Rozdział 26 część 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tio

Nigdy tak właściwie nie zastanawiałam się nad tym, co się stało z matką Neta. Gdzieś na skraju świadomości pałętała mi się myśl, że pewnie nie żyje, skoro nie ma jej przy synu, ale nie roztrząsałam tego. Chyba po prostu byłam zbyt zajęta tym, co się działo z jego ojcem.

Dlatego teraz, gdy Net wykrzykuje to oskarżenie prosto w twarz przywódcy Schronienia, tylko otwieram usta i nie jestem w stanie wykrztusić ani słowa.

Chłopak dosłownie trzęsie się ze złości, jego oczy ciskają pioruny, a ręce zaciskają się w pięści. Widzę, że w każdej chwili jest gotów rzucić się na mężczyznę.

A przywódca wbija w niego zaskoczony wzrok i mruga, jakby nie wiedział kompletnie o co chodzi. Jednak nagle marszczy brwi i mruży oczy, przypatrując się dokładniej chłopakowi.

- Net? - pyta. Nawet w mdłym świetle lamp, widać że blednie.

Mam wrażenie, że temperatura w podziemnej sali wzrasta o dziesięć stopni. Oczy wszystkich śledzą pojedynek na spojrzenia toczony między potężnym mężczyzną, a niepozornym chłopakiem.

- To ja! - warczy Net przez zaciśnięte zęby. - Widzę, że doskonale pamiętasz.

Nie mogę się powstrzymać i kładę mu dłoń na ramieniu. Nie strąca jej, ale w żaden sposób się nie uspokaja.

- Zaraz... to wy się znacie? - Perry przenosi wzrok z ojca na Neta i na odwrót. - Jakim cudem?

Net zaciska zęby i patrzy w podłogę. Bierze kilka głębokich oddechów, ale wciąż gotuje się ze złości.

- My też się znamy. Nie pamiętasz z kim się bawiłeś jako ośmiolatek, Per?

Chłopak otwiera usta i podnosi dłoń do głowy. Przeczesuje palcami brązowe loki. Przymyka powieki i w pewnej chwili napręża się jak struna.

- O cholera jasna... - Otwiera szeroko oczy. - Przecież ty nie żyjesz!

- Rzeczywiście, omal nie zginąłem... dzięki twojemu tacie. Jednak ocalałem. - Net robi krok do przodu, a ja mocniej zaciskam palce na jego ramieniu. - Ale moja matka nie miała tyle szczęścia!

Napięcie dosłownie wibruje w powietrzu. Oddechy wszystkich świadków, obecnych na sali, przyśpieszają, a ja mam wrażenie, że nawet we mnie coś drży z niepokoju.

Mogłam przewidzieć, że coś pójdzie nie tak. To był zbyt cudowny zbieg okoliczności...

- Posłuchaj mnie... - Mężczyzna drapie się po karku. - To był nieszczęśliwy wypadek.

- Gówno nie wypadek! Trzasnąłeś drzwiami przed nosem mojego ojca! Nie dałeś nam szans na ucieczkę! - Z każdym wykrzyczanym zdaniem Net robi krok do przodu, a ojciec Perry'ego się cofa. Moja dłoń zsuwa się z barku chłopaka, czepia się jego łokcia, aż wreszcie bezsilnie zaciska się na końcówkach palców.

Nikt inny nie mówi ani słowa.

- Zostawiłeś nas na pastwę Cieni! - Mam wrażenie, że Net zaraz eksploduje i rzuci się na mężczyznę. - Zabiłeś moją matkę!

- Dosyć! - Przywódca wreszcie otrząsa się z szoku i przechodzi do kontrataku. - To oszczerstwa! Nie masz prawa mnie krytykować, byłeś wtedy dzieckiem i nie masz pojęcia co się wydarzyło. Twój ojciec ponosi winę za tamto zdarzenie!

Wiem, że w tym momencie przekroczył granicę. Żołądek ściska mi się w supeł z przerażenia, a czarny kryształ Cienia w kieszeni, zdaje się pulsować zgodnie z przyśpieszonym rytmem mojego serca.

- Teraz jeszcze masz czelność obrażać mojego ojca? - Net już nie krzyczy. Cofa się, a później od razu sięga do pistoletu tkwiącego za paskiem.

Nie wiem czy ojciec Perry'ego naprawdę zabił jego matkę.

Ale wiem, że jeżeli dojdzie do strzelaniny to nie mamy żadnych szans.

- Stój! - krzyczę i łapię go za rękę.

Udaje mi się to, jednak chłopak jest silny i próbuje mi się wyrwać. Nie mogę do tego dopuścić. Nie tylko ze względu na naszą sytuację. Jeśli Net straci nad sobą panowanie i zabije tego człowieka, to coś się w nim zmieni i do końca życia sobie tego nie wybaczy. Nie mogę na to pozwolić.

Dlatego, z ciężkim sercem, sięgam po czarną kulę Cienia. Jednak tym razem nie muszę jej nawet dotykać. Wystarczy, że pomyślę o pulsującej energii, a ona natychmiast zaczyna przepływać przez moje ciało.

Zaciskam palce na nadgarstku chłopaka, ale tym razem dłoń nie należy do mnie, a do Cieni.

Net od razu zamiera, jak rażony piorunem.

- Uspokój się! - syczę mu do ucha.

Mam wrażenie, że czas zwalnia.

- Cień! - Ta brunetka, Kat, wrzeszczy i z przerażeniem wpatruje się w moje ramię, które niemal do barku pokryło się czarną plamą.

Ludzie cofają się pod ściany, a przywódca Schronienia, jak na lidera przystało, robi krok do przodu sięgając przy tym po własną broń.

Chciałam poprawić sytuację, a tylko ją pogorszyłam.

Kątem oka zauważam, że Kat celuje do mnie z karabinu.

„Oj marnie..."

Niedawno zaliczyłam jeden postrzał i w żadnym razie nie jest to coś, co kiedykolwiek chciałabym powtórzyć. Instynktownie unoszę rękę, żeby ochronić się od nadlatującej kuli.

I udaje mi się to. Pocisk odbija się od czarnej powierzchni, która kilka sekund wcześniej była jeszcze moją skórą.

Wstrzymuję oddech. Mimo napiętej sytuacji, zamykam oczy.

„Czy ja jestem jeszcze człowiekiem?" Bo to co zrobiłam przed chwilą było zdecydowanie nieludzkie...

- Stop! - Unoszę powieki i widzę, że Lea własnym ciałem zasłania mnie przed Kat.

Brunetka i jej żołnierze otaczają nas ciasnym kordonem i wszyscy ze zgrozą wbijają wzrok w moje ramię.

- Ona nie jest jakimś potworem! - Dziewczyna ogląda się na mnie, jakby szukała potwierdzenia własnych słów.

„Nie jestem? A może jestem..." Nie odpowiadam. Zamiast tego znów zamykam oczy.

Wyraźnie czuję to pulsowanie energii pod skórą. Znów mam wrażenie, że cały świat otacza ogromna sieć, do której jestem podpięta...

- Witaj ssskarbie. Cieszę się, że dotarłaś bezpiecznie do miasta...

Głos rozlega się niesamowicie blisko. Na początku mam wrażenie, że ktoś szepcze mi do ucha, ale potem dociera do mnie, że... te słowa pochodzą z mojej własnej głowy. Tak jak poprzednim razem.

Tyle, że teraz odbierają mi całą moją energię. Krztuszę się powietrzem, gdy sieć znika, a na jej miejscu pozostaje przygnębiająca pusta. To tak jakby ktoś odebrał mi wszystkie siły...

- Nie jestem Cieniem... - mruczę, próbując przekonać samą siebie.

A potem przewracam się na ziemię. Ostatnim co czuję, jest dotyk zimnego betonu na policzku.

Miał być jeden długi rozdział, ale nie wyszło. Żeby Was dłużej nie trzymać w niepewności, rozdzieliłam go i pierwszą część wrzucam już dziś :) Druga pewnie pojawi się koło weekendu albo znowu na początku tygodnia. Przepraszam, ale szkoła daje w kość :/

P.S. Piszę to po dwóch godzinach nauki chemii, więc bądźcie wyrozumiali i w razie błędów - krzyczcie ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro