Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Polska był całkowicie zdruzgotany. Wiedział o śmierci ojca jeszcze zanim informację otrzymały media. Smutek jak czarna odchłań pożerał wszystko, co znajdywało się w środku Polaka, pozostawiając po sobie pustkę i gorycz.

Nie miał jednak dużo czasu na żałobę. Zorientował się o dziwności całej tej sytuacji, którą analizował przez całą noc, podczas której i tak nie był w stanie zmrużyć oka. Choć nigdy nie był palaczem, właśnie sięgał już po kolejnego papierosa, którego zapijał czerwonym winem. Jakaś myśl raz przeszła mu przez głowę. Odrobina zrozumienia w stronę jego brata.

Miał kilka informacji. Owszem, nie wyłoniono żadnych podejrzanych, dodatkowo żadna kamera nie uchwyciła niczego nadzwyczajnego. Było jednak wiadome, że morderca nie był byle seryjnym mordercą, a zawodowym zabójcą. Nie pozostawił po sobie żadnych śladów, nie zbezcześcił ciała Rzeczypospolitej jak wiele morderców robi dla swojej fantazji i pozostawienia po sobie własnej "wizytówki". Dodatkowo seryjni mordercy dobierają sobie łatwiejsze do zabicia osoby, a nie konkretnego mężczyznę, pracującego w biurze na piętrze, gdzie w każdej chwili ktoś mógł wejść do pomieszczenia i prędko zakończyć akt zabójstwa.

Gdy tak myślał, przypomniał sobie o tym, co mówił mu kilkanaście dni temu ojciec, niedługo po ucieczce Rzeszy. Mężczyzna przekazał sprawę uciekiniera do odpowiednich służb, a w tym czasie on zajął się innym śledztwem. Polska wiedział jedynie tyle, że ów śledztwo było "grzebaniem patykiem w gównie" jak to stwierdził II RP. Prędko połączył wątki wspólną nitką.

Nie potrafił z tego tytułu uwierzyć policji. Choć byli to współpracownicy jego staruszka, jeśli morderstwo miało charakter polityczny, to istniało prawdopodobieństwo, że zostali przekupieni, a co za tym idzie, mogą być współwinni morderstwa. Właściwie brzmiało to logicznie, skoro nikt nie wszczął alarmu, nikt nie zauważył nic nadzwyczajnego, a zabójca przemknął pod ich nosami niezauważony. Nie chciał rzucać w ludzi oskarżeniami, ale wolał zachować ostrożność. Szczególnie, że głęboko bardzo pragnął ująć sprawcę zdarzenia.

Był jednak w tym całkowicie sam, a nie wiedział komu zaufać i kto mógłby mu się na cokolwiek przydać. Wzrok jego wtedy padł na rubinową ciecz znajdującą się w kieliszku. Wyborne, chorwackie primitivo, to konkretne wytworzone zostało na słonecznych terenach Italii, gdzie dzięki dużemu ciepłu nabrało wręcz jagodowo-anyżowego smaku. Również dzięki słońcu owoce winorośli wytworzyły mnóstwo cukrów, które w procesie fermentacji nadały alkoholowego kopniaka do napoju. Polaczek już nawet nie pamiętał od kogo je dostał, miał ich za dużo, choć winem raczył się zdecydowanie częściej niż jakimkolwiek innym alkoholem. Alkohol... westchnął ciężko. Do jego głowy wpadła jedna osoba, która mogła w jakiś sposób się przydać. Słyszał, że nie krzątał się pijany po ulicach miasta, co już samo w sobie bardziej do niego zachęcało. Przeczesał dłonią swoje ścięte na krótko białe włosy. Cóż, musi spróbować.

Nad ranem najpewniej łut szczęścia sprawił, że niemalże wpadł na swojego starszego brata. Tamten ślepo biegł przed siebie chodnikiem, nie przykuwając za dużej uwagi na to, co się dzieje wokół niego. Polska wtedy stwierdził, że teraz, albo nigdy. Zaczął go śledzić.

Planował podejść do niego w bardziej sprzyjających warunkach, gdzie było mniej ludzi. Zatłoczony targ zdecydowanie nie był dobrym miejscem na rozmowy o poszukiwaniu mordercy, stąd też przyczaił się gdzieś i zwyczajnie czekał.

Zauważył, że PRL kogoś szukał. Był nawet ciekaw, kogo z taką desperacją próbuje znaleźć w takim tłumie ludzi. Na odpowiedź długo czekać nie musiał, a szok jaki go ogarnął spadł na jego klatkę piersiową niczym ciężkie żelazne kowadło.

Nie spodziewał się, żeby ujrzał własną matkę. Owszem, ojciec mu kiedyś wspominał, że żyje, ale nigdy nie podał powodu, dla którego zniknęła. I teraz jego starszy braciszek, ten nieudacznik i czarna owca rodziny najwyraźniej odnalazł matkę i ją wyzyskuje dla własnych celów, a przynajmniej tak założył Polska. Zgrzytnął zębami, niepocieszony tym, że tamten śmiał zakłócać jej spokój. To jednak, co stało się później, nieco skruszyło nastawienie młodszego z braci w stosunku do drugiego.

PRL poruszał się z kobietą z niesamowitą czułością i troską, widoczną z daleka. Posadził ją na ławce, Polska widział, jak chwilę rozmawiają. Pola była zaniepokojona, tak samo zresztą jak jej starszy syn. Potem on jej coś powiedział, kobieta zaczęła płakać. Wtedy PRL ją do siebie mocno przytulił. Polska nie musiał słyszeć, żeby wiedzieć, o czym była rozmowa. Spuścił na chwilę smutny wzrok, jego serce ponownie boleśnie się skurczyło z żalu.

Niedługi czas później dwójka wstała z ławki i ruszyła chodnikiem. Polska ruszył za nimi, tak, żeby nie zostać spostrzeżonym. Najwyraźniej dobrze mu to szło, bo żadne z nich nie odwróciło się w jego stronę.

Dotarli na obrzeża miasta, a potem do pierwszej linii drzew. W lesie było ciężej ich śledzić, zwiększył więc między nimi dystans i chował się za krzewami, powoli poruszając się za nimi. W ten właśnie sposób już za chwilę dotarli do rzeki, a potem jego oczom ukazała się drewniana chatka. PRL z ich matką wszedł do środka, a Polska w tym czasie wyjął telefon i na mapie odnotował lokalizację mieszkania. Zawrócił, powolnym krokiem podążając w stronę miasta. Planował tu wrócić dnia następnego. Pola potrzebowała teraz ciszy i spokoju, a PRL, jak znał swojego brata, wiedziony emocjami na widok młodszego, mógł stać się bardzo krzykliwy. Kłótnia między nimi to była ostatnia rzecz, którą tego dnia kobieta powinna była znosić.

Następnego dnia faktycznie pojawił się pod drzwiami chatki. Był dość wczesny ranek, śpiew ptaków tak licznie zamieszkujących las brzmiał jak najwykwintniejsza austriacka opera. Szum rzeki przyjemnie dopełniał niesamowitego przeżycia.

Zapukał do drzwi, nie zastanawiając się dwa razy. Szedł na żywioł. Wiedział w końcu doskonale, co ma przekazać.


PRL pomagał matce w przygotowywaniu śniadania. Wstał wyjątkowo wcześniej niż zwykle, co zaskoczyło samą Polę. Gdy kobieta wyszła ze swojej sypialni w pudrowo różowym puchatym szlafroku, Kostek już stał w kuchni i zalewał herbatę wrzątkiem. Wybrał byle jaką, nie znał się na nich. Całe szczęście, że wybrał czarną, bo gdyby zalał tak gorącą wodą zieloną herbatę, napój mógłby nie być wcale zdatny do picia.

– Co się stało? Czy moje oczy dobrze widzą? L-ek już jest na nogach? – zaśmiała się cicho, podchodząc do chłopaka. Z matczyną czułością pocałowała go w policzek. – Dzień dobry. Jak się spało?

Chłopak się uśmiechnął promiennie, przesuwając dzbanek na bok. Zakasał rękawy swojego czarnego golfa, który postanowił dzisiaj ubrać.

– Dzień dobry, mamo. Całkiem dobrze. A ty? Jak się czujesz? – Pola nachyliła się nad lodówką i zaczęła wyjmować z niej składniki na omleta. Podsunęła chłopakowi pomidor.

– Musiałam sporo rzeczy przemyśleć, ale jak się z tym uporałam, to zasnęłam od razu. Teraz czuję się całkiem dobrze – wyjęła z szuflady dwie deski do krojenia. Jedną z nich podała swojemu synowi. – Pokroiłbyś proszę pomidor w kostkę?

PRL pokiwał głową na tak, zabierając podane mu rzeczy. Pomidor opłukał jeszcze pod wodą i wyjął średniej wielkości nóż. Pola poszła w jego ślady, jednak ona zajęła się cebulą, boczkiem i żółtym serem. Zabierała się za tarcie sera, gdy chłopak uporał się już z warzywem.

Wtedy niespodziewanie poniósł się po domu odgłos pukania. Dwójka spojrzała po sobie z niemałym zdziwieniem. PRL mocniej ściągnął brwi.

Bardzo rzadko ktokolwiek przychodził do domku Poli. Właściwie Pola bez problemu byłaby w stanie wymienić wszystkie wizyty w chatce od początku, gdy tu się wprowadziła. Poza tym nikt nikogo nie odwiedza o tak wczesnej porze.

Kobieta chciała pójść otworzyć, ale PRL wykazał się lepszym refleksem. Stanął jej na drodze i posłał krótkie spojrzenie, jasno nakazujące kobiecie, żeby zostawiła to jemu. Za drzwiami mógł stać ktokolwiek, Kostek wolał nie narażać swojej matki. Choć czuł ukłucie stresu, dzielnie poszedł do drzwi, w ręce ściskając rączkę tępego noża, którym wcześniej kroił pomidora. Właściwie ciężko powiedzieć, że kroił, bardziej piłował, z nadzieją, że ten się nie rozpadnie pod naciskiem. Zdecydowanie ten nóż zasługiwał na porządne naostrzenie.

Pod drzwiami nabrał powietrze i przekręcił klucz. Poprawił uchwyt na nożu i nacisnął klamkę, gotów na szybką reakcję. Parsknął z pogardą, gdy drzwi otwarły się szerzej, a jego oczy dostrzegły niższego od niego chłopaka. Cóż, zarówno Pola, jak i II RP nie byli nadzwyczajnie wysocy, co przełożyło się na wzrost Polski. PRL natomiast odziedziczył więcej centymetrów po swoim ojcu, za co w wielu sytuacjach, szczególnie takich jak ta, był mu wdzięczny.

– Zawsze przychodzisz w najmniej spodziewanym momencie, gnomie – mniejszy posłał mu wrogie spojrzenie, krzywiąc się na te słowa.

– Ciebie też miło ponownie widzieć. Znowu bawisz się nożem? – poniekąd odgryzł się, wzrok spuszczając na ręce, a potem na wspomniany przedmiot. PRL prychnął i z impetem trzasnął drzwiami, prawie łamiąc nimi nos Polski. Ze wściekłym tupotem wrócił do kuchni i wrzucił nóż do umywalki.

– Kto to był, Lusiu? – spytała Pola, poruszona jego zachowaniem. Jej brwi się zmarszczyły, gdy podeszła bliżej rozjuszonego chłopaka. On zacisnął szczękę, było aż widać pracujące pod skórą mięśnie.

– Krasnal – odparł z wściekłym jadem. Pola nie do końca zrozumiała, o co mu chodzi, więc postanowiła na własną rękę się przekonać, kto stał pod ich domem. Ruszyła pewnie przez dom, stając pod drzwiami. Złapała za klamkę i je otwarła. Na entuzjazm, jaki PRL usłyszał z drugiego końca domu, warknął pod nosem. Wiedział, że kobieta wpuści tamtego do środka.

– Polska, kochanie! – Pola uśmiechnęła się bardzo szeroko i natychmiast przytuliła swojego młodszego syna. Tamten od razu ją oplótł swoimi ramionami, posyłając dziwne spojrzenie Kostkowi, który patrzył ze złością na dwójkę.

– Cześć mamo. Tęskniłem – uśmiechnął się, powoli odsuwając się od kobiety. Pamiętał, jak wyglądała na zdjęciach, prawie w ogóle się nie zmieniła od momentu, gdy one były robione.

– Jak w ogóle tu dotarłeś? Jak się masz? Jesteś może głodny? Właśnie z L-kiem robiliśmy śniadanie – Pola zaprowadziła Polskę do środka, uprzednio zamykając za nimi drzwi. Była cała rozpromieniona, czego nie można było powiedzieć o chłopcach. Co chwilę jeden drugiemu posyłał strzelające gromami spojrzenie.

– A wiesz, swój swojego znajdzie. I dziękuję, już jadłem – usiadł przy stole wskazanym przez jego matkę. Pola przyniosła do stołu trzy kubki i herbatę zaparzoną przez PRL. Potem usiadła obok niego i się nachyliła nad nim.

– Musisz mi wszystko opowiedzieć, co u ciebie! Co cię tutaj sprowadza? – PRL czując się nieco odrzucony, zabrał się za przygotowywanie omleta. Z markotną miną wbijał jajka do kubka. Czując głęboką frustrację wyciągnął łyżeczkę, bo jedna skorupka wpadła do środka i oczywiście jak na złość nie był w stanie jej wyjąć. Roztrzepał jajka i dodał do nich trochę mąki pszennej wraz z przyprawami. Nie słuchał zbyt szczególnie o czym gadali, pragnął jedynie, żeby intruz jak najszybciej opuścił ich dom. PRL miał wyjątkowo cały wolny dzień i chciał go spędzić sam na sam z mamą, a nie znosić towarzystwo jego upierdliwego braciszka.

– Chciałem upewnić się, czy wszystko jest u was dobrze. Słyszałaś może o tacie...? – ton głosu Polski przybrał smętniejszego wyrazu. Pola naraz posmutniała. Spuściła wzrok i zaczęła bawić się rękawem szlafroka.

– Tak... PRL mi wczoraj powiedział – wspomniany chłopak rzucił okiem w ich kierunku. Polska położył dłoń na ręce Poli. PRL zmarszczył mocniej brwi, przybierając coraz mniej zadowoloną minę. Nawet delikatnie poczerwieniał ze złości. W końcu jak on śmiał? Pfah!

– Śledztwo trwa, ale... właśnie. Jest pewne ale, z którym tutaj przyszedłem – "Pewnie zacznie prawić o Rzeszy, albo zacznie go tutaj szukać, bo to oczywiste, że my go musimy tu ukrywać" pomyślał Kostek, przewracając oczami. – I w tej kwestii będę potrzebować pomocy PRL-u

PRL zastygł w zaskoczeniu, gwałtownie obracając głowę w jego stronę. W ciszy się w niego gapił, jakby powiedział najbardziej absurdalną rzecz w świecie, chociaż właściwie dla Kostka tak właśnie było. Za chwilę parsknął głośnym śmiechem, od którego aż zakręciło mu się w głowie. Podparł się o blat.

– Ty... że ty tak na serio...? – spytał, jeszcze cicho chichocząc. Próbował się opanować, szczególnie, że Polska wbijał w niego poważne spojrzenie. Pola w milczeniu im się przyglądała.

– Tak. Sprawa wygląda tak, że-

– Nie – przerwał mu, mając już tylko czysty uśmiech pełen kpiny. Polska zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

– Ale co...

– Nie. Nie pomogę ci. Szukaj sobie kogoś innego do brudnej roboty. Co, nagle ci się zaczął palić grunt pod nogami, twój tatu... – ugryzł się w język w ostatniej chwili. „Mama." – ...nie masz już do kogo pójść, więc nagle z podkulonym ogonem przychodzisz tutaj? Pamiętasz jak ostatnim razem mnie pożegnałeś? Hah! Co ja gadam! Nawet nie powiedziałeś „dowidzenia"! Rzuciłeś torbą z moimi rzeczami, gdy leżałem w szpitalnym łóżku i mi oznajmiłeś, że nie mam mieszkania, a potem sobie po prostu wyszedłeś. I teraz ty, TY oczekujesz na to, że powiem „a wiesz co, w sumie to nie ma problemu!" i ci pomogę w... jakimkolwiek tam szambie siedzisz? Jesteś żałosny, Polska

Polska próbował znaleźć wsparcie w Poli, jednak ta pod jego wzrokiem spuściła głowę. Nie chciała się w to mieszać. PRL wyprostował się triumfalnie i założył ręce na piersi.

– Tyle, że sprawa nie tyczy się tylko mnie, zadufany dupku. Gdzieś tam biega sobie morderca i może chcieć zabijać innych, ale jasne! Lepiej zachować swoją dumę. Żeby ci od niej nie wybuchła twoja pierdolona dupa

– Polska – Pola ostro upomniała młodszego. Chłopak nie spojrzał na nią.

– Mam to wszystko gdzieś. Wiesz czemu? Bo mnie to kurwa nie dotyczy-!

– PRL! – kobieta podniosła głos.

– Powinno cię to trochę zacząć obchodzić, skoro w gronie podejrzanych jest twój wielki przyjaciel nazista! – PRL parsknął.

– Rzesza nie ma z tym nic wspólnego – burknął, nie spuszczając z niego wzroku. Jak wilk upatrujący swoją ofiarę.

– Na tym właśnie polega ten szkopuł, PRL. Mi też coś tu nie gra. Szczególnie, że ojciec mówił mi niedawno o jakimś poważnym śledztwie. Podejrzewam, że wmieszał się w coś, w co mieszać się nie powinien i to go zgubiło. Sprawa może się tyczyć nawet innych krajów – starszy nie wyglądał na przejętego. Uniósł jedną brew, jakby chcąc spytać „I co z tego?". Cała ta sprawa naprawdę go nie obchodziła.

– Od polityki teraz jesteś ty. Mi ona szła źle. Mogę ci życzyć powodzenia i dać krzyżyk na drogę – odwrócił się tyłem, by móc wyjąć patelnię. Umierał już z głodu, a pokrojony boczek i cebula drażniły już jego nozdrza. Polska wtedy stał z krzesła i podszedł bliżej niego.

– Sam nic nie wskóram. Nie mam co liczyć na nikogo z zewnątrz, bo jeśli jest to faktycznie jakiś spisek, to wszyscy mogą być podejrzani. Już w tym momencie nawet mundurowi mi śmierdzą. PRL ja potrzebuję pomocy kogoś, kto mi nie wbije noża w plecy – cóż za ironia, że wcześniej PRL przywitał go z nożem w ręce.
Starszy odwrócił się i podszedł bliżej. Jego beznamiętny wzrok sprawił, że drugi się spiął. Polska musiał przyznać, że jego starszy brat się całkiem zmienił od ich ostatniego spotkania. Oczy L-ka wydawały się zdecydowanie żywsze, niż wcześniej, a przecież to one są odbiciem tego, co siedzi we wnętrzu człowieka. Również sama jego postura wyglądała na pewniejszą siebie. Poczuł, jak dreszcze przeszły wzdłuż jego kręgosłupa.

– Zarówno ty, jak i twój ojciec jesteście dla mnie całkowicie obcymi ludźmi. Nie czuję żadnego zobowiązania wobec ciebie, a już szczególnie, żeby ci w jakikolwiek sposób pomagać – wypluł mu to w twarz bez ogródek. Polska wypuścił ze zrezygnowaniem powietrze.

– PRL... – odezwała się niespodziewanie Pola. Zdążyła wstać z krzesła i również podejść bliżej. Chłopcy spojrzeli na swoją matkę. – Pomóż mu, proszę

Kostek lekko się zagotował.

– Pomóc? Mam mu pomóc? Czy zapomniałaś co oni obydwaj mi zgotowali? Czy nie widzisz z czym się dziennie przez nich zmagam? Gdyby nie Rzesza, już dawno byś mnie pogrzebała! Zapomniałaś o tym...?! – rozpostarł ręce, chcąc bardziej wyeksponować swoje zakatowane przedramiona. Łzy frustracji błysnęły w jego oczach. Kobieta natomiast ze spokojem do niego podeszła. Złapała jego dłonie i podniosła wyżej, składając po jednym pocałunku na obydwóch bandażach.

– Nie zapomniałam, Lulku. Moja poduszka jest już ciężka od wypłakanych w nią łez wywołanych właśnie przez to. Nie prosiłabym cię nigdy o to, nie miałabym śmiałości, ale wiem jaki jest ten świat. Jeśli to nie zostanie przerwane teraz, potem może być za późno. Jeśli nie dla nich... zrób to dla mnie. Chciałabym też wiedzieć, co się z nim stało. Chcę móc spokojnie spać. Proszę

Chłodna dłoń jakby samej kostuchy zacisnęła się na sercu starszego z braci. Chciał się wykłócać, pragnął zaprzeczyć, ale patrząc na matkę nie był w stanie wykrzesać z siebie słowa. Gula urosła w jego gardle.

Dla niej...

Spojrzał na Polskę. On miał spuszczoną głowę, i patrzył się na czubki swoich butów. Współpraca z tym szczurem? Przecież to całkowicie się sprzeczało z samą osobą L-ka. Westchnął ciężko, ponownie przenosząc wzrok na matkę.

– Zrobię to tylko dla ciebie, mamo

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro