Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwójka braci kierowała się w stronę miasta. Lub, jak kto woli, próbowała się do niego kierować.

Prowadził ich Polska, który całkowicie rozdrażniony osobą PRL-u nie był w stanie skupić się na drodze, przez co prędko zboczyli z właściwego kierunku. Kostek zdążył to zauważyć wcześniej, jednak złośliwie nic nie powiedział, wewnętrznie delektując się tą pogłębiającą się porażką młodszego.

Panowała między nimi napięta atmosfera. Obydwoje właściwie byli tak samo pocieszeni wzajemną obecnością, jednak musieli siebie nawzajem znieść.

W którymś momencie Polska cicho prychnął i przystanął. Zmarszczył brwi. Sięgnął dłonią do kieszeni i wyjął telefon, ale niestety ku jego irytacji w tej części lasu nie było ani trochę zasięgu. To była ta chwila, gdy PRL mógł wreszcie parsknąć cichym, wrednym śmiechem.

– Coś ciebie bawi? – pytaniem tylko bardziej rozbawił drugiego. L-ek nie potrafił się wysłowić. – Masz jakiś problem? Czy może wreszcie przymkniesz swój ryj?

PRL próbował złapać oddech, ale znowu łapała go kolejna fala śmiechu. Z drugiej strony poczuł w środku coś miłego, w końcu nareszcie to nie on popełnił jakiś błąd i to on mógł popełniony błąd drugiej osobie wytknąć.

Polska za to był coraz bardziej zdenerwowany jego zachowaniem. Furia zaczęła go zalewać, a on w odpowiedzi na to zacisnął pięści. Żyły na jego przedramionach bardziej się uwydatniły, palce zbielały. Naraz złapał PRL za fraki i do siebie przyciągnął, patrząc mu błyskającymi gniewem oczami w te jego. Choć młodszy z braci był niższy, zdecydowanie miał więcej siły. Widoczny pod koszulą biceps napiął się ostrzegawczo. Gdyby doszło do bójki, Kostek mógłby nie mieć szans i choć zdawał sobie z tego sprawę, nadal się uśmiechał drugiemu w twarz. Brwi miał zmarszczone w swoim typowym wyrazie, właściwie uznać było można, że miał je całe życie w ten sposób ściągnięte. Nadało mu to jeszcze bardziej kpiącego wyglądu.

– Powiedziałem, kurwa, że masz przestać się śmiać. Co jest w tym zabawnego, że się zgubiliśmy? Miałeś mi pomóc załatwić sprawę również i twojego ojca, a tymczasem jedyne co robisz to wszystko utrudniasz! – warknął, jeszcze trochę go do siebie przyciągając. Uśmiech PRL-u powoli zaczął niknąć, a na twarzy zagościł niezadowolony wyraz. Kąciki jego ust opadły, brwi bardziej się ściągnęły.

– Po pierwsze, to ty się zgubiłeś, półgłówku. Ja doskonale wiem, gdzie jesteśmy. Po drugie... – wtedy szybkim ruchem ręki wbił palce drugiemu w brzuch. Polska zgiął się, puszczając go od razu z bolesnym jękiem. PRL poczuł przez chwilę satysfakcję z tego, co zrobił. Kącik ust delikatnie mu zadrgał. Cofnął się o krok. – ...On nie był moim ojcem, a moja obecność tutaj jest tylko i wyłącznie moją dobrą wolą. Powinieneś mi okazać wdzięczność i dać mi święty spokój, Polciu

Polska nawet nie zareagował na drwiące przezwisko. Zignorował też ból i chęć odwdzięczenia się PRL-owi, a to wszystko tylko dlatego, że zwyczajnie nie spodziewał się tego, co usłyszał. Spojrzał na niego conajmniej, jakby poznał właśnie tajemnicę wszechświata od przypadkowego bezdomnego z ulicy.

– Że co...? – wydusił, patrząc na niego bardzo zdezorientowanym wzrokiem. PRL założył ręce na piersi.

– To co słyszałeś. Tatulek ci nic nie mówił? Zdawało się, że byliście blisko – prychnął pogardliwe. Polska wyprostował się.

– ...bo byliśmy, ale mieliśmy zdecydowanie istotniejsze tematy do rozmów niż twoja osoba – odparł z niesmakiem. – Wiesz chociaż kim on jest? Czy może po nim odziedziczyłeś okropną naturę, bo zwiał zanim go poznałeś?

PRL przewrócił oczami. Nie odpowiedział od razu. Rozejrzał się tylko dookoła. Układ drzew, pozycja słońca i ogólne ułożenie naturalnych wyznaczników pozwoliły mu szybko ustalić kierunki świata, a co za tym idzie, już wiedział, w którą stronę powinni iść, by dojść do miasta. Nauka Rzeszy zdecydowanie nie poszła na marne.

– Wiem kim jest. Miałem okazję go poznać – odparł, ruszając przed siebie. Lekko skołowany Polska szybko się zerwał, by mu dorównać kroku.

– Co znaczy, że miałeś okazję go poznać? Siedziałeś na dupie w swojej klitce przez te wszystkie lata, chyba jedyną osobą z którą przez ten czas gadałeś był Czechosłowacja! – PRL cicho warknął. Rzucił mu ostre spojrzenie.

– Nie, nie gadałem z nim – burknął, dla sprostowania. Polska jeszcze mocniej zmarszczył brwi. Słowa jego brata wprowadziły mu do głowy jeszcze większy mętlik.

– Co znaczy, że nie...? Czekaj, nie gadałeś w takim razie z nikim? Wychodziłoby na to, że jedyną osobą z którą... – urwał, gdy doszedł do niego ten jeden istotny szczegół. Zatrzymał się, otwierając szeroko w niedowierzaniu oczy. Lekko też przy tym rozchylił usta. PRL automatycznie sam się zatrzymał i utkwił w nim swój wzrok, nieprzejęty zbytnio jego reakcją. – ...pierdolisz

Kostek zbył to wzruszeniem ramionami. Delikatnie nawet się uśmiechnął, widząc jak Polska pobladł i za moment wręcz zzieleniał.

– Mów po ludzku, Polska, nie rozumiem o co ci chodzi – rzucił z wredną nutą, drażniąc się z nim zwyczajnie. W końcu doskonale wiedział, co chodziło drugiemu po głowie.

– Twoim ojcem jest... ten cholerny naziol...? – wydusił z ledwością, walcząc z cofającym się z jego żołądka śniadaniem. Gardło go nieprzyjemnie zapiekło, odczuł w ustach gorycz.

– ...że Trzeci Rzesza? – upewnił się, a jego usta rozciągnęły się szerzej, potwierdzając domysły Polski. Młodszy spuścił głowę i zgiął się w pasie, a jego żołądek skurczył się, wypychając zawartość. Odwrócił się do tyłu, jednak dzielnie niczego nie wypluł. PRL na to się cicho zaśmiał, jakby z dumą. – No, już, przecież to nie koniec świata braciszku, będzie dobrze

– Ja pierdole... – Polska przeklął cicho, łapiąc się za głowę. – ...Jezu... Boże drogi, co ten potwór zrobił mamie...

– Właściwie to nic szczególnego. Mieli bardzo bliską i szczególną relację, mama go kochała, możesz ją o to spytać jak nie wierzysz – PRL czekając, aż drugi się zbierze do kupy, zaczął przeglądać swoje obgryzione paznokcie.

– O czym ty w ogóle gadasz? Przecież mama z tatą... ona go zdradziła? To by wyjaśniało dlaczego odeszła... – starszy przewrócił oczami.

– Nie szukaj w niej winy. Sprawa ma się inaczej niż sobie wyobrażasz. Mama i Rzesza byli razem zanim w ogóle ona wyszła za Rzeczpospolitą. Potem mnie spłodzili i twój tatulek się wystraszył, że ludzie ją zlinczują, bo miała nieślubnego bachora. Nikt nie chciał jej ślubu z Rzeszą, bo nie było to poprawnie politycznie, więc Rzeczpospolita zmusił ją do ślubu z nim i wziął winę na siebie – Polska marszczył coraz mocniej brwi. Na końcu spuścił wzrok, w milczeniu trawiąc słowa PRL-u. Takiego obrotu spraw już całkowicie się nie spodziewał.

– Czyli ojciec wziął ją i ciebie z dobrej woli? Chyba jednak nadal jesteś mu winny trochę wdzięczności – ostatnie dodał ostrożniej. Starszy z braci westchnął ciężko.

– Byłbym mu wdzięczny, gdyby tylko był dla mnie lepszy Polska. Ja już nie oczekiwałbym tego, żeby mnie kochał, bo ciężko jest pokochać nieswoje dziecko, ale wystarczyłoby, żeby mi nie spieprzył życia. I żeby nie chełpił się tym, że jestem tu tylko z jego powodu... – młodszy skinął lekko głową, przyjmując do wiadomości słowa brata.

– Myślisz, że wiedział...?

– Myślę, że się domyślał. Pola spędzała mnóstwo czasu z Rzeszą, więc mógł do tego dojść, głupi nie był. Mimo wszystko raczej wmówił sobie, że Rzesza zmusił do tego mamę, a nie, że była to też i jej inicjatywa. Nie mógł dopuścić myśli, że ona go nie kochała – Polska cicho mruknął pod nosem. Powoli się wyprostował.

– Jeśli tak było... to uważam, że w takim razie nie nienawidził ciebie, tylko nienawidził tą część Rzeszy, jaka w tobie siłą rzeczy jest. Nie mógł nienawidzieć ciebie za nic... – PRL zagryzł zęby.

– ...a jednak mnie nienawidził za nic. To nie jest żadne usprawiedliwienie Polska, zrozum. Popełnił wiele niepotrzebnych błędów, nie był idealny – mruknął gorzko. Młodszy nie miał pojęcia co powiedzieć. PRL ruszył dalej. Cicho prychnął, nie mogąc powstrzymać wrednego komentarza. – A ty zresztą lepszy nie byłeś. Robiłeś wszystko, żeby być jak on

– No ale- – młodszy Polaczek próbował znaleźć cokolwiek na swoją obronę, ale im dłużej się zastanawiał, tym ciężej mu to przychodziło. Fuknął rozdrażniony, nie lubił być w takiej sytuacji. – Po prostu byłeś dziwny. Jesteś dziwny. Inny, nienormalny. Chowałeś się przed kimkolwiek i czymkolwiek, do nikogo się nie odzywałeś. Dziwaków się wytyka palcami. Poza tym sam wiele razy zawaliłeś, nasz naród ciebie nienawidzi za to, co robiłeś

PRL zgrzytnął zębami. Przyspieszył kroku, wychodząc w ten sposób na prowadzenie. Oczy lekko go zapiekły.

– Ty nic nie wiesz, więc nie próbuj nawet ciągnąć tej dyskusji – głos lekko mu zadrżał. Nie spojrzał na brata. – W tamtym czasie chuja byłem w stanie zrobić, już i tak mieli szczęście, że ZSRR się nimi w jakikolwiek sposób zajął, bo w kraju byłby istny rozpierdol

Polska szybko się z nim zrównał.

– Szczęście? Ty to nazywasz szczęściem? I ja nic nie wiem? Wiem najlepiej co się działo, bo to ja musiałem się z tobą użera- – przerwał natychmiast, gdy PRL zgromił go ostrym wzrokiem. Oczy miał czerwone, zeszklone, nie powstrzymywało go to jednak przed utrzymaniem nieprzyjemnego grymasu.

– Nic nie wiesz – warknął, ucinając całkowicie dyskusję. Polska zamilkł.

PRL wyprowadził ich z lasu. Przeszli przez przedmieścia, dalej pałeczkę przejął młodszy z braci. Nie odezwali się do siebie ani słowem, PRL pogrążony był w swoich myślach, Polska w swoich. Młodszy z dwójki analizował dogłębnie wszystko, co starszy powiedział mu podczas ich wymiany zdań. Dopowiedział sobie rzeczy, które tamten przekazał mu pomiędzy wierszami, z każdą kolejną myślą czując rosnące współczucie do niego.

Raz nawet odwrócił się do tyłu i spojrzał na krótką chwilę na PRL. Tamten szedł ze spuszczoną głową, z rękami w kieszeniach. Jego mina nie była szczególnie radosna.

Dotarli pod dom Polski. Młodszy wyjechał z garażu samochodem, nowszym audi. PRL usiadł na miejscu pasażera. Oparł się na łokciu i wpatrywał w widok za oknem. Młodszy pogłośnił radio.

Droga minęła im szybko, nawet pomimo milczenia obydwóch. Wysiedli z pojazdu, stając przed starą kamienicą. Polska wpisał kod do klatki schodowej i zaprowadził PRL pod odpowiednie mieszkanie. Włożył klucz do drzwi, przekręcił zamek i wpuścił starszego do środka.

– Jakim cudem policja jeszcze tu nie była? – spytał wreszcie PRL. Rozejrzał się po przedpokoju. W mieszkaniu unosił się charakterystyczny zapach Rzeczypospolitej. Panował tam ponury spokój i względny porządek. Dopiero po głębszej inspekcji dało się zauważyć lekki nieład. Zrzucony na ziemię kaszkiet, przesunięte buty, czy niedbale przewieszony przez stojące przy drzwiach krzesło płaszcz. Już nigdy nie doczekały się swojego właściciela.

Polska spojrzał na brata.

– To miejsce nie zostało jeszcze powiązane z morderstwem – odparł krótko. Wszedł do pierwszego pomieszczenia, które znajdowało się na lewo od wejścia. Jego oczy krążyły wszędzie, ale nie zatrzymywały się nigdzie. Nie chciał dłużej oglądać otoczenia, w którym poruszał się jego ojciec. Łamało mu to coraz bardziej serce.

Dotarł do szafy. Otworzył ją, a w środku ukazał się sporych rozmiarów sejf. Zgrabnym ruchem wprowadził odpowiedni kod, a ów sejf stanął przed nimi otworem. Na jego zawartość składały się ogromne szuflady, w których znajdowały się alfabetycznie ułożone teczki.

– Musimy to wszystko przejrzeć. Proponuję podzielić się na pół. Zabierzemy to do samochodu, podrzucę cię do twojego domu i pomogę ci to zabrać, bo jest tego za dużo, żebyś dał radę wziąć sam – PRL skinął głową. Skrzywił się na ilość dokumentów.

– Dlaczego nie możemy tego zrobić tutaj, razem? – Polska spuścił wzrok.

– Nie chcę tutaj być dłużej, niż trzeba. Niektórzy jeszcze przeżywają żałobę  – odparł cichszym głosem. – Będziesz musiał znaleźć cokolwiek, co wygląda nie tak. Najlepiej jak w ogóle trafisz na akta sprawy niezakończonej. Ojciec dbał o porządek, nigdy nic nie zostawiał na wierzchu, więc jeśli nad czymś pracował, napewno to gdzieś tutaj schował

PRL spojrzał po pokoju, wzrok zatrzymując na biurku. Faktycznie, prawie nic na nim nie było.

– Jeśli mogę wiedzieć... wiadomo, w jaki sposób morderca się go pozbył? Kamery nic nie udokumentowały? – Polska zaczął wyciągać kolejne teczki z szuflad.

– Najpewniej przez uduszenie. Miał czerwone ślady na szyi. Nie było to jednak zrobione rękami. Oprócz tego przed uduszeniem został ogłuszony, miał ranę niedaleko skroni. Morderca najpewniej wszedł tam wcześniej i czekał na niego, potem uciekł oknem. Było otwarte. Jedyna kamera, jaka była skierowana na tamto miejsce odnotowała ruch, ale nic się nie udało zidentyfikować. Sprawca rozpłynął się w powietrzu – było słychać w jego głosie, że słowa przychodziły mu z trudem.
PRL mimo to ciągnął dalej rozmowę.

– Jak on tam wszedł? Przecież kamery przy wejściu powinny były udokumentować wejście nadprogramowego policjanta – zmarszczył brwi.

– Właśnie nie udokumentowały. Wszystko się zgadzało – PRL cicho mruknął.

– Nie było tam nic dziwnego? Jakieś zdarzenie, coś nadzwyczajnego? – Polska zamyślił się na chwilę.

– Ojciec coś wspominał o awarii prądu dzień czy dwa przed morderstwem, wtedy wszystkie kamery zostały odcięte na kilkanaście minut, ale nawet jeśli jest to powiązane, to morderca musiał dzień czy dwa tam siedzieć bez jedzenia i picia – odparł. Otworzył kolejną szufladę.

– Jeśli to jest powiązane, to znaczy, że morderca był bardzo zdeterminowany, żeby go zabić – Polska nie odpowiedział. W milczeniu mu tylko przytaknął.

Wkrótce obydwoje zabrali się za wynoszenie dokumentów z mieszkania. Wszystko wrzucili do bagażnika. Przy ich ostatnim kursie Polska zatrzymał się w progu drzwi. Odłożył dokumenty na krześle u kucnął. Podniósł z ziemi ciemnobrązowy kaszkiet, który założył na głowę.

Zamknął mieszkanie i razem ze swoim bratem znaleźli się ponownie przy samochodzie. Zabezpieczyli wszystkie teczki, żeby nie przemieszczały się za bardzo, a potem zasiedli na swoich miejscach.

Polska zawiózł PRL pod sam dom. Pola wyszła na dwór i zaczęła im pomagać zanosić dokumenty do środka, konkretniej do pokoju PRL-u.

Wreszcie, gdy się z tym uporali, Polska skierował się do samochodu.
Miał do niego wsiąść, jednak w ostatniej chwili zawrócił i stanął przed starszym bratem. Wyciągnął w jego stronę rękę. PRL spojrzał na niego dziwnie, co spowodowało, że młodszy postanowił sprostować.

– Dziękuję, że mimo wszystko zechciałeś mi pomóc – PRL nie złapał jego dłoni.

– Ta... nie ma za co – mruknął w odpowiedzi. Polska lekko speszony zabrał rękę. Wyciągnął jeszcze z kieszeni notes i długopis. Szybko coś napisał, wyrwał kartkę i dał ją bratu.

– Daj znać jeśli cokolwiek znajdziesz. Do zobaczenia – poszedł szybkim krokiem do samochodu. Odpalił silnik i odjechał.

Pola stanęła obok starszego syna. Położyła na jego barku dłoń, zwracając tym samym na siebie uwagę. Uśmiechnęła się subtelnie.

– Widzę, że zaczął się starać – spojrzała na niego. PRL cicho westchnął.

– Mieliśmy małą pogadankę, może dała mu do myślenia. Nie zmienia to jednak faktu, że go nie lubię – Pola się cicho zaśmiała.

– Dobrze, dobrze. Mi wystarczy, że się dla mnie poświęciłeś na tyle, że trochę zaczęliście współpracować. Kocham cię, L-ku – pocałowała go w policzek. PRL cicho mruknął i uśmiechnął się nieśmiało.

– Ja ciebie też, mamo... – odparł. Odwrócił się w stronę domu. – Lepiej już pójdę. Tych papierów jest tyle, że będę mieć zajęcie na cały najbliższy tydzień

– Powodzenia, synku – PRL uśmiechnął się szerzej.

– Dzięki

Kostek zatrzymał się w progu swojego pokoju. Oparł ręce na biodrach i ze zmarszczonymi brwiami patrzył na piętra papierów. Im dłużej na nie spoglądał, tym czuł większy brak motywacji.

– Trzeba się wziąć za robotę... – burknął do siebie.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro