Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jesienny okres zawitał na dobre. Deszcz rzęsiście padał już od kilku dni, kolory świata przybrały szare i smutne tony. Rozpoczął się czas, gdy ludzie wyjątkowo bywali przybici.

Tego dnia miało miejsce całkiem głośne, choć niezbyt pogodne wydarzenie. Przyjść na nie mógł każdy, niezależnie od tego, czy był specjalnie związany z osobą, wokół której ów wydarzenie się kręciło. Ty również możesz przyjść. Czuj się zaproszony.

Ceremonia pogrzebowa miała swój początek w przykościelnej kaplicy, gdzie najbliższa rodzina i znajomi mieli okazję zmówić pacierz nad ciałem zmarłego. Tanatokosmetolodzy wykonali bardzo dobrą robotę, przygotowując nieboszczyka do tej uroczystości. Mężczyzna wyglądał, jakby spał.

Początkowo sugerowano, żeby skremować ciało, ze względu na to, że było wielokrotnie nacinane i badane na wszelaki sposób przez patologów, jednak Pola uparła się, żeby zostało ono w takiej formie.

Kapłan przyszedł punktualnie. Dokończono różaniec, następnie ksiądz odprawił specjalne nabożeństwo. Potem wszyscy przenieśli się do kościoła, gdzie odprawiona została msza święta.

Świątynia pękała w szwach; wśród osób przybyłych znajdowało się mnóstwo ważniejszych osobistości, takich jak prezydenci, premierzy czy ministrowie różnych państw. Znaleźli się również generałowie, powstańcy i przedstawiciele służb państwowych. Kiedy organista zagrał pierwszą pieśń, kościół zatrząsł się od mnogości głosów, a niejeden, co przysłuchiwał się żałobnemu lamentowi, odczuł, jak włosy na jego karku stają dęba.

Ksiądz wygłosił chwytające za serce kazanie, przyprawiając zebranych o ścisk żołądka i wyciskając z ich oczu łzy. On sam, poświęcając mowie najpiękniejszą część swojego umysłu, wzruszył się pod koniec, a jego do tej pory mocny głos załamał się lekko. Gdy odszedł od kazalnicy i wrócił na swoje miejsce, w kościele zapadła długa cisza, podczas której wszyscy pogrążyli się we własnych przemyśleniach. Co jakiś czas słychać było pociąganie nosem.

Wreszcie kapłan wstał i kontynuował obrzędy.

Po zakończonej mszy, zwieńczonej odczytaniem przez księdza podziękowań w imieniu zmarłego, uczestnicy pogrzebu udali się na cmentarz. Procesję prowadził Polska ze swoją matką, którą złapał pod rękę. Tuż za nimi kroczył PRL, który na uroczystość przyszedł tylko ze względu na Polę. Dzielnie znosił wrogie spojrzenia. Oprócz Rzeczypospolitej to on przykuwał główną uwagę zebranych.

Zgromadzili się wszyscy dookoła miejsca, w którym przygotowana była mogiła do pochówku. Orkiestra wojskowa w tle grała smutne pieśni. Oddano 21 salw wystrzelonych z armat. Zapadła wreszcie cisza, podczas której kapłan wygłaszał ostatnie części nabożeństwa pogrzebowego.

Polska kurczowo trzymał ramienia matki, walcząc całą siłą woli, żeby ponownie nie uronić łez. Musiał być silny, szczególnie, że był obserwowany przez wielu najważniejszych polityków, a także kilku przybyłych krajów. Pola miała poważną minę, choć cały czas spod jej powiek wypływały kolejne krople, zostawiając po sobie czarne smugi rozmazanego makijażu. Z tej trójki tylko PRL wyglądał na całkowicie niewzruszonego. Stał po lewej stronie matki i trzymał nad jej głową parasol, chroniąc ją i częściowo swojego brata przed deszczem. On sam był już przemoczony do suchej nitki. Woda skapywała z jego włosów i nosa.

Zdjęto z trumny polską flagę. Potem spuszczono skrzynię do dołu. Starszy z braci patrzył na nią beznamiętnie, wręcz z pogardą wymalowaną w zielonych oczach. Wrócił pamięcią do jednego z wielu wieczorów, kiedy to Rzeczpospolita upatrzył go sobie jako popychadło.

"Mówiłeś, że dobrze by było, gdybym zdechł. Mówiłeś, że z czystą przyjemnością zatańczyłbyś na moim biednym kopczyku. Jaka wielka szkoda, że teraz już nie istniejesz. Wreszcie byś zrozumiał jak bardzo się myliłeś. Zrozumiałbyś jak wielką suką jest karma. Pierdol się" głosił w swojej głowie własną potępieńczą modlitwę, jego oczy lekko się przymrużyły w nienawistny sposób. Usłyszał pociągnięcie nosem. Spojrzał w bok i złagodniał w swojej ekspresji. Pola zakryła już swoje oczy dłonią.

Wkrótce zaczęto rzucać do dołu ziemię. Wtedy też każdy podchodził i układał swoje wieńce żałobne. Kobieta z dwójką swoich synków stanęła z boku, umożliwiając zebranym oddanie własnego hołdu zmarłemu.

Liczne grupy przybyłych podchodziły do nich i składały dwójce kondolencje. Nieliczni również zwracali się do L-ka, nie znając tak dokładnie jego i jego relacji z przybranym ojcem. Zdecydowana większość jednak rzucała mu zwykły nieprzyjemny wzrok. PRL został tam tylko dlatego, że musiał trzymać parasol. Unikał ludzi spojrzeniem, patrzył głównie na czubki swoich butów.

Stąd też wzdrygnął się, słysząc niespodziewanie całkiem znajomy głos. Podniósł wzrok, żeby utkwić go w Wehrmachcie, który akurat składał kondolencje Polsce. Młodszy z braci wdzięcznie pokiwał głową. Potem mężczyzna mimowolnie przytulił Polę. Kobieta delikatnie odwzajemniła objęcia, ale prędko się odsunęła. Na końcu blondyn stanął przed ostatnim z trójki. PRL zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

– Też przyszedłeś...? – spytał cicho, nie chcąc przeszkadzać reszcie. Mężczyzna skinął głową.

– Z delegacją niemiecką – posłał ukradkiem spojrzenie Polsce. Ten w odpowiedzi pokręcił głową. L-ek zaczął się zastanawiać, co ta niema wymiana zdań miała właściwie znaczyć. Wehr znów skierował na niego swój wzrok, przybrał lekko zakłopotany wyraz. – Chciałem z tobą o czymś pomówić, ale zdaje się, że Polska jeszcze z tobą nie rozmawiał. On ci wszystko opowie. Po tym, jak będziesz chciał, to możesz zadzwonić. Trzymaj się chłopcze – posłał mu bardzo delikatny uśmiech. Oddalił się od nich i dołączył do stojącego nieopodal z założonymi rękami mężczyzny. PRL rozpoznał w nim Waffe. Mruknął coś cicho pod nosem w rozbawieniu. Nawet z tak daleka widział jego bardzo niezadowolny wyraz. "Ciekawe kto go zmusił, żeby tu przyjść" pomyślał w duchu. Nie zdał sobie sprawy z ukłucia zazdrości, jaką odczuł widząc tą dwójkę razem, szczęśliwą.

Spojrzał na swojego brata. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu właśnie ściskał rękę z Niemcami. Zmarszczył brwi. "A ten co tutaj robi?" spytał sam siebie. Widział, jak ci dwaj ze sobą chwilę rozmawiają. Potem Niemcy uścisnął Polę. Skinął jeszcze głową PRL-owi, zanim się oddalił. Chłopak poczuł w środku frustrację. Wiedział, że coś się wydarzyło i jak na złość on jako jedyny nie wiedział co.


Gdy już cały tłum odszedł, Polska wraz z matką zostali zaczepieni przez grupkę składającą się z prezydenta, premiera i kilku ministrów z polskiej delegacji. PRL wtedy stał na uboczu, chroniąc tylko siebie przed deszczem. Nie chciał tam podchodzić i mieszać się w sprawy, które go nie obchodziły, zresztą i tak doskonale wiedział, że nie był tam mile widziany. Wstrząsnął nim dreszcz spowodowany zimnem i wilgocią.

Naciągnął mocniej rękawy koszuli wychodzącej spod jego kurtki. Czekał z coraz większą niecierpliwością, aż jego braciszek łaskawie skończy swoją dyskusję i będą mogli wrócić do samochodu. "Przecież i tak ich nie lubisz. Żadnego polityka nie lubisz, bo żaden nie dba o ciebie i twój kraj. Po co z nimi gadasz i fałszywie się uśmiechasz jak głupi do sera? Do cholery, pospiesz się skrzacie" gadał do siebie w zaciszu swojego umysłu, patrząc intensywnie na Polskę. I wtedy tak jakby ktoś usłyszał jego myśli - jeden z ministrów spojrzał na niego, skrzywił się z odrazą i coś szepnął do Polski. PRL wtedy się speszył, szczególnie gdy za chwilę cała grupka wraz z jego bratem na niego spojrzeli. Delikatnie pobladł, nie wiedząc o co im chodzi.

Polska odpowiedział coś mężczyznom, po czym ruszył w jego stronę. Pola została na chwilę sama w towarzystwie polityków. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną.

PRL spiął się, jego wzrok śledził zbliżającego się do niego brata. Obawiał się o to, co ten może od niego chcieć.

Młodszy zatrzymał się przed nim i wskazał głową w bok.

– Możemy porozmawiać na osobności? – spytał cicho. Czuł na swoich plecach wlepione oczy parszywców. L-ek zmarszczył brwi.

– Jasne... czy to coś o czym mówił Wehrmacht? – Polska pokiwał tylko głową. Chłopcy za moment ruszyli spacerem wzdłuż alejek cmentarza.

– Chciałem ci powiedzieć o tym wcześniej, ale były te całe przygotowania do pogrzebu... nie miałem całkowicie głowy, przepraszam – starszy pociągnął jeden z kącików w dół.

– Nie masz raczej za co przepraszać... choć jeszcze nie wiem w czym jest rzecz. Skąd Wehr o tym wiedział wcześniej? – nijako chciał zaznaczyć swój żal o to, że dowiadywał się na końcu. Polska spojrzał na niego.

– Nie dowiedział się tego ode mnie. Niemcy mu wszystko powiedział. Ameryka z nim rozmawiał w tej sprawie jako pierwszym, bo to o niego chodziło w całym naszym dochodzeniu – PRL przystanął, wlepiając zaniepokojony wzrok w swojego brata. Przez jego głowę prędko zaczęły przewijać się kolejne myśli. Czy Ameryka ich zdradził? Czy on współpracował z Niemcami? Polska zauważył jego wzburzenie. On sam wydawał się niesamowicie spokojny.

– Jak to? Co to ma znaczyć? – zdążył tylko cicho wydusić. Młodszy nabrał powietrza, jego wzrok powędrował gdzieś w dal.

– Do Wehra trafiła poczta od Ameryki. Miał zanieść ją do Niemiec, tam pewnie wyjaśnił z nim to i owo – spojrzał na brata. Ten mu nie przerywał, oczekiwał wyjaśnień. – Ta sprawa się bardziej skomplikowała, a zarazem całkowicie wyjaśniła. Ameryka zrobił bardzo porządny zwiad. Nagrania z kamer monitoringu znajdującego się na wytyczonej trasie, dane pojazdów, kamery z bazy wojskowej, nawet dotarł do portu – PRL z każdym zdaniem mocniej ściągał brwi. Nie podobało mu się to. Coś było bardzo nie tak, a spokój Polski tylko go bardziej irytował.

– I? O co z tym do cholery chodzi? – Polska przybrał niezadowolony grymas.

– O to, kurwa chodzi, że ładunek A-996 nigdy nie opuścił murów magazynu – PRL otworzył w szoku szeroko oczy.

– Co...?

– Ładunek A-996 nigdy nie trafił w ręce Rosjan, nigdy nie trafił na łódź, a tym bardziej nikt go nie wywiózł. A to wszystko dlatego, że cholerny ładunek A-996 nigdy nie istniał! – zimny pot zrosił skórę starszego z braci. Poczuł dreszcze, które tym razem nie były wywołane deszczem. Zapadła między nimi cisza, podczas której PRL próbował przełknąć rosnącą w jego gardle gulę.

– Ale... w takim razie... ktoś nas oszukał – wydusił prawie bezgłośnie. Ledwo udawało mu się układać to wszystko w głowie. – Może Wehr? On nam powiedział o tym ładunku – Polska pokręcił przecząco głową.

– Nie. To nie on. Wehr był uczciwy ze wszystkim z czym przyszedł. Jeśli o tym też myślisz, to nie, ja nie podłożyłem teczki do akt taty – PRL spuścił wzrok. Polska cicho westchnął. Domyślił się, że jego brat już lada chwila sam dojdzie do odpowiednich wniosków, chciał go jednak nakierować. Stanął bliżej i położył mu ręce na ramionach. Ten automatycznie mu spojrzał w oczy. – PRL, bardzo dobrze mi się z tobą współpracowało. Cieszę się, że w wielu aspektach się co do ciebie myliłem. Pokazałeś, że potrafisz być odważny, zawalczyć o sprawę i... okazać duże wsparcie, gdy to było potrzebne. Jesteś moim bratem, co mówię już z zadowoleniem, bo dzięki tobie potrafię to docenić. Wiem, że byłeś zagubionym człowiekiem, który poszukiwał dla siebie choć trochę dobroci i rozumiem teraz, dlaczego postępowałeś w taki, a nie inny sposób, dlatego nie mam ci nic za złe – choć z początku starszy czuł w środku coś przyjemnego, szybko zaczął na nowo się niepokoić.

– Do czego zmierzasz, Polska? – spytał cicho, miękkim głosem. Ten zacisnął mocniej palce na jego ramionach.

– Wszystko wskazuje na to, że za tym całym cyrkiem stoi nie kto inny jak Rzesza – odparł. Nie doczekał się odpowiedzi ze strony PRL-u. Jego oczy nie zdradzały zbyt wiele. Patrzył na niego zwyczajnie w milczeniu, z kamienną powagą. Młodszy postanowił ponownie się odezwać. – Ja wiem, że może być to dla ciebie trudne do przyjęcia. Wiem, że jest twoim ojcem i po tym wszystkim jest to dla ciebie nie do pomyślenia, ale... to na niego spadają zarzuty. To on miał interes w tym morderstwie. Odwracał naszą uwagę. Niemcy przechwycił jednego z oficerów, tego, co podpisywał fałszywe dokumenty o ładunku. Potwierdził, że był zastraszany i go wykorzystano. Rzesza urządził cały ten teatrzyk w jakimś konkretnym celu. On działa poza tym wszystkim. Skrupulatnie wszystko organizuje i układa jakiś plan

PRL już go od dłuższego czasu nie słuchał. Poczuł, jak właśnie cząstka jego małego, wielokrotnie zranionego serca umiera. Szum płynącej w żyłach krwi zagłuszył wszystkie dźwięki z zewnątrz. Żołądek podskoczył mu do gardła z całą zawartością. Wzrok jego spłynął na ziemię, a jego kończyny ugięły się lekko pod nim. Wyraźnie zaczął słyszeć bicie własnego serca.

Stuk. Stuk.

Rzesza pojawił się nagle, dopiero po morderstwie. Wiedział o wszystkim.

Stuk. Stuk.

Dostał do rąk teczki z obciążającymi danymi wielu ważniejszych osobistości. Może wiedział, że one u nich są? Zdobyłby w ten sposób dużo informacji.

Stuk. Stuk.

Sam podsunął myśl, że ktoś wystarczająco wpływowy może dostać się wszędzie.

Stuk. Stuk.

To on bezbłędnie nakierował go na osobę Wehrmachtu. Wiedział, że w archiwum znajdą te papiery. W końcu je tam podrzucił przez tego oficera.

Stuk. Stuk.

On się włamał do biura Niemiec. On szukał informacji.

Otworzył szeroko oczy. Informacje. Dane. Rzesza to obserwator. Manipulator. Geniusz. Potrafi z niewielkiej ilości wiadomości dowiedzieć się wszystkiego.

"Wykorzystał cię" chłopak zaczął nabierać łapczywiej powietrze. "Wykorzystał cię, wiedział, że mu powiesz wszystko" coraz paniczniej nabierał powietrza, zaczęło mu się kręcić w głowie. Do oczu napłynęły mu łzy. "Zrobił tak samo jak wszyscy inni. Przypomniał sobie o tobie, gdy czegoś potrzebował, żeby pote-"

Prawie odskoczył do tyłu w przestrachu. Z żałosnego potoku myśli wyrwał go mocny uścisk Polski. Z zaskoczeniem i zdezorientowaniem spojrzał na niego, nie zdając sobie sprawy ze spływających po jego policzkach łez. Polska patrzył mu w oczy ze szczerym zmartwieniem.

– Braciszku... – szepnął cicho do niego, na co PRL tylko cicho zapłakał. Wtulił się w młodszego brata, już czując całkowitą obojętność wobec tego, czy jest to dla niego komfortowe, czy też nie. Polska cicho westchnął. – Przykro mi. Nie zasłużyłeś na to. Już... – obrócił głowę w stronę, z której przyszli. Widział sylwetki gapiących się na nich mężczyzn. Skrzywił się. Dla nich L-ek był nieistotnym szczurem. Zresztą, Polska często odnosił wrażenie, że i jego podobnie traktują. Oni i wszyscy inni. Fuknął cicho i wtulił policzek w ramię wyższego. Nie powinien o tym teraz myśleć.

PRL zaskakująco szybko się uspokoił. Zamarł niespodziewanie, co przestraszyło z początku Polskę. Potem jednak się od niego odsunął. Starł z twarzy łzy, ona sama zamarła w chłodnym, niewzruszonym wyrazie. Zwierzę, które wielokrotnie dostawało batem, w końcu przestanie kwikać z przerażenia.

– Co robimy z tym dalej...? – spytał pustym głosem. Polska puścił go.

– Mam jeden plan. Nie jest on łatwy, szczególnie dla ciebie, po tym co... – przerwał, nie wiedząc, czy powinien dokańczać tę myśl. Wzrok jego starszego brata nakłonił go do kontynuowania. – Musimy czekać na odpowiednią chwilę, z nadzieją że się przydarzy. Służby już go szukają, ale idzie im to słabo, dlatego najlepiej by było, gdybyśmy ich wsparli

– Co konkretnie mam zrobić, Polska? – niższy spojrzał mu głęboko w oczy.

– Musimy czekać, aż wyjdzie z ukrycia. Musimy mieć nadzieję na to, że jeszcze was przyjdzie odwiedzić, co więcej, musimy liczyć na to, że jeszcze nie wie, że go nakryliśmy

– Mam go złapać? – Polska pokręcił przecząco głową.

– Istnieje ogromna szansa na to, że ktoś jeszcze z nim pracuje. Sam nie uciekł z więzienia. Musimy nakryć ich kryjówkę i złapać wszystkich, inaczej nie pozbędziemy się problemu. Potrzebne są informacje ilu ich jest, gdzie są, może też co wiedzą i co knują, choć te dane są już zbyt ryzykowne do przechwycenia – PRL pokiwał niemrawo głową. Polska spróbował się lekko do niego uśmiechnąć. – Jesteś dzielny, PRL

~•~•~•~•~

Hihihi, witajcie moi drodzy~ Sytuacja jak widzicie odrobinkę się skomplikowała i wyszła spod kontroli, upsies. Początkowo miałam tutaj wrzucić jeszcze z dwa wątki, ale byłoby to zbyt długie. Nie wiem jak, ale udało mi się to rozpisać na przyzwoitą długość, sukces! W związku z tym chyba wyjdzie finalnie więcej rozdziałów niż z początku zakładałam... możliwe, że coś koło 20 (a nie 17...)

Anyway, mam nadzieję, że się podobało, że nic nie zepsułam i że was nie zawiodłam. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro