Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PRL siedział przygarbiony na kanapie i nerwowo skubał skórki wokół swoich paznokci. Patrzył się tępo przed siebie, pochłonięty swoimi myślami. Przez jego uszy przemykał dźwięk tykającego zegara i krzątanina jego matki w pralni. Do podświadomości docierała jedynie przygłuszona rozmowa.

Minęło już kilka dobrych dni, odkąd był u Wehrmachtu. Brak żadnej odpowiedzi z jego strony wzbudzał w nim coraz większy niepokój, szczególnie, że nie wiedział co robić dalej.

Przez ostatnie kilka dni chodził codziennie do sklepiku pracować, co przyjął z niezbyt dużym entuzjazmem, ale musiał się z tym faktem pogodzić i go przyjąć. Smutna rzeczywistość go prędzej czy później musiała dogonić.

Co gorsza odnosił coraz częściej wrażenie, że czuje się gorzej, a chwile, gdy siedział patrząc się w pustkę zdarzały się jeszcze częściej. Czy powinien coś z tym zrobić? Najpewniej tak, chociaż on już dawno temu stracił chęci do wołania o pomoc.

Palący ból sprowadził go na ziemię. Z wyrzutem spojrzał na swój kciuk, na którym pojawiła się odrobina krwi.

– ...w związku z tym Ameryka ma go od jakiegoś czasu na oku. Na szczęście nie musiałem fatygować się aż tak daleko i załatwiłem sprawę zdalnie – Polska dokończył swój wywód, chociaż w tej chwili był to bardziej monolog. Z lekką nerwowością się uśmiechnął i spojrzał w dół, przy tym drapał się po szyi. PRL gdyby nie fakt, że się właśnie wybudził, najpewniej nie zwróciłby uwagi na jego zachowanie. Utkwił wzrok tym razem w swoim bracie.

– O co chodzi Polska? – spytał niespodziewanie, co z początku wytrąciło młodszego z równowagi. Spojrzał na niego z niezrozumieniem w oczach.

– To znaczy? – odparł pytaniem na pytanie, przy czym zmarszczył brwi. PRL pociągnął kąciki swoich ust jeszcze niżej.

– USA. O co z nim chodzi? – zauważył, jak na ułamek sekundy pojawiło się coś dziwnego na twarzy Polski. Zaraz jednak tamten próbował zatuszować swoją reakcję złością.

– Nie słuchałeś mnie? Przez ostatnie pół godziny ci pierdoliłem na ten temat! – wyrzucił wściekle, co już tylko rozdrażniło L-ka. Dał mu okazję na wypowiedzenie się samemu na ten temat.

– Nie o to mi chodzi, kretynie. Kiedy o nim mówiłeś, zachowywałeś się, jakby conajmniej groził ci nożem o trzeciej nad ranem. Zresztą Rzesza ostatnio też zwrócił uwagę na to, że zachowywałeś się dziwnie. Nie miałeś tego dnia u niego delegacji z Unii? – Polska odwrócił wzrok i zacisnął mocniej palce. PRL na to uniósł jedną brew do góry.

– Nie ważne – burknął pod nosem, samą odpowiedzią potwierdzając domysły L-ka. Starszemu się to nie spodobało. Sam przeżył w życiu wiele i wiedział jak sam reagował w poszczególnych sytuacjach.

– Polska, jeśli to coś poważnego, to... – nie skończył.

– Powiedziałem "nie ważne"! Nie potrafisz kurwa odpuścić?! – już tym razem krzyknął, jego głos się lekko załamał. PRL zrobił urażoną minę, wręcz zdegustowaną. Zastanawiał się, czy bardziej kierował ją w kierunku brata, który potraktował jego zmartwienie jak śmietnik, czy do siebie za to, że ze swojej naiwności zaczął się nim przejmować. "Najwyraźniej jestem po prostu debilem" burknął w myślach. Chciał coś powiedzieć, ale Polska jak tylko zauważył, że ten się do tego przymierza, sam się prędko odezwał. – Powiedz mi lepiej jak ci poszło z Wehrmachtem. Masz jakieś wieści?

Ich ostatnia rozmowa odbyła się wtedy, gdy był z nimi Rzesza. Od tego zdarzenia nie mieli ze sobą kontaktu, stąd pojawiło się to pytanie. Zanim chłopak ochłonął, milczał, patrząc się dłuższy moment na młodszego. PRL zdecydowanie nie należał do tych, co tak łatwo sobie zapominają przykrości. Westchnął w końcu ostentacyjnie i odwrócił wzrok.

– Udało mi się z nim pogadać i się zgodził. Czekam narazie na jakiekolwiek informacje z jego strony. Dałem też mu adres, żeby w razie czego wiedział, gdzie będę – odparł, podkulając nogi i obejmując je ramionami. Polska zbulwersował się na te słowa.

– Dałeś mu swój adres? Temu naziolowi? Przecież on jest wielki, gdyby chciał, to by się rozprawił z tobą i mamą – PRL przewrócił oczami.

– Myślę, że o nim można wiele powiedzieć, ale dwulicowości nigdy bym mu nie zarzucił. Zresztą jest sympatyczny, no i wie, że Rzesza jest na wolności. Na jego miejscu bym nie ryzykował rozzłoszczenia go takim posunięciem. Głupi nie jest – "W przeciwieństwie do ciebie" dopowiedział sobie w duchu.

– Oh PRL... Czemu musiałeś sobie dobrać tak szemrane towarzystwo jako swoich kolegów? Nasi ludzie przez nich ginęli, a ty...

– Przynajmniej ja się czuję bezpiecznie w swoim towarzystwie i nie dygoczę ze strachu, gdy o nich mówię – odpyskował, co prawie uciszyło Polskę. Prawie, bo zaraz wymyślił kolejną zaczepkę.

– Tak, ale mój ojciec przynajmniej nie włamuje się do biurowca i wykrada poufne informacje – rzucił, co zdezorientowało PRL na krótką chwilę. Zmarszczył brwi.

– O czym ty pieprzysz? – spytał od niechcenia, gotów usłyszeć najbardziej wybujałą i najbardziej nadinterpretowaną historię życia. Młodszy z Polaków uśmiechnął się chytrze, zadowolony, że zagiął tym posunięciem swojego brata.

– Nie słyszałeś? To aż dziwne, bo było to bardzo głośne. Kilka dni temu Rzesza...

– To nie jest twój kolega – wtrącił Kostek i uniósł wysoko brwi. Polska prychnął.

– ...kilka dni temu najgorszy, najbardziej plugawy i najbardziej zniszczony człowiek jakim jest pan Trzecia Rzesza Niemiecka... lepiej? – spytał retorycznie, po czym kontynuował. – Włamał się do biurowca Niemiec, a konkretniej do jego biura. Nie ukradł nic, ale mógł wynieść mnóstwo informacji. Gdy sprawdzali kamery monitoringu, to okazało się, że siedział tam całkiem długo. Dopiero Niemcy go z tamtąd wykurzył, gdy go nakrył i wezwał policję

– ...ale zdołał uciec? – dopytał, co spotkało się z zażenowaniem ze strony Polski.

– Ciebie tylko to obchodzi. Tak, uciekł. Ta akcja sprawiła, że bardziej żałowałem tego, że go wtedy tutaj nie złapałem – PRL zaśmiał się wrednie na te słowa.

– Naprawdę? Ty uważasz, że dałbyś radę go schwytać? Przecież on jest wyższy od ciebie o połowę i tyle razy silniejszy. To prędzej on by ciebie złapał i ukręcił kark – Polska się zagotował.

– Poradziłbym sobie bez większych problemów! Jakiś przerośnięty baleron nie miałby ze mną tak łatwo – prychnął pewnie, co spotkało się z jeszcze większym rozbawieniem ze strony starszego.

– Ty musisz sobie chyba żartować! Przecież wystarczyło jedno spojrzenie z jego strony, a paraliżował cię strach, jak tego królika co wybiegł na ulicę przed reflektory samochodu. Nie udawaj bohatera, jeśli nim nie jesteś – Polska fuknął urażony, choć w duchu wiedział, że ten miał rację.

Przegadywali się jeszcze nawzajem, kiedy przerwało im głośne, pewne pukanie, prawie wręcz walenie w drzwi. Chłopcy spojrzeli po sobie, ani jeden, ani drugi nie miał pojęcia, kto to mógł być.

– Rzesza? – spytał cicho Polska, na co PRL zmarszczył brwi.

– Raczej nie, on inaczej pukał – mruknął bezgłośnie. Wstał z kanapy i powoli ruszył do drzwi. Polska poszedł zaraz za nim.

– Uważaj, PRL – Kostek spojrzał na niego przez ramię, krzywiąc przy tym usta. Złapał klucz i go przekręcił, a już za chwilę otworzył drzwi.

PRL odetchnął z niemałą ulgą, widząc po drugiej stronie Wehra. Mężczyzna skinął głową i delikatnie się uśmiechnął.

– Dobry wieczór, PRL. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam...? – spojrzał niepewnie na Polskę. Wzrok L-ka powędrował za nim, potem wrócił na blondyna.

– Dobry wieczór panie poruczniku – w oku błysnęła mu wredna iskra, na co starszy uniósł lekko brwi do góry w niemym wyrazie rozbawienia. – Nie przeszkadzasz, wejdź. Właśnie o tobie rozmawialiśmy. Spokojnie, Polska jest wtajemniczony w sprawę

Wehr posłusznie wszedł do środka, odłożył na ziemię torbę i ściągnął z rąk skórzane rękawiczki, dalej odpiął płaszcz. Wieczory bywały już zdecydowanie coraz chłodniejsze.

– O tym, że jest wtajemniczony mi nie wspominałeś – przyznał z małym wyrzutem.

– Wybacz, do samego końca nie wiedziałem, czy jesteś z nami, czy może po tej drugiej stronie. Gdybyś miał się kogoś pozbyć, to tylko mnie, a nie i jego – mruknął w odpowiedzi. Polska przyglądał się tej wymianie zdań w milczeniu, jedynie bacznie obserwował ruchy Wehrmachtu. Jemu, jak i zresztą każdemu Niemcowi nie ufał. Wehr z uznaniem pokiwał głową.

– Brzmi rozsądnie. Wybaczcie, że jestem ubrany tak formalnie, ale przyjechałem tutaj od razu z Akademii. Nie chciałem też dzwonić, bo to są zbyt poufne rzeczy, a na linii zawsze ktoś może podsłuchiwać...

– Chłopcy, kto przyszedł? – kobiecy głos poniósł się po mieszkaniu, wprowadzając mężczyznę w lekkie osłupienie.

– Wehrmacht mamo! – odpowiedział młodszy z braci. Pola słysząc to praktycznie od razu pojawiła się obok nich, mierząc podejrzliwie wzrokiem mężczyznę. Ten widząc kobietę zaskoczył się jeszcze bardziej, otworzył szerzej oczy i wyprostował się.

– Panienka Pola – wydusił z ledwością, wpatrując się w białowłosą. Ta w odpowiedzi założyła ręce na piersi. – Pani... żyje?

– Oczywiście, że żyję. Nie rozumiem, czemu miałabym nie żyć, szwabie – mruknęła z niechęcią. Wtedy kolejne elementy układanki zaczęły pojawiać się w głowie porucznika. Rzesza musiał wiedzieć, że ona żyje, skoro PRL mieszkał tutaj, a były dyktator ich odwiedził.

– Jest to dla mnie spore zaskoczenie, proszę mi wybaczyć. Pani zniknęła tak nagle, że nikt tego nie mógł przewidzieć, a opcja śmierci wydawała się... najbardziej prawdopodobna. Rzeszę po tym zdarzeniu niemalże musieliśmy skuć kajdanami, bo tak oszalał – wyznał, co obiło się ze średnim zainteresowaniem u kobiety. – Ależ, gdzie moje maniery... – skłonił się lekko. – Dobry wieczór, pani

– Jak zwykle elokwentny do przesady... każdą mamisz tak samo. Zapewne któraś się już dała nabrać na te tanie, romantyczne sztuczki – Wehr zaśmiał się z lekką nerwowością. W środku poczuł przyjemne łaskotanie. PRL spojrzał w oczy mężczyzny, ukrywając swój uśmiech. Cała sytuacja była dla niego wyjątkowo zabawna, począwszy od samej zmiany w zachowaniu i wypowiedziach blondyna.

– Cóż, z kobietami, mówiąc szerze, mi nie idzie. Zdążyłem już sobie odpuścić – mruknął krótko.

– Wielka szkoda. Taki potencjał mężczyzny się marnuje... – blondyn zastanawiał się, czy przypadkiem to nie była ironia.

– Ależ co tam pani mówi, nic się nie marnuje. Mój potencjał jest wykorzystywany na rzecz państwa, jak już zresztą było od zawsze. Zostałem powołany do pracy, a nie do... miłości... – ostatnie słowa dorzucił z mniejszą pewnością w głosie. W głowie stanął mu obraz Waffe, na który poczuł lekkie pieczenie policzków. PRL odwrócił już wzrok i zasłonił dłonią usta.

– Wierz, lub nie, ale każdy został powołany do miłości. Też powinieneś taką sobie znaleźć, życie bez miłości jest bardzo puste i bez koloru – Wehr wysilił się na uśmiech.

– Mądre słowa, pani. Z pewnością będę o nich myśleć – odparł, a jego uśmiech przybrał chytrej nuty.

– Masz jakieś wieści, Wehr? Chyba nie fatygowałbyś się tak bardzo, gdybyś miał nam powiedzieć, że nic nie znalazłeś – zwrócił na siebie uwagę Polska, co spędziło uśmiech z ust mężczyzny. Spojrzał po krótce na niego.

– Tak. Znaleźliśmy coś kluczowego, chociaż stawia to więcej pytań, niż odpowiedzi – odparł. Sięgnął ręką po leżącą na ziemi torbę, następnie ją odpiął i wyjął odpowiednie papiery. Przyjrzał się nim, upewniając się, że wziął te odpowiednie. Potem wyciągnął je w stronę PRL-u, w końcu to z nim toczył rozmowę. W ostatniej chwili, zanim ten miał je odebrać, odsunął je do tyłu. – PRL, te dokumenty nigdy w życiu nie powinny były opuścić Archiwum, bynajmniej nie w takiej formie. Tym czynem zdradzam zarówno Bundeswehrę, jak i Niemcy. Jeśli ktokolwiek będzie pytać, to tych dokumentów nie dostałeś ode mnie. Ufam ci, chłopcze, w twoje ręce oddaję ci nawet i moje życie. Jeśli Niemcy faktycznie zabił Rzeczpospolitą, to raczej pewne jest, że nie będzie szczędzić jakiegoś problematycznego oficera – Kostek bardzo spoważniał, wręcz pobladł z niemałego stresu. Skinął niepewnie głową, odebrał z jego rąk papiery. Wehr wtedy odwrócił się gwałtownie w stronę Polski. – To się ciebie również tyczy. Jeśli piśniesz choć słowo, to zapewniam cię, że tego samego dnia pod drzwiami będziesz mieć Waffe

Polska zmarszczył brwi na groźbę. Pola parsknęła niekontrolowanym śmiechem.

– I co mu niby ten Waffe może zrobić? On więcej gada, niż faktycznie działa – Wehrmacht lekko urażony spojrzał jej śmiertelnie poważnie w oczy. Parsknął ironicznie.

– Waffe? W razie zagrożenia mojej osoby? Polakowi? Wszystko. Już widziałem raz, do czego jest zdolny i tej konfrontacji nie życzę nikomu – zapadła wtedy głucha cisza, podczas której PRL próbował rozczytać trzymane w rękach dokumenty. Polska próbował coś dojrzeć, ale jego próba się nie powiodła. W związku z tym postanowił zagadać do mężczyzny.

– Jak ci się udało w ogóle to zdobyć? Wojskowe Archiwum musi być pilnie strzeżone – blondyn wzruszył ramionami.

– Tak się złożyło, że wcześniej wspomniany Waffe ze względu na swój stopień ma dostęp praktycznie wszędzie, a ja... jestem jego starym druhem – uniósł nieznacznie kąciki ust w uśmiechu. PRL podniósł na niego wzrok znad kartki.

– Nie istniało przypadkiem ryzyko, że mógł coś wiedzieć? Jak udało ci się go ubłagać? – "Przelizał się z nim, ot co" pomyślał L-ek, wracając do papierów. Przewrócił je na następną stronę, spis broni go średnio interesował, skoro nic z tego nie rozumiał.

– Gdyby wiedział, wyczułbym to od razu. A prosić go długo nie musiałem, wisiał mi jedną przysługę, poza tym dobrze się znamy – zbył to wzruszeniem ramionami.

– Oho, no to chyba grubsza sprawa – przerwał im starszy z dwójki rodzeństwa. Pola wraz z Polską przybliżyli się i zaczęli czytać papiery, Wehr tylko cierpliwie czekał, aż je odszyfrują.

– Obwód Kaliningradzki? Że Niemcy kręci z Rosją? – spytał w zaskoczeniu najmłodszy, choć znał odpowiedź. Jego wzrok powędrował na Wehrmacht.

– We wcześniejszych dokumentach są dwa spisy broni z przeciągu dwóch lat, z czego ich liczebność nie jest sobie równa. Ogromna ilość broni została wpisana pod ładunek A-996, ten sam, który trafił do Rosji –wyjaśnił, zakładając ręce za plecami.

– Ale to znaczy, że Niemcy... czyli ojciec dobrze zaczął szukać – Polska cicho mamrotał do siebie. Spuścił wzrok i lekko przymrużył powieki. Musiał to sobie poukładać w głowie.

– Czyli można założyć, że to on stoi za morderstwem – PRL spojrzał wyczekująco na blondyna. Wehr odwzajemnił spojrzenie.

– Nie można tego wykluczyć, owszem, są to prawdopodobne, choć nadal domysły. Nie można tego założyć bez konkretnych i bezpośrednich dowodów, istnieje domniemanie niewinności, chociaż cała ta sytuacja mocno obciąża zarzutami Niemcy. Będzie musiał się ciężko tłumaczyć, jeśli będzie chciał się wybronić – PRL lekko się skrzywił.

– Co mamy robić dalej? Nie mam pojęcia, jak prowadzi się takie śledztwo, to może być niebezpieczne – spojrzał na Polskę, który nadal milczał.

– Na waszym miejscu w tym momencie przekazałbym raport i wszystkie dokumenty odpowiednim organom śledczym. Profesjonaliści zajmą się w mgnieniu oka sprawą, a wy będziecie mogli trochę odetchnąć – chłopcy mruknęli cicho w odpowiedzi.

– Wehrmacht ma rację. Sami w tym momencie niewiele już zdziałacie, choć i tak zrobiliście naprawdę dużo, jak na waszą dwójkę. Bezpieczniej będzie, jak już odpuścicie – zgodziła się Pola, co spotkało się ze wdzięcznym uśmiechem ze strony porucznika. Polska podniósł wzrok.

– Planowałem tak właściwie zrobić. Ze wszystkich moich sojuszników największy wpływ ma Ameryka – warga delikatnie mu zadrżała. – Będziemy musieli do niego pójść ze wszystkim, on napewno coś poradzi, w końcu zgodził się wejść w to z nami

– "Będziemy"? – spytał podejrzliwie L-ek, marszcząc brwi. Polska nabrał powietrza.

– Wrócimy do tego jeszcze, PRL. Póki co plan działania jest taki, że przekażemy Ameryce dokumenty i będziemy śledzić rozwój wydarzeń

– Brzmi to najrozsądniej. Dajcie mi proszę znać jak sprawa będzie postępować – Wehr uśmiechnął się. Polska pokiwał głową.

– Nie martw się o to, nie zapomnimy o tobie. Twoje działania były w tym kluczowe. Trzeba mieć nadzieję, że uda nam się doprowadzić to do końca, a piłka pozostanie po naszej stronie

~•~•~•~•~
Yaur.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro