Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czechosłowacji udało się przetrzymać u siebie PRL do późnego obiadu. Choć ten wielokrotnie próbował zainicjować swoje wyjście, Czech umiejętnie rozpoczynał nalegać, by pozostał. Wreszcie obydwoje uzgodnili, że zjedzą wspólnie posiłek, a potem blondyn go odprawi do wyjścia.

Czechosłowacja bardzo się zamartwiał już nie tylko o to, w jakim stanie psychicznym był jego przyjaciel, ale również o to, czy coś złego mu się nie przytrafi podczas jego "misji". Obawiał się, czy w chwili gdyby przypadkiem Rzesza odkrył zamiary PRL-u zwyczajnie by go nie skrzywdził.

Z tymi myślami przyglądał się chłopakowi podczas ich wspólnego posiłku. Siedzieli naprzeciw siebie, PRL był skupiony na swoim talerzu i dojadał do końca zupę. Ze zmartwieniem i pewnym smutkiem wymalowanym na twarzy go obserwował, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego świat musiał być dla niego tak okrutny. Żal tym bardziej ściskał jego wnętrzności, gdy nie umiał uwierzyć, jak wiele cierpienia ten musiał już doświadczyć i ile jeszcze tego cierpienia go czekało.

PRL podniósł wzrok i zmarszczył lekko brwi. Nie podobało mu się niezadowolenie goszczące u jego towarzysza.

– Coś się stało...? – spytał głucho, nie będąc pewnym, czy chce znać odpowiedź. Czechosłowacja spuścił wzrok na swój talerz.

– Nie podoba mi się ten plan – przyznał szczerze. Zaczął się bawić łyżką. PRL spojrzał na stół. On również się bał. Myśl, że będzie musiał ruszyć do samej jaskini lwa, sam, bez jakiegokolwiek wsparcia była przytłaczająca. Nie wiedział, co go tam czekało. Oprócz tego nie miał pojęcia, czy w ogóle mu się powiedzie. Nie potrafił się skradać. Był przy tym zapewne głośniejszy niż niedźwiedź, a jego misja zakładała tropienie samego Rzeszy. Tego samego, który znał sztukę przetrwania do perfekcji. Tego samego, który dostrzegał najmniejsze detale i słyszał najdrobniejsze dźwięki. Nie wiedział, czy w ogóle potrafiłby spojrzeć mu znowu w oczy i rozmawiać. PRL był właściwie bez szans pod każdym względem.

– Mi również. Muszę mieć nadzieję, że nic mi nie zrobi. W końcu to mój ojciec, prawda? – odparł bez przekonania. Czech cicho mruknął i wykrzywił usta.

– Nie chcę cię stracić stary – wyszeptał pewnie. Spojrzał na niego spod rzęs, palce zacisnął mocniej na łyżce. PRL zastygł na moment, usta lekko się rozchyliły. Trudne myśli nagle napłynęły do jego umysłu, dręcząc go jeszcze mocniej, niż kiedyś. Najtrudniejszym etapem w jego życiu był ten, gdy nie tylko nienawidził siebie, ale też i swojego przyjaciela. Choć go w tym samym czasie kochał i obwiniał siebie, że całkowicie zepsuł ich relację, w środku odczuwał frustrację, dlaczego tak łatwo mu pozwolił odejść. Jakby mu nie zależało.

Zmarszczył brwi.

– To czemu o mnie wtedy zapomniałeś...? – spytał cichutko, bojąc się reakcji. Wiedział, że stąpał po cienkim lodzie, że przecież to była wszystko jego wina, wina jego i jego głupiego serca, a nie Czecha. Ostatnim co powinien był robić, to zrzucać winę na niego. PRL wzdrygnął się. Nie powinien był tego mówić.

Czechosłowacja poczuł, jak niewidzialna siła łapie jego serce w chłodnej garści. Potem jednak delikatnie się uśmiechnął, ze smutkiem w oczach. PRL podejmował się trudnych tematów, ale było to konieczne, by mogli zacząć od nowa.

– Nie zapomniałem o tobie, PRL. Tylko się bałem. Myślałem, że mnie nie chcesz obok siebie – przerwał na chwilę, nabrał powietrze i je powoli wypuścił, uspokajając drżenie. Jego towarzysz spojrzał mu w oczy. – Nieraz byłem u ciebie. Pod twoim blokiem. Patrzyłem w okno z nadzieją, że może zobaczę twój cień, jak będziesz przechodził. Nigdy go nie widziałem, bo miałeś te pierdolone zasłony, które kupiliśmy u chińczyka. Po tym, że miałeś uchylone okno, czy jak unosił się dym z popielniczki, poznawałem, że nadal tam jesteś. Ale bywały dni, że przez dłuższy czas nic się nie zmieniało. Martwiłem się. I wtedy jakimś cudem, ku mojemu spokojowi, widziałem ruch zasłony. Powinienem był do ciebie pójść i porozmawiać. Powinienem był być i pomóc ci z tym, z czym się zmagałeś. Nie powinieneś był zostać z tym sam. Tylko... bałem się. Bałem się, że nie będę w stanie nic zrobić. Że...

– Że nie ma już ratunku – dokończył za niego. Nieznana siła wycisnęła z jego płuc powietrze, utrudniając mu oddychanie. Oczy zaszły mgłą. Nie zdawał sobie z tego nigdy sprawy, choć faktycznie czasem wydawało mu się, że ktoś go obserwuje. Był jednak w zbyt wielkim stanie upojenia, by się nad tym rozdrabniać. Czechosłowacja pokiwał głową.

– Przepraszam. Zachowałem się jak kretyn. Chcę to móc choć trochę naprawić – PRL odwrócił wzrok. Jego usta wykrzywiły się smutno.

– Nie masz czego naprawiać. To ja zjebałem, nie byłeś nigdy niczemu winien – mruknął, wstał z szurnięciem krzesła i poszedł do kuchni z talerzem. Czech prędko sam wstał i ruszył za nim, nie odstępując go na krok. Wiedział, że chłopak będzie chciał wyjść i uciec, uniknąć całkowitej konfrontacji i znowu pozostawić temat bez doprowadzenia go do końca. Nie mógł na to pozwolić. Nie teraz, gdy istniało realne zagrożenie, że już się więcej nie zobaczą.

PRL odłożył talerz do zlewu i odwrócił się, by zaraz cofnąć się do tyłu. Szafka stanęła mu na drodze w jego próbie odsunięcia się od Czecha, który stał centralnie przed nim.

– W konfliktach nie jest to nigdy wina tylko jednej strony. Chcę to naprawdę naprawić, PRL. Chcę naprawić naszą relację. Nie chcę, żebyś przed tym uciekał. Wiem, że wydaje ci się inaczej i pewnie myślisz za dużo. Dlatego chcę, żebyś wiedział, że mi na tobie zależy i nic tego nie zmieni. I zawsze będę po twojej stronie, nawet jeśli pomyślisz, że tak nie jest. I chcę zrobić wszystko, byś mógł zaufać mi i moim słowom, Lu – PRL trwał w jednej pozycji, trawiąc znaczenie jego słów. Dzielnie powstrzymywał się od całkowitego pochłonięcia się emocjom, które zalewały jego twarz i umysł. Czechosłowacja widział jego wewnętrzną walkę i wiedział też, czym była ona spowodowana. PRL uciekał od uczuć jak tylko mógł, tak jakby czyniły go słabym i przyprawiały go tylko o cierpienie. Jego swoisty mechanizm obronny destruktywnie dla niego samego stawiał mury oddzielające go od innych ludzi. Na końcu jednak konfrontacja z nieuniknionym była pewna, a co gorsza, ignorowana uderzała z mocniejszym impetem.

Czech wyciągnął w jego stronę dłoń, jakoby na znak pojednania. PRL choć niepewnie, uciekając wzrokiem, złapał rękę towarzysza. Wtedy ten pociągnął go w swoją stronę i zamknął w niedźwiedzim uścisku, ku lekkiemu zaskoczeniu mniejszego.

Kostek pozwolił się przytulić, schował twarz w ramię przyjaciela i odwzajemnił uścisk. Znany mu zapach ze zdwojoną siłą docierał do jego zmysłów, wzbudzał przyjemną sensację w środku. Dlaczego to sobie robił? Dlaczego pozwolił sobie na tak horrendalny czyn? Dlaczego odbierał sobie coś tak miłego i dobrego? Dlaczego nie chciał nawet spróbować?

– Nie zamierzam cię odstępować na krok. Idę tam z tobą – mruknął zdecydowanie wyższy, na co PRL się od niego odsunął. Nadal jego policzki były lekko czerwone.

– Nie możesz tam pójść. Mam to zrobić sam, jak pójdziemy tam razem, to...

– To nie było pytanie, PRL – przerwał mu, zaciskając mocniej palce na jego biodrach, choćby ten miał uciec. To przyprawiło L-ka o kolejny zawrót głowy. Nabrał przerywany wdech. – Idę z tobą, bo nie zniósłbym myśli, że jesteś tam sam

– Informacje ze środka muszę pozyskać już samodzielnie, jeśli nas złapią razem, może być niebezpieczniej. Nikt cię tam nie zna, pomyślą, że jesteś kimś ze służb, nie będą słuchać wymówek. Jak mnie złapią samego, mogę liczyć na łaskawość ze strony Rzeszy – Czech zacisnął usta w wąską linię. Powoli puścił PRL.

– Dobrze, ale chcę być przy tobie do samego momentu, jak będziesz musiał tam iść – białowłosy skinął głową, ignorował walczący w jego podbrzuszu rój. Czechosłowacja uśmiechnął się ciepło. – Poczekaj tu na mnie, pójdę po swoje rzeczy

Gdy Czech zniknął w głębi mieszkania, PRL poszedł do przedpokoju, gdzie zaczął ubierać buty. Wtedy niespodziewanie spod szafki wyskoczyła biała kuleczka i zaatakowała jego sznurówki.

– Hej...! – nie mogąc się powstrzymać złapał kocurka i uniósł do góry. Ten otworzył szeroko oczka w zdziwieniu, nie dowierzając, że uniósł się nad ziemią. PRL podniósł go na wysokość oczu i uśmiechnął się do kota. – I co teraz zrobisz? No nic nie zrobisz. Jesteś łobuz, jak ja kiedyś. Może faktycznie to "Luluś" ci pasuje. Lulek Junior... co o tym sądzisz? – spytał zwierzaka, który w odpowiedzi cicho zamiauczał. PRL cicho się zaśmiał. – Czyli zostanie ci Junior

– Ej, nie znęcaj się nad moim kotem. On jest niewinny! – Czech rzucił swój plecak w przedpokoju. Kostek spojrzał na niego i złapał inaczej malucha, teraz przytulając go do siebie.

– Winny zbrodni wojennych dokonanych na bliskim wschodzie. Powinien trafić do więzienia – odparł poważnie, palcami gładził futerko malucha. Ten spokojnie przymykał oczka i mruczał głośno.

– Mój synek nie byłby zdolny do czegoś takiego! – zaśmiał się i podszedł bliżej. Sam pogłaskał kota po główce. – Musi tutaj zostać

– Jesteś pewien? Nie wiemy ile to nam zajmie – w głosie chłopaka słyszalne było przejęcie. Czech spojrzał na niego i uśmiechnął się. Wrażliwość PRL-u była często rozczulająca.

– Spokojnie, napisałem do mojej sąsiadki, zajmie się nim dobrze. Przyjdzie do niego wieczorem się trochę pobawić i da mu jeść. Jeśli będę musiał u ciebie zostać na dłużej, to dam jej znać – PRL niechętnie odłożył Juniora na ziemię. Ten zaraz pobiegł do pokoju obok. – Jesteś gotowy?

– Tak – odpowiedział natychmiast. Czechosłowacja wsunął na nogi buty, ubrał materiałowy płaszcz, a na szyi zawiązał bordowy szalik. Zarzucił na plecy plecak i zlustrował wzrokiem PRL. Ściągnął brwi.

– Gdzie ty masz kurtkę? Tam jest zimno jak diabli – skarcił go, co PRL skwitował parsknięciem.

– Przyszedłem tak, jak mnie widzisz – odparł i naciągnął na głowę kaptur. – Poza tym dam sobie jakoś radę, przecież nie jestem dzieckiem – Czech uniósł brwi, nie okazując tym samym aprobaty. Złapał bluzę wraz z koszulką chłopaka i uniósł do góry, pokazując wystające spod sinawej skóry żebra. PRL cicho zaprotestował, ale zaraz ze świstem wciągnął powietrze, gdy poczuł na skórze chłód.

– Nie wiem jak ty, ale ja tu nie widzę ani grama tłuszczu, który by ciebie grzał. Dzisiaj jest chłodniej niż wczoraj, weź coś mojego, bo się przeziębisz – PRL wyrwał swoje ubrania i ułożył je z powrotem tak, jak powinny być. Przewrócił oczami.

– Mówię, że dam sobie radę. Miło, że się troszczysz, ale nie potrzebuję niańczenia. Jestem dorosłym człowiekiem i umiem o sobie decydować – założył ręce na piersiach, twardo stawiając na swoim. Czechosłowacja wzruszył ramionami i otworzył drzwi.

– Jak sobie życzysz. Zakładam tylko, że nie będzie to krótki spacer

Czechosłowacja wcale się nie mylił. Już po piętnastu minutach PRL cały drżał i sztywno stawiał kroki. Było to do przewidzenia, odkąd na dworze panowała wysoka wilgoć, a ta w połączeniu z niską temperaturą dawała nieprzyjemny wynik.

Obserwował go kątem oka i czekał, aż ten cokolwiek powie, jednak uparcie milczał. „On i jego cholerna godność" zaśmiał się w duchu.

– Nie masz może papierosa? – spytał szybko, powstrzymywał drżenie warg. Czech od razu zaczął przeszukiwać kieszenie płaszcza.

– Wiesz, od jakiegoś czasu już nie palę... o, mam coś – wyjął pomięte pudełko w którym znajdowały się dwa ostatnie papierosy. Dał je całe towarzyszowi, wtedy też wyjął zapalniczkę. Gdy PRL włożył jednego z nich do ust przystanęli, a Czechosłowacja pomógł mu odpalić.

– Dzięki – wymruczał z wydechem dymu. Ruszyli dalej. – Zrezygnowałeś tak po prostu?

– Oczywiście, że nie zrobiłbym tego z własnej woli, ale musiałem. Podupadłem trochę na zdrowiu ostatnio i byłem zmuszony zrezygnować, jeśli nie chciałem trafić do szpitala – PRL zmarszczył brwi.

– To bardzo niedobrze. Coś konkretnego ci powiedział lekarz? W ogóle jak to możliwe, przecież jesteś krajem, powinieneś być silniejszy – pytał dalej, trzymał wtedy papieros między dwoma palcami. Czech westchnął smętnie.

– Nigdy nie byłem zbyt zdrowy, urodziłem się jakiś niedołężny, poza tym mój tryb życia w pierwszej robocie nie pomagał w niczym. Ale to to chyba wiesz – odparł. PRL mruknął w odpowiedzi, nie rozdrabniał się nad przeszłością. Czech nie lubił o tym rozmawiać. – Lekarz powiedział, że coś z płucami. Mówił, że mam szansę z tego wyjść, tylko muszę przestrzegać wszystko jak należy. I rzucić palenie

– I faktycznie nie palisz? – mały, podstępny uśmieszek wykwitł na ustach L-ka. Czech odwzajemnił uśmiech i przeniósł wzrok przed siebie.

– Nie palę. Choć z początku wiele mnie to kosztowało – Kostkiem wstrząsnęło z zimna. Wyższy z dwójki ściągnął szalik i zawiązał dookoła jego szyi. PRL chwilowo się spiął, zaskoczony jego akcją. – Daleko jeszcze do ciebie?

– Już niedaleko, chwilę pójdziemy lasem – poprawił szalik i spuścił wzrok. – Dzięki...


PRL czym prędzej otworzył dom i puścił przodem towarzysza. Czechosłowacja odłożył na ziemię plecak, odpiął płaszcz i zdjął buty. Kostek poszedł w jego ślady.

– Rozgość się, chcesz coś do picia? Kawy? – Czech zastanowił się chwilę. Skinął wreszcie głową.

– Może być kawa – blondyn rozejrzał się po mieszkaniu, stawiał powolne kroki za swoim gospodarzem. Chatka ze swoim drewnianym wnętrzem miała pewien swoisty urok.

Upatrzył sobie wtedy kanapę, do której ruszył bez słowa. Rozsiadł się wygodnie i czekał. Po kilku minutach dołączył do niego L-ek z dwoma kubkami świeżo zaparzonej kawy.

– Proszę. W razie gdybyś się zastanawiał, to tam na końcu korytarza jest łazien...ka – przerwał na moment. Zdał sobie sprawę, że zostawił to pomieszczenie w nieciekawym stanie. Tak samo jak swój pokój. Szerzej otwarte oczy zaalarmowały Czecha, który poruszył się niespokojnie. – Wiesz... chyba najpierw będę musiał tam posprzątać... i mój pokój, jest tam straszny burdel

– Nie martw się, burdel to dla mnie chleb powszedni – odparł niewzruszony, upił łyk swojej kawy. PRL parsknął.

– Ha, ha. Zabawny jesteś – jego słowa kipiały ironią. Czech wzruszył ramionami. – Nie jest to przyjemny widok. Zaraz pójdę i to ogarnę

– Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc – w oczach L-ka dostrzegł sprzeciw. Zlustrował go uważnie wzrokiem. Domyślał się przecież co PRL rozumiał przez „nieprzyjemny widok". Nachylił się bliżej niego. – Mogę ogarnąć łazienkę. Naprawdę, to żaden dla mnie problem

– Wolałbym, żebyś nie sprzątał moich brudów – mruknął cicho. Odwrócił wzrok. Czech był zbyt blisko.

– Lu, nie brzydzę się tobą. Mogę to zrobić. Ty w tym czasie zajmiesz swoim pokojem. Nie mamy i tak nic lepszego do roboty – Kostek wahał się jeszcze, niepewny co odpowiedzieć. Nie chciał straszyć przyjaciela.

Brzęczenie telefonu przerwało panującą między nimi ciszę. PRL zmarszczył brwi i wzrokiem namierzył urządzenie. No tak. Przecież dnia wcześniejszego nie zabrał ze sobą telefonu.

Sięgnął po niego i spojrzał na ekran. Chłodny pot zrosił jego skórę. Dzwonił Polska. Przypomniał sobie w jaki sposób go ostatnio pożegnał.

– Odbierz – polecił mu Czech. PRL posłusznie kliknął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.

– Halo...? – spytał niepewnie, nie wiedział czego się spodziewać. Nagłe nabranie powietrza po drugiej stronie nie zwiastowało raczej niczego dobrego.

PRL? To ty? Wszystko w porządku? – pytania zadawane prędkością karabinu zostały rzucane w stronę chłopaka. Nim ten był w stanie wydusić cokolwiek, zaraz zaczęły go atakować kolejne. – Nie odbierałeś wczoraj telefonu, gdzie byłeś? Zacząłem się martwić, byłem przy domu, ale był zamknięty. Już ciebie miałem zgłosić do służb! – w głosie młodszego Polaka słychać było wyraźne napięcie. Kostek skrzywił się. Kolejna osoba.

– Już spokojnie... przepraszam, że cię zmartwiłem, potrzebowałem wczoraj trochę przestrzeni. Jest w porządku, byłem u Czechosłowacji – opowiedział w dużym skrócie, oczywiście nie wspominając o tym, co dokładnie robił poprzedniego wieczoru. Lepiej było darować tą historię młodszemu bratu.

U Czechosłowacji? A co u niego słychać? Pogodziliście się już? – głos Polaka przybrał nieco niższej barwy. PRL spojrzał na Czecha i odchrząknął.

– Taa... jest dobrze. Przyszedł ze mną do domu, siedzi ze mną – uśmiechnął się mimowolnie, co jego towarzysz od razu odwzajemnił.

Oh, to mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam – na chwilę się zamyślił, by móc dodać. – Myślisz, że to dobry pomysł? Nie wystraszy to Rzeszy? – PRL spuścił wzrok i wypuścił ciężko powietrze.

– Szczerze to średnio mnie to obchodzi. Czechu jest tu głównie dla mojego komfortu psychicznego, bez niego w ogóle nie dałbym rady – blondyn spojrzał na Kostka, z zadowoleniem przyjmując jego wyznanie. Nie mając nic lepszego do roboty wziął rękę chłopaka i zaczął się bawić jego palcami. PRL zerknął na niego kątem oka, speszony. Nie zabierał jednak ręki.

No dobrze. Bądźcie czujni i ostrożni, nie wiemy ile on wie i jakie może mieć zamiary. O ile w ogóle przyjdzie – PRL czując pod palcami dłoń Czecha oplótł ją nimi, chwytając ją tym samym w delikatnym uścisku. Nie poświęcił mu żadnego spojrzenia, lecz mógł owe czuć ze strony swojego towarzysza. Czechosłowacja nie puścił jego dłoni, kciukiem dalej ją gładził. Na policzkach L-ka kwitły coraz wyraźniejsze bukiety róż.

– J... jestem pewien, że się pojawi, mam przeczucie. Kto wie, czy razem z mamą nie chciał i mnie porwać? – nerwowy uśmiech uformował się na jego ustach. Czechosłowak zdawał się nie zwracać na to uwagi.

Jeśli tak by było, to tym bardziej uważajcie. Bądźmy w kontakcie, daj mi znać, jak cokolwiek się będzie działo. W razie czego możesz dać mój numer Czechosłowacji, w formie zabezpieczenia

– Tak zrobię, jest to niegłupie – usilnie próbował brzmieć naturalnie.

Dziękuję. Jeszcze jedno - proszę, uważaj na siebie, PRL. Nie chciałbym, żeby ciebie zabrakło. Jak będzie czegoś trzeba, to jestem. Powodzenia – białowłosy pożegnał się i rozłączył, sens słów Polski dotarł do niego po chwili. Poczuł w środku więcej pewności siebie. Każdy na niego liczył. Każdy w niego wierzył i się o niego martwił. Nawet nie wiedział kiedy sytuacja się tak zmieniła, a on z wyrzutka społecznego stał się tak... istotny.

Spojrzał na Czechosłowację. Złote tęczówki błyszczały lekko, skupione na nim. Wtedy PRL uświadomił sobie, że nadal trzymali się za ręce. Spuścił na nie wzrok, policzki ponownie rozpaliły się żywym ogniem. Były idealnie złączone, jak dwa elementy układanki. Pasowały do siebie. Przyjemny dyskomfort rozlał się na jego wnętrznościach.

– Idziemy posprzątać? – głos wyrwał go z transu. Powoli, choć niechętnie rozluźnił palce i puścił dłoń Czechosłowacji. Ten nadal się do niego uśmiechał i uważnie się mu przyglądał.

– Dobrze. Wychodzi na to, że cię nie powstrzymam – Czech zaśmiał się cicho.

– Oczywiście, że nie. Nie wiem, na co ty w ogóle liczyłeś. Jestem najbardziej upierdliwym człowiekiem, jakiego mogłeś spotkać, zapomniałeś? – PRL parsknął.

– Jest to jedna z rzeczy, o których ciężko zapomnieć – Czechosłowacja wstał z kanapy i wziął do ręki kubek ze swoją kawą.

– To bardzo dobrze. Wezmę się już do roboty, bo tak szczerze to potrzebuję skorzystać – wyszczerzył się głupio. PRL wstał za nim z kanapy.

– A ja zrobię u siebie... na ile będę w stanie – przedramiona mu nadal doskwierały. Czech przechylił z uśmiechem głowę.

– Uporam się szybko z łazienką i pójdę ci pomóc, żebyś się nie nadwyrężał. Potem może zagramy w karty, powinienem jakieś mieć w plecaku. Niewiadomo kiedy twój staruch przyjdzie, a trzeba się trochę rozerwać – L-ek nie zdołał zaprzeczyć. Przewrócił tylko oczami w żartobliwy sposób.

– Niech ci będzie, ale będziesz musiał mi wszystko przypomnieć. Ostatnim razem grałem bardzo dawno temu – owszem, ostatni raz, gdy trzymał w rękach karty, był lata wcześniej, gdy hazard był jedną z nielicznych form zarobku PRL-u na jedzenie i picie. Był w tym całkiem dobry.
Czechosłowacja pokiwał głową na zgodę.

– A więc mamy wszystko ustalone. Ruszaj się, Lu – ruszył w stronę łazienki.

– Lecę, lecę, spokojnie – zaśmiał się cicho.


Łazienka nie była szczególnie ciężka do wysprzątania. Na ziemi leżały puste opakowania po opatrunkach, gdzieniegdzie widać było krople krwi, które Czech wytarł szmatką, ówcześnie namoczoną ciepłą wodą z detergentem.

Gdy ścierał brązowawy już ślad z szafki znajdującej się nad umywalką, przypadkowo zrzucił kostkę mydła na ziemię. Zaraz wyszukał ją wzrokiem i się schylił, a wtedy w oczy rzuciła mu się mała dróżka wyznaczona kropelkami zeschniętej cieczy. Prowadziła ona do drzwi. Wcześniej jej nie zauważył, bo zlała się z panelami.

Natychmiast ukucnął i zaczął porządnie wycierać podłogę, co jakiś czas robiąc krok w przód. W ten sposób opuścił łazienkę i powoli zmierzał do pokoju L-ka.

PRL zamknął za sobą drzwi, najwyraźniej nadal zbyt speszony, by wpuścić do środka Czecha. Z tego powodu blondyn postanowił zapukać, nie chcąc być zbyt nachalnym.

Usłyszał po drugiej stronie, jak PRL się chwilę rozbijał, zanim drzwi stanęły przed nim otworem.

– Jak ci idzie? – spytał, na co Kostek się przesunął i ukazał swój pokój. Czechosłowacja rozejrzał się dookoła, wszedł do środka. Co prawda widać było, że jeszcze było sporo do uporządkowania, jednak PRL już był wyraźnie zadowolony ze swojej dotychczasowej roboty.

– Jeszcze trochę, ale już widać postęp – Czech wszedł głębiej, nadal zerkał na podłogę i podążał za dróżkę uformowaną z krwi. PRL lekko pobladł, widząc gdzie dokładnie on zmierza. – Um...

Chłopak zatrzymał się po drugiej stronie łóżka, gdzie nagromadzone było najwięcej krwi. Dostrzegł również leżącą nieopodal żyletkę i rozcięte bandaże. Schylił się i złapał ostrze w szmatkę, potem się wyprostował i spojrzał na L-ka. Był skurczony w sobie. Nie był to dla niego żaden powód do dumy.

– Układaj dalej, ja przyniosę wiadro z wodą – polecił. Zanim ruszył wykonać swoje zadanie, podszedł jeszcze do okna i je uchylił, wpuszczając do dusznego pomieszczenia trochę świeżego powietrza. Potem zawrócił i wyszedł z pokoju.

PRL wypuścił powietrze. Odkąd wszedł do swojego pokoju, usilnie unikał patrzenia w stronę swojej wczorajszej katorgi. Nie chciał patrzeć.

Pozbierał z ziemi kilka przedmiotów i skrupulatnie kontynuował sprzątanie. Przynajmniej mógł lepiej uporządkować rzeczy w szufladzie.
Niebawem wrócił do niego Czechosłowacja, który zabrał się za wycieranie krwi. Wkrótce przyłączył się też do porządkowania rozrzuconych rzeczy. W dwójkę prędko uporali się z bałaganem. Atmosfera wyraźnie się między nimi rozluźniła.

Potem wspólnie udali się do łazienki i umyli ręce. PRL posyłał co chwilę radosne spojrzenie swojemu towarzyszowi. Czech odpowiadał mu niemniej rozpromienionym uśmiechem. Dawno nie czerpali takiej przyjemności z czyjegoś towarzystwa.
Serce Czechosłowacji przyjemnie zatrzepotało.

~•~•~•~•~
Generalnie mała kraksa moi drodzy, w tym rozdziale miało się wydarzyć więcej, ale byłby on strasznie długi... będąc szczera miałam opisać pewne wątki w jednym rozdziale, a jak narazie wyszły mi z tego trzy, no cóż. Jeszcze trochę tego będzie, ale to raczej lepiej dla was.

Anyway, mam nadzieję, że wam się podobały te dwa gejuchy. Do następnego~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro