Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogę uwierzyć własnym oczom! 4K wyświetleń!

Jesteście niesamowici! :* Specjalnie z tej okazji - nowy rozdział, mimo że do weekendu daleko. :)

Net

Razem z Tio, z rozbawieniem przyglądamy się chłopakowi, który próbuje uciec przed wilkiem. Biedak z jednej strony ma rozzłoszczonego drapieżnika, a z drugiej nas.

Perry zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie wpadł w pułapkę i zatrzymuje się, pełen niepokoju. Jednak po niedługim namyśle wybiera nas, zamiast zwierzęcia szczerzącego w jego stronę kły.

Wygląda dość żałośnie. Zgubił gdzieś swoją broń, jego ubranie jest porwane, a twarz cała w zadrapaniach. Musiał przedzierać się przez jakieś kłujące krzaki.

Podchodzi do nas niepewnie, co chwilę oglądając się na wilka, który zatrzymał się na skraju lasu.

- Cześć Perry. – Tio opiera ręce na biodrach i wbija w niego wzrok. – Mamy cię od razu zastrzelić czy masz coś istotnego do powiedzenia?

Chłopak otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie rzuca się na niego rozpędzona i rozwścieczona Lea.

- Ty dupku! – krzyczy i wpada na nastolatka, przez co oboje lądują na ziemi. Lea jest jednak szybsza i błyskawicznie wstaje, tylko po to by kopnąć Perry'ego. – Stałeś tam i nic nie zrobiłeś! Ty skończony idioto!

Na zmianę kopie go i okłada pięściami, a chłopak zaczyna krzyczeć:

- Zabierzcie ją!

Ani ja, ani Tio nie śpieszymy się do pomocy. Właściwie dziewczyna wydaje się bardziej zaintrygowana wilkiem, stojącym kilka metrów dalej, niż Perrym. Jednak Izz, która jest o wiele wrażliwsza od nas, podchodzi do Lei i delikatnie łapie ją za ramiona.

- Wystarczy. – mówi stanowczo.

- Nie wystarczy! Przez niego prawie umarła Tio! – Lea znów się zamierza, ale Izz ją odciąga.

Perry zbiera się powoli i podnosi ręce w geście poddania. Ma rozciętą wargę i siniaka na policzku. Nie zdziwię się jeśli do wieczora spuchnie mu pół twarzy.

- Ja tutaj jako jedyny próbowałem wam pomóc! – rzuca do rozgniewanej dziewczyny.

Lea prycha i zaplata ręce na piersi, a Izz puszcza ją ostrożnie i patrzy ciekawie na chłopaka.

- Co z nim robimy? – pyta.

- Wydaje mi się, że to decyzja Tio. – mówię i łapie dziewczynę za rękę.

Dziewczyna patrzy na mnie zaskoczona, a ja uśmiecham się lekko. Nie mam zamiaru więcej kryć się z tym co do niej czuję. Przez chwilę zerkamy na siebie, a potem Tio odwraca się do chłopaka i mocniej ściska kuszę w dłoni.

- Taak... - mówi, a Perry z pewnym niepokojem śledzi jej ruchy. – To masz mi coś do powiedzenia?

Perry przełyka ślinę i ze wzrokiem wbitym w stopy duka cicho:

- Przepraszam. Powinienem ich powstrzymać.

- Gdyby nie Cienie, już bym nie żyła. Przepraszam to trochę mało. – głos Tio jest przepełniony goryczą. – Ale mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

Zerkam na dziewczynę i natychmiast wiem o co chce go zapytać.

- Co miał na myśli twój szef mówiąc, że nie jesteście sami?

- Seb nie był moim szefem! – Perry zaciska ręce w pięści. – Ten sukinsyn nie miał prawa wydawać mi rozkazów. Gdyby ojciec się dowiedział jak mnie traktował...

Nagle gryzie się w jezyk, kiedy orientuje się, że powiedział za dużo.

- Twój ojciec? – unoszę brwi. – Chętnie o nim posłuchamy.

- Nic wam nie powiem. – burczy. – Skoro wy nie chcieliście nic mówić, to ja też mam do tego prawo.

- Bezwartościowy dupek. – Lea kopie kępkę trawy. – Po prostu go zastrzel, Tio!

Tio wbija spojrzenie w chłopaka i nieco wyżej unosi swoją broń. Perry nie przestaje wodzić za nią wzrokiem, ale zaciska mocniej usta, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego ujawniać.

- To może sama go zastrzelisz, co Lea? – dziewczyna patrzy w jej stronę.

Drgam, zaskoczony jej obojętnym głosem. Lea też od razu spuszcza z tonu. Zerka na Perry'ego, który twardo stoi w miejscu i od razu ucieka spojrzeniem gdzieś w bok.

- Ale... ja nie...

- To przestań marudzić. – Tio potrząsa głową. – Nikt do nikogo nie będzie strzelał.

Zaskakuje mnie jak gładko dziewczyna wskoczyła w rolę przywódcy. Speszenie Lei to coś co próbowałem osiągnąć od dawna, ale nigdy mi się nie udało, a Tio utemperowała ją ledwie po kilku dniach znajomości. W tej chwili jestem naprawdę pełen podziwu.

Patrzę na Tio odrobinę dłużej i nagle dostrzegam kilka szczegółów. Jej oczy są podkrążone, a skóra blada. Dziewczyna przez cały czas lekko drży. Mam ochotę pacnąć się w głowę. Po tym co przeszła, potrzeba jej odpoczynku, a nie podejmowania poważnych decyzji...

- Co wy na to, żeby na razie coś zjeść, a potem jakoś rozwiązać problem? – proponuję. – To był ciężki ranek.

Wszyscy, nawet Lea, kiwają zgodnie głowami. Ostatnie przeżycia były wykończające dla każdego.


Tio

Kiedy kończę jeść, rozprostowuję nogi i podpieram się na łokciach. Mrużę oczy i powoli przebiegam wzrokiem po ludziach zgromadzonych wokół.

Izz w ciszy oskubuję kostki upolowanego przez siebie ptaka, Perry z wyraźną przyjemnością przeżuwa kawałek chleba, a Lea siedzi tuż obok niego z naburmuszoną miną i pistoletem w dłoni. Mam wrażenie, że liczy nawet oddechy chłopaka. Natomiast na skraju lasu wciąż siedzi wilczek i zawzięcie obgryza kość, którą mu rzuciłam.

Uśmiecham się pod nosem i przesuwam dłoń trochę w prawo, by zetknąć końce swoich palców z dłonią Neta.

Siedzimy tak przez kilka bardzo miłych chwil, a potem przypominam sobie o niezbyt wesołych okolicznościach, przez które się tu znaleźliśmy i wzdycham głęboko. Podnoszę się z ziemi i pociągam za sobą Neta, a potem bez słowa wyjaśnienia prowadzę go z daleka od innych.

Kiedy jesteśmy sami w środku lasu, opieram się o najbliższe drzewo i przymykam oczy.

- Nie wiem co mam robić. – mruczę.

- Odzyskać naszych ludzi. – chłopak skraca dzielącą nas odległość i chwyta mnie za ręce. – To nasz cel. Na tym musimy się skupić.

- A Perry? – potrząsam głową. – Najchętniej kazałabym mu iść do diabła, ale boję się co zrobi. Może zniknąć bez problemów, ale równie dobrze może nam sprowadzić na głowę swoich ludzi.

- A co podpowiada ci instynkt? – Net podnosi delikatnie mój podbródek i patrzy mi w oczy. To sprawia, że natychmiast zaczynam tonąć w jego niebieskich tęczówkach.

Przygryzam dolną wargę i próbuję się skupić.

- Mój instynkt zwariował, bo podpowiada mi coś absolutnie szalonego. – milknę, ale on tego w żaden sposób nie komentuje, więc wzdycham i wyjawiam swoje przeczucia. – Wydaje mi się, że powinniśmy mu powiedzieć prawdę. On nie jest zły... nie tak jak tamci.

Net marszczy brwi.

- Myślisz, że nam pomoże?

- Nie wiem. Może przynajmniej nie przeszkodzi? – odpowiadam pytaniem.

- Wydaje mi się, że jeśli wtajemniczymy go w sprawę, może chcieć się do nas przyłączyć. – chłopak ostrożnie gładzi kciukiem mój policzek. – W końcu jesteś Zaklinaczką Cieni.

- Zaklinaczką? – śmieję się cicho. – Muszę przyznać, że brzmi to lepiej od „parzącego dotyku".

Net unosi kąciki ust w uśmiechu.

- Oczywiście, że lepiej. W końcu sam to wymyśliłem.

Patrzymy na siebie w ciszy, uśmiechając się do siebie, a potem on nagle poważnieje.

- Tio... - jego głos robi się zachrypnięty. – Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że nic ci nie jest. Po tym wszystkim co już było... - zaczyna mówić szybciej. – Byłem durniem, że nie mówiłem ci nic wcześniej, ale bałem się, że dla ciebie to nie jest takie ważne... Ale kiedy tam leżałaś, czułem się... chciałem... Nie miałem pojęcia, że tak bardzo mi na tobie zależy.

Otwieram szeroko oczy.

- Och – to jedyne co przychodzi mi do głowy.

- Nie chcę cię naciskać, ale po prostu za każdym razem jak cię widzę...

- Zamknij się już. – mruczę i obejmuję go za szyję.

Nachylam się i zamykam mu usta pocałunkiem.

Chcę by to trwało jak najdłużej, ale kilkanaście metrów dalej czekają ludzie, którzy na nas liczą. Dlatego niechętnie odrywam się od Neta i przymykam oczy.

- Skopię Cieniom tyłki, za to że przez nie nie mam nawet czasu, żeby porządnie cię pocałować.

- A ja ci pomogę.

Obejmuje mnie ramieniem i uśmiecha się do mnie krzywo. Powoli odwracamy się w stronę polany i zaczynamy iść między drzewami.

W tej chwili naprawdę czuję się jakbyśmy mogli skopać wszystkim tyłki.

Wiem, że rozdział raczej przegadany, ale bądźmy szczerzy - należy im się chwila odpoczynku. :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro