Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Myślisz, że przyjdzie dzisiaj? – Czech wyrzucił kartę na środek stosu i opuścił swoją talię, by spojrzeć na siedzącego naprzeciw niego L-ka. Ten pociągnął ze stosu kartę i się jej przyjrzał. Przymrużył powieki, po czym wyłożył przed siebie sekwens i wyrzucił kartę na środek. Dopiero wtedy podniósł wzrok na przyjaciela.

– Tak mi się wydaje. Jestem przekonany, że planował zabrać mnie z mamą, ale nie wyszło mu. Jeśli był wczoraj w nocy jeszcze raz i mnie nie widział, to może próbować dzisiaj – Czechosłowacja z cichym pomrukiem dobrał kartę. Wypuścił z frustracją powietrze i odrzucił ją na stos. Karta mu dzisiaj nie leżała.

– Czemu jesteś tak pewny, że ciebie też chciał zabrać? – PRL spuścił wzrok.

– Wydaje mi się, że może jednak mu na mnie zależy. Wtedy byłoby to logiczne. Miałby obok siebie jedyne dwie osoby o które się troszczy i nikt nie mógłby mu zaszkodzić. Sam mówił mi kiedyś, że emocje, miłość to słabość, pod tym względem, że twoi przeciwnicy mają wtedy na ciebie haka. Rzesza był potęgą w chwili, gdy myślał, że jedyne na czym mu zależało umarło – dobrał kartę. Dzięki niej wyrzucił ostatnie dwa sekwensy i w ten sposób wygrał kolejną już rozgrywkę. Czechosłowacja zebrał talię i zaczął ją tasować.

– Masz nadzieję, że jednak cię nie okłamał – PRL parsknął niewesoło.

– Okłamał mnie kwestią Rzeczypospolitej, ale... nie wiem, czy udawał to, co czuje. To co mi okazywał... to było prawdziwe, zresztą niejeden to potwierdzał. Coś się zmieniło, gdy uciekł z tego więzienia – chłopak obserwował bacznie jak zwinne palce Czechosłowacji przekładały karty.

– Zmienił priorytety. Może obrał sobie za cel coś grubszego, co wymagało pewnych poświęceń – zasugerował, na moment przerywając swoje czynności, by się napić herbaty, którą zaparzył mu przed grą PRL.

– Nie usprawiedliwia to tego, że potraktował mnie z buta, nawet nie próbując czegokolwiek wyjaśnić. Wiem co sobie obrał za cel, przecież kretynem nie jestem. Choć wydaje mi się, że za takiego mnie uznał, skoro grał takiego świętoszka – Czech wzruszył ramionami. Odłożył kubek.

– Może nie wiedział, jak na to zareagujesz. Jeśli to, co mi mówiłeś, jest prawdą, to facet poznajdywał informacje na ludzi i tym ich manipulował, jak z tym całym oficerem co wam podrzucił dokumenty. To nie są miłe rzeczy, a już napewno nie takie, które by się popierało. Może liczył na to, że w ten sposób na dłużej utrzyma swój sojusz z tobą – PRL zgarbił się i założył ręce na piersiach.

– W takim razie coś mu zajebiście nie wyszło, bo z pewnością teraz popieram go mniej niż gdyby mi powiedział o wszystkim wprost. Trochę to żałosne, że miałem dwóch ojców i żaden nie potrafił spełnić swojej roli dobrze. Eh... mama miała rację. I Wehro. Właściwie to wszyscy mieli rację – Czech posłał mu smutny uśmiech.

– Skąd mogłeś cokolwiek wiedzieć? Pokazał ci swoją najlepszą stronę i jako jedyny okazał zrozumienie. Nie obwiniaj siebie o to – PRL spojrzał mu w oczy. Powoli się wyprostował i w końcu sam lekko się uśmiechnął.

– Wiesz, już teraz szczerze mam to głęboko w dupie. Najważniejsze dla mnie teraz jest to, że mam ciebie, a za chwilę uwolnimy mamę. Potem będzie już dobrze – blondyn uśmiechnął się szeroko, poczuł przyjemne łaskotanie na te słowa.

– Cieszę się, że tego się trzymasz. Trzeba utrzymać optymizm . Przełóż – wyciągnął w jego stronę talię. PRL złapał ją mniej więcej w połowie i sprawdził spód. Uśmiechnął się chytrze do Czecha, unosząc wysoko brwi. Ten posłał mu najbardziej oburzony wyraz, na jaki go było stać. – Nie no, pierdolisz. Jaja sobie ze mnie robisz

PRL pociągnął z dołu kartę i obrócił między palcami, by mu ją pokazać. Joker.

– A co my tu mamy? – zaczął się cicho chichrać. Czech prychnął niezadowolony.

– A idź pan... głupi zawsze ma szczęście – przewrócił oczami i zaczął rozdawać karty.

– Kto nie ma szczęścia w kartach, ten je ma w miłości. Może powinieneś coś spróbować...? – rzucił propozycją, choć w środku bardzo nie chciał, by tamten się jej posłuchał. Czechosłowacja spojrzał na niego, akurat skończył rozdawać. Przymrużył powieki i nachylił się lekko do przodu.

– Czy to jakieś zaproszenie? – PRL zmieszał się i lekko osłupiał. Czech cicho się zaśmiał. – Wiesz Lu, jak próbować to tylko z tobą, nie, żeby ktokolwiek inny miał szanse

– Oj zamknij się, debil jesteś – wziął do ręki karty i zasłonił się nimi, chcąc ukryć swoje zawstydzenie, które obficie się objawiło na jego twarzy. Czechosłowacja wyciągnął rękę i opuścił nią trzymaną przez chłopaka talię.

– Debil kocha najbardziej – uśmiech na jego ustach był wprost rozbrajający. PRL poczuł, jak skręcają mu się jelita.

– Chyba coś ci się pojebało, inaczej szło powiedzenie – próbował zmienić temat i odwrócić głównie swoją uwagę od tego, co robił Czech. Nie wiedział, jak czytać jego flirt.

– Cóż, zdarza się, że w czymś się... jebnę, ale jak wiesz, jebanie mi idzie całkiem dobrze. Mam sporą wprawę – rozbawione iskierki rozpaliły się w jego oczach. PRL spalił jeszcze intensywniejszego buraka.

– No nie wiem czy jesteś tak dobry – burknął, zażenowany tą sytuacją. Zmarszczył brwi i założył ręce na piersiach. – Nie, żebym mógł się wypowiedzieć z własnego doświadczenia

– Możemy to zmienić, chętnie usłyszałbym twoje zdanie – PRL otworzył szeroko oczy. Na ułamek sekundy w jego umyśle pojawił się obraz, podyktowany tą sugestią. Jego oddech stał się cięższy. Czech się cicho zaśmiał. Kostek wypuścił powietrze.

– A zamknij się – mruknął cicho, spojrzał ponownie w swoje karty.

– Uznam to za zgodę – zanucił i podniósł swoją talię.


Chwila, na którą uparcie czekali, choć wyczekiwana, nadeszła dość niespodziewanie. Chłopcy siedzieli we dwójkę na kanapie i odpoczywali po wspólnej kolacji, na którą składała się jajecznica z chlebem.

Ich wzajemną konwersację przerwało zdecydowane pukanie do drzwi, które wywołało u nich podobną reakcję. Obydwoje zastygli i spojrzeli w przestrachu po sobie. PRL odczuł na plecach nieprzyjemne mrowienie.

– To on – wydusił cicho, panicznie wpatrując się w przyjaciela. Na twarzy Czecha ukazało się zatroskanie.

– Dasz radę? – spytał równie cicho. L-ek, choć niepewnie, skinął głową. Blondyn wstał z kanapy i wyczekująco spojrzał na chłopaka. PRL podążył za nim. Wypuścił ciężko powietrze.

– Nie ma odwrotu. Zostań może tutaj – zasugerował, jednak Czechosłowacja nie wyglądał na skorego do wysłuchania tej propozycji. Jak tylko PRL ruszył w stronę drzwi, on ruszył za nim, zatrzymał się tylko w odległości kilku metrów, by nie został zauważony od razu. Chciał być bliżej, żeby w razie czego móc szybciej zareagować.

PRL podszedł na miękkich nogach do drzwi. Odczuwał na całym ciele nieprzyjemne i bolesne skurcze, wywołane niczym innym jak strachem. Zacisnął powieki. Nabrał głęboki wdech. „Nie daj po sobie nic poznać".
Otworzył oczy. Zmarszczył poważnie brwi. W jego wnętrzu zaczęła gościć znajoma pustka. Wyciągnął dłoń i chwycił za klucz, który zaraz przekręcił. Nacisnął na klamkę.

Wzrok chłopaka natychmiast padł na mężczyznę stojącego przed nim. Rzesza ujrzawszy go uśmiechnął się, jednak uśmiech prędko opadł, gdy zauważył, że coś było nie tak. PRL nie zmiękł w swojej ekspresji od razu, jak go ujrzał. Wyglądał co najmniej jakby miał przed sobą całkowicie obcą osobę. Rzesza zmarszczył brwi. Zanim zdążył wytknąć swoją uwagę, L-ek wykazał się refleksem i odezwał się przed nim.

– Tato... – zamruczał i całą siłą woli zmusił się, by objąć mężczyznę. Był przy tym całkiem sztywny i nienaturalny. Starszy mimo to opatulił go ramionami, jedna z dłoni prędko powędrowała na włosy L-ka i zaczęła go głaskać, druga trafiła na plecy.

Przytulali się całkiem krótko. PRL odsunął się pierwszy i zrobił krok w tył. Nie spojrzał od razu mężczyźnie w oczy. Założył ręce na piersiach, jakby oczekiwał jakichkolwiek wyjaśnień.

– PRL, co się stało? – spytał wreszcie Rzesza, chcąc otrzymać jasną odpowiedź. Brzmiał na szczerze zmartwionego. PRL-em poruszył chłodny dreszcz. Dopiero teraz miał dokładny pokaz możliwości manipulacyjnych mężczyzny. To, jak grał do perfekcji uczucia. Zastanawiał się ile razy tak samo grał, a Kostek na to nawet nie zwrócił uwagi.

PRL nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, co wzbudziło jeszcze większe zmartwienie na twarzy mężczyzny. Chłopak przesunął się w przejściu. Rzesza wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Ściągnął z ramion płaszcz i zawiesił na wieszaku, nie odwracał przy tym uwagi nawet na chwilę od mniejszego. Stanął bezpośrednio przed nim. Dopiero wtedy chłopak postanowił coś powiedzieć.

– Ciężej powiedzieć co się nie działo. Gdzie byłeś? Czemu ciebie nie było? To nie tak, że czasem ten głupi syn potrzebuje pomocy ojca – wyburczał z pretensją, wcale nie udając swojej złości. W tym przypadku swoją frustrację mógł wykorzystać na własną korzyść. Rzesza wydawał się być zaskoczony jego słowami, a już szczególnie swoim negatywnym nastawieniem.

– Ale o czym ty w ogóle mówi... – dopiero teraz rozejrzał się po przedpokoju. Przerwa w jego wypowiedzi zaalarmowała chłopaka. Stres ścisnął delikatnie jego serce. Mężczyzna patrzył się na plecak Czechosłowacji.

Zrobił krok w tył, ściągnął mocniej brwi i oskarżycielsko spojrzał na swojego syna.

– Jest tu ktoś – bardziej stwierdził, niż spytał. PRL otworzył usta, by jakkolwiek odpowiedzieć, ale nie było mu to dane.

– Dobry wieczór – ciepły głos dobiegł zza jego pleców, zwracając na siebie uwagę dwójki. Czech wyraźnie postanowił przyłączyć się do dyskusji.

Na twarzy Rzeszy ukazało się małe zaskoczenie. Rozpoznał go. Był to ten chłopak z fotografii. Ten, o którym mówił PRL. Czechosłowacja.

Spojrzał na L-ka, jednak nie spotkał jego wzroku. Doszedł najpewniej do błędnych wniosków, bo przez jego twarz przewinął się... dziwny wyraz. Zerknął na Czecha, ten stał prosto, całkowicie pewny siebie. Przymrużył powieki, zaintrygowany taką odwagą chłopaka. Sam od razu się bardziej naprężył i nieznacznie uniósł brodę.

– Nie przeszkadzam wam dwóm...? – spytał z przekąsem. PRL otworzył nieco szerzej oczy na tą sugestię. Spuścił wzrok, nie chcąc tym kogokolwiek zainteresować. Rzesza jednak nie patrzył na niego. Cała jego uwaga poświęcona była blondynowi.

Czech uśmiechnął się lekko. Wychwycił tą nutkę pretensji w głosie mężczyzny. Zrozumiał prędko, że Rzesza był wysoce zniesmaczony ich dwójką, nawet jeśli tak dobrze to tuszował. Wtedy w jego głowie pojawił się głupi pomysł, by choć trochę mu dopiec jako odwdzięczenie się za to, co zrobił jego przyjacielowi.

– Ależ skąd. Przyszedłem tutaj potowarzyszyć L-kowi, żeby nie siedział sam jak palec. Pan Rzesza, jak mniemam? – podszedł bliżej i wyciągnął rękę w jego stronę. Mężczyzna nieufnie złapał dłoń, nie puścił jej od razu. Zaczęli się mierzyć spojrzeniami. PRL korzystając z chwili nieuwagi mężczyzny zrobił krok w stronę Czecha.

– Owszem. Za to ty musisz być Czechosłowacja. PRL często o tobie wspominał – Kostek myślał, że w tej chwili zapadnie się pod ziemię. Przecież Rzesza wiedział. Mógł powiedzieć o słowo za dużo.

Czechosłowacja się cicho zaśmiał. Rzesza wyczuł w tym śmiechu odrobinę wyższości. Puścił jego dłoń.

– To samo mógłbym powiedzieć o panu. Jest pan dla niego wzorem – tak, jakby obiekt ich rozmowy w ogóle nie był w tym pomieszczeniu. Rzesza uniósł brwi.
Wtedy przypomniał sobie, że kogoś jeszcze w mieszkaniu brakuje.

Minął chłopaków i wszedł do środka, rozglądając się na boki. PRL stanął bardzo blisko Czechosłowacji, czując w nim swoje oparcie. Blondyn posłał mu delikatny, uspokajający uśmiech.

– Gdzie jest Pola? – spytał nagle, odwracając się w ich stronę. Wzrok mężczyzny padł od razu na PRL. Chłopak z ledwością utrzymał powagę na swojej twarzy.

– Nie ma. Została porwana – odparł krótko. Czuł, jak na wspomnienie matki jego maska kruszeje.

Mężczyzna zastygł, choćby w szoku. Czech jednak zauważył te subtelne sygnały, mówiące o tym, że tylko udawał. Rozluźnione źrenice, nieco zbyt szybki i gwałtowny ruch, jakby się spodziewał tej odpowiedzi. "Cholerna kanalia" pomyślał z jadem.

Objął zaraz ramieniem L-ka i wtulił w siebie. Skoro wzbudzało to w nim takie emocje, wolał nie wiedzieć jak przeżywa to jego towarzysz. Kostek nie spodziewał się tego ruchu, ale nie stawiał oporów. Nieśmiało oplótł go ramieniem. Rzesza na ułamek sekundy zamarł.

– Jak to "porwana"? Skąd masz taką pewność? – PRL spojrzał na niego. Parsknął niewesoło.

– Dostosowałem się do twoich zasad. Patrzyłem, słuchałem, myślałem... dom był otwarty, jedzenie zostawione na palniku prawie wywołało pożar. Kto wie, może morderca Rzeczypospolitej się zorientował, że go szukamy i przyszedł po mnie? Może zabrał mamę, żeby nas nastraszyć? Ciekawe, czy jeszcze żyje. Ciekawe, gdzie jest. A już w ogóle jest ciekawe, co było dla ciebie ważniejsze, niż my i nasze bezpieczeństwo?! – w tej chwili już nie potrafił powstrzymać emocji. Oczy mu się zeszkliły, by zaraz spłynął potok łez po jego policzkach. Czech objął go inaczej, wtulając twarz chłopaka w swoje ramię. Rzesza już teraz się przeraził. I była to obawa o to, co PRL czuł względem niego.

– Ktoś o tym wie? Kiedy to się stało? – dopytał cienkim głosem, "dogłębnie poruszony". Czechowi zrobiło się od tego niedobrze. Postanowił przejąć pałeczkę, skoro PRL był niezdolny do odpowiedzi.

– Wczoraj. PRL wrócił z pracy i nie zastał nikogo w domu. Powiadomił o tym Polskę, szukają jej – odparł beznamiętnie, patrząc głęboko w oczy mężczyźnie. Co najmniej, jakby wyzywał go na pojedynek. Rzesza lekko przymrużył powieki. W środku coraz bardziej czuł, jak ten mu podpada.

PRL zadrżał. Czech wyczuł w tym swoją szansę. Błysk rozbawienia zagościł w jego oczach. Pochylił głowę i nadal patrząc na Rzeszę przyłożył wargi do czubka głowy L-ka. Poczuł przy tym delikatną sensację w podbrzuszu, ale wewnętrzne odczucia nie równały się z satysfakcją jaka u niego zagościła po ujrzeniu reakcji mężczyzny.

Rzesza zacisnął wściekle zęby i odwrócił głowę. Ledwo zdusił niezadowolony grymas. Zrobił kilka kroków w głąb mieszkania.

– Spróbuję sam jej poszukać. Służby są słabe w poszukiwaniach – mruknął, oglądając całkiem mu dobrze znane pomieszczenie. Odwrócił głowę w ich stronę. – PRL, mógłbyś proszę podejść na chwilę? Musisz nam wybaczyć chłopcze, chciałbym z nim zamienić kilka słów

PRL powoli odsunął się od Czecha i wytarł oczy. Odważnie spojrzał na niego ze zmieszaniem na bladej twarzy. Nie rozumiał, co jego przyjaciel wyprawiał. Wcześniejsza akcja wywołała jedynie większy mętlik w jego głowie, niż jaki miał dotychczas.

Blondyn skinął głową.

– Oczywiście. Pójdę przy okazji zażyć leki – stwierdził, na co PRL zmarszczył brwi.

– Leki? – spytał ze zdziwieniem. Nie chciał, by ten odchodził i go zostawił. Rzesza przez reakcję chłopaka nabrał podejrzeń, ale Czech zbył to wzruszeniem ramionami.

– Mówiłem ci, że ostatnio mi zdrowie szwankuje – L-ek nagle dostał olśnienia.

– No tak, faktycznie... – Rzesza nie chciał zakończyć rozmowy na tym.

– Niewydolność któregoś narządu? – spytał, przyglądając się chłopakowi uważnie. Czechosłowacja poczuł się urażony, że mężczyzna interesował się czymś tak osobistym.

– Problem z płucami – odparł niechętnie.

– Nie brzmisz, żebyś miał trudności w oddychaniu – wytknął, zakładając ręce za plecami. Czech uniósł brwi do góry, nie był pod wrażeniem.

– Bo nie mam trudności w oddychaniu. Biorę na to leki – brzmiał, jakby mówił najbardziej oczywistą w świecie rzecz.

– Od tytoniu? – chłopak prychnął.

– Nie tylko – PRL spojrzał na niego kątem oka.

– Brzmi na astmę. Przyczyniła się do tego praca w jakimś ciężkim zawodzie? – dopytał, co już zaczęło wytrącać Czecha z równowagi. Skrzywił się.

– Jeśli chciałby pan przejrzeć moją lekarską kartotekę, to zapraszam do szpitala – Rzesza cicho mruknął w odpowiedzi. Zanim doszło do dalszego sporu między dwójką, PRL zrobił krok w stronę mężczyzny.

– Woda jest w kuchni jak będziesz potrzebować Czechy – zwrócił się jeszcze do blondyna. Ten skinął głową. Odprowadził jeszcze wzrokiem L-ka i Rzeszę, którzy odeszli na bok. Widział z daleka jak bardzo PRL ze sobą walczył. Krajało mu się od tego serce.

Odwrócił się w końcu na pięcie i ruszył do przedpokoju. Tam kucnął przy swoim plecaku i zaczął szukać opakowania z lekami.

Pudełko znalazł oczywiście w małej kieszonce. Gdy sięgnął po nie, coś nagle wyskoczyło z zagięcia materiału. Zmarszczył brwi. Sięgnął po mały, biały przedmiot i przyjrzał mu się uważnie. Obrócił go między palcami lustrując przymrużonymi oczami. W następnej chwili otworzył je szerzej. Coś przyszło mu do głowy.

Po cichu wyprostował się i zerknął w głąb mieszkania. Nie widział z tej perspektywy pozostałej dwójki. Spojrzał na skórzany płaszcz zawieszony na wieszaku tuż przed nim. Uśmiechnął się do siebie.

Zgrabnymi palcami zaczął przeszukiwać ubranie. Był to najzwyklejszy płaszcz, miał w sobie oprócz czterech zewnętrznych kieszeni dwie wewnętrzne. Główkował intensywnie nad odpowiednim miejscem.

Na jego szczęście w jednej z kieszeni w środku natrafił na małą dziurę prowadzącą do podszewki. Ostrożnie wepchnął w dziurę znaleziony wcześniej przedmiot i palcami odpowiednio go popchał, żeby znalazł się w niewidocznym miejscu. Potem ułożył ubranie tak, jak wisiało wcześniej, wziął swoje leki i zadowolony poszedł do kuchni.

W tym czasie PRL i Rzesza dotarli pod korytarz prowadzący do łazienki. Gdy się zatrzymali, mężczyzna ciężko westchnął i spojrzał w oczy mniejszego. Jego serce ścisnęło się boleśnie. Czuł, że zranił chłopaka. Spodziewał się, że do tego dojdzie, ale nie w taki sposób. Żywił nadzieję, że będzie mógł mu wszystko wyjaśnić w innych okolicznościach, choć te właściwie miały być tego wieczoru. Miał zamiar mu wszystko pokazać, powiedzieć. Zaprowadzić do kryjówki. Przeszkodził mu w tym niezapowiedziany gość, który Rzeszy działał tylko na nerwy.

– PRL... przykro mi, że do tego doszło. Proszę, zrozum tylko, że nie zawsze mogę być przy was – Kostek zmarszczył brwi niepocieszony.

– Nie? A co jest ważniejszego dla ciebie? Czy nie tego chciałeś? Świętego spokoju? Przypominam, że jeszcze nie tak dawno próbowaliśmy przedostać się na drugą stronę gór, gdzie chciałeś dokonać żywota. Co się nagle zmieniło? Widać włamywanie się do biura Niemiec jest ciekawszym zajęciem – pluł słowami, przelewając tym samym swoją złość. Założył ręce na piersiach i wrogo patrzył w oczy ojca. Był ciekaw, czy wreszcie usłyszy prawdę. Rzesza odwrócił głowę na bok. Przez krótki moment nie wiedział, co powiedzieć. PRL był wściekły i całkowicie nieskory do przyjmowania tłumaczeń.

– L-ku, to nie jest takie proste. Przecież nie mogę w spokoju żyć, kiedy zmuszony będę do ciągłej ucieczki. Po wojnie niektórzy SS-mani to próbowali i spora część z nich została znaleziona – spojrzał na chłopaka. Ten zacisnął szczękę, niezbyt przekonany. – A u Niemiec chciałem znaleźć coś w sprawie morderstwa

PRL prychnął.

– I znalazłeś cokolwiek? Teraz ty się zastanów - czy ktokolwiek normalny trzyma takie rzeczy na wierzchu, gdzie dostęp ma pierwsza-lepsza sprzątaczka? My wszystkie informacje wydobywaliśmy z sejfów. Przecież wiem, że coś kombinujesz, tylko mi o niczym nie mówisz! – Rzesza spojrzał w głąb mieszkania. Widział tylko w oddali Czechosłowację, który popijał wodę i się na nich patrzył.

– Powiem ci wszystko, tylko daj mi czas – zwrócił się do chłopaka. Była to rzecz, którą chciał mu pokazać, by móc lepiej ją wyjaśnić. Westchnął cicho. Zaraz po tym znów na niego spojrzał. Jego spojrzenie zmiękło. – Jak wam idą poszukiwania?

PRL rozważył to, na ile powinien przyznawać się do ich postępów. Nie mógł powiedzieć, że wiedzieli o fałszerstwie i że dostali od biednego kapitana informacje o tym, że był zastraszany. Już i tak chłopak powiedział całkiem wiele, z nadzieją, że mężczyzna zdradzi cokolwiek więcej. Nie mógł przeć dalej, żeby nie wzbudzić podejrzeń.

– Z pomocą Wehra i Waffe udało się nam pozyskać pewne dokumenty, które faktycznie wskazywały na winę Niemiec. Postanowiliśmy z Polską dalej śledztwo przekazać USA. Na razie nie mamy żadnych informacji zwrotnych. Swoją drogą miałeś rację odnośnie Polski. Ameryka to niezły skurwiel – Rzesza zmarszczył brwi.

– To znaczy?

– Molestował Polskę. Kiedy mi o tym opowiadał był w całkowitej rozsypce, żeby mu dodać odwagi pojechałem razem z nim do siedziby USA. Dziad próbował mnie obrażać i dalej męczył Polskę, ale doprowadziłem go do pionu – mężczyzna zdawał się być poruszonym tą koleją rzeczy. Warknął cicho pod nosem.

– Dobrze zrobiłeś... a to pieprzony gnój. Powinien za to srogo oberwać. Jak się trzyma Polska?

– Jest silny. Nie chce tylko o tym mówić. Skurczybyk ma jeszcze tupet martwić się o innych, gdy sam ma swoje problemy – Rzesza posłał mu słaby uśmiech. PRL podrapał się po głowie. Zwrócił tym samym uwagę mężczyzny, który spojrzał na jego przedramiona. Uśmiech opadł, a na twarzy wyrosło szczere zmartwienie.

– Zmieniałeś w ostatnim czasie bandaże? – spytał niespodziewanie. PRL wzdrygnął się na tą sugestię i jakby w zaskoczeniu spojrzał na swoje ręce. Zacisnął usta w cienką linię.

– Oh... no tak, poprzednie już nie wyglądały za dobrze. Zbyt często je ubierałem – oczywiście, że skłamał. Nie chciał się do niczego przyznawać. Był jednak w tym zbyt oczywisty, a uciekanie wzrokiem tylko sugerowało na to, że nie był szczery. Rzesza na ułamek sekundy wstrzymał powietrze.

– PRL... czy ty... – chłopak posłał mu ukradkiem spojrzenie. Tyle mężczyźnie wystarczyło. Rozpostarł ramiona i przytulił go czule. – Synku...

Kostek zesztywniał. Nie potrafił uwierzyć, że była to szczera troska. Zatrząsnął się. Czuł się jak mysz przygnieciona przez śpiącego kocura. Niechętnie odwzajemnił objęcia.

– Nie jest to nic... ważnego – mruknął cicho. Rzesza odsunął się, by móc mu spojrzeć w oczy.

– Ależ o czym ty mówisz? Jest to bardzo ważne – ściągnął brwi. – Czy to przez ostatnie wydarzenia? – chłopak pokiwał lekko głową i ze zażenowaniem własną osobą uciekł wzrokiem.

– Tego wszystkiego było po prostu za dużo – odparł szczerze. Potem spojrzał w kierunku Czechosłowacji. Uśmiechnął się blado. – Czechu mi pomógł. Był nieoceniony

Rzesza sam podążył wzrokiem PRL-u. Zdawało mu się, że blondyn posyłał mu spojrzenie pełne wyższości. Skrzywił się z niesmakiem.

– Cieszę się, że się tobą zajął. Wydaje się, że już jest między wami dobrze – jego głos pozbawiony był jakiejkolwiek barwy. PRL z uśmiechem westchnął.

– Jest lepiej niż mogło być... – mruknął rozmarzony. Rzesza spojrzał na niego kątem oka.

– Powiedziałeś mu? Długo już jesteście... – nagłe porażenie przez wzrok Kostka sprawiło, że urwał. PRL zmarszczył brwi.

– Oczywiście, że nie. I nie, nie jesteśmy – ta odpowiedź choćby wzbudziła w mężczyźnie ulgę.

– Nie podoba mi się ten twój przyjaciel. Jest zbyt pewny siebie, wygląda też choćby coś ukrywał – PRL przewrócił w duchu oczami. „Na pewno nie ukrywa więcej niż ty, nazisto" pomyślał zgryźliwie.

– Ciężko, żeby nie był pewny siebie po tym, co doświadczył w życiu. Mu już nic nie jest straszne. I oczywiście, że ukrywa, szczególnie przed tobą. Jesteś mu obcym człowiekiem i na dzień dobry zacząłeś go wypytywać o prywatne rzeczy. Tak się nie robi – skarcił go, co mężczyzna zbył wzruszeniem ramionami.

– Czyli miał jakąś trudną pracę? – spytał z wyraźną chęcią usłyszenia czegoś więcej na ten temat. PRL skrzywił się. Nie zamierzał mu mówić czegokolwiek o Czechosłowacji. Przecież mężczyzna żerował na informacjach, a on nie zamierzał w ten sposób wystawiać przyjaciela na jakiekolwiek zagrożenie. Szczególnie, że dla niego jego przeszłość była bardzo wstydliwa i na pewno jego historia z ulicznej pracy była idealnym narzędziem do szantażu.

– Z tego co wiem, to tak. Wiesz, poznaliśmy się w tym okresie, ale ja wtedy byłem w głębokim dołku... z moim nałogiem... więc niewiele pamiętam. On ci może powiedzieć coś więcej, jeśli będzie chciał – „Nie będzie" pomyślał z satysfakcją. PRL był praktycznie jedyną osobą z którą Czech chciał w jakikolwiek sposób o tym mówić. Rzesza pokiwał głową w zrozumieniu.

– No cóż, każdy ma swoje tajemnice – skomentował krótko. Westchnął ciężko. – Nie będę wam dłużej przeszkadzać w takim wypadku. Obiecuję ci, PRL, że wszystko ci wyjaśnię w swoim czasie

– Dobrze, Rzesza – mruknął niezbyt entuzjastycznie. Ruszyli z powrotem w stronę wyjścia. Czechosłowacja prędko się do nich przyłączył.

Rzesza ubrał swój płaszcz i naciągnął na głowę kapelusz.

– Do zobaczenia chłopcy. Trzymajcie się. L-ku nie przejmuj się Polą. Zrobię wszystko, by była bezpieczna – uśmiechnął się do nich lekko. Potem spojrzał poważnie na Czecha. Wyciągnął do niego rękę na pożegnanie. Chłopak niechętnie ją uścisnął. W tej samej chwili mężczyzna przyciągnął go do siebie i położył rękę na plecach. Zarówno PRL, jak i Czechu nabrali w zaskoczeniu powietrza.

Rzesza przystawił usta do ucha chłopaka. Odezwał się niemal bezgłośnie.

– Nie waż się go skrzywdzić. On...

– Wiem – odparł z niesmakiem. „Tak nagle ci zależy na jego dobru?". Rzesza poklepał go po plecach i się odsunął. Przymrużył powieki i zmierzył go wzrokiem.

– Zajmij się nim dobrze pod moją nieobecność – puścił go. PRL zmarszczył brwi.

– Długo cię nie będzie? – spytał z niepokojem. Mężczyzna nacisnął na klamkę.

– Może się tak zdarzyć. Jestem teraz zmuszony wyjechać, nie wiem kiedy będę mógł wrócić – odparł, otwierając drzwi. L-ek skinął głową.

– Dobrze. Szerokiej drogi w takim razie – Rzesza się uśmiechnął.

– Dziękuję. Do zobaczenia, Lulku

Tuż po zamknięciu się za mężczyzną drzwi PRL zaczął się żwawo ruszać. Właściwie od razu był gotowy wyskoczyć z domu i popędzić za nim. Czech widząc to zaśmiał się cicho.

– Spokojnie, Lu. Nie spiesz się tak – Kostek skarcił go wzrokiem.

– Przecież za chwilę mogę stracić trop...! – sięgał już po klamkę. Blondyn złapał go za rękę i lekko pociągnął w swoją stronę. PRL spojrzał na niego zdezorientowany. Czech podniósł do góry swój telefon. Pokazywała się na nim mapa z jakimś punktem.

– Poczekaj, aż dojdzie do bazy – uśmiechnął się szeroko. L-ek zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Wziął z jego ręki telefon i przyjrzał się temu, co pokazywał. Punkt przemieszczał się przez las w stronę miasta.

– Co...? Ale jak to... – wydusił zaskoczony. Czech oparł się o jego ramię i spojrzał na ekran.

– Podrzuciłem mu Airtaga – odparł z dumą w głosie. PRL wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. Spojrzał na blondyna.

– Er... co? – jego usta wykrzywiły się w skonfundowanym uśmiechu. Czechosłowacja zaśmiał się na ten widok.

– Airtag. Jest to taki mały biały guziczek, urządzenie namierzające. Kupiłem go, żeby wiedzieć, gdzie jest mój plecak. Dużo podróżowałem swego czasu i zdarzało mi się go zgubić. Airtag wysyła lokalizację do telefonu, więc możemy na bieżąco obserwować, gdzie się teraz znajduje. Podrzuciłem go Rzeszy do płaszcza – wyjaśnił. Oczy L-ka z każdym kolejnym słowem były coraz szersze.

– Podrzuciłeś... że ty... Jezu, Czechy, jesteś genialny! – zaśmiał się i impulsywnie przytulił mocno przyjaciela. Potem się odsunął i znów spojrzał na ekran telefonu. – Czyli wystarczy poczekać, aż przestanie się przemieszczać i będziemy mieli adres. Jak daleki to ma zasięg? I ile ma baterii?

– Zasięg ma bardzo daleki, nie musisz się o to martwić. A bateria jest świeża, więc może działać nawet do roku czasu – uśmiechnął się. PRL pokręcił w niedowierzaniu głową.

– Czyli kupiłeś sobie specjalnie jakieś szpiegowskie urządzenie, bo nie umiałeś pilnować plecaka? – uniósł brwi w rozbawieniu. Czech przewrócił oczami.

– To nie jest jakieś szpiegowskie urządzenie. To jest normalna rzecz do kupienia dla ludzi. A plecak lądował w różnych miejscach. W pociągu, samolocie... czasem zapominałem, gdzie jest – PRL parsknął. Spojrzał znów na ekran.

– Niech ci będzie. To co, rundka w karty?

PRL zapiął kurtkę. Spojrzał na Czechosłowację wzrokiem pełnym niepewności i zwyczajnego stresu.

– Masz wszystko? – spytał przyjaciela. Czech uśmiechnął się blado.

– Mam zapisany numer do Polski. Wysłałem ci też ten adres – westchnął cicho. – Czy naprawdę musisz tam iść? Nie lepiej, żebyśmy przekazali ten adres komuś z większym doświadczeniem?

PRL skrzywił się. Tak byłoby najwygodniej, jednak... miał swoje zadanie. Polska prosił jego, żeby to sprawdził i dał im jak najwięcej informacji. To on miał być tym „bohaterem".

Pokręcił głową.

– Muszę tam pójść i czegoś się dowiedzieć, żeby służby miały łatwiej. Pójdę chociaż zrobić tam parę fotek i będę się zwijać. Chwila roboty, tam pewnie i tak chodzi dużo ludzi, więc nie wzbudzę podejrzeń – odparł pewnie. Czech przyjął to ze zrezygnowaniem.

– Niech ci będzie. Będę czekać na ciebie tutaj, załatw to jak najszybciej i nie rób głupot. Lepsza fotka mniej, niż gdyby coś się miało tobie stać. Dawaj mi też znać co chwilę, że wszystko w porządku. Bo jak nie, to od razu zadzwonię do Polski – mówił pół żartem, pół serio. PRL cicho się zaśmiał i pokręcił głową.

– Dobrze, szantażysto. Tylko nie dzwoń do tego kretyna – Czechy przytulił go na pożegnanie.

– Uważaj na siebie Lu – głos chłopaka zadrżał. PRL się odsunął. Zapiekły go oczy.

– Będę uważać, Czechy – odparł i złapał za klamkę drzwi. Już powoli wychodził, gdy niespodziewana fala strachu spętała jego wnętrzności. Wraz z tym przyszła obawa, że może już nie wrócić. Było to dziwne uczucie, okropne wręcz.

Odwrócił się prędko na pięcie i spanikowany spojrzał w oczy Czechosłowacji. Nie mógł takiej rzeczy zostawić, skoro mogła ona trafić z nim do grobu.

– Czechy ja... – blondyn podszedł i położył dłoń na jego ustach. Uśmiechnął się słabo.

– Cii... wiem, Lu. Ale nie mów tego teraz – PRL z początku nie wiedział dokładnie, czy ten miał na myśli to samo. Jedynie wzrok Czecha mógł zasugerować, że właśnie o to chodziło. Wtedy Kostek otworzył szeroko oczy. „On wie...". Blondyn uśmiechnął się ciepło i zabrał dłoń, ujawniając rozwarte w szoku usta L-ka. – Porozmawiamy o tym jak wrócisz

– A co jeśli nie wrócę? – wyszeptał słabo, oczy zeszkliły się na tę myśl. Czechy położył dłoń na jego policzku. PRL miał wrażenie, że przyłożył do jego skóry rozgrzane żelazo. Serce mu podskoczyło.

– Wrócisz. Ty zawsze wracasz. Jesteś cholernym Polakiem, was się nie da powstrzymać – na ostatnie z uśmiechem poklepał go lekko po policzku. Kostek uśmiechnął się smutno. – Będziesz miał powód, by wrócić. Powodzenia

– Pa, Czechy... – wymruczał cicho. „Kocham cię...".

Czym prędzej odwrócił się, żeby tylko się nie rozmyślić. Ruszył przed siebie żwawym krokiem, zerkając co jakiś czas na ekran swojego telefonu. Czechy stojąc w progu drzwi odprowadzał go wzrokiem.

– Nie daj się zabić, kochany – mruknął cicho do siebie. Dopiero, gdy PRL zniknął z jego pola widzenia zawrócił i zamknął za sobą drzwi.

~•~•~•~•~
Poor bois. What may possibly go wrong?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro