Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na wzgórzu nieopodal stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich wpatrywał się przez lornetkę w horyzont, śledząc z uwagą poczynania zbiorowiska mundurowych w dole doliny. Milczał, zresztą już od dłuższego czasu. Wewnętrznie był zdruzgotany, nie potrafił pogodzić się ze swoją personalną porażką, którą pochłonięty był od ostatnich dwóch wieczorów.

Jego towarzysz stał sztywno wyprostowany, bez większego namaszczenia oczekiwał, aż jego przywódca wreszcie coś powie.

– Wszystko poszło zgodnie z planem, Herr – zwrócił uwagę. Nie potrzebował lornetki, by to wiedzieć.

Rzesza wypuścił powietrze i spuścił  oczu trzymane w rękach urządzenie.

– Tak. Tak właśnie się stało – odparł, choć w jego głosie nie było słychać entuzjazmu.

– Cóż więc robimy dalej, mein Herr? – Ahne spojrzał na Rzeszę kątem oka.

– Powiedz naszym, że działamy dalej. Przechodzimy do fazy "B" naszego planu. Niech wezmą zakładników i czekają na kolejne polecenia – doktor skinął głową.

– A Pan? – Rzesza utkwił w nim pytający wzrok. Mężczyzna zaraz wyjaśnił. – Mamy oczekiwać na polecenia. Cóż Pan, mein Herr, będzie w tym czasie działać?

Rzesza uśmiechnął się nieznacznie.

– Trafne spostrzeżenie – pochwalił, zakładając ręce za plecami. – Udam się na "wypoczynek" w góry, do starego kolegi. Nie spodziewam się, by kolejny raz mi zaufał i zechciał się przyłączyć, ale są rzeczy o które chcę go zapytać. On dużo wie, może się okazać całkiem pomocny

Ahne uniósł wysoko brwi.

– Stary przyjaciel? A któż to jest?

– Nieistotne, doktorze – urwał rozmowę. Ahnenerbe nie śmiał się jej dalej podejmować.

Stali jeszcze chwilę w milczeniu. Wyższy z mężczyzn czuł, że niebawem będzie musiał odejść. Chciał na pożegnanie podzielić się jeszcze jedną swoją uwagą.

– Z całym szacunkiem, mein Herr, ale z mojej krótkiej obserwacji wynika, że dał się Pan nieco ponieść emocjom – Rzesza skrzywił się. Nie przepadał za tym, gdy ktoś wytykał mu jego błędy. W tej sytuacji jednak i przy tym mężczyźnie musiał wykazać się cierpliwością.

– Być może. Naprawdę kocham tego chłopaka. Zasłużył na coś więcej, niż to – wykonał nieokreślony ruch ręką. – Obawiałem się, że tak się to skończy. Spóźniłem się, inni zdołali zatruć jego umysł, nim ja byłem w stanie mu wszystko wyjaśnić – Ahne mruknął cicho pod nosem.

– Pomóc panu pozbyć się tego problemu? Dla jasności umysłu? – Rzesza zmarszczył brwi. Wiedział doskonale jaką rzecz proponuje mu mężczyzna. Nie zgodziłby się na nią nigdy w życiu.

– Nie. Idź wykonać swój rozkaz. Ja muszę sam sobie z tym poradzić. Zresztą... nic nie jest przesądzone. Krew z mojej krwi, ciało z mojego ciała. Jest w nim cząstka mnie, która obudzi się, gdy przyjdzie na to czas – Ahne skłonił się lekko i odszedł, zostawiając Rzeszę samego. Mężczyzna zapatrzył się w horyzont. Wiedział, że gdzieś tam siedzi jego chłopak. Westchnął cicho. – Jeszcze się spotkamy, synu. Musisz się jeszcze wiele nauczyć


Chłopak bawił się nerwowo palcami. Oczy uparcie miał utkwione w czubkach swoich butów, a on sam był co najmniej zestresowany zaistniałą sytuacją. Mnogość głosów dookoła niego jeszcze wzrosła, a on kurczył się w sobie, gdy słyszał kolejny raz, jak otwierają się drzwi.

PRL wszedł do biura Niemiec razem z Polską. Wyglądał nieco lepiej, siniaki powoli się wchłaniały, a on odzyskiwał siły. Na jego szczęście w trakcie wizyty w szpitalu doktor nie stwierdził poważniejszych uszkodzeń w organach wewnętrznych. Palce zoperowano i założono opatrunki, zajęto się również odpowiednio jego plecami.

Kostek rozejrzał się po pomieszczeniu. Zmarszczył brwi, nie spodziewając się nadprogramowych uczestników spotkania.

Niemcy stał z początku nad biurkiem, poderwał się, gdy dwójka weszła do środka. Natychmiast ruszył przywitać się z nowoprzybyłymi. L-ek uścisnął jego dłoń, jednak wzrok utkwiony miał w jeszcze jednej osobie, która znajdowała się w pokoju.

Chłopak siedział przy biurku, naprzeciwko fotelu Niemiec. Miał czarne włosy, odrastające mniej więcej do ucha, rozdzielone na dwie części przedziałkiem. Z wyglądu właściwie tylko tyle dało się stwierdzić. Twarz miał odwróconą i schowaną przed wzrokiem obserwatorów. Wyglądał bardzo nieswojo, a skurczona sylwetka na myśl przywodziła siedzącą krewetkę.

Niemcy zwrócił uwagę na to, w co wpatrywał się PRL. Z lekkim zakłopotaniem powiódł za jego wzrokiem.

– Cieszę się, że już przybyliście. Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać obecność NRD. Ostatnio... gorzej się czuł i chciałem mieć go na oku – Polska uśmiechnął się lekko na jego słowa, doskonale rozumiejąc, co miał na myśli.

– Ależ nie ma problemu, prawda, PRL? – Kostek pokiwał głową, nadal wpatrując się w chłopaka. Potem bez słowa podszedł i usiadł tuż obok niego.

– Cześć – przywitał się, wzrokiem próbował namierzyć twarz NRD. Ten uparcie zakrywał się swoimi włosami. Na powitanie wzdrygnął się i uciekł głową, a natarczywa zabawa palcami przybrała na sile. "Oj ty biedny..." pomyślał w duchu. Nie miał za wiele czasu na żałowanie chłopaka. Odwrócił się, słysząc kroki dobiegające z korytarza.

Do pomieszczenia wszedł Wehrmacht, a niedługo po nim dotarł również Luftwaffe. Mężczyźni przywitali się ze zgromadzonymi, między sobą wymienili tylko spojrzenia.

Niemcy podszedł do drzwi i je zamknął.

– Skoro już wszyscy dotarli, to rozgośćcie się, zajmijcie miejsca. Myślę, że się tu pomieścimy – zachęcił ruchem dłoni. On sam obszedł dookoła biurko i usiadł na swoim fotelu.

Wehr usiadł na ostatnim z trzech krzeseł naprzeciwko Niemiec, tuż obok L-ka. Luftwaffe rozsiadł się na kanapie i obdarował wrogim spojrzeniem Polskę, który postanowił usiąść tuż przy nim. Lotnik nieznacznie się od niego odsunął.

– Raczej każdy z was zdaje sobie sprawę z wagi tego spotkania. Wszyscy zostaliśmy w to wciągnięci, więc wspólnie musimy coś z tą sprawą zrobić – Niemcy rozpoczął, gdy każdy zajął swoje miejsce. Waffe oparł się łokciem o podłokietnik.

– Bundeswehry nie będzie? – spytał, choć w jego głosie nie było słychać żalu. Kąciki ust Wehrmachtu drgnęły w bladym uśmiechu.

– Nie. Nie odbierając mu jego kompetencji, stwierdzam, że nie jest to sprawa, w którą powinien być przesadnie wtajemniczony. Ty i Wehr jesteście zdecydowanie ważniejszymi ogniwami, szczególnie biorąc pod uwagę waszą wiedzę na temat samego Rzeszy. Nie chcę mieć tu niepotrzebnych tłumów, wiemy, do czego Rzesza jest w stanie się posunąć, dlatego muszą w tym być tylko najtęższe umysły. I najbardziej oporne na jego zagrywki – kiedy reszta między sobą dyskutowała, PRL nadal zerkał kątem oka na siedzącego obok niego NRD. Zauważył, jak ten nerwowo drapie się po ręce, z dużą siłą. Z pewnością musiało to być bolesne, co zaniepokoiło Kostka. Zmarszczył brwi i drgnął głową, by lepiej na niego spojrzeć. Poczuł gulę w gardle, gdy dostrzegł wychodzące spod rękawa bluzy chłopaka blizny. NRD zatrząsł się, jego oddech był znacznie przyspieszony. L-ek gwałtownie obrócił się w stronę Niemiec.

– Może przejdźmy już do konkretów? – zaproponował, jego ręka niezauważalnie powędrowała na dłonie NRD. Lekko go uścisnął, tym samym powstrzymując go od dalszego kaleczenia się. Młody Niemiec podniósł na niego pierwszy raz wzrok, choćby był zaskoczony tym, że go widzi. Kostek posłał mu krótkie spojrzenie i blado się uśmiechnął. NRD odwzajemnił uśmiech i spuścił na powrót głowę.

– Niech tak będzie. Wpierw ustalmy na czym stoimy. PRL, czy będąc u nich dowiedziałeś się czegoś nowego? – Niemcy utkwił spojrzenie w Kostku. L-ek nabrał powietrza w płuca.

– Niewiele się dowiedziałem. Wiem tyle, że w kwestii morderstwa Rzeczypospolitej Rzesza wyręczył się swoimi ludźmi. No i poznałem jeszcze jednego z jego "ważniejszych" ludzi. Doktor, on mnie opatrywał po wszystkim. Nazywał się jakoś na "A"... Ahne-cośtam – Niemcy zmarszczył brwi. Coś mu świtało w głowie, ale nie potrafił sobie przypomnieć co to było.

– Ahnenerbe – mruknął Wehr po chwili milczenia. Wszystkie pary oczu zwróciły się w jego stronę. Z nich tylko Luftwaffe nie wydawał się być zaskoczony.

– Ahnenerbe? Kto to taki? – Polska wyraźnie się zainteresował. Odpowiedział mu Waffe.

– Skurwiel jakich mało. Elegancik, co zawsze miał zbyt ciasno zapięty kołnierzyk i uważał się za najlepszego – burknął z niesmakiem. Właściwie on sam osobiście nie miał zbyt wielu okazji, by lepiej poznać doktora. Zdarzało się, że musiał organizować przeloty samolotem i całą obsługę logistyczną dla niego, co swoją drogą było dla niego całkiem uciążliwe, jednak na palcach jednej ręki był w stanie zliczyć ile razy skonfrontował go in persona. Jego wewnętrzna nieprzychylność do Ahne, choć nie zdawał sobie z tego sprawy, wynikała z uprzedzeń Wehrmachtu zarówno do niego, jak i jego bliskiego towarzysza SS. Waffe zwyczajnie poparł swojego natenczas przyjaciela, wyznając zasadę solidarności.

– Najniebezpieczniejszy z wszystkich współpracowników Rzeszy, jego as w rękawie – dodał Wehr. Oparł się wygodnie o oparcie z krzesła i założył ręce na piersi. – Nazywa się doktorem, choć z tym, co robił, ciężko określać go tym mianem. Istny świr, ale przy tym sprytny, mądry, czasem przemądrzały, i przede wszystkim myślący dokładnie na takim samym poziomie co Rzesza. Ci dwaj to niepowstrzymane geniusze. Nikt go nie lubił, zresztą głównie ze względu na to, jak się obchodził z ludźmi. Poza tym ciężko było go traktować na poważnie ze względu na przedmioty jego badań

PRL przymrużył powieki w zaintrygowaniu.

– Co takiego robił? – spytał z czystej ciekawości. Znów odezwał się Waffe.

– Prowadził pseudonaukowe badania z wyssanymi z palca hipotezami ku chwale Rzeszy i jego propagandy. Coś o ufoludkach i Niemcach-założycielach starożytnego Egiptu. Uwielbiał też bawić się w doktora Frankensteina w obozach koncentracyjnych

– Jedyną osobą, którą akceptował i ze wzajemnością był SS. Zresztą to on go do siebie przygarnął i pozwolił się rozwijać. Można było ich uznać za przyjaciół – na te słowa Wehra PRL spojrzał porozumiewawczo kątem oka na Luftwaffe. Ten automatycznie odwzajemnił spojrzenie, a jego usta wykrzywiły się w grymasie, gdy próbował powstrzymać uśmiech. Zrozumiał o co chodziło temu cholernemu Polaczkowi. – SS popełnił samobójstwo tuż przed końcem wojny i teraz Bóg jeden wie, co mogło się w jego głowie po tym zrodzić. Rozmawiałem z Gestapo i SD, krzyczeli, że nie doceniłem jego geniuszu i że przyjdzie nam za to zapłacić

W biurze zapanowało małe poruszenie.

Polska zaczął krótką dyskusję z Niemcami i Waffe, Wehr im się przysłuchiwał i tylko co jakiś czas wtrącał swoje przemyślenia.

PRL w tym czasie ponownie poświęcił swoją uwagę młodszemu z kuzynów. NRD wydawał się być spokojniejszy, niż na samym początku spotkania, co całkiem ucieszyło chłopaka. Bawił się bandażem zawiązanym na przedramieniu Kostka.

Niespodziewanie Niemiec spojrzał w oczy L-ka. Ten dopiero teraz zauważył, że jedno z oczu NRD ma inny kolor. Po chwili zrozumiał, że wynikało to z tego, że było ono ślepe.

– Dobrze więc. Musimy w takim razie jak najszybciej ich wszystkich złapać i udaremnić ich plany – podsumował głośniej Niemcy, przerywając wywód całej czwórki. Wehrmacht skrzywił się.

– To nie będzie takie proste. I obawiam się, że również nie rozwiąże to naszych problemów – Niemcy zmarszczył brwi zaniepokojony.

– Dlaczego?

– Kiedy rozmawiałem z Gestapo powiedział mi, że wiedzą prawie wszystko. O mnie, o Waffe, o tobie i Polsce. Takie informacje mogą mieć o wszystkich, począwszy od polityków, kończąc na milionerach i przywódcach zbrodniczych organizacji – PRL i  Niemcy zadrżeli. Oni dwaj doskonale zdawali sobie sprawę z wagi informacji oraz tego, jak bardzo Rzesza sobie ją upodobał. – Wierząc jego słowom mają klucze do każdego zamka. Wiedzą, czym i jak szantażować. Wiedzą, jak kogoś zmusić, by pracował dla nich. Niewiele wystarczy, a każdy będzie musiał zatańczyć tak, jak oni zagrają

Świadomość zagrożenia wzbudzała w sercach zgromadzonych strach. Głupie próby uspokojenia się i wmawiania, że może istnieć wyjście z tej sytuacji były całkowicie bezcelowe. Polska spuścił głowę i w środku rozważał słowa Wehra. Niemcy zaciskał nerwowo szczękę, patrząc w oczy porucznika. Jedynie Waffe zdawał się tym nie przejmować.

– To nie wszystko – wtrącił w końcu PRL, zmuszając mężczyzn, by w napięciu na niego spojrzeli. – Mówiłeś, że wiedzą o nas wszystko. Tak na marginesie zapewne ten cały Ahnenecoś szuka im najwięcej informacji, sam mi powiedział, że gdy tylko poznał moje imię poszedł coś o mnie poczytać. Jeśli zaczniemy im znowu robić koło pióra, oni wreszcie się odgryzą. Każdego z nas mogą uciszyć, albo zmusić do współpracy

– Być może, ale nie możemy zawiesić białej flagi. Musimy coś zacząć działać, przecież nie pozwolimy, żeby tak po prostu na naszych oczach Rzesza znów zaczął rządzić Europą – stwierdził sfrustrowany Polska. – I tak, to racja, że mogą próbować nas wyeliminować, ale nie możemy pozwolić, by ten strach nam związał ręce. Proponuję, żebyśmy mimo wszystko zaczęli coś robić. Niemcy - ty możesz ostrzec państwa członkowskie Unii przed zagrożeniem, tylko po cichu, by nie wzbudzać paniki obywateli. Możemy zwołać zgromadzenie nadzwyczajne, gdzie możemy wspólnie to wszystko przedyskutować. Ktoś musi w końcu przesłuchać SD i Gestapo, wycisnąć ich jak cytryny. W ich przypadku i bacząc na zagrożenie przymknąłbym oko na konwencje, zresztą nadal tylko my wiemy, że oni u nas są. Sprawą przesłuchania możesz się zająć ty, Wehr. Możesz zrobić to osobiście, albo wybrać do tego ludzi. A, no i jeszcze jedno. Musimy ustalić hasło. Możemy pod naciskiem Rzeszy zacząć się wykruszać. On może chcieć podstawić nam kreta, żeby otrzymywać świeże informacje o naszych postępach. Potrzebujemy hasła, którym osoba wyeliminowana powiadomi nas, że nie powinniśmy już jej przekazywać ważniejszych informacji. Oczywiście nadal będzie musiała z nami działać, żeby Rzesza nie zorientował się, że coś podejrzewamy. Kupi nam to czas

Reszta zaczęła kiwać głowami, zgadzając się z Polską.

– Zabawa jak w podstawówce... "podaj hasło"... – zamruczał cicho Waffe, oglądając swoje paznokcie. Cały czas zdawał się średnio obawiać realnego zagrożenia. Być może nie zdawał sobie sprawy z tego, jak faktycznie może mu przyjść cierpieć z tego powodu. – Proponuję "borówki" – rzucił śmiertelnie poważnie, choć widać było, że jego słowa z powagą nie miały nic wspólnego. Wehr z trudnością się powstrzymał od parsknięcia śmiechem.

– Ja bym poszedł dalej i powiedział "tort borówkowy" – podchwycił Polska. Luftwaffe skrzywił się dogłębnie urażony.

– A dlaczego nie "borówki"? – spytał unosząc podejrzliwie brew.

– Bo borówki możesz kupić w sklepie i chwaląc się tym osiągnięciem możesz przypadkiem wszcząć alarm. Tort borówkowy jest zjawiskiem na tyle rzadkim, że jest niskie prawdopodobieństwo pomyłki – wyjaśnił, patrząc centralnie w oczy podburzonego pilota. Waffe prychnął.

– Polaczki i ta ich cała logika... – burknął, zakładając ręce na piersi.

– Czyli przyjmujemy hasło „tort borówkowy"? – upewnił się Wehr, szeroki uśmiech gościł na jego ustach, gdy już nie próbował na siłę go powstrzymywać. Cała ta sytuacja wydawała mu się nadzwyczajnie zabawna.

– Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale tak zwyczajnie musi być. To hasło całkowicie was skreśli z grona osób zaufanych, musicie z nim bardzo uważać – potwierdził Polska, przeskakując wzrokiem po zgromadzonych.

– To już wszystko? – Niemcy spojrzał na niego. Polska skinął głową.

– Na ten moment uważam, że tak. W kwestii następnego spotkania zwrócę się bezpośrednio do ciebie, zwołasz wtedy chłopaków. PRL wyraził swoją niechęć wobec działań, co jest całkowicie uzasadnione. Nie będzie więcej uczestniczyć w tej misji, wystarczy mu wrażeń – PRL lekko się skulił, czując, że wszyscy się na niego patrzą. Wehrmacht położył mu rękę na ramieniu, zachęcając tym samym, by ten na niego spojrzał. Porucznik posłał mu spokojny uśmiech.

– Niech odpoczywa. Zrobił kawał dobrej roboty – skomentował, a Kostek z pewnym zawstydzeniem spuścił głowę.

– Dobrze więc. Jesteście w takim razie wolni, dziękuję za wasz czas. Dobrego dnia i uważajcie na siebie, teraz szczególnie trzeba mieć oczy dookoła głowy – zakończył Niemcy. Mężczyźni powoli zaczęli wstawać ze swoich miejsc i kierować się do wyjścia

PRL wyszedł na końcu, posyłając ostatnie spojrzenie dwójce braci. Niemcy odpowiedział mu nieznacznym uśmiechem.

Gdy drzwi się za nimi zamknęły, NRD wyraźnie się ożywił.

– Lubię go – stwierdził, z podekscytowaniem oczekując na odpowiedź Niemiec. Jego brat cicho parsknął.

– Jest w porządku. Przyjdzie za niedługo do nas, mamy sporo do omówienia – NRD posłał mu wielce zaskoczone spojrzenie, które jeszcze bardziej rozbawiło starszego z braci. – Zaraz ci te oczy wyskoczą

– P-Pff... no napewno... – mruknął speszony, ale na wszelki wypadek nieznacznie przymrużył powieki.


Na korytarzu czekał na L-ka Wehrmacht. Uśmiechnął się lekko, na co chłopak zmarszczył brwi.

– Coś się stało? – spytał, rozglądając się na boki. Polska stał nieopodal, w końcu mieli we dwójkę wrócić do mieszkania. Waffe już dawno się ulotnił.

– Nie, chciałem tylko krótko powiedzieć, że wiem, co zrobić z fantem naszego zakładu – PRL wypuścił teatralnie powietrze.

– Ty i ten zakład... widzę bardzo wziąłeś go sobie do serca

– Być może. Jestem człowiekiem, co nie rzuca słów na wiatr – uznał, unosząc wysoko brwi. PRL skinął głową, by go ponaglić.

– No, to co takiego wymyśliłeś, panie poruczniku? – Wehr zaśmiał się cicho.

– Proponuję spotkać się na kawę. Dla przykładu w przyszły czwartek, powinienem mieć wtedy luz – PRL nieco zaskoczył się tą propozycją, jednak był w stanie na nią przystać.

– Jeśli dożyję czwartku, to czemu nie? – Wehr poklepał go po ramieniu.

– W tym rzecz, że masz dożyć, inaczej będę bardzo niepocieszony. Chyba nie chcesz, by stary porucznik chodził bardziej naburmuszony niż już jest? – Kostek spojrzał mu w oczy i nieznacznie się uśmiechnął.

– Niech ci będzie. Trzymaj się, Wehr i do czwartku – uścisnął mu rękę. Wehrmacht wyglądał na bardzo zadowolonego.

– Do czwartku, PRL

Niedługo potem Polska wraz ze swoim bratem przemierzali parking, idąc w stronę białego audi. Zachowywali milczenie, do momentu, aż młodszy z dwójki nie odpalił samochodu i nie wyjechał na główną drogę. Dopiero wtedy się odezwał.

– Wiesz, widzę dokładnie jak bardzo gniecie cię pod żebrami fakt, że musisz ze mną siedzieć w jednym mieszkaniu. Nie myśl sobie, że jestem na to ślepy – rzucił, choć nie było w jego słowach słychać pretensji. PRL uniósł brwi i na niego spojrzał.

– Doprawdy? – skomentował, bacząc ostrożnie na słowa.

– Oj tak. Wiem, że nadal masz mnie dość – Kostek zmrużył podejrzliwie powieki.

– No i? Po co mi to mówisz? – Polska posłał mu krótkie spojrzenie, jednak potem zaraz utkwił wzrok na powrót przed siebie.

– Znalazłem idealne rozwiązanie, które z pewnością ci się spodoba, zresztą pomysł nawet nie wyszedł ode mnie – zaczął, a jego dziwny lekki ton przyprawiał PRL o mdłości. Coś mu śmierdziało i nie była to wadliwa klimatyzacja.

– To znaczy?

– Jeszcze gdy planowaliśmy akcję odbicia ciebie i mamy pojawiło się pytanie, co zrobimy dalej? W końcu trzeba było mieć chociaż przygotowany zarys, żeby z większym spokojem podejść do kolejnych zadań. Czechosłowacja zaproponował, że może cię przyjąć. Powiedziałem mu, że poczekamy z tym, bo nie wiadomo, w jakim będziesz stanie. Narazie jesteś po wszystkich wizytach w szpitalu i chyba jesteś na tyle pozbierany, że mógłbyś do niego pójść. Rozmawiałem z nim o tym rano, bardzo się ucieszył – z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem PRL robił większe oczy, a krew szybciej spływała z jego twarzy. Na końcu zapadła całkowita cisza, podczas której starszy wpatrywał się w mniejszego jak na wariata.

– Czyś ty całkowicie już zdurniał? – wydusił w końcu, czując się co najmniej, choćby był w programie "Ukryta Kamera", a Polska miał za chwilę krzyknąć, że to wszystko był zabawny żart. Ale tak się nie stało, a PRL czuł, jak czerwień intensywniej pokrywa jego poliki. – Przecież nie będę się mu narzucać, to ty jesteś moją rodziną i brzmi to właściwiej, żebym u ciebie spał. Nie będę mu generować kolejnych problemów...!

– Nie pierdol tyle, bo rodzina ci się powiększy – odparł znużony krzykami L-ka. – Czechu powiedział, że to żaden problem, sam się przecież zadeklarował. Mówił nawet, że przygotuje ci miejsce do spania i że już planuje zakupy. Oczywiście nie zostawię tego tak bez pieniędzy, choć był uparty, twierdząc, że da radę bez tego. Zmusiłem go trochę, by się przekonał – PRL zmarszczył ostro brwi.

– Nie ma mowy. Nie pójdę do niego, to jest jakaś pomyłka. A ty następnym razem rozmawiaj ze mną o takich rzeczach, panie organizator, bo to, że z mojego powodu ludziom życie komplikujesz to mi się wcale nie podoba – burknął i założył ręce na piersiach. Polska warknął. Zatrzymał się gwałtownie na poboczu, co zdezorientowało starszego. Mniejszy posłał mu groźne spojrzenie.

– Co z tobą jest nie tak?! – PRL otworzył szerzej oczy. Nie spodziewał się tak nagłego wybuchu Polski. Przecież wcale się na to nie zapowiadało. – To jest do cholery twój przyjaciel, a ty zgrywasz jakiegoś pajaca w tym momencie! Wszystko przecież jest uzgodnione, nikt nikomu nie sprawia żadnego problemu, więc o co ci teraz w ogóle chodzi?! Ty się go boisz czy jak?!

PRL zadrżał. Zacisnął usta w wąską linię i się skulił w sobie. Wzrok jego spłynął na deskę rozdzielczą. Polska na ten widok cicho westchnął.

– Sorry. Nie chciałem – mruknął przepraszająco. – Nie rozumiem tego po prostu. Przecież bardzo się lubicie. Jeden dla drugiego znaczy wiele, co widziałem w ostatnich dniach aż nazbyt dobrze. Co się znowu zmieniło? – PRL przez chwilę milczał. Place zacisnął mocniej wokół swoich ramion. Zgrzytnął zębami.

– Niby nic się nie zmieniło i chyba w tym jest problem – burknął. Usta jego wykrzywiły się rozpaczliwie. – Ja... też nie wiem. Nie wiem, sprawa jest trochę głębsza i... nie wiem. Zależy mi na nim bardziej niż na przyjacielu. Chciałem mu o tym powiedzieć, ale kazał mi z tym poczekać. Teraz nie mam już tej odwagi i... boję się, że mnie odrzuci. Nie przeżyłbym tego

Polska patrzył na niego w skupieniu z pewnym zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Wyznanie starszego nie wywarło na nim większego wrażenia, w końcu swoje podejrzewał od pewnego czasu. Wreszcie nabrał powietrza.

– Jeśli mam być całkowicie szczery, PRL, to jestem pewny, że nie masz o co się martwić. W jego zachowaniu widać, że może być... zainteresowany, że tak powiem. Na twoim miejscu bym próbował – PRL prychnął.

– Wydaje ci się. Gadasz tak, bo go nie znasz. Czechy ma po prostu taki styl bycia, jeśli nie próbował z kimś choć raz flirtować, to znaczy, że z daną osobą musi być naprawdę źle – Polska pokręcił głową.

– Ty całkowicie źle czytasz jego zachowanie, PRL. Ja mówiłem o tym, jak o ciebie dba i jak bardzo się o ciebie martwi. On mi płakał, zastanawiając się, gdzie jesteś i co się z tobą dzieje. Takich rzeczy się nie symuluje – stwierdził, odpalając samochód i ruszając dalej. PRL spuścił głowę. – Pojedź tam chociaż na dwie noce, jak naprawdę będzie tak źle, w co szczerze wątpię, to po ciebie przyjadę

Kostek nic nie odpowiedział. Musiał dogłębnie pomyśleć nad tym wszystkim.

Powoli dojeżdżali pod blok. PRL doskonale rozpoznawał okolicę, wyglądała zdecydowanie ładniej niż reszta miasta. Cóż się dziwić, była to przecież jedna z bogatszych dzielnic, gdzie mieszkali bardziej zamężni ludzie. Ulice były całkiem zadbane, drzewka przystrzyżone, nie błąkali się tam bezdomni. Całkowicie inny świat, niż to, do czego starszy przywykł.

– Co zamierzasz zrobić z Rzeszą i innymi? – spytał w końcu, patrząc na młodszego. Polska skrzywił się. Wiedział, że odpowiedź może nie być zbyt ciepło przyjęta.

– To, co będzie słuszne – odparł ogólnie.

– A co w tym przypadku będzie słuszne? Za kratki ich nie wsadzisz, mogą znowu uciec i historia zacznie się od nowa, a napewno będą mieli mnóstwo ludzi, którzy z wielką chęcią im to umożliwią – Polska spojrzał na PRL. Oboje wiedzieli, do czego to zmierzało. Polska nie chciał odpowiadać na to niewygodne pytanie, a PRL zwyczajnie pragnął usłyszeć to z jego ust.

– Jeśli chcemy mieć pewność, że sprawa jest rozwiązana, trzeba postąpić jak po wojnie. Pozbyć się dowódców, a potem wyłapać ich rozpierzchnięte owce – PRL twardo patrzył mu w oczy, swoimi wprost krzyczał "no dalej, mów". Polska poczuł dreszcz na plecach. Zatrzymał się na światłach. Zacisnął palce na kierownicy. – Będę musiał ich zabić, PRL

Kostek, choć odpowiedź go nie zaskoczyła, przeniósł opustoszały wzrok przed siebie. To była najbezpieczniejsza opcja. Ich śmierć raz na zawsze rozwiązałaby wszystkie kłopotliwe problemy, a świat mógłby wziąć wreszcie głęboki wdech. Coś jednak we wnętrzu chłopaka kłuło go boleśnie. Sumienie, wygasłe, zdeptane uczucie, czy też zwyczajna synowska wierność - jedno, albo wszystkie mogły grać w tym rolę. Gniew jest czymś, co prędko mija, a na jego miejsce często przychodzi poczucie winy za być może nieadekwatną reakcję, czy też pojawia się ten jasny promyczek miłości, która nakazuje łaskawsze podejście do sytuacji. PRL w tej chwili sam nie był pewny, co dla niego w tym momencie było lepsze. Był całkowicie rozbity.

Nabrał powietrze.

– Skoro jest to słuszne, to zrób to. Tylko bądź pewny, że nie chybisz

~•~•~•~•~

Yoooo dotarliśmy do samego końca tej książki... a może i nie? Jak już wspominałam ostatnio, planuję wypuścić serię one-shotów uzupełniających tutejszą historię. Póki co będę pisać takie, na które będę miała w danym momencie chwilę i które są potrzebne jako wytłumaczenie pewnych rzeczy. Być może, choć nie jest to pewne, otworzę w przyszłości zamówienia na shoty, bo być może i macie jakieś swoje pytania odnośnie postaci, na które w bardziej barwny sposób chcielibyście otrzymać odpowiedź. Ma to być swego rodzaju rekompensata za to, że raczej nie planuję pisać kontynuacji tej książki. Tak, tak, wiem, że zakończyłam ją w takim średnim momencie, ale tak jak jest wątek do pociągnięcia w razie następnej części, tak nie wiem, czy miałabym czas i chęci, by to napisać. Jak zapewne wiecie, jestem na studiach i już niebawem zacznie mi się zabawa w związku z pisaniem pracy licencjackiej i nie mam pojęcia jak będzie wyglądać przez to moja kreatywność. Poza tym chciałam skupić się na moim innym ambitniejszym projekcie, który od jakiegoś czasu się kurzy, a chciałabym jednak go sfinalizować.

Tak czy tak, chciałabym wam wszystkim bardzo podziękować za aktywność, za każdy głos, za waszą cierpliwość przy oczekiwaniu aż zepnę dupę by coś napisać i oczywiście za każdy komentarz, bo będąc całkowicie szczerą, ze wszystkiego komentarze cenię sobie najbardziej (a wiele z tych komentarzy rozbawiło mnie do łez).

I to raczej będzie na tyle. Trzymajcie się moi drodzy, życzę wam wszystkiego dobrego i powodzenia w waszej czytelniczej podróży~

Adios!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro