbliżajcie się nawet do drzwi jego pokoju. - dodała, po czym wróciła do siebie, ale tylko na chwilę, bo od razu zbierała się do Borysa.

Ten kompletnie nie spodziewając się tego, że Bury poniekąd wyznał prawdę, siedział spokojnie przy biurku i niczym się nie przejmował. Dla niego sprawa Burego była już zakończona. Dostał to, co chciał, zlikwidował największą przeszkodę i mógł wreszcie skupić się na zdobywaniu Eleny, jednak chyba zapomniał, a może nie wiedział, że Elena nie jest tak głupia, jak jej poprzedniczki. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona również może być dla niego sporym zagrożeniem, które ostatecznie pozbawi go stołka:

- Ty tak załatwiłeś Burego, prawda? - zapytała Elena, wpakowując się bez pukania do gabinetu.

Borys przestrasząwszy się huku, podskoczył go góry i położył dłoń na sercu:

- Ale mnie przestraszyłaś! - krzyknął oddychając głęboko - Ty nie umiesz pukać, Elena?

- Nie masz wyrzutów sumienia? Nie czujesz wewnętrznego nacisku i bólu, który sprawia, że żałujesz? - oparła się dłońmi o biurko.

- Nie wiem o czym mówisz...

- Nie zbywaj mnie kłamstwami. - odparła ciszej.

- Nic nie zrobiłem Buremu. Myślisz, że mógłbym wrzucić i zamknąć własnego kolegę w kopalni z radioaktywnym uranem? Nie jestem, aż takim skurwysynem.

I wtedy do Eleny dotarło, co właśnie się stało:

- Ależ nikt nic nawet nie wspomniał o wrzucaniu i zamykaniu kolegi w kopalni. Oczywiście z wyjątkiem ciebie.

Borys podniósł się i powiedział:

- No dobra. Wrzuciłem Burego do kopalni za karę. Zadowolona?

- I mówisz to z takim spokojem? - usiadła powoli na kanapie.

- Tak. Zasłużył sobie na to, ale tobie chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że nie muszę ci się z tego tłumaczyć. Do twoich obowiązków należy zapewnienie opieki medycznej, a nie przesłuchania.

Elena odetchnęła głośno i rozejrzała się po pokoju. Nie spodziewała się tego usłyszeć, tymbardziej w taki wyrachowany sposób:

- Kiedy tu przyjechałam, myślałam, że jesteś miły i tylko udajesz skurwysyna, by pokazać ludziom, kto tu jest naprawdę szefem. Myślałam, że jesteś odwrotnością tych, którzy uprzykszali mi życie i robili wszystko, bym czuła się jak najgorzej, ale teraz wiem, że jesteś skurwysynem i tylko udajesz miłego, by wszyscy mieli cię za dobrego szefa. - pociągnęła nosem nieco wzruszona - Możesz mnie uderzyć albo wrzucić do tej kopalni, tak jak zrobiłeś to z Burym, ale ja chyba już nigdy nie będę umiała z tobą rozmawiać, jak na początku i patrząc w twoje oczy, widzieć człowieka, którego zobaczyłam, gdy weszłam tymi drzwiami i usiadłam na tym krześle pierwszy raz, naprzeciwko ciebie.

- Elena...

- Bury umrze. Umrze w ogromnym bólu i cierpieniu, a ja mimo leków i sprzętów, które mam, nie będę potrafiła go ratować. Przez jedną decyzję, jeden nieodpowiedzialny, głupi ruch, człowiek traci życie w sposób najgorszy z możliwych. - wtrąciła mu się w zdanie - Załóż kombinezon i idź, zobacz jak wygląda. Jego skóra całkowicie się stopiła, jakby ktoś go oblewał wrzątkiem, na ciele pojawiają się bąble, ma spuchnięte powieki, ledwo widzi na oczy, stracił całą wodę, a organy wewnętrznie są zniszczone. To twoja robota.

- Musisz zrozumieć jedną rzecz. - usiadł na biurku, naprzeciw niej i zaczął spokojnie - Ja nie jestem potulnym koleżką, z którym można bezproblemowo rozwiązać wszystkie sprawy. Nie będę tolerował czegoś, co jest wbrew mnie i na pewno nie będę pozwalał komuś odbierać mi tego, na czym najbardziej mi zależy. Bury dzień po dniu zabierał mi to, co kochałem. To z dnia na dzień oddalało się ode mnie i uciekało do niego. Wiesz, jakie to uczucie?

- Nie rozumiem, co masz na myśli, mówiąc "TO"?

- Wiesz jakie to uczucie? - kontynuował - Jakby cie ktoś kurwa okradał.

- Ale co ci Bury odbierał? Ja zupełnie niczego nie rozumiem. Czy to był powód, by go zabić?

- Tak, i nie mam wyrzutów sumienia.

Elena spojrzała na niego, podniosła się i dodała na odchodne:

- Nie wiem ile jeszcze tu będę, ale do samego końca nie chcę cię widzieć na oczy. Jesteś podły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro