Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczur na widok przemierzającego ulicą cienia pisnął w przerażeniu i uciekł do wygryzionej w starym tapczanie dziury. Tego wieczora pogoda doznała załamania, a miliardy kropel deszczu nieprzerwanie padało z nieba na spragnioną ziemię.

Strugi wody spływały po skórzanym, czarnym płaszczu, pod którym chowała się wysoka postać. Mężczyzna poprawił kołnierz płaszcza, stawiając go mocniej, by lepiej zakrywał jego twarz. Naciągnął mocniej na czoło kapelusz.

Ściągnął z dłoni rękawiczki, a następnie wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza papiery. Przetarł nos i przyjrzał się ostatni raz dokumentom, zanim miał podjąć się swojej własnej osobistej misji.

Podniósł wzrok i przymrużył powieki, próbując się zorientować, czy trafił w odpowiednie miejsce. Wreszcie schował papiery zgromadzone przez Ahnenerbe i ponownie ruszył przed siebie.

Rzesza wiedział doskonale, że wchodząc do samej jaskini lwa naraża się na schwytanie, w końcu w budynku roiło się od ochrony. Musiał jednak się poświęcić dla wyższego celu.

Główne wejścia nawet o tej godzinie obstawione były przez stróżów i bramki bezpieczeństwa. Jedyne trzy wejścia, które mógł wykorzystać i spróbować się przez nie przedostać niezauważonym, to było wejście magazynowe, gdzie dojeżdżali kurierzy, wejście kuchenne ze stołówki, oraz wejście od strony podziemnego parkingu. Inne wejścia, a więc drzwi ewakuacyjne, były zbyt dobrze zabezpieczone, żeby próbować przez nie przechodzić - zamknięte były zamkiem elektrycznym, który w chwili zagrożenia zwalniał się przez wybicie korków. Poza tym dało się je otworzyć od wewnątrz.

Zapewne zaskakującym było to, co Rzesza właściwie robił w tym miejscu. Włamanie się do najważniejszego z budynków biurowych jego bratanka wydawało się zwyczajnie głupim pomysłem, bo w końcu nic wartościowego z tamtąd wynieść nie mógł, prawda?

Cóż, stary Niemiec wiedział zdecydowanie lepiej od wszystkich, jak cenną i wartościową rzeczą jest informacja. On potrafił taką wykorzystać i to dzięki niej potrafił działać.

Stąd też pojawił się tutaj. W tym właśnie budynku Niemcy miał swoje biuro, w którym trzymał najpewniej mnóstwo dokumentacji, która nie dość, że umożliwiłaby Rzeszy prowadzić swoją dalszą działalność, to jeszcze... mógłby sprawdzić, czy jest tam coś, co pomogłoby w sprawie PRL-u i Polski.

Parsknął niewesoło. No właśnie. Najpewniej. Zabawa była o tyle bardziej ekscytująca, że nie miał bladego pojęcia, czy poszukiwane papiery w ogóle się tam znajdują. Prawdopodobieństwo, że narażał się po nic było całkiem wysokie.

– Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa – mruknął cicho do siebie i skręcił w ciemną uliczkę, obchodząc tym samym budynek dookoła.

Zatrzymał się za ostatnią chroniącą jego anonimowość barierą, jaką był mur starej kamienicy. Wychylił się i namierzył wzrokiem wejście magazynowe, które szczęśliwym trafem było otwarte.

Uśmiechnął się.
„Szczęśliwym trafem, dobre sobie" zaśmiał się w duchu, wiedząc doskonale jak dobrą robotę wykonali jego współpracownicy w kwestii rozeznania się w sytuacji. To dzięki nim wiedział, że dokładnie o tej godzinie od strony magazynu były wynoszone ogromne kartony i inne śmieci, które dalej trafiały na śmietnik. Pałętało się tam kilkoro ludzi, ale dzięki panującemu wszechobecnemu bałaganowi miał ułatwione zadanie.

Szedł zdecydowanym, naturalnym krokiem, tak, żeby nie rzucać się w oczy. Przeszedł plac, z pewnej odległości obserwując wejście.
Wreszcie dopadł mur budynku biurowca i sunąc wzdłuż niego dotarł pod magazyn. Przylegał mocno do ściany, nasłuchując uważnie odgłosów wydawanych przez pracowników. Wcześniej naliczył się trzech, z czego dwójka była po drugiej stronie wejścia.

Wreszcie kroki trzeciego zaczęły cichnąć, co znaczyło tyle, że się oddalał.
Mężczyzna wtedy wślizgnął się do środka, oczami cały czas obserwując otoczenie. Schował się za najbliższym zagraconym regałem.

Miał co prawda ograniczoną widoczność, jednak udało mu się ustalić aktualne położenie trzech pracowników. Dwóch nadal znajdowało się tam, gdzie byli, trzeci niebawem do nich dołączył. Stanęli plecami do niego. Dotarcie do następnej bariery wymagało całkowitego wejścia w pole widzenia trójki.

Rzesza nabrał cicho powietrze. Bezszelestnie się odsunął od regału. Zrobił pierwsze dwa kroki, ale wtedy w ostatniej chwili się cofnął. Nagły ruch sprawił, że jeden z mężczyzn się odwrócił, coś mówiąc do reszty. Jego uwaga jednak została prędko odwrócona, gdyż do pomieszczenia wszedł czwarty mężczyzna, przed którym też Rzesza się schował.

– Dobrze, że jesteś stary. Co mamy zrobić z tymi drewnianymi pudłami? – odezwał się jeden z czwórki, ten, który wcześniej spojrzał w stronę Niemca.

– Musimy je wynieść na zaplecze. Chodźcie, pokażę wam gdzie – wtedy wszyscy wyszli na zewnątrz i poszli w lewo. Rzesza nie dowierzał swojemu szczęściu. Uśmiechnął się do siebie. „Rutyna zawsze zabija" pomyślał, ciesząc się, z zaniedbania bezpieczeństwa tamtych i pozostawienia niestrzeżonego otwartego wejścia.

Bez większych problemów dotarł do drzwi prowadzących do środka budynku.

Rozkład korytarzy właściwie miał wyryty na pamięć - kilka nocy spędził na uważnym jego studiowaniu, dzięki czemu doskonale wiedział, gdzie ma iść. Pewnym krokiem mijał kolejne drzwi, windy i klatkę schodową. Musiał dotrzeć do następnej.

„Ciekawe co by powiedział PRL, gdyby się dowiedział, co jego staruszek wyprawia po godzinach" zaśmiał się w środku, mimowolnie unosząc kąciki ust do góry. Jego chłodne serce automatycznie zabiło szybciej, a źrenice się rozluźniły. Zatęsknił do swojego syna.

Trochę odczuwał w środku żal do siebie, że nie dzielił się z nim wszystkim. Martwił się o tyle, że PRL w swojej nierozwadze zdradziłby wszystkie plany drugiej osobie. W tym przypadku obawiał się najbardziej Poli, która od razu by wyłapała, że coś jest nie tak i wyciągnęłaby z chłopaka wszystkie informacje, tym samym zmierzając do pokrzyżowania planów mężczyzny. Im mniej osób było wtajemniczonych, tym był bezpieczniejszy cały przebieg operacji.

"Wyjaśnię mu wszystko, gdy będzie na to gotowy, a plan będzie w bardziej zaawansowanej fazie, bez odwrotu. Będzie musiał zrozumieć i mi wybaczyć" pomyślał, wiedząc, że ten chodzący kłębek emocji jakim był PRL może mieć mały problem z zapomnieniem tej sytuacji. Rzesza przystanął na chwilę. Westchnął cicho. Musiał mu powiedzieć prędzej, czy później, szczególnie, że pragnął, aby i on był częścią tego wszystkiego. Był gotów dać młodszemu wszystko, chciał mu okazać to, jak bardzo mu na nim zależało i jak silnie go kochał, a cały czas wydawało mu się, że nie potrafił tego dobrze zrobić. Odepchnął od siebie te myśli. Spojrzał przed siebie. Musiał się skupić na misji.

Dotarł wreszcie na odpowiednią klatkę schodową. Ta prowadziła bezpośrednio na pożądaną przez niego część budynku. Były to schody awaryjne, umożliwiające jak najszybszą ucieczkę na zewnątrz w razie zagrożenia. W tym przypadku przysłużyły się staremu niemieckiemu wodzowi w innym celu.

Ruszył bez zastanowienia na górę. Wyszedł dopiero na piętrze pierwszym, minął parter. Gdy otwarł drzwi, akurat ktoś obok niego przeszedł, ale nie zwrócił na niego większej uwagi. „Tyle dobrze" spiął się lekko, wiedział bowiem, że jeśli jedna osoba przyjrzałaby się mu chwilę dłużej, to mogłoby się to skończyć nie za dobrze.

Mijał kolejne biura, zagłębiając się bardziej w długim labiryncie korytarzy. Rzesza ignorował plakietki z imionami urzędujących w danych biurach osób. On wiedział do którego dokładnie ma dotrzeć.

Co mogłoby być zaskakujące, biuro Niemiec wcale nie było w najbardziej odległym czy zaszczytnym, dobrze wyeksponowanym miejscu. Znajdowało się w połowie korytarza, usytuowane pośród innych. Zatrzymał się przed nim. Teraz nadszedł czas na najtrudniejszą część.

Naciągnął mocniej na dłoni rękawiczki. Potem spróbował nacisnąć na klamkę, jednak drzwi były zamknięte na klucz. Przygotowany na taką ewentualność wyjął z kieszeni wytrych i pospiesznie, choć ze spokojem i uwagą, podjął próbę otwarcia zamka. Miał w tym pewną wprawę, stąd już po kilku minutach usłyszał charakterystyczny szczęk. Popchnął drzwi, następnie je za sobą zamknął, żeby nie wzbudzić podejrzeń osób przechodzących korytarzem.

Rozejrzał się po biurze, delikatnie przymrużył powieki. Jak najciszej stawiał kroki, aby nie wykazywać tego, że jest ktoś w biurze. Dotarł do regału, na którym stały segregatory z dokumentami. Najmniejsze cząstki informacji, nazwiska, numery telefonów czy adresy - każda rzecz mogła się przydać. Wyciągnął rękę do najbliższego pliku. Wertował go z lekkim podekscytowaniem.

Z satysfakcją odłożył pierwszy segregator na miejsce, by móc pochwycić następny. Uśmiech i iskra w oku narastały z każdą chwilą, gdy mężczyzna docierał coraz dalej i dalej. Kończył przeglądać kolejną teczkę, odłożył ją na miejsce, a wzrokiem podążył dalej, na biurko. Leżały na nim następne dokumenty, które z dziką rozkoszą przeczytał. Być może za bardzo dał się ponieść, gdyż jego uwadze umknął fakt, że z korytarza zaczęły dobiegać odgłosy kroków.

Zorientował się dopiero, gdy były bardzo blisko. Zdążył odłożyć papiery na biurko i z wewnętrzną paniką podnieść wzrok. Przecież nikogo nie miało tutaj być!

Drzwi stanęły przed nim otworem.

Niemcy zamarł w progu, widząc przed sobą własnego stryja. Pobladł na twarzy, a oczy otworzył szerzej. Zadrżała mu warga, oddech się urwał. Wypuścił z rąk torbę. Nie był gotowy na ten widok.

Rzesza chcąc zachować swój animusz i nie dać po sobie znać, że tak samo jak drugi mężczyzna był wytrącony z równowagi tym nieplanowanym spotkaniem, wyprostował się i schował ręce za plecami. Pokusił się na chytry uśmiech, spod którego błysły jego zęby. Chłopak bardziej się spiął.

– Niemcy, chłopcze. Jak dobrze cię znowu widzieć – odezwał się jako pierwszy, przerywając panującą między nimi ciszę. Młodszy mężczyzna w końcu nabrał powietrza, czując jak jego płuca zaczęły piec z braku oddechu. Zakręciło się mu w głowie, ale wreszcie odzyskał panowanie nad sobą. Powoli zamknął za sobą drzwi i sam stanął przed drugim z założonymi rękami za sobą. Złapał palcami guzik swojego inteligentnego zegarka i przytrzymał dłuższy moment.

– Wuj. Jak ci się udało tutaj wtargnąć? – spytał ostro, unosząc lekko głowę do góry. O powód wizyty nie pytał. Domyślił się, że ten grzebał w jego rzeczach. Poczuł na nadgarstku wibrację. Puścił guzik. Rzesza uniósł nieznacznie brwi i wzruszył ramionami.

– Mam swoje sposoby – odparł zbywająco. Niemcy nie odsunął się od drzwi, najpewniej nie chcąc podejść bliżej mężczyzny. Było to starszemu nie na rękę, bo nie miał jak uciec. Spojrzał przelotnie przez okno. W tym czasie chłopak uważnie mu się przyglądał, analizując jego ruchy.

– Obiecywałeś, że nie uciekniesz. Okłamałeś mnie – wyrzucił, marszcząc lekko brwi. Jego głos przybrał niespodziewanie szybko spokojną barwę, tak jakby w momencie się uspokoił. To przykuło uwagę drugiego. Automatycznie na niego spojrzał. Przymrużył powieki, jakby mu się to nie spodobało, ta nagła pewność siebie u młodszego. Zaczął stawiać kroki w jego kierunku, przemierzył połowę pomieszczenia i się zatrzymał. Niemcy bardziej się naprężył. Rzesza poczuł satysfakcję. Uwielbiał się tak psychologicznie przekomarzać z bratankiem.

– Musisz mi niestety to wybaczyć. W tamtym momencie nie zdawałem sobie sprawy ze swoich możliwości, pojawiły się zdecydowanie później. Sam chyba doskonale wiesz, że trzeba chwytać dobrą okazję, bo może szybko zniknąć – z tak bliska był w stanie lepiej się przyjrzeć drugiemu. Najbardziej w oczy rzuciła mu się szybko pulsująca na jego szyi tętnica, poruszająca się w szalony rytm bicia jego serca. Wraz z tym drżały czarne loki znajdujące się na jego głowie. Były to rzeczy, których ten nie potrafił zatuszować. Niemcy się bał. Rzesza powoli przeniósł wzrok na niebieskie oczy chłopaka.

– Wprowadziłeś zdecydowanie za duże poruszenie w świecie swoją ucieczką i teraz przychodzisz tutaj, jakby nic się nie stało. Wydajesz się być wręcz zuchwały – założył ręce na piersi. Mężczyzna cicho parsknął, uniósł kąciki ust w aroganckim uśmiechu. Pokonał dzielącą ich odległość i zatrzymał się nieco ponad metr od Niemiec. Ten spiął się jeszcze bardziej i na siłę próbował bardziej prostować się, by nie ukazywać uległości. W tym pojedynku Rzesza pokonywał go swoją lekkością bycia i naturalnością ruchów. Starszy uniósł wysoko brwi.

– Jestem zuchwały, bo wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Wiara we własne możliwości i odrobina zabezpieczeń są bardzo kluczowe w wielu aspektach. Trzeba też umieć być subtelnym w niektórych działaniach, żeby nie budować hucznie szopy na wątpliwym gruncie. Powinieneś mieć takie rzeczy na swojej uwadze. Pomyśl o tym kiedyś, ja tym państwem już kiedyś rządziłem, więc wiem o czym mówię – zauważył, jak Niemcy lekko zadrżał. Pomyślał, że może już czas trochę rozluźnić atmosferę.

– A jednak niektórzy wolą zrobić coś hucznego i szybkiego, by prędko móc przejść dalej. Niektórzy są w stanie zrobić wszystko za cenę potęgi – Rzesza przybrał zadowolony wyraz. Na to chłopak prędko dodał, jakby chciał sprostować. – Jeszcze inni wolą działać powoli, po cichu budując solidną i mocną podstawę, która wytrwa wszystko

– Solidna i mocna podstawa może się przydać nawet wtedy, kiedy zaczyna się grać nieczysto. Odwraca uwagę, oczyszcza z zarzutów – Niemcy przez ułamek sekundy wyglądał na zdezorientowanego. Rzesza palcem wskazującym postukał brzeg nosa w wymownym geście. Potem się odwrócił do niego plecami i odszedł parę kroków przed siebie. Spojrzał na młodszego przez ramię. – Jesteś bardzo spięty, Niemcy. Tak, jakbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, że nigdy w moim zamiarze nie leżało robić tobie krzywdy. Obiecałem coś nad grobem twojego ojca, poza tym jesteś członkiem mojej rodziny. Martwisz się o to, co mógłbym ci zrobić... a może bardziej obawiasz się, co inni by zrobili, gdyby ciebie ze mną zobaczyli...? – spytał. Zauważył nieznaczny ruch ze strony drugiego. Spojrzał przed siebie. – Chyba już wiem. Boisz się tego, jak inni ciebie postrzegają. Ten strach dusi twoje odczucia względem pewnych rzeczy, twoje własne zdanie, przeciwne do powszechnego. Nie chcesz go dopuścić do myśli. Być może jestem pośrednio temu winny, musiałeś się napewno zmagać z wieloma przykrościami z mojego powodu, chociaż była to rzecz, którą powinieneś był trochę zignorować. Musisz mieć na uwadze to, że silny kraj nie może mieć kompleksów. Silny kraj musi wiedzieć, kiedy postawić grubą kreskę, nawet gdy ma ona podzielić coś, na czym mu powinno zależeć. Silny kraj nie ma skrupułów i nie miga się od działania na swoją rzecz mimo sprzeciwów innych. Tego ci nie mógł powiedzieć Ameryka, bo mu byłoby to nie na rękę. Jesteś słaby, Niemcy. Zmień to, bo inaczej ktoś inny zajmie twoje miejsce. Ktoś silniejszy

Niemcy słuchał jak Rzesza rozbiera go na najdrobniejsze kawałeczki. Nie był w stanie nic wydusić, jedynie lekko rozchylił usta. Nie zaprotestował nawet słysząc gorzką opinię starszego na jego temat. Być może nawet w duchu musiał się z nią zgodzić. Przez myśl mu przeszło, że może mężczyzna byłby dobrym doradcą w sprawach państwa i pomógł mu posprzątać brudy to tu, to tam. Zaraz jednak przypomniał sobie inną rzecz. To, jak bardzo inteligentny i zarazem niebezpieczny był to człowiek.

Rzesza usłyszał syreny w oddali. Spojrzał na bratanka. Wezwał policję... jak? Odczuł wewnętrzny zawód, który objawił się bardziej surowym wzrokiem. Niemcy na to nieme skarcenie lekko się cofnął.

– Ciche knowania są dobre, gdy pozostają ciche. Jeśli trzeba podnieść głos, aby kogoś odwieźć od podejrzeń, zwraca się na siebie więcej uwagi – mruknął, wwiercając w niego stalowe spojrzenie. Niemcy lekko pobladł. Mężczyzna się uśmiechnął. – Pozdrów NRD ode mnie. Powiedz, że wuj o nim cały czas myśli. O tobie również. Rozważności, Niemcy. Być może do zobaczenia

Skinął mu wtedy głową. Zanim ten się zorientował, co się dzieje, Rzesza już pognał do okna. Zdołał ruszyć do przodu i wydusić ciche "nie...!", gdy tamten już otworzył sobie bramę do ucieczki. Po korytarzu poniósł się tupot nóg. Do biura wparowała grupa zbrojnych. Rzesza wyskoczył. Niemcy dobiegł do okna i spojrzał w dół. Mężczyzna chwilę potem rozpłynął się w powietrzu.

Stary, niemiecki wódz ze zduszonym soczystym przekleństwem upadł na ziemię. Płaszcz ograniczał jego ruchy, przez co nie potrafił odpowiednio zamortyzować upadku. W ostatnim napadzie zdrowego rozsądku złapał leżący na ziemi kapelusz, który musiał mu spaść w trakcie upadku, i wcisnął go na głowę. Poobijany, z pulsującymi bólem kończynami zerwał się na nogi i zaciskając mocno zęby ruszył biegiem przed siebie. Lekko przy tym kuśtykał, ale dzielnie parł do przodu. Cudem tylko omijał kolejne przecznice, rozświetlone niebieskim policyjnym światłem. Zaczął tracić powoli nadzieję na to, że uda mu się uciec. Było ich za dużo.

Wtem jakaś siła go złapała za rękę i pociągnęła w przeciwnym kierunku. Mężczyzna niemalże stracił równowagę, ale w końcu nadążył za ruchami drugiego osobnika. NSDAP bezsłownie wskazał mu kierunek. Dotarli do jednej z kamienic.

Pogoń trwała kolejne godziny. Akcja zakończyła się niepowodzeniem.

~•~•~•~•~

Helloł helloł, jednak nie zapomniałam o tej książce! Myślałam, że zastój potrwa dłużej, stąd ta dziwna notka o zawieszeniu książki. Teraz już wiem, że chyba mnie trochę poniosło. Aaanyway, mam nadzieję, że się podobało. Mam również nadzieję, że następne rozdziały łatwiej mi przyjdą w pisaniu. Cóż, nie wiem, co więcej dodać. Pozostaje mi jedynie powiedzieć adios~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro