Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tio

Wszyscy wokół mnie zamierają. Napotykam wzrok Neta, który wydaje się zszokowany. Chłopak zaciska kurczowo palce na pistolecie, ale nie ma dość odwagi, żeby strzelić. Nie chce mnie trafić. Jednocześnie jest w jego oczach coś, co zdaje się mówić: „już za późno".

Wkurza mnie to.

– Tio! – rozpaczliwy krzyk braciszka wyrywa mnie z paraliżu.

Nie widzę go, ale głos należy do niego. I dochodzi z bliska. Mam ochotę porządnie zakląć, ale ból w klatce piersiowej odbiera mi mowę.

Max gdzieś tu jest. Niedaleko. Mój brat nie uciekł... Nie uciekł.

To oczywiste, że nie zostawił mnie po raz drugi. Jak mogłam pomyśleć, że to zrobi?

Odkrycie budzi we mnie wolę walki. Zaczynam się szarpać i już mam zadać cios nożem... kiedy przypominam sobie ostatni raz. Niemal wbrew sobie rozluźniam dłoń i pozwalam, żeby broń wypadła mi z ręki.

Wszyscy wzdychają, jakby to był znak mojej ostatecznej porażki. Cień również tak to odbiera, bo mocniej zaciska pazury. Czerń na moim ramieniu robi się głębsza i krzyczę z bólu.

Patrzę na stwora i zawieram w tym wzroku całą swoją nienawiść, po czym biorę zamach, żeby z całej siły uderzyć go pięścią w szczękę.

Nie spodziewam się jakiegoś szczególnego efektu. Naprawdę. Jestem niemal pewna, że poprzednia potyczka była tylko snem i jedynie jakimś cudem zdołałam uciec, a mój nadwyrężony mózg dopowiedział sobie całą resztę.

Jednak Cień puszcza mnie i pada na ziemię jak ogłuszony.

Net i reszta wydają okrzyk zaskoczenia. Sama na chwilkę zamieram, równie zdumiona jak pozostali. A później dociera do mnie, co mogę zrobić i jak bardzo nienawidzę tych bestii.

Jestem zbyt rozwścieczona, żeby teraz przerwać. Kopię potwora w żebra, a potem jeszcze raz i jeszcze. Stwór syczy, próbując się podnieść, ale nie pozwalam mu na to. Gdy nie może polegać na swoich zdolnościach, nie potrafi naprawdę walczyć. A ja umiem.

Przygniatam jego ciało swoim, a gdy próbuje mnie uderzyć szponami, łapię jego łapę. Z zaskoczeniem wyczuwam kości, czy cokolwiek one tam mają pod skórą, i bez namysłu wyginam tak mocno, jak tylko potrafię. Po chwili słyszę trzask przypominający łamanie suchej gałęzi.

Ten odgłos nieco mnie szokuje, ale patrząc na syczącą, bezosobową istotę, nie czuję wyrzutów sumienia. Te stworzenia zamordowały miliony, miliardy ludzi. A ja mogę się teraz zemścić. Wstaję i kopię go kolejny raz. Ludzie wokół stoją skonsternowani, obserwując tępo całe zdarzenie.

Po pierwszym ciosie, jaki zadałam, Net otworzył usta ze zdumienia, a pistolet niemal wyślizgnął mu się z rąk. Pat wyszedł krok naprzód, żeby osłonić nieco swoją siostrę, przy czym teraz na jego twarzy niepewność walczy z fascynacją. A inni tylko unoszą swoją broń, celując do Cienia, ale nie wyglądają na przekonanych, że bestia może im jeszcze zaszkodzić.

W pewnej chwili natrafiam spojrzeniem na swojego brata. Chłopczyk wbija we mnie wzrok szeroko otwartych, przestraszonych oczu. Patrzę na niego i myślę o tym, co musiał przejść przez te istoty. Jednocześnie przypominam sobie o śmierć rodziców, po czym cały świat przesłania mi czerwona mgiełka czystej furii.

Przez chwilę nie wiem, co się ze mną dzieje.

Łapię Cień za kark, żeby podciągnąć go do pozycji stojącej. Chwytam go mocno za szyję i ściskam. Stwór jęczy i wyje rozpaczliwie. Zupełnie jakby naprawdę się dusił.

Omiatam go spojrzeniem od szarej głowy po czarne stopy i prycham. Czy ja naprawdę przez całe życie bałam się czegoś tak żałosnego?

Błądzę po nim wzrokiem, aż moje spojrzenie zatrzymuje się na ciemniejszym miejscu na jego piersi. Podpowiada mi to instynkt. Czysty, pierwotny instynkt, nakazujący wykończyć wroga, zanim on wykończy mnie. Wyciągam rękę i wbijam paznokcie w jego ciało, a on piszczy pod wpływem mojego dotyku. To dziwny odgłos, zupełnie niekojarzący się z człowieczeństwem, ale jednocześnie najbardziej ludzki, jaki słyszałam u Cieni.

Naciskam bardziej i przebijam cienką błonę. To zupełnie inne uczucie niż przecinanie go nożem. Ostrze przechodziło jak przez dym. Teraz wyraźnie czuję pod palcami... jakąś substancję. Coś mętnego, lepkiego, ale jednocześnie lekkiego. Sięgam głębiej i głębiej, aż zaciskam dłoń na pulsującej kuli.

Wyrywam ją jednym ruchem.

Cień zaczyna wrzeszczeć i znikać. Dosłownie wsiąka w ziemię, a ja zaciskam palce na kuli, która jest twarda jak kamień. Już nie pulsuje.

Pod wpływem impulsu dotykam czarnej plamy na piersi i po raz pierwszy... czuję coś. Trochę jakbym była obklejona gumowatą substancją, mniej gęstą niż drzewna żywica. Łapię ją palcami i odciągam od siebie. Chociaż schodzi opornie, zdzieram ja całą, po czym rzucam na ziemię.

Rozpływa się na moich oczach.

Oddycham głęboko i próbuję się uspokoić. Podnoszę wzrok. Wszyscy są absolutnie zszokowani tym, co zobaczyli. Ja też nie wierzę, że to zrobiłam.

Bo zrobiłam to... Zrobiłam...

Zabiłam Cienia.


Net

Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Owszem, ja też w swoim życiu zabijałem już Cienie. Patrzyłem, jak te kreatury stapiają się z cieniami okolicznych przedmiotów. Obserwowałem ich zniknięcia. Ale...

Muszę przerwać skórę bestii w trzech miejscach, na co zwykle potrzeba siedmiu, ośmiu nabojów. Za każdym razem tyle samo, żebym wreszcie zdołał pokonać Cień. Trzy serie. Dwadzieścia jeden, dwadzieścia cztery naboje. Dwa pistolety.

Tio zrobiła to jednym ruchem ręki.

Dziewczyna też jest oszołomiona. Stoi i wpatruje się bez słowa w czarną kulę, która jest jedyną pamiątką po potworze. Plama zajmująca połowę jej piersi oraz niemal całe ramię, znikła zupełnie.

Przez kilka minut panuje cisza. Nikt nie mówi ani słowa, nawet Pat, który zwykle pierwszy komentuje wszystko, co widzi. Teraz każdy milczy.

A potem brat podbiega do siostry i obejmuje ją w pasie. Przytula się do niej mocno, po czym uśmiecha szeroko. Tio mruga, jakby ocknęła się ze snu, jednocześnie odwzajemniając uścisk. Jednak jej twarz jest poważna. Być może Max jest zbyt mały, żeby w pełni być świadomym tego, co tu przed chwilą zaszło, ale Tio aż zbyt dobrze rozumie sytuację.

Czeka ją sporo wyjaśnień.

Dziewczyna przechwytuje moje spojrzenie i, zupełnie jakby rozumiała, o czym myślę, kiwa głową. Pokazuje coś na migi swojemu bratu, po czym łapie go za rękę. Podchodzi do mnie powoli, zupełnie ignorując wszystkich wokół, wpatrzonych w nią jak w obrazek.

– Chodźmy do Obozu – mówi cicho.

Kiwam głową i ruchem ręki pokazuję reszcie, że mają się zbierać.

Droga powrotna mija w milczeniu, jednak im bliżej domu jesteśmy, tym bardziej mam ochotę doskoczyć do Tio i wyciągnąć z niej wszystkie odpowiedzi. Jednak na razie muszę zaczekać. Są ważniejsze sprawy, jak chociażby Max. Dzieckiem trzeba się zająć.

Kiedy dochodzimy do Obozu, mały ma minę, jakby zaraz miał oszaleć ze szczęścia. Po przejściu przez bramę otwiera usta ze zdziwienia. Zaczyna szaleńczo machać rękami, ale siostra tylko nareszcie pozwala sobie na uśmiech i łapie go za dłonie.

– Tu możesz mówić głośniej! – Specjalnie podnosi głos, żeby pokazać chłopcu, że jest bezpieczny.

Chłopiec rozgląda się i wyszczerza w radosnym uśmiechu skierowanym do wszystkich. Nie peszy go nawet widok Joe'ego stojącego przy bramie z jego nieodłącznym karabinem.

– Kim wy jesteście? – pyta. – Co to za miejsce? Nie ma tu Cieni? Macie coś do jedzenia?

Zaczynam się śmiać. Niezręczność mija, jak ręką odjął. Dzieciak jest tak rozbrajający, że wszystkim poprawiają się humory. Tio zerka na braciszka z czułością w oczach, a ja lekko unoszę kącik ust. Chociaż to dziewczyna wykonała większość roboty, mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Mały trafił w bezpieczne miejsce.

Daję ręką sygnał ludziom, że mogą odejść do swoich domów, a sam prowadzę Tio i Maksa do domu Mata. To pierwsze miejsce, które przychodzi mi do głowy. Mam wrażenie, że Ciocia Mag się nie obrazi.

Max chłonie spojrzeniem wszystkie szczegóły okolicy i co jakiś czas macha rękami, nieprzyzwyczajony do rozmawiania na dworze. Tio tylko cierpliwie mu odpowiada, wciąż uśmiechnięta, choć zauważam w jej postawie pewne napięcie. Jej też raczej ciężko zapomnieć o tym, co zrobiła przed chwilą.

Gdy stajemy przed frontowymi drzwiami do domu, wchodzę na taras i pukam, jednocześnie zerkając przez ramię.

– To dom mojego przyjaciela – mówię do Maksa i wskazuję ręką na budynek. – Pomieszkacie tu przez chwilę.

– Ale super! – Chłopiec zaczyna podskakiwać ze szczęścia i w drodze do drzwi przeskakuje po dwa schodki. – To zupełnie nie przypomina piwnicy!

Tio biegnie za nim, zupełnie jakby nie chciała wypuszczać brata poza zasięg rąk. Gdy w progu staje Mag, uśmiecha się do niej lekko i kładzie rękę na głowie Maksa.

– Witaj, kolego. – Ciocia opiera się biodrem o framugę. – Jestem Mag. A to mój syn, Mat.

Zza jej ramienia wyłania się Mat ze swoją nieodłączną laską. Chłopczyk od razu wbija w niego zafascynowane spojrzenie.

– Co ci się stało? – pyta z właściwą dla każdego dziecka fascynacją.

– Długa historia. – Mat mruga do brata Tio. – Ty na pewno znasz ciekawsze.

Wszyscy wchodzimy do środka, a Max z zachwytem rozgląda się po wnętrzu. Ciocia Mag bez zbędnych pytań rusza do kuchni, żeby przyrządzić coś do jedzenia, a Tio ciągnie swojego brata za nią. Zanim znika, zerka jeszcze przez ramię, jakby chciała mi wzrokiem przekazać, że musimy pogadać.

Kiwam głową, a potem wreszcie zostaję tylko z Matem. Z nim też muszę porozmawiać, najlepiej jak najszybciej.

Bez zbędnego gadania wychodzimy na taras. Obaj siadamy na krzesłach, a Mat kładzie sobie laskę na kolanach i ruchem ręki zachęca, żebym mu o wszystkim opowiedział. Opieram głowę na ręce, wzdycham, a potem krótko streszczam mu, co się dziś zdarzyło. Po wszystkim Matowi opada szczęka.

– Uderzyła Cień? – pyta. Unosi wysoko brwi. – Ręką?

– Tak. – Kręcę z niedowierzaniem głową. – Skopała go, zupełnie jakby był człowiekiem. I na koniec wyrwała mu z piersi... serce? W sumie cholera wie co, taką czarną kulkę.

Mat zagryza dolną wargę i przez chwilę myśli. W końcu wykrztusza:

– Przyda nam się ktoś taki.

– I to jak cholera – potwierdzam.

Mat wzdycha, jakby go to wszystko przytłoczyło, po czym kręci głową. Jego wzrok ucieka w stronę zachmurzonego nieba i rysy chłopaka miękną.

– Jak dziś było za bramą? – pyta cicho.

– Szczerze, nie miałem za bardzo czasu, żeby podziwiać krajobrazy. – Rozkładam ręce.

Mat patrzy na mnie tak złym wzrokiem, że mogę jedynie unieść dłonie w geście poddania.

– Dobra, dobra. – Uśmiecham się krzywo. – Zielono było.

– Rozwiń.

Z powodu nogi Mat nigdy nie wyszedł za bramę. Wszystko co zna, to Obóz, a najwięcej czasu i tak spędza w swoim własnym domu.

Dawno temu, kiedy byliśmy małymi chłopcami, a ja świeżo pojawiłem się w Grupie – zawarliśmy pakt. Ja opowiadałem mu dokładnie, jak wszystko wygląda na dworze, a on pozwalał mi się chować pod swoim łóżkiem, żebym nie musiał wracać do ojca.

Mimo że nie mieszczę się już pod łóżkiem, ciągle wszystko mu opowiadam. Dzięki niemu zacząłem zwracać w życiu uwagę na szczegóły.

– Było pięknie i cicho – zaczynam. Przymykam lekko oczy. – Tylko od czasu do czasu śpiewał jakiś ptak. Widziałem sójkę, kręciła się po drzewie, skacząc z gałęzi na gałąź. Pewnie szukała czegoś do zjedzenia. I naprawdę wszędzie było zielono. Pełno liści i trawy, a pod stopami mech, odrobinę wilgotny. Krople rosy...

– Net! – przerywa mi krzyk Sama.

Mężczyzna biegnie w naszą stronę.

Zrywam się z krzesła, bo Sam rzadko krzyczy, a jeszcze rzadziej biega. Rzucam przepraszające spojrzenie Matowi i ruszam w stronę przywódcy Obozu. To musi być coś poważnego. Moje ciało od razu sztywnieje, kiedy pomyślę o wszystkich potencjalnych nieszczęściach.

Sam spotyka się ze mną w połowie ulicy.

– Twój ojciec... - wypluwa między oddechami.

Zamieram. W mojej głowie natychmiast pojawia się przerażający obraz. Otwieram usta, a po chwili je zamykam i potrząsam głową. Sam próbuje powiedzieć coś więcej, ale nie daję mu dojść do słowa.

To co usłyszałem, zupełnie mi wystarcza. Już wiem, co się dzieje.

Nie czekam na dalsze wyjaśnienia, tylko biegiem ruszam w stronę domu. Swojego domu.

Pędzę, jakby goniło mnie stado Cieni i modlę się, żebym się nie spóźnił.



Czytałam to już z pięć razy, ale i tak jestem ślepa, więc proszę o wytykanie błędów :D Kolejne części postaram się dodawać szybciej, bo niedługo wyjeżdżam i mogę nie mieć internetu :/

P.S. Jeśli są tu jacyś czytelnicy pierwszej wersji, to chcę oficjalnie oświadczyć, że zbliżamy się do premiery drugiej części ;) Niedługo pojawią się konkrety i na pewno wspomnę o tym tutaj  i na swoim profilu :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro