Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był w miejscu, które nie do końca kojarzył, a jednak mimo to wydawało mu się tak bardzo znajome.
Znajdował się w samym środku lasu, w nocy. Stał na moście, na murku mającym stanowić barierę bezpieczeństwa, aby nikt nie spadł.
Ze łzami w oczach wpatrywał się w dół, gdzie płynęła rwąca rzeka. Na jej dnie z pewnością znajdowało się mnóstwo ostrych kamieni.

Nie myślał dwa razy. Wyciągnął nogę przed siebie i pochylił w przód. Wziął ostatni głęboki wdech, a potem runął w dół, ku wiecznemu straceniu.
I wtedy, w chwili, gdy miał się zetknąć z powierzchnią wody, PRL przebudził się, zrywając do pozycji siedzącej.

Panicznie nabierał powietrze w płuca, zimny pot spływał po jego czole. Koszmar był zbyt rzeczywisty, zbyt namacalny. Potrzebował dużo czasu, zanim się uspokoił.

Przejechał dłonią po czole i przetarł oczy. Światło słoneczne padało przez okno i rozświetlało spowite bałaganem pomieszczenie. Było w tym coś artystycznego, choć chłopak nie rozdrabniał się zbyt szczególnie nad tym. Westchnął ciężko. Wstał z łóżka i wlokąc za sobą nogi dotarł do szafy. Zabrał czyste ubrania, ruszył z nimi do łazienki.

Tam puścił w prysznicu wodę, żeby się nagrzała zanim wejdzie do kabiny. Całkowicie się rozebrał i odwiązał z rąk bandaże. Przyglądał się w ciszy w swoje przedramiona, gęsto pokryte głębszymi czy płytszymi bliznami. Była to jedna z rzeczy, za które siebie jeszcze bardziej nienawidził. To, że był tak strasznie słaby.

Wszedł pod prysznic, a gorąca woda szybko przyniosła mu odprężenie. Umył się czym prędzej, nie chcąc spędzić po strumieniem więcej czasu, niż było to potrzebne.

Wytarł się ręcznikiem i naciągnął na biodra bieliznę. Potem z pomocą suszarki wysuszył swoje włosy. Na końcu ubrał się w szarą koszulkę i niebieskie jeansy, a na rękach ponownie zawiązał opatrunki. Brudne ubrania wrzucił do kosza na pranie. Zatrzymał się na chwilę i tępo wpatrywał się w jego zawartość.

Monotonia życia przelewająca się jak kropla wody w pustym naczyniu. Te same czynności, te same myśli, a tylko czas zmienia liczby i płynie naprzód. Smutna rzeczywistość często jest chętnie przysłaniana dymną kotarą, oczy mydlone niewyraźnym obrazem, byle odwrócić od niej uwagę. Człowiek upodobał sobie bezpieczną rutynę, z której mimo rozdzierającej go wewnętrznie frustracji nie jest w stanie się wyrwać. Gdyby miał więcej sił, najpewniej by narzekał na męczące go powtarzalne środowisko, a sam nie dopuściłby myśli, że wszystko zależne jest... od niego samego. Wystarczyłoby przejrzeć na oczy i odważnie wyjść z bezpiecznego kąta, ażeby dostrzec jak może być pięknie. I że sprzyjający los, czy nadzwyczajne sytuacje nie zdarzają się same, a trzeba je do siebie zaprosić...

PRL przepadł zbyt głęboko w swoim bezpiecznym poletku. Sam napędzał machinę monotonii, pochłaniał się w beznadziei. Na język przychodzi stwierdzenie, że człowiek jest tym, czym się karmi.

Skierował się do kuchni, spodziewając się, że jego matka już dawno tam jest i przygotowuje śniadanie. Słyszał w końcu lekkie poruszenie, gotującą się wodę, czy stukanie naczyń. Uśmiechnął się zaraz do siebie delikatnie. Co prawda miał do siebie żal, że wcześniejszej nocy zasnął bez pożegnania z rodzicielką, ale teraz już tylko zwyczajnie się cieszył, że zobaczy ją i jej kojący dla duszy uśmiech.

Zrobił kolejny krok, przekraczając tym samym próg kuchni.

– Dzień dobry ma... – przerwał, gdy jego oczy natrafiły na osobę, której tutaj właściwie nie powinno być. Stanął jak wryty i wytrącony całkowicie z równowagi otwarł szeroko oczy.
Mężczyzna odwrócił się w jego stronę i delikatnie się uśmiechnął.
Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż zapamiętał go chłopak.

Rzesza zrobił krok w jego kierunku, na co tamten lekko się spiął.

– Dobrze znowu ciebie widzieć, PRL – młodszy nie wiedział jak zareagować. W pierwszej chwili jego stęsknione serce wyrywało mu się z piersi, chcąc go ponaglić, by zbliżył się do mężczyzny. Potem jednak za sercem nadążył rozum, który przypomniał wszystkie te noce, podczas których krzyczał z bezsilności. Walczył więc ze sobą, złość z tęsknotą, miłość z nienawiścią. Zmarszczył brwi, jego twarz wykrzywiła się w mało sympatycznym wyrazie.

Rzesza wypuścił cicho powietrze. Widział rozgrywającą się przed nim bijatykę. Zbliżył się więc bardziej. Pokonał szybko i zdecydowanie dzielące ich metry, a gdy stanął przed drugim bez zawahania zamknął go w szczelnym i czułym uścisku. PRL czując jego intensywny, ciepły zapach nie potrafił już dłużej się powstrzymywać. Cicho załkał i wtulił się w niego, zatapiając twarz w koszuli mężczyzny.

– Wreszcie... Nie musisz przy mnie udawać twardego i niewzruszonego, L-ku, tego jeszcze cię nie nauczyłem – zaśmiał się cicho, zaciskając palce na koszulce chłopaka. Podniósł jedną dłoń i potarmosił jego białe włosy. – Jak się masz młody?

PRL otworzył powieki, jednak nie odsunął się, by spojrzeć mu w twarz. Wpatrywał się w materiał koszuli i układał swoje myśli. Rzesza zmarszczył przez to brwi, a jego uśmiech opadł, gdy przez dłuższą chwilę nie otrzymał od niego żadnej odpowiedzi.

Kostek nabrał cicho powietrza i się od niego odsunął, zabierając od niego ręce. Spojrzał na jego twarz, jednak na swojej nie gościł zbyt pozytywnych emocji.

– Raczej lepiej niż gorzej – odparł krótko. Uciekł wzrokiem gdzieś na bok i niczym dziecko pouczane przez rodzica złapał dłonią nadgarstek drugiej ręki. Ponownie zapadła między nimi krótka cisza, przerwana dalej słowami Rzeszy.

– Wiem, że jesteś zawiedziony tym, że mnie nie było. Słyszałem, że z tego powodu swoje wycierpiałeś. Mam nadzieję tylko, że zrozumiesz, że nie miałem jak tutaj przyjść. Sporo bym ryzykował i...

– Wiem – mężczyzna urwał i się lekko wyprostował. PRL spojrzał mu ponownie w oczy. Warga mu zadrgała. – Wiem, Rzesza. Tęskniłem tylko trochę za bardzo. To bardzo bolało – nieznacznie mocniej zacisnął palce na bandażu. Starszy automatycznie spojrzał na jego ręce, szczere zmartwienie pojawiło się w jego oczach. Kostek w ten sposób speszony szybko podniósł rękę i zaczął się drapać po karku. Nie chciał wracać do tamtych wieczorów. Podczas ich trwania zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo był dla siebie niebezpieczny. Szczególnie, że wtedy najpewniej jedynym „ratunkiem" dla niego był alkohol, którego pod ręką akurat nie miał.

– Pola mówiła, że jest ci zdecydowanie lepiej – wymruczał już bez przekonania. Chłopak spróbował się lekko uśmiechnąć. Był wdzięczny za zmianę niewygodnego dla niego tematu.

– Nie wiem czy tak zdecydowanie... powrót do tego życia było jak zderzenie ze ścianą. Teraz tylko ktoś przynajmniej dba o to, czy coś jem i się mną w ogóle przejmuje. Mama mi znalazła jakąś pracę, żebym jak to stwierdziła "miał coś, co odwróci moją uwagę". Niesamowitym było to, że z takim papierem mnie w ogóle zatrudnili – Rzesza uśmiechnął się na to.

– Mówiłem ci, że masz jeszcze szanse – PRL cicho parsknął. Potem lekko się zawahał, bo nie wiedział, czy następną kwestię powinien poruszać przy mężczyźnie. Podjął jednak ostatecznie decyzję.

– Rozmawiałem też z Czechosłowacją – mężczyzna wyraźnie tym się zaintrygował. Zmarszczył brwi i z zaciekawieniem przyglądał się młodszemu.

– Czechosłowacją? To był ten twój chłopak? – PRL zmieszał się. Jego policzki lekko pociemniały z zażenowania.

– Przyjaciel – poprawił od razu, co wywołało szeroki uśmiech na ustach mężczyzny. Młodszego zdecydowanie nie bawiły takie żarty. Szczególnie, że z tego powodu przez lata balansował między życiem a śmiercią.

– I jak? Wyjaśniliście sobie wszystko? – PRL cicho mruknął. Rzesza uniósł brwi.

– Może nie wszystko, ale tak z grubsza... większość. Wątpię jednak, żeby nasza relacja wróciła do pierwotnego stanu – skrzywił się lekko. Założył ręce na piersi i zgarbił się. Kolejny niewygodny temat.

– Tak uważasz...? – Rzesza tym razem rozwinął, ku niezadowoleniu chłopaka. PRL nie wiedział, czy powinien się z tym dzielić. Ubolewał nad tymi rozterkami w głębi swojej kruchej duszy, nie mając komu się z tego wyspowiadać. W końcu od dawna nie miał nikogo na tyle blisko siebie, jak właśnie...
Spojrzał w oczy starszego mężczyzny. Tak dobrze znane, cierpliwe, pełne troski i miłości, mające tak niesamowicie kojącą moc. Jego serce zabiło lekko szybciej.
Rozejrzał się dookoła. Zacisnął palce, aż mu pobielały. Zniżył głos.

– Jestem w trochę martwym punkcie... – zaczął powoli. Przerwał na ułamek sekundy, by z zawahaniem kontynuować. – Z jednej strony się czuję kochany, a z drugiej jestem bardzo samotny... oni wszyscy uśmiechają się, dbają o mnie, a jednak gdy ich najbardziej potrzebowałem, to byłem całkowicie sam. Mama odeszła, ani razu nie próbowała się ze mną skontaktować. Czechosłowacja mówił, że czekał na mnie, że mi dawno wybaczył, a też ani razu nie przyszedł sprawdzić, czy w ogóle żyję. Jestem wdzięczny, za to, że są, a jednak wiem, że na końcu i tak nikogo nie ma. I choć zdaję sobie sprawę, że być może ich uczucia są szczere, tak nie potrafię wyprzeć myśli, że jest to wszystko z litości – mówił ciężko, gorzkim głosem wyrzucając swoje wewnętrzne frustracje, na które Rzesza ze współczuciem skinął głową. Zdał sobie wtedy sprawę, że PRL najpewniej poczuł zawód kierowany w jego stronę, jako iż mógł pomyśleć, że i on go zostawił. W swoich przemyśleniach właściwie się nie mylił, dla chłopaka mężczyzna był całym światem, a ta cała sytuacja go trochę zraniła.

– Uważam, że jest to bardzo odważne z twojej strony i dobrze o tobie świadczy, że mimo wszystko chcesz o nich dbać. Myślisz o tym, żeby twojej matce było dobrze, nawet w jakimś stopniu pomagasz swojemu bratu, choćby wydawało się, że go nienawidzisz – Rzesza uśmiechnął się nie za wesoło. Kostek w odpowiedzi tylko się bardziej skrzywił.

– Bo depresja to kurwa, której nikomu nie życzę – burknął cicho, spuszczając bardziej głowę. Atmosfera wyraźnie się zagęściła. Starszemu mężczyźnie to się całkowicie nie podobało, a już w szczególności nie podobało mu się to, jak czuł się i zadręczał młodszy. Tak, jakby zrobił krok w tył od ich ostatniego spotkania.

Chłopak zadrżał, skurczony sam w sobie. Nabierał nierówny oddech, zaznaczając buzującą w nim mieszankę uczuć.

Rzesza zmiękł na to całkowicie. Wreszcie położył ręce na barkach L-ka, zmuszając go tym samym, by spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się subtelnie.

– Cieszę się, że znów cię widzę, całego. Myślałem cały czas o tobie – PRL z lekkim zmieszaniem odwzajemnił uśmiech. Parsknął w końcu cicho i przybrał cyniczny wyraz.

– Też się cieszę, tato – parsknął ponownie, z delikatnym rozbawieniem patrząc na zdezorientowanie, w jakie wprowadził Rzeszę. – No co?

Mężczyzna uniósł wysoko brwi i wypuścił cicho powietrze.

– Nic, synu, nie spodziewałem się po prostu, że to powiesz – zaśmiał się cicho. Zabrał z jego ramion ręce. – Pola ci wszystko powiedziała

– Mogłem się właściwie domyślić w chwili, gdy o niej opowiadałeś wtedy w lesie, choć taka myśl by była dość odważna – uznał, zakładając ręce na piersi.

– Nie wydajesz się szczególnie przejęty takim obrotem spraw – mężczyzna uśmiechnął się szeroko, patrząc na drugiego z uwielbieniem.
PRL wzruszył ramionami.

– Nie jestem przejęty, bo oprócz tego, że jesteś moim ojcem, to jesteś też i przyjacielem. Zresztą lepiej tak, niż gdyby to był ten trup, albo komuch – spuścił wzrok na swoje buty, uśmiechając się lekko.

– Komuch? Dlaczego komuch? – Rzesza zmarszczył brwi, wyraźnie nie rozumiejąc aluzji. Chłopak wyglądał na bardziej rozbawionego, tak jakby wspominał jakąś dobrą anegdotę.

– Krążyły kiedyś plotki, że komuch porwał mamę i... no. Mówili tak głównie przez to, że sam byłem komunistą i wydawało im się to logiczne – starszy zaczął się cicho śmiać, co przykuło uwagę L-ka.

– Ale że on? Naprawdę? Hah... przecież obaj wiemy, że on taki nie był... prędzej jego armia dzikusów by mogła cokolwiek zrobić, a nie on. On kobietę chyba tylko dwa razy na oczy widział, z czego wyszły jego dwa dzieciaki – pokręcił głową i zaczesał do tyłu włosy.

– Ludzie są głupi, Rzesza. Są gotowi uwierzyć we wszystko, bo lubią mieć na wszystko wytłumaczenie – zapadła między nimi krótka cisza. PRL wrócił mimowolnie myślami do ich wspólnej przygody w lesie. Wtedy dokładnie uświadomił sobie coś, na co lekko się poderwał. – Właśnie, co z komuchem?

Mężczyzna się spiął i utkwił twardy wzrok w chłopaku, co go natychmiast uciszyło. To nie był temat do rozmów tak po prostu, szczególnie, że w mieszkaniu była jeszcze jedna osoba, której tak jak wielu nie powinno się zdradzać tajemnicy ZSRR. Rzesza przeniósł prędko spojrzenie gdzieś za młodszego, akurat tam, skąd właśnie przed chwilą dobiegł cichy odgłos.

– Komuch gryzie piach, słońce. Witajcie chłopcy – zaspany głos kobiety wybrzmiał z głębi domu. PRL od razu się obrócił, czując jak zimne dreszcze przechodzą mu po plecach. Pola wyszła z sypialni i przemierzyła mieszkanie, by dać chłopakowi buziaka w czoło.

– A... no tak... musiałem zapomnieć – mruknął ze zmieszaniem. – Dzień dobry mamo

Białowłosa ruszyła dalej w stronę kuchni. Intencjonalnie minęła Rzeszę, nie posyłając mu nawet spojrzenia, na co tamten zareagował z niezadowolonym pomrukiem. Błyskawicznie obrócił się i złapał ją, przyciągając ją dalej do siebie. Ona zdążyła jedynie nabrać w przestrachu powietrze.

– A gdzie mój całus...? – spytał z szelmowskim uśmiechem. Pola zmarszczyła brwi i cicho fuknęła.

– Na to trzeba sobie zasłużyć – odparła ze wzburzeniem. PRL przyglądał się tej sytuacji z boku, czuł się nieco niezręcznie.

– Zasłużyć...? Wczoraj sobie nie zasłu-

– Nie...! – przerwała mu szybko, lica jej poczerwieniały ze złości. Chciała oszczędzić synowi słuchania tych rzeczy, szczególnie, że już teraz wyglądał nieswojo. Złożyła Rzeszy krótki pocałunek w policzek, żeby zakończyć cały ten teatrzyk. Mężczyzna wtedy ją puścił z triumfalną iskrą w oku, co tylko bardziej ją rozdrażniło.
Zniknęła w kuchni, gdzie od razu wzięła się za śniadanie.

Rzesza spojrzał przez ramię na swojego syna. Ten natomiast rozglądał się na boki, wyrażając dobitnie swój brak komfortu. Potem nagle się wycofał i ruszył do swojego pokoju. Mężczyzna zmarszczył brwi i podążył za nim.

Zatrzymał się w progu i przyglądał się temu, jak PRL przerzuca kolejne teczki. Sterta przejrzanych dokumentów się piętrzyła, jednak pięć kolejnych nieruszonych stała z drugiej strony.

– Trochę tego jest – Kostek wzdrygnął się. Spojrzał na Rzeszę z przejęciem wymalowanym na twarzy.

– Owszem... mnóstwo dokumentów, Polska ma drugie tyle – mruknął, prostując się do siadu. – Nie zechciałbyś mi pomóc?

– Pomóc? – Rzesza wyraźnie się zdziwił, a bynajmniej owe zdziwienie ukazało się w jego ekspresji. – Ja miałbym ci pomóc? To chyba są ważne rzeczy, nie wiem czy ja powinienem do nich zaglądać. Czy jest to odpowiedzialne, L-ku?

PRL wzruszył ramionami, niezbyt zainteresowany jakimikolwiek konsekwencjami.

– Ufam ci. Poza tym jesteś zdecydowanie sprytniejszy ode mnie i szczerze twoja dedukcyjna pomoc byłaby... no, bardzo pomocna – stwierdził z uśmiechem. Mężczyzna na te słowa cicho mruknął i zbliżył się bardziej siadając obok chłopaka na podłodze.

– Co tutaj mamy? – spytał, biorąc do ręki pierwszy lepszy plik. Otworzył go i wzrokiem prześledził znajdujący się w środku tekst. Brwi delikatnie mu zadrżały. Całkiem interesujące.

– Rzeczpospolita prowadził sporo śledztw na własną rękę poza policją i innymi służbami. Miał na to odgórne przyzwolenie i w ten sposób nagromadził sporo akt w wielu sprawach. Polska podejrzewa, że przed śmiercią wplątał się w jakąś śliską sprawę i możliwe, że w tych dokumentach znajdziemy coś, co nam może pomóc potwierdzić jego teorię – wyjaśnił, wertując kolejny plik. Rzesza zerknął na niego i skinął głową. Odłożył trzymaną teczkę i zaraz zabrał kolejną, dokładnie ją studiując.

– Widzę, że sprawy tyczą się przede wszystkim krajów i organizacji. Możliwe, że Polska może mieć rację. Jeśli ktoś robił coś lewego na boku, to z pewnością nie chciał mieć ogona. Wiem to z doświadczenia – mimowolnie się uśmiechnął. Przyjrzał się załączonemu zdjęciu. – Rozumiem, że szukamy czegoś nadzwyczajnego?

– Dokładnie tak. Nie wiem tylko, co to może być – mruknął ze słyszalnym niezadowoleniem. Rzesza przystanął na chwilę. Przymrużył powieki, badając uważnie kolejne fotografie.

– Spokojnie L-ku. Myślę, że jak to znajdziemy, to będziemy wiedzieć, że to jest to. Nie martw się tym – spojrzał na syna i uniósł kąciki ust.

~•~•~•~•~
Tak wiem, że ten rozdział mógł być lepszy. Pisząc go przeżyłam kilka kryzysów, a chciałam go mieć już z głowy i iść dalej.
Przepraszam za niedociągnięcia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro