#1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po przegranym meczu wróciliśmy padnięci do szatni. Jedynym powodem, dla którego chciałem wrócić do mieszkania była moja ukochana. Poznaliśmy się miesiąc temu, a dwa ostatnie tygodnie spędziliśmy razem w mieszkaniu. Miałem nadzieję, że jak zawsze znajdzie sposób, by mnie pocieszyć, co tym razem będzie trudniejsze ze względu na to, że to ja nie odebrałem dobrze ostatniego ataku i przez to przeciwna drużyna wygrała. Owszem inni też robili błędy, ale ja się tym swoim zadręczam, gdyż był dużo większy niż kolegów z drużyny. Mogłem przyjąć i odegrać, ale ja zawaliłem, bo myślałem o niej. Po prostu dostrzegłem na trybunach kogoś bardzo podobnego i już nie potrafiłem się skupić na piłce. Westchnąłem, zauważając że zostałem w szatni tylko z kapitanem drużyny. Spojrzałem na niego.

- Nie zadręczaj się tym meczem. Wyciągnij z niego lekcję. Na przyszłość bądź bardziej na boisku, a nie na trybunach, dobra? I pamiętaj każdy może popełniać błędy, ale trzeba umieć wyciągnąć z nich lekcje na przyszłość i nie popełniać ich drugi raz. A tak po za tym świetny mecz, mimo porażki. Jedyny wydawałeś się na tyle zdeterminowany, żeby jeszcze zdobyć punkt, ale za bardzo odpłynąłeś pod koniec. Przeciwnik to zauważył i wykorzystał przeciwko nam, więc pamiętaj następnym razem skup się na meczu. Takie dobre rady na przyszłość. - puścił mi oczko i wyszedł.

Powiedział to tak spokojnie, bez cienia żalu czy złości, że aż poczułem, że to faktycznie dobra rada. Wziąłem torbę. Przed opuszczeniem hali obmyłem twarz w łazience. Westchnąłem, patrząc w swoje odbicie. Nagle do łazienki wszedł Karol Kłos, we własnej osobie. Poklepał mnie po plecach.

- Dobry mecz.

- No dla was na pewno dobry.

- Dobra zostawię to bez komentarza. Postanowiłem pójść i stawić ci loda to, co ty na to?

Spojrzałem na niego z miną mówiącą "poważnie?".

- Dobra dzięki za propozycję, ale wolę wrócić do domu. Na razie.

- No okej. W takim razie do zobaczenia.

Wyszedłem z łazienki i poszedłem w stronę parkingu. Znalazłem wzrokiem swój samochód i ruszyłem w jego stronę. Wszedłem do środka. Po chwili odpaliłem i kilka minut później znalazłem się na ulicy. Jechałem prosto do swojego mieszkania w bloku. Nie zajęło mi to dużo czasu. Zaparkowałem i wyszedłem z samochodu. Udałem się do swojego mieszkania. Wpisałem odpowiednie cyfry i już po chwili wchodziłem po schodach. Wyciągnąłem klucze i otworzyłem mieszkanie. Miałem nadzieję, że Kamila będzie w salonie na sofie.

- Cześć kochanie. Wróciłem!

Zamknąłem drzwi i położyłem swoją torbę obok wieszaków. Czekałem, aż usłyszę jej głos, lecz odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Zdziwiłem się. Czyżby spała? O takiej porze? Poszedłem do salonu. Nie było jej. Przeszukałem całe mieszkanie, skończywszy na naszym pokoju, ale nigdzie jej nie znalazłem. Usiadłem na brzegu łóżka. Schowałem głowę w dłonie. Westchnąłem. To nie mogła być prawda. Kamila miała czekać tutaj na mnie. Z tego, co wiedziałem nie planowała nigdzie wychodzić. Rozejrzałem się po pokoju, w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek od dziewczyny. Spojrzałem na szafkę nocną ze swojej strony. Zobaczyłem kartkę z jej pismem. Energicznie ją złapałem i zacząłem czytać.

Kochany,
Nasz związek nie ma sensu. Spójrzmy w prawdzie oczy: zawsze traktowałeś siatkówkę ponad nas. Czasem myślałam, że kochasz tą piłkę i kawałek siatki bardziej niż mnie. Na początku raczej uważałam to za nielogiczne, ale potem uznałam, że może faktycznie tak jest. Byłam na drugim miejscu. Stwierdziłam, że tak nie może być. Dlatego koniec z nami, jeśli my w ogóle istnieliśmy. Nie miej mi tego za złe. I tak długo wytrzymałam, licząc że zrozumiesz, że to człowiek jest ważniejszy od sportu. Jednak ty wolałeś siatkówkę. Najlepiej zapomnij o mnie. Już nie ma nas. Nie próbuj o mnie walczyć, bo to nie ma sensu. I tak do ciebie nie wrócę, gdyż potrzebuję kogoś, kto pokocha mnie, a nie sport.
Już nie twoja Kama

Momentalnie mnie to zabolało, a po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Myślałem, że jest ze mną szczęśliwa. Wydawało mi się, że tworzymy wręcz idealny związek, lecz może faktycznie ją zaniedbywałem i bardziej ceniłem siatkówkę niż bliskość Kamy. Zawaliłem nie tylko na boisku, ale także w swoim życiu. Siatkówka dawała mi radość i była moim ulubionym sportem, jednak jak ja mogłem zaniedbać swoją własną dziewczynę tak bardzo, że aż nie wytrzymała i zerwała ze mną poprzez list, który dał mi do myślenia? Spojrzałem na stolik. Leżały tam jej klucze do mieszkania. To nie mogła być prawda. Wziąłem do ręki telefon i wykręciłem jej numer. Nie odebrała. Po kilkunastu następnych próbach wreszcie odebrała.

- Kama...

- Przestań do mnie wydzwaniać albo podam cię do sądu za nękanie.

- Ale Kamila, co ty mówisz?... Czy to jakiś żart?... Proszę wróć... Pomówmy o tym na spokojnie... Może przy kawie i ciastkach?...

- Nie mamy o czym mówić Szymon... Pamiętasz? Mieliśmy iść dziś do kina. Obiecałeś, ale nie pojawiłeś się. Wybrałeś mecz. Zapomiałeś o mnie i o kinie. Mam nadzieję, że znajdziesz tą jedyną, jednak ja nią nie byłam. Nie dzwoń do mnie więcej i zapomnij o mnie. Zapomnij o nas, bo nas już nie ma.

- Ale... Kama...

Rozłączyła się, a po moich policzkach spłynęły następne łzy. Jak ja mogłem o niej zapomnieć? Jak mogłem zapomnieć o dziewczynie, za którą gotów byłem oddać swoje życie? Jestem okropnym chłopakiem. Nigdy nie będę dobrym mężem. Ten dzień otwierał nowy rozdział w moim życiu. Rozdział szary, pusty, bez niej, bez miłości.

Może faktycznie za bardzo skupiam się na siatkówce? Może powinienem zrobić sobie od niej przerwę? Westchnąłem i wydmuchałem nos. Podjąłem decyzję.






No i jest rozdział #1 yay. Rozdział dedykowany _souvenir_ ❤  no i to tyyyyle xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro