18.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


M. długo zbierał myśli, zastanawiając się, jak właściwie ubrać tę historię w słowa. Czasem zapomniał, że Jadwiga była jeszcze taka młoda, taka nieświadoma ich świata. Było tyle rzeczy, których powinna się dowiedzieć, a jednocześnie on nie chciał być tym, który już na zawsze będzie jej się kojarzyć ze zderzeniem z rzeczywistością. Przed chwilą wykreował w jej głowie idealny obraz matki i nie mógł pozwolić, by rozmyło go teraz to, co zamierzał powiedzieć.

— Cóż... Kiedy twoja mama do nas trafiła, była trochę... zagubiona. Nie wiedziała, kto jest zły, a kto dobry i to sprowadzało na nią ogromne niebezpieczeństwo. Ale była pojętną uczennicą. Nie wiedzieć czemu, uznała, że powinna się mną opiekować. — Uśmiechnął się do wspomnień, do słodkiej dwudziestopięciolatki z pokrytym warstwą platyny sztyletem, która pewnego wieczora stanęła w drzwiach jego sypialni. — Obiecałem ją chronić. Pozwoliłem jej tu zamieszkać.

— Czyli była jak ja? — dopytywała Jadwiga. Rozumiał ją. Chciała poczuć z matką więź, bo przez tyle lat była jej pozbawiona: przez złych ludzi, przez urzędników... przez niego.

Cienkie spodnie dresowe ani koszulka nie izolowały go od niej w żaden sposób. Przez materiał czuł jej ciepło, a rozsypane wokół włosy łaskotały go w kawałek skóry ponad kołnierzykiem T-shirtu. Zamknął oczy i przez chwilę delektował się tym uczuciem, jednak cisza trwała zbyt długo. Zaczęła robić się niezręczna. Jadwiga czekała na odpowiedź.

— Coś w tym stylu — wymruczał wymijająco, lecz wiedział, że ona się tym nie zadowoli. — Nie, właściwie to w nieco inny sposób. Nikt na nią nie polował, jak na ciebie Fundacja, ale choć zdawała sobie sprawę z własnej mocy, nie wiedziała, jak się nią posługiwać, by zrobić coś dobrego. Na początku potrafiła tylko niszczyć. — Wyczuł, jak Jadwiga poruszyła się niespokojnie. — Ale potem wszystko opanowała i z czasem było już tylko lepiej... Wprowadzała do tego domu powiew świeżości. Wszędzie było jej pełno — zakończył.

— Pracowała gdzieś?

Chciał odpowiedzieć zgodnie z prawdą, ale ugryzł się w język. Postanowił, że pójdzie w półprawdy — problem w tym, że to już całe kłamstwo. Trudno. Dziewczyna już raz straciła rodziców, nie mógł pozwolić, by coś pozbawiło ją jeszcze szacunku do matki.

— Była oficjalnie bezrobotna. Zajmowała się u nas różnymi domowymi obowiązkami, tak jak ty. — Z tego, co dowiedział się od Babuni, Jadwiga opanowała pralnię, a oprócz tego chętnie pomagała jej w gotowaniu i sprzątaniu kuchni po posiłkach.

— A mój tata?

— Nie znałem go zbyt dobrze. Poznała go w mieście, gdy jeździła do klubów. Przyjechał tu na jakąś wymianę i zaiskrzyło, a Liliana robiła wszystko szybko i bez namysłu. Właściwie od razu zaszła w ciążę, a dwa miesiące po tym, jak zaczęli się spotykać, postanowiła z nim... — Ugryzł się w język. — Postanowiła z nim odejść.

Właściwie to uciekła. Spakowała się bez słowa, zostawiając zaledwie krótką notkę na stoliku przy łóżku i już jej nie było. Kiedy poszedł sprawdzić, dlaczego nie pojawiła się na śniadaniu, zastał opróżnione szafy i pusty pokój. Chyba nic wcześniej go tak nie zraniło, nawet śmiertelne obrażenia.

Pozwoliłby jej odejść, gdyby o tym powiedziała. Cholera, chyba nie myślała, że trzymałby ją tu na siłę! Była dla niego jak siostra, jak najlepsza przyjaciółka, której można wszystko powiedzieć i ze wszystkiego się zwierzyć. A ona potraktowała go jak dupka z manią kontroli, jakiegoś despotę, przed którym trzeba uciekać, bo inaczej nie da się od niego uwolnić.

Miał żal nie tylko do niej, ale i do siebie. Wtedy uniósł się dumą i uznał, że skoro Liliana postanowiła tak, a nie inaczej, to uszanuje jej wolę. Powinien był się wtedy wmieszać, zapewnić jej bezpieczny dom, zorganizować ochronę, pomóc z postawieniem dobrych barier ochronnych, bo jej magia była jeszcze zbyt słaba, by ukryć przed czujnym okiem Fundacji całą rodzinę. Ale tego nie zrobił, bo był wkurwiony, że źle go potraktowała. Tylko że ona zapłaciła za to najwyższą cenę, a życie jej córki ocalało właściwie tylko cudem. Wraz z ostatnim tchnieniem Liliana wykrzesała z siebie dość magii, żeby postawić wokół córki barierę chroniącą przed intruzami i tłumiącą wszystkie dźwięki, a także by zawołać M. — i na tym jej krótkie, ale intensywne życie się skończyło.

— Czy powinnam wiedzieć coś jeszcze o mojej mamie? — zapytała cicho Jadwiga.

— Nie — odparł bez wahania.

"Tak" — zaprzeczył sobie w duchu. Powinien jej wszystko powiedzieć, nim dziewczyna dowie się z innego źródła — a był pewien, że w końcu to zrobi. To przecież córka Liliany, mogły się różnić sposobem bycia i usposobieniem, ale niektóre rzeczy pozostają niezmienne. Całkiem zresztą możliwe, że drobna i krucha dziewczyna była już gotowa na wiadomości, które chciał jej przekazać — problem polegał na tym, że on sam nie był na to gotowy.

Podniósł się, może nieco zbyt szybko, bo Bluszcz usiadła gwałtownie i zamrugała. Miała nietęgą minę, ale nie czuł się na siłach, by się z nią zmierzyć.

— Muszę jechać do pracy — rzucił pospiesznie, co nie było do końca niezgodne z prawdą, ale i tak czuł się jak podły kłamca. — Potem przyślę do ciebie kogoś, kto pomoże ci to wszystko zrozumieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro