Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Net

Stawiam Tio na nogi i cofam się o krok. Targają mną sprzeczne emocje. Z jednej strony mam wielką ochotę na nią nawrzeszczeć, a z drugiej – wprost marzę o tym, żeby ją przytulić i sprawdzić czy na pewno jest cała i zdrowa.

Ostatecznie nie robię nic. Tylko stoję i mierzę ją złym wzrokiem.

Tio uśmiecha się do mnie, wyraźnie wdzięczna, ale zdecydowanie nie skruszona.

- Dzięki za ocalenie życia.

- Nie ma s...

- A teraz spadajcie. – wymija mnie, zbiera z ziemi swoje graty i podchodzi do jednego z wilczych trupów, żeby zabrać swój nóż.

Nie tylko mnie w tym momencie opada szczęka. Lea bardzo głośno prycha.

- Żartujesz? Najpierw ratujemy twój kościsty tyłek przed wilkami, a teraz mamy sobie iść? Mowy nie ma. Zresztą mieliśmy iść razem!

Tio podchodzi do dziewczyny i przez długą chwilę mierzy się z nią spojrzeniem. Lea jest od niej wyższa o jakieś pięć centymetrów i widzę, że Tio powstrzymuje się, żeby nie stanąć na palcach.

- Mój kościsty tyłek to nie twoja sprawa! – wybucha wreszcie. – I nie mam zamiaru pozwolić wam ze sobą iść! Poradzę sobie sama!

- Sam kazał nam iść z tobą! Poza tym jakie masz szanse sama? Już kilka wilków było w stanie cię zagonić na drzewo!

- To był odwrót strategiczny! A jeśli chodzi o szanse, to mam o wiele większe bez jędzy, która tylko jazgocze i na każdym kroku ogląda się na Sama!

- Ty małpo!

Jeszcze chwila i rzucą się sobie do gardeł.

Odrobinkę podnosi mnie na duchu fakt, że Tio tak jak i ja nie przepada za dziewczyną.

- Ej! – Izz praktycznie zawsze mówi szeptem, więc gdy wydaje z siebie stanowczy okrzyk, natychmiast ucina kłótnię. – Kraczecie na siebie jak stare wrony, a mamy zadanie.

Wykorzystuję szanse i podchodzę do Tio.

- Już i tak tu jesteśmy i zdecydowanie nie mamy zamiaru wracać. Po prostu zaakceptuj z uśmiechem nasze towarzystwo. – wyciągam w jej stronę jeden z noży, którymi powaliła mieszańce.

Przez chwilę panuje absolutna cisza, a potem dziewczyna zabiera swoją broń i burczy pod nosem:

- Niech będzie.

Grymas, który maluje się w tej chwili na jej twarzy nie ma nic wspólnego z uśmiechem, ale chyba na razie nie mam co liczyć na coś lepszego.

Wyszczerzam się do niej radośnie.


Tio

Muszę przyznać, że odrobinkę cieszy mnie ich towarzystwo. Teraz żadne wilki nam nie straszne, a i Cienie powinny się dwa razy zastanowić zanim znów nadepną nam na odcisk.

Przedzieramy się przez las i nie odzywamy do siebie słowem. Ja idę pierwsza (w końcu tylko ja wiem gdzie idziemy, nie?), za mną wlecze się Net i Izz, a na samym końcu drepcze Lea, ciągle niezadowolona z kłótni.

Po kilku godzinach zatrzymujemy się na posiłek i opadamy na miękki mech.

- Czy skoro jesteśmy na zewnątrz, przez cały czas nie będziemy się do siebie odzywać? – Izz wygrzebuje jedzenie ze swojej torby i dzieli między wszystkich.

- Nasza ostatnia wymiana zdań... - Lea zerka na mnie. – Była dość głośna, ale żaden się nie zjawił.

- Wydaje mi się, że w dzień możemy rozmawiać. – mówię. – Czasem razem z bratem zachowywaliśmy się dość głośno, ale żaden się nie pojawił. Mimo wszystko Cienie to stworzenia nocne.

Znów zapada cisza, co jest wyjątkowo ironiczne biorąc pod uwagę o czym dyskutowaliśmy.

Nagle coś za mną trzaska i natychmiast odwracam się w tamtą stronę.

Żółte oczy dostrzegam tylko przez ułamek sekundy, ale to wystarcza żebym się roześmiała.

- Jeszcze masz czelność się tu pokazywać, wilczku?

Zwierzę podchodzi krok bliżej i staje jakieś dwa metry ode mnie. Ukrywa się za krzakiem, ale z ciekawością wystawia łeb.

- Tym razem nie dam ci chleba. – mówię.

- Czy ty właśnie gadasz z psem, który kilka godzin wcześniej chciał cię zabić? – Lea unosi brwi.

Rozglądam się i widzę, że wszyscy wbijają wzrok w wilka. Net trzyma dłoń niebezpiecznie blisko kabury na pistolet.

- Akurat on jako jedyny nie miał ochoty na to, żeby mnie zjeść. – wzruszam ramionami. – Zmiataj wilczku! – krzyczę do zwierzaka.

Kładzie uszy po sobie i znika wśród drzew. Oddycham z ulgą.

- Zadowoleni? – burczę do przyjaciół.


Net

Po incydencie z wilkiem Tio do końca dnia nie odzywa się słowem.

Kiedy robi się wieczór oddala się od grupy i tylko co jakiś czas zjawia się między krzakami, żeby skorygować nasz kurs. Nie mam pojęcia jakim cudem tak dobrze orientuje się w okolicy, ale jestem jej za to wdzięczny.

W pewnej chwili zjawia się z szerokim uśmiechem na ustach.

- Tędy. – macha na nas ręką i prowadzi w stronę jakichś ruin. – Tu nocujemy. – oznajmia i podnosi klapę, której ja nigdy bym nie zauważył.

Bez szemrania schodzimy do piwnicy. Nie ma tu zbyt dużo miejsca, ale nikt nie narzeka. Rozkładamy koce i układamy się do snu.

- Idę spać! – obwieszcza Lea. – Dobranoc.

Rozlega się cichy szmer odpowiadających głosów.

Kładę się na ziemi i dopiero wtedy zauważam, że wylądowałem tuż obok Tio. Nasze koce leżą wzdłuż siebie i kiedy się obracam, twarz dziewczyny jest jakieś dwadzieścia centymetrów ode mnie.

Na szczęście leży odkręcona plecami.

Na szczęście... albo i nie...

Zaciskam powieki i próbuję zasnąć.

Wokół jest cicho i ciemno. Tak cicho, że bez problemu liczę oddechy wszystkich wokół. To mnie uspokaja i pozwala się skupić na czymś innym niż nasza „misja". Staram się ułożyć wszystko w głowie. Próbuję streścić dzień jakby to była tylko kolejna opowieść dla Mata.

„Po opuszczeniu Obozu długo maszerowaliśmy w absolutnej ciszy. Przez długi czas Izz miała mokre oczy, a Lea kurczowo zaciskała ręce w pięści. Las był piękny jak zwykle, trochę mokry z powodu rosy, ale piękny. Ptaki były wyjątkowo głośno, a to był dobry znak, że okolica jest bezpieczna. Widziałem nawet kilka wiewiórek. To zaskakujące, ale te puchate zwierzątka zupełnie się nas nie bały. Nic dziwnego, że Tio tak łatwo było na nie polować."

Wzdycham cicho. Mata zawsze najbardziej interesowały takie prozaiczne sprawy. Nie opisy walki z Cieniami czy tego momentu na polowaniu gdy napięcie sięga zenitu, a kula leci do celu. On chciał wiedzieć jak wygląda las. Jaki kolor ma danego dnia morze. Czy niebo kilka kilometrów od osady jest identyczne jak nad nią. Dzięki niemu nauczyłem się zwracać uwagę na drobiazgi.

- Śpisz? – szept Tio jest tak cichy, że gdybym spał uznałbym go za powiew wiatru, który jakimś cudem przemknął do podziemi.

- Nie. – odpowiadam równie cicho.

Otwieram oczy i widzę jej twarz. Tak blisko... Tuż przy mnie. Mimo ciemności dokładnie widzę jej oczy. Nie potrafię określić koloru tęczówki, ale zauważam wszystko inne. Ich wielkość, kształt i pięknie wywinięte rzęsy. W ciemności dostrzegam tylko zarys jej ust, ale to wystarcza, żeby moje serce zaczęło szybciej bić.

- Masz piękne oczy. – mówię, zanim uda mi się powstrzymać.

Jej oddech się urywa. W głowie widzę jak delikatny rumieniec pojawia się na jej policzkach. Moje ciało, wbrew woli, przesuwa się do przodu.

Spodziewam się, że się odsunie. Ale ona robi coś zupełnie innego. Nachyla głowę i w pewnym momencie tykamy się czołami. Czuję jej oddech. To nieziemskie uczucie.

- Nie powinniśmy tego robić. – mruczy.

- Wiem. – ostrożnie dotykam jej policzka. Przesuwam kciukiem po jej wargach.

- Mamy inne rzeczy na głowie... tyle rzeczy...

- Wiem. – zamykam oczy.

Tio unosi rękę i kładzie ją na moim karku. Wsuwa palce w moje włosy. Drżę od tego dotyku.

Nachylam się jeszcze bardziej. Chcę pozbyć się wszelkiego dystansu między nami. Przytulam ją. Czuję bicie jej serca.

Całuję ją jak nigdy wcześniej.


Tio

Kiedy budzę się rano nie mogę zrozumieć jakim cudem znalazłam się w uścisku Neta. Moja głowa leży na jego piersi. Jego ręce obejmują moje ciało. To takie cudowne...

Tak miło było w nocy czuć bliskość drugiego człowieka.

Wtulam nos w jego koszulkę i uśmiecham się mimo woli. Nagle jednak otwieram szerzej oczy, przerażona. A co jeśli dziewczyny już się obudziły? Rozglądam się gwałtownie i budzę przy tym chłopaka.

- Tio... - mruczy, na wpół śpiący.

Podoba mi się sposób w jaki wymawia moje imię.

- Puść mnie. – proszę cicho. – Dziewczyny...

- Bez przesady. – uśmiecha się pod nosem i całuje mnie w czoło.

- Proszę...

- A co będę z tego miał? – szepcze z iskierką w oku.

Kąciki moich ust unoszą się ku górze.

Zbliżam się i już mam złożyć delikatny pocałunek na jego wargach... kiedy drzwi do piwnicy otwierają się z hukiem.

Podnoszę wzrok i dostrzegam sylwetkę stojącą na szczycie schodów.

Cień albo...

- A kogo my tu mamy? – ciszę przerywa zachrypnięty głos.

Ludzki głos.

Jak myślicie kto zjawił się w piwnicy? ;)

Dziękuję za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze :D Jesteście naprawdę cudowni! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro