Oneshot #3.3 ~O Czechosłowacji

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W spowitym mrokiem mieszkaniu słychać było ciche, przyjemne dla ucha nucenie.

Czechosłowacja opierał się plecami o zagłówek łóżka i dłonią delikatnie głaskał wtulonego w niego śpiącego L-ka.

Jego palce bawiły się kosmkami włosów, owijały się wokół nich, czesały. Delikatnie drapały głowę, czasem muskały, a cała ta pieszczota uspokajała nieśpiącego blondyna. Nie potrafił spać.

Nie czuł się bezpiecznie we własnym mieszkaniu. Już to, jak i poczucie odpowiedzialności za śpiącego obok niego chłopaka zwyczajnie spędzały z jego powiek sen. Nie miało to znaczenia, że on i PRL dopiero co wyznali sobie nawzajem uczucie. Dla niego już nie od dziś chłopak stanowił kogoś istotnego, ba, najistotniejszego, a jego dobro i zdrowie były dla Czecha priorytetem. Nie mógł dopuścić, by spotkało go więcej zła i okrucieństwa, niż to, czego doświadczył do tej pory.

PRL cicho zamruczał. Czechosłowacja przerwał nucenie i na niego spojrzał, uśmiechając się do siebie. Nachylił się i pocałował drugiego w czubek głowy.

Zapewne zastanawiającym było to, co spowodowało taką czujność ze strony Czechosłowacji. Odpowiedź była całkiem prosta, a całe zdarzenie miało miejsce tego samego dnia, całkiem niedługo przed tym, jak przyszedł do niego PRL.

Rano, tak jak zwykle, Czechosłowacja zjadł śniadanie i oddał się swojej pracy.

Pracował w domu, do jego obowiązków należała praca na komputerze związana z tabelkami, wycenami i innymi mniej lub bardziej skomplikowanymi zadaniami. Na zarobki się nie skarżył, a sam fakt tego, że mógł sobie ustawić plan dnia pod siebie i pracować gdy sam sobie tak wymyślił było niesamowicie wygodne.

Tego dnia pracował krócej, lecz intensywniej. Pamiętał doskonale, że miał mieć nadzwyczajnego gościa, dlatego chciał uporać się z przykrymi obowiązkami, by potem mieć cały czas tylko i wyłącznie dla niego.

Zamierzał zrobić zakupy, potem posprzątać dom i przygotować wszystko na przyjście PRL-u. Można uznać, że początkowo całość toczyła się zgodnie z planem. Do czasu...

Dokonał szybkich zakupów, pamiętając szczególnie o tym, by kupić waniliowy serek dla L-ka. Był to jego ulubiony, choć nigdy nie mówił o tym głośno. Właściwie PRL rzadko kiedy przyznawał się, że za czymś szczególnie przepadał. Niewiadomo, czy wynikało to z tego, że przez pewien uraz stał się niesamowicie skrytą w sobie osobą, która bała się przyznawać do czegoś pozytywnego, czy też może dlatego, że nie chciał zwracać na siebie uwagi i sprawiać komukolwiek problem z zakupem tych rzeczy, "bo przecież je lubi". PRL, można uznać, trochę bał się troski i opieki, mimo iż całym sobą pragnął ich i potrzebował.

To, że PRL coś lubił, Czechosłowacja wnioskował po jego zachowaniu. Obserwował, co wybierał, czy jak reagował na daną rzecz. Było to coś małego, ale jakże ważnego.

Po powrocie do swojej kamienicy Czechosłowacja nie podejrzewał, że coś jest nie tak. Jak zwykle dotarł do mieszkania, w kuchni opróżnił torby i poukładał zakupy na odpowiednich miejscach. Chciał sobie zrobić herbaty, by zebrać siły do dalszej pracy, ale wtedy z całym swoim zdziwieniem zmarszczył brwi.

Odczuł na swojej skórze podmuch wiatru. Przeciąg zdecydowanie był rzeczą normalną z tym, że Czechosłowacja nie pamiętał, by pozostawił otwarte okno.

Wzrokiem prędko przemierzył całe mieszkanie, szukając źródła chłodnego podmuchu. Z jeszcze większym zaskoczeniem stwierdził, że przeciąg musiał dochodzić z pokoju dziennego. Tam też się udał.

Przekroczył próg pomieszczenia nie przywiązując wagi do jego szczególnego sprawdzania. Dlaczego miałby to robić?

Zamknął okno, które stało otworem na oścież. Potem się odwrócił na pięcie i w tej samej chwili zamarł, czując jak krew w jego żyłach zaczyna zamarzać.

– No, wreszcie. Zastanawiałem się ile czasu zajmie ci przyjście tutaj na tą małą... przynętę – sarkastyczny uśmieszek przyklejony do kpiącej twarzyczki mężczyzny przyprawiał Czecha o mdłości. Miał przed sobą demona w jego pełnej okazałości, nie skrywającego się pod żadną z masek. Z jakiegoś powodu przyszedł właśnie do niego, by go dręczyć i być może coś udowodnić. Zebrać informacje. Niewiadomo, jak długo znajdował się w mieszkaniu, ale fakt, że Rzesza w nim myszkował był aż zbyt pewny. Na szczęście Czechosłowacji za wiele ciekawych i istotnych faktów z tej inspekcji dowiedzieć się nie miał szans.

– Czymże zawdzięczam sobie tą niemiłą wizytę? – spytał w końcu chłodno, marszcząc niezbyt sympatycznie brwi. Rzesza parsknął cichym śmiechem.

– O, to, właśnie to. Dokładnie w ten sam sposób reaguje PRL, gdy coś mu się choć odrobinkę nie podoba. Albo gdy czegoś nie rozumie. Zdawać by się mogło, że zaczynacie na siebie nawzajem oddziaływać. Ty dzielisz z nim te malutkie reakcje, a on staje się tak samo bezczelny i upierdliwy jak ty – na ostatnie słowa uśmiech mężczyzny ustąpił rozzłoszczonemu grymasowi. Czechosłowacji udzieliła się atmosfera, a nerwowość z niespodziewanego spotkania, czy raczej włamania, działała na niego jak płachta na byka.

– Czego kurwa ode mnie chcesz, Rzesza? – warknął już wytrącony z równowagi. Rzesza uniósł brwi, nie będąc pod żadnym wrażeniem.

– Przyszedłem porozmawiać. Sądzę, że powinienem wyjaśnić ci co nieco, bo rozbestwiłeś się jak szczeniak. Wlazłeś mi w drogę, a na takie rzeczy nie przymykam oka – wstał z fotela i zrobił krok w przód. Czechosłowacja dalej stał na swoim miejscu. Już niejednokrotnie ktoś mu groził. Wiedział, jak sobie radzić w takich sytuacjach.

– Kazałeś mi go pilnować, więc to robiłem. Nie moja wina, że musiałem chronić go przed tobą – odparł sucho. Rzesza cicho warknął i wściekle zmarszczył brwi. Mierzyli się krótko wzrokiem, aż w końcu mężczyzna niespodziewanie się zaśmiał i szeroko uśmiechnął.

– Przede mną? Ja dbałem o niego w chwili, gdy ty całkowicie o nim zapomniałeś. To ty doprowadziłeś do tego, że popadł w jeszcze większą depresję i uzależnienia – Czech zacisnął zęby.

– To ty prawie doprowadziłeś go do grobu. Z twojego powodu został postrzelony w lesie, z twojego powodu zaczął siebie nienawidzieć, z twojego powodu... – tu na chwilę przerwał, słysząc, jak łamał się mu głos. Nabrał głęboki wdech, zignorował cisnące się do oczu łzy. – Z twojego powodu znów się okaleczył. I to przez ciebie był bity i katowany. To ty jesteś jego największym problemem. I to ciebie się boi – wysyczał, krzywiąc się ze zdegustowaniem. Rzesza nie zdawał się być wytrąconym z równowagi. Nagła zmiana jego nastawienia, niebezpieczny błysk w oku i chytry wzrok odrobinę zaniepokoiły Czechosłowację.

– Oh... ale zdaje się, że to ty tutaj jesteś jednym z tych, przed którymi trzeba go chronić, Marcy – Czechosłowacja otworzył szeroko oczy w przerażeniu. Nie... to musiało mu się śnić. Nikt nie wiedział, nikt nie miał prawa...! Zamarł, nie wiedząc co ma zrobić. Czuł, jak grunt kruszeje pod jego stopami, a on coraz bardziej zbliża się do krawędzi. Już nie zastanawiał się nad tym, jak słaby argument chciał wyciągnąć Rzesza. Fakt, że on wiedział napędzał mu potwornego stracha. Co jeszcze mógł wiedzieć?

Rzesza napawał się reakcją chłopaka. W końcu udało mu się zagrać na jego najcieńszym nerwie, znalazł jego mały kluczyk, którym mógł manewrować jak bardzo mu się uwidziało. Podstępny, żmijowaty uśmiech wyrósł jeszcze bardziej na jego twarzy.

– Wydajesz się być niesamowicie zaskoczony, a nie powinieneś. Bardziej to ja byłem zaskoczony tą informacją, zdawałeś się być porządnym człowiekiem. Już fakt, że jesteś... pederastą jakoś zaakceptowałem, bo musiałem, ale w chwili, gdy okazało się, że jesteś też dziwką... cały mój szacunek do ciebie całkowicie uleciał, psie – mówił z wyższością. Powoli zbliżył się do szafki i zaczął oglądać znajdujące się na niej rzeczy.

Czechu dopiero wtedy odzyskał częściowo głos.

– Nie jestem – burknął twardo, odwracając głowę w stronę mężczyzny. – Już dawno temu z tym skończyłem

– Pff, nonsens. Raz dziwką, na zawsze dziwką. To jest rzecz której z siebie nigdy nie wytępisz. Tak bardzo ci zależy na chłopaku, czy zwyczajnie chcesz mieć zabawkę do własnych przyjemności, hm? Szczęśliwego związku nigdy nie ułożysz, bo zwyczajnie nie będzie ci już on smakować. Zniszczyłeś sobie ten zmysł. Jesteś pustą wydmuszką, niezdolną do prawdziwego uczucia. Czekasz tylko aż ktoś zapełni cię spermą byś choć trochę poczuł, że jest ciebie więcej, niż tylko cienka skorupka z rosnącą w środku pustką. Jesteś obrzydliwy i nie zasługujesz na ani krztę litości, bo zwyczajnie zaczniesz nadużywać okazaną ci dobroć, aż doprowadzisz do destrukcji wszystkich osób, którym choć trochę na tobie zależy – Rzesza odwrócił się w jego stronę i utkwił swój ostry wzrok w jego oczach. Czechosłowacja słuchał jego słów, robiąc wszystko, byle się na nich nie skupiać. Choć wiedział, że opinią tak zepsutego człowieka w ogóle nie powinien się przejmować, to słowa te bardzo go raniły. Mimo prób ignorowania ich obijały się kilkukrotnie echem w jego głowie, sprawiając, że malał w sobie i tracił swoją pewność siebie. Bo co jeśli to była prawda? – Masz wiele do stracenia, więc pomyśl lepiej, co jesteś w stanie zrobić, by to wszystko zachować. I dla własnego dobra nie proponuj mi nic, nie jestem z ludzi, którzy lubują się w tak prymitywnych czynnościach – Czech fuknął oburzony, pogarda urosła w jego oczach.

– Prędzej odgryzłbym twojego kutasa, zanim pomyślałbym, o zrobieniu ci czegokolwiek dobrze – warknął wściekle. Rzesza przymrużył powieki i uniósł nieznacznie głowę, choćby usłyszał w tej chwili obelgę. W jego źrenicach widać było, jakby mówił wprost "niegrzecznie...". – I wątpię bym miał cokolwiek dla mnie istotnego do utracenia. W swoim życiu przeżyłem zbyt dużo, by przywiązywać wagę do rzeczy przyziemnych, nazisto – mężczyzna krótko się zaśmiał.

Każdy ma coś do stracenia. Często tylko ktoś zdaje sobie z tego sprawę dopiero, gdy to utraci. Ty masz do utraty swoją pracę, dobre imię, grono znajomych... swoje spokojne życie. Chyba nie chcesz wrócić do swojej zeszmaciałej dziury i posuwać przypadkowych oblechów, nieprawdaż? – Czech wstrzymał aż oddech. Wzrokiem na ułamek sekundy spłynął w dół, a to przyprawiło Rzeszę o kolejny uśmiech. – W sumie jest to zaskakujące, że tak bardzo chcesz od tego uciekać. Przecież to jest takie łatwe... – podpuścił go znów, odwracając się na pięcie, by dalej móc obejrzeć pokój. Czechosłowacja się zezłościł bardziej.

–" Łatwe"? "Łatwe"?! Co ty możesz w ogóle wiedzieć?! – prawie krzyknął, łzy frustracji błysnęły w jego oczach. Bał się. Bardzo się bał o to, co faktycznie mężczyzna był w stanie zrobić, a jeszcze bardziej bał się o to, do czego on w tym wszystkim zmierzał. – Robiłem to, bo nie miałem żadnego innego wyjścia! Mimo że mnie to całkowicie psuło od środka, to musiałem to robić, jeśli nie chciałem zdechnąć! Nie wiesz z czym musiałem się mierzyć każdego dnia, jak wiele musiałem znosić rzeczy, których nie chciałem i nie powinienem doświadczać. Nie wiesz, jaki odczuwałem strach, gdy chcąc chronić resztę dziewczyn proponowałem siebie, wiedząc doskonale, że będzie bolało jak cholera. Nie wiesz, jak bardzo się nienawidziłem i brzydziłem się wszystkimi i wszystkim. Nie wiesz ile razy cudem uniknąłem śmierci z rąk spierdolonych typów i tym bardziej nie masz pojęcia, jak wiele wysiłku i pracy wymagało ode mnie to, bym w końcu mógł z tego wyjść. Więc nawet nie próbuj mi wmówić, że to wszystko było "łatwe" – wyrzucił, z każdym kolejnym zdaniem jego głos mocniej się łamał. Zapadła między nimi krótka cisza, podczas której chłopak próbował uspokoić nerwowy oddech. Rzesza zdawał się nie przejmować jego wybuchem, wręcz spłynęło to po nim jak po kaczce. I to po raz kolejny pogrążyło pewność siebie Czechosłowacji.

Mężczyzna rzucił mu spojrzenie znad ramienia.

– Skoro już sobie przypomniałeś, do czego możesz wrócić, to lepiej mnie teraz ładnie posłuchaj, jak na grzecznego pieska przystało – Czech zadrżał, gdy Rzesza zrobił krok w jego stronę. Twardo na niego patrzył, choć w jego oczach widać było pełen wachlarz przeróżnych kotłujących się w nim emocji. Podobało się to mężczyźnie. To był ten moment, by wreszcie ukazać swoje karty. – Przestań mi wchodzić w drogę. I skończ z PRL-em

Czechosłowacja w pierwszej chwili zamarł, tylko po to, by zaraz parsknąć w niedowierzaniu. Czy on się właśnie przesłyszał?

– Oczywiście, że z nim nie skończę. Ty chyba całkowicie zwariowałeś – posłał mu osadzający wzrok. Tak jakby oczekiwał, że zaraz mu jeszcze bardziej odbije. – Po tym wszystkim co odjebałeś on był na tyle zdesperowany, że szukał pomocy u mnie, mimo iż nasza relacja w tamtej chwili była bardzo niepewna. Zrobił to, bo wiedział, że otrzyma u mnie pomoc. Teraz żaden z nas nie ma wątpliwości co do tego, co jest między nami, a ty chcesz to zrujnować. Lu to zabije, rozumiesz? Dałem mu słowo i nigdy go nie złamię. Choćbym miał i za to umrzeć

Rzesza zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Czechosłowacja poczuł, jak nagle wracają mu jego siły. W końcu mówili o rzeczy, o której był w stu procentach pewny.

– Będzie miało to swoje konsekwencje – Czech zaśmiał się krótko.

– I w dupie mam twoje pierdolone konsekwencje! Skończę na bruku? Świetnie! Szczerze średnio cokolwiek będzie mnie obchodzić, dopóki będę miał go obok siebie. W ogóle tobie na nim jakkolwiek zależy? Bo z tego co widzę, to nawet Polska bardziej o niego dba niż ty. Jesteś podłym potworem, który dba tylko o siebie. Jak rozpuszczony bachor, któremu wszystko się należy i nic co złe nie wyszło spod jego rąk. I dalej, jasne, spróbuj choć skrzywdzić mnie, albo jego. Zapewniam cię, że to dopiero będzie miało swoje konsekwencje – Czechosłowacja zauważył, jak na te słowa Rzesza nieco osłupiał. Była to jego szansa. – Zakładam, że jednak troszeczkę ci na nim zależy. Nie kazałbyś mi wtedy go zostawić. W związku z tym pomyśl lepiej, czy nie wolałbyś, by ktoś miał jednak na niego oko. Do ciebie on nie wróci i dobrze o tym wiesz. Teraz on jest w takim stanie psychicznym, że niewiele trzeba, by coś głupiego przyszło mu do głowy

Rzesza zgrzytnął zębami. Nie sądził, by chłopak miał taką czelność, ale najwyraźniej się przeliczył. Blondyn był błyskotliwy, co zauważył już na samym początku i teraz tylko to udowadniał. Wyraźnie zastanowił się nad jego słowami, choć robił to z niesmakiem. Czechosłowacja miał trochę racji. Dodatkowo zaczął uświadamiać mężczyznę, że być może to uczucie nie było aż tak puste. To jeszcze bardziej go zapiekliło.

Jeszcze bardziej denerwowało go to, że chłopak go praktycznie przyszpilił do ściany. Postanowił wyciągnąć więc swoją ostatnią kartę, choć w tej sytuacji była ona bardziej jako zdesperowana próba odwrócenia uwagi. Przynajmniej mógł choć trochę jeszcze napawać się swoją wyższością i nie pozwolić chłopakowi wyjść z tej sytuacji godnie.

Prychnął cicho.

– Rozgadany i bezczelny. Z pewnością po mamusi – burknął, mrużąc podstępnie powieki. Czechosłowacja zmarszczył brwi, nie spodziewając się już zupełnie całkowitego porzucenia tematu. Albo ten człowiek naprawdę był niespełna rozumu, albo wręcz przeciwnie, a teraz właśnie rozgrywał swoją partię pokera. Chłopak znów poczuł ukłucie stresu. – Tatuś zdecydowanie był bardziej uległy. I strasznie naiwny. Synalka by nie poznał

Czechu zrobił krok w tył w zaniepokojeniu. Nie wiedział, czy chciał wiedzieć, o czym mężczyzna mówił. Jego usta się lekko rozchyliły, a on sam zaczął nieco szybciej nabierać wdech.

– Co... – wydusił cicho, ku uciesze Rzeszy. Mężczyzna całkowicie rozanielony podszedł do jednej z szafeczek i ją otworzył.

– Ach... szanowny Herr Tschechoslowakei. Cóż z niego był za gentleman! – mówił z teatralną ekscytacją. Wyciągnął z szafeczki jedną z butelek i wzrokiem prześledził jej opis. Whiskey. Była jej połowa. Odłożył na stolik i szukał dalej. – Bohater narodowy, by się mogło zdawać. Chciał tak bardzo pokojowo rozwiązać konflikt, byle nie doprowadzić do rozlewu krwi. Oh, jakże łatwo go było przekonać! – uśmiech rósł coraz bardziej. Głucha cisza dochodząca pomieszczenia dawała mu wystarczający obraz tego, co się w nim działo. Dorwał kolejną butelkę.

Czechosłowacja zrobił kolejny krok w tył, zachwiał się, gdy trafił na kanapę. Nie... to się nie mogło dziać. To musiało się dziać tylko w jego głowie. Przecież Rzesza nie mógł mieć z tym nic wspólnego... prawda?

– Oczywiście zorientował się, że coś było nie tak, ale był dość powolny. Nawet ten cholerny Rzeczpospolita przyłożył do tego rękę, dałbyś wiarę? Tak prawy człowiek, a doprowadził do upadku kogoś tak zacnego... cóż za niefart – jego słowa kipiały wprost jadem. Odłożył kolejną butelkę piwa i zamknął szafeczkę. – Jeszcze miał czelność do mnie przypełznąć i błagać na kolanach o litość. Był żałosny, co najmniej jak... pies. Ha! Jednak macie coś wspólnego! Zrobił wszystko co od niego chciałem, tak wyglądał postawiony pod murem. Jeszcze bardziej się ośmieszył i zrujnował. I wtedy będąc w totalnym dołku, nagle, niespodziewanie się próbował odgryźć. Zajął się nim prędko mój dobry przyjaciel, doktor. Jego... terapia szybko go uspokoiła. Był jego ulubionym królikiem. Ciekaw jestem, co się z nim stało później, musiałbym go o to spytać... może się go pozbył jak wszystkich odpadków... albo wypuścił, by obserwować jak robi to samodzielnie...? Cóż za przypadek, nie sądzisz, chłopcze? Że nasze drogi się tak skrzyżowały... świat naprawdę jest malutki. I pomyśleć, że potem zaczęły się twoje problemy! Efekt motyla, jak to mówią

Czechosłowacja padł ciężko na kanapę, jego oddech już przybrał panicznie niebezpieczną prędkość. Złapał się za głowę, a oczy utkwiły w jednym punkcie. Nie... Nie...! To nieprawda! To kanalia!

Od chłopaka zaczęły niespodziewanie dobiegać nieokreślone dźwięki, potem zaniósł się długim kaszlem. I potem znów kilka prędkich wdechów, i kolejny kaszel. Zaczął się dławić, dusić, łzy stanęły mu w oczach z bólu. Po chwili cały posiniał, niezdolny do złapania oddechu. Zakręciło mu się w głowie, świat zawirował jak rozpędzone śmigło. Zdawało mu się, że zaraz padnie, że to był już jego koniec.

Nagle jakaś siła pchnęła go na oparcie z kanapy, wyciągając go z ataku, jaki doświadczył. Jak przez mgłę wpatrywał się w człowieka, który śmiał go do tego doprowadzić. Oczy otworzył szeroko, czując w środku realny strach. Tak jakby teraz zdał sobie sprawę, z czym naprawdę ma do czynienia.

Rzesza skrzywił się, głęboko w środku kryjąc swoją dumę z własnej pracy.

– Czy będziesz z nim, czy nie. Czy będziesz spać, czy chodzić po mieście, czy wyglądać z okna... będę cię widział. I będę bacznie obserwować. Może kiedyś jeszcze mi się przydasz – Czech zadrżał, ale wbrew sobie pokręcił głową.

– N...nig...dy... – wydusił, słone łzy spłynęły mu do ust. Rzesza się zaśmiał.

– Każdego zmuszę. Nawet Wehrmacht będzie w stanie z iskierkami w oczach do mnie wrócić. To tylko kwestia czasu – poklepał chłopaka po policzku, dłoni jednak nie zabrał. Czech patrzył na niego jak wypatrująca wilka sarna. Nie stawiał oporu przed dotykiem. Palce Rzeszy złapały jego żuchwę i skierowały jego twarz bardziej na siebie. – Baw się dobrze, póki możesz. Upomnę się o to, co moje, kundlu

Z pewną brutalnością go puścił, prędkie kroki skierował wgłąb mieszkania. Czechosłowacja nie miał siły iść za nim. Był za słaby, zbyt zmęczony, zbyt... bezsilny. Zrujnowany.

Kolejne łzy stanęły mu w oczach, on zadrżał, znów zaniósł się kaszlem. Złapał się za głowę, palce zacisnął mocno wokół włosów, żałośnie zawodził. Będzie go miał na oku. Zmusi go. Zmusi go, zrobi to, napewno. Przecież już go skruszył, a nawet nie podniósł na niego ręki.

Załkał głośno, przechylając się w przód. Coś mu mignęło.

Otarł oczy, zastygając w miejscu.

Na małym stoliczku, tuż przed nim stała butelka.


Czechosłowacja zamruczał i cicho się zaśmiał, uciekając od nieprzyjemnego uczucia łaskotania. PRL mimo to uparcie próbował atakować jego szyję kolejnymi pocałunkami. On czuł, że panowało jakieś napięcie, które starał się w tym momencie rozładować.

– Prze... haha! Przestań, Lu! – Czech już zaczął prosić, dłonią lekko odpychał chłopaka od siebie. Dopiero wtedy PRL się od niego odsunął i spojrzał mu w oczy z lekkim uśmiechem.

– Czemu nie śpisz, Czechy? – spytał cicho, z wyraźnym przejęciem. Czechosłowacja spoważniał i spuścił wzrok. PRL zmarszczył brwi, niepocieszony brakiem odpowiedzi. – Hej... wszystko w porządku? Chodzi o to, co było wcześniej?

Czech spojrzał mu w oczy, choćby chciał potwierdzić. PRL zmartwił się bardziej, w następnej chwili wtulił się mocno w blondyna. Czechosłowacja oplótł go ramionami.

– Jestem tu, Czechy. Nie bój się mówić – wymruczał smutno. Czechy nie chciał mówić. Nie chciał go straszyć. PRL powinien myśleć, że jest tu bezpieczny, mimo iż bezpieczny nie był już prawie nigdzie. On nie chciał go stresować i znów doprowadzić go do tak okropnego stanu.

– Powiem ci, ale jeszcze nie teraz. Nie mogę teraz – PRL spiął się na te słowa.

– Jak nie teraz, to kiedy? Czechy, katujesz się tym. Miałeś tego nie robić – odsunął się od niego, by móc na niego spojrzeć. Czechosłowacja wpatrywał się w niego, nie wiedząc do końca co mu odpowiedzieć.

PRL odgarnął głosy chłopaka i założył mu je za ucho. Czech delikatnie się na to uśmiechnął.

– Boję się, PRL – wyznał w końcu, czule łapiąc dłoń L-ka. Chłopak przekrzywił delikatnie głowę. Tak, jakby wyczytał coś z oczu Czecha.

– Wiem. Ja też się boję. Ten dupek gdzieś tam sobie biega i coś kombinuje... Zbyt wiele niewiadomych, jeszcze mniejsze perspektywy na wyjście z tego. Ale... jesteśmy razem, prawda? – Czechosłowacja uśmiechnął się szerzej i pokiwał powoli głową. PRL odwzajemnił uśmiech i krótko pocałował blondyna w nos.

– Tak. Jesteśmy razem. Inaczej tego sobie nie wyobrażam – wyznał, jego ręka objęła siedzącego obok niego chłopaka.

– Wszyscy są po naszej stronie, jesteśmy pilnowani. Zamknij oczka i spróbuj się zdrzemnąć. Tutaj ci nic nie grozi, jestem przy tobie – Czechosłowacja powoli, posłusznie położył się na swoim miejscu. PRL pocałował go znów, tym razem w policzek. – Poczekaj tu chwilę, przyniosę wody

– Tylko szybko, Lu. Pusto i zimno tu bez ciebie – zaśmiał się cicho, co PRL skwitował przewróceniem oczu.

– Uważaj, bo zamarzniesz, księżniczko – odparł, wychodząc z pokoju.

Wszedł do kuchni i wyjął kubek. Jego wzrok automatycznie powędrował na okno. Na dworze powoli zaczęło się szarzyć. Czechosłowacja najpewniej nie przespał nawet godziny. To zmartwiło porządnie L-ka. Cóż, napewno nie wypuści go tak szybko z łóżka.

Nalał wody do kubka i podszedł bliżej okna. Przymrużył powieki i z ciekawości się rozejrzał. Ulice były raczej puste, co jakiś czas tylko przejeżdżało samotne auto jakiegoś nocnego pracownika.

Wzrok Kostka spłynął potem centralnie na dół, do stóp kamienicy. Zmarszczył brwi, dostrzegając jakąś postać. Jego na wpół śpiący umysł nie rozdrabniał się zbyt szczególnie nad tym. Założył, że musiał to być jego stróż, który przecież przez Polskę łaził za nim krok w krok. Zignorował fakt, że ten wyglądał nieco inaczej.

Odwrócił się na pięcie i wrócił do pokoju. Podał kubek Czechosłowacji.

– Nie masz się naprawdę czego martwić. Widziałem naszego stróża. Nie dopuści, by coś się nam stało. Połóż się choć na chwilę spać, nic nie spałeś – mówił błagalnie, patrząc jak Czech odkłada kubek na bok. Blondyn zmarszczył brwi.

– Stróż? – spytał podejrzliwie. PRL się uśmiechnął i pokiwał głową.

– No, stróż. Polska załatwił. Siedzi i nas pilnuje. Obserwuje, patrzy – Czechosłowacja na te słowa zamarł.

– To... cudownie – wydusił, padając płasko na łóżku. PRL od razu oplótł go ramionami, niczym ośmiornica i z cichym pomrukiem się w niego wtulił.

– Śpij, bo cię trzepnę – burknął. Czech z oporem zamknął powieki.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro