Rozdział 1.18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rzeczywiście, zeszło jeszcze z pół godziny, nim wsiedliśmy z powrotem do autobusu.

Obito znowu poszedł spać. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, bo przynajmniej miałem chwilę spokoju. Zająłem się lepieniem figurek Tobiego z gliny. To nie tak, że wciąż bardzo rozpamiętywałem jego odejście. Po prostu był dobrym modelem, bo nie trzeba było pracować nad kształtem twarzy, ani zbytnio ciała. W końcu nosił tą rudą maskę i śmieszny płaszcz. Swoją drogą, ciekawe jak wyglądał naprawdę. Może jak Obito? Albo całkowicie inaczej? Strasznie długo żarła mnie ta myśl, mimo iż wiedziałem, że pewnie nigdy się takich rzeczy nie dowiem.

Dopiero gdy dojechaliśmy na miejsce mogłem zająć głowę czymś innym. Mój chłopak wreszcie wrócił do przytomnych, więc zajęliśmy się łażeniem za wycieczką. Petra była naprawdę piękna. Ściany wokół nas miały śliczne barwy, aż zapierały dech w piersiach. A co dopiero można było powiedzieć o Skarbcu Faraona? To miejsce, wykute w ścianie z jakże niesamowitą precyzją i dokładnością, naprawdę zadziwiało. Wgapiałem się w nie z błyszczącymi oczyma niczym Deku w All Mighta, dopóki mój towarzysz nie poklepał mnie po ramieniu, tym samym wyrywając z zafascynowania.

- Myślałem, że będzie większy. - Wymamrotał, bardziej do siebie.

- Jest zaglibisty. Czego ty od niego chcesz hm?

- Niczego. Tak czy siak, jest świetny. A najważniejsze, że tobie się podoba. Idziemy dalej? Obejrzymy inne grobowce skoro mamy na tyle czasu. - Nie czekając na moją responsę, złapał mnie za rękę i pociągnął w drogę. Niemal natychmiast mu się wyrwałem, aby zrównać się z nim krokiem. Nie żeby coś, ale gejostwo w miejscu pełnym ludzi nie wydawało mi się dobrym pomysłem. Po za tym, mogłem iść bez jego pomocy. I tak zgodziłbym się na jego propozycję zwiedzania, więc nie było różnicy.

Toteż zajęliśmy się lataniem od jednego miejsca do kolejnego. Dosłownie, strasznie się spieszyliśmy. Najpierw wspięliśmy się jakąś dróżką, aby zobaczyć ten cały Skarbiec od góry. Okropnie mnie to wyczerpało. Zasuwanie po schodach na szczyt nigdy nie należało do moich ulubionych czynności, nie wspominając już o mojej świetnej kondycji. Kiedy wreszcie dowlekliśmy się do celu okazało się, że jakiś baran (czy na swój sposób sprytny typ) rozłożył ogromny stragan tak, aby zasłonić cały widok. I oczywiście, trzeba było coś kupić, aby obejrzeć zabytek. Z racji, że oboje wylewaliśmy siódme poty, aby cokolwiek ujrzeć nie wahałem się przed zrobieniem awantury facetowi. Może nawet doszłoby do rękoczynów, ale Obito odciągnął mnie w porę. Byłem totalnie wściekły i wymęczony, ale przynajmniej schodziliśmy w dół.

Gdy wreszcie staliśmy u podnóża wzniesienia, Uchiha zobowiązał się kupić mi wodę. To mnie trochę pocieszyło i nawet nie protestowałem mimo, że sam mogłem sobie nabyć taką rzecz. A więc usiedliśmy sobie na schodach, w jakiś mizernym cieniu, na przerwę. Wypiłem z pół butelki, bo słońce naprawdę nas przypiekało. Dopiero gdy zaspokoiłem pragnienie, postanowiłem się odezwać:

- Czemu mnie powstrzymałeś? Mogłem łatwo wywalczyć dla nas to za darmo.

- Wiem. - Mruknął, po tym jak dokończył napój. Pusty plastik póki co postawił obok siebie. - Mogliśmy też zwyczajnie coś kupić.

- Nie. - prychnąłem zirytowanym tonem. - Wystarczy, że zapierniczałem tam jak głupi. Jeśli jakiś gnojek chciał mnie zmusić do zapłacenia za coś co jest darmowe, to niech się pieprzy. - Mój towarzysz zaśmiał się.

- Co w tym śmiesznego hm?! To nie jest zabawne! - Kopnąłem go w kostkę, na co syknął tylko cicho. Uśmiech i tak wciąż nie schodził mu z twarzy. Jak można się tyle szczerzyć bez powodu? To nienormalne.

- Oczywiście. Po prostu ten twój ośli upór jest naprawdę uroczy. - Powiedział, troszkę zbyt rozmarzonym głosem. Poczułem, jak palą mnie policzki.

- W-wcale, że nie! Myślisz się! - Zakrzyknąłem. - W ogóle ile można tak siedzieć?! Rusz dupę, a nie tracimy czas! Nie zdążymy wszystkiego zobaczyć, czy coś hm! - Pokiwał tylko głową i podniósł się na nogi. Znaleźliśmy jakieś miejsce, gdzie pozbyliśmy się butelki, aby nie obciążać się niepotrzebnymi bagażami i wyruszyliśmy dalej. Na szczęście, już głównie chodziliśmy po płaskim. Wciąż żar lał się z nieba, ale i tak było lepiej. Oglądnęliśmy mniejsze grobowce i przespacerowaliśmy się trochę. W ciągu tego raczyłem się rozmową z Obito.

Kiedy nadszedł czas aby wrócić z powrotem, nie sądziłem, że będzie to takie nużące. Czułem się z parę razy cięższy, a wyczerpanie przyćmiewało mi zmysły. W końcu, ile można było chodzić? Przerw za długich nie robiliśmy, oprócz tych na picie, więc generalnie maszerowaliśmy tu i tam z parę godzin pod rząd na prawdziwej patelni. Zaczynałem żałować, że też się nie zdrzemnąłem w autokarze, ponieważ mój towarzysz wyglądał jakby był w pełni sił. Na szczęście, udało mi się dotrzeć do naszego pojazdu, bez jego pomocy. Gorzej, że gdy usiadłem sobie ostatecznie poczułem jak naprawdę bolą mnie nogi. Chciało mi się płakać, gdy przypomniałem sobie normalne letnie dni spędzone na wylegiwaniu się w łóżku czy przed ekranem komputera. Dla takich wygód mógłbym znosić moich sąsiadów, przez cały rok. Dręczony takimi przemyśleniami, miałem już gdzieś wszystko inne. Oparłem się o ramię mojego chłopaka i momentalnie poszedłem spać.


Długo wpatrywałem się w blondyna, który smacznie drzemał przy moim boku. Jeśli by spojrzeć na fakt, jak szybko odpadł po tym jak w końcu sobie przysiadł, zadziwiło mnie, że tyle wytrzymał. Przecież musiał być w jakimś stopniu znużony po nocy, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. A mimo tego bez przerwy podążał za mną, aby zobaczyć to wszystko. To naprawdę miło z jego strony.

Ze mną było lepiej. Po moim odpoczynku w południe czułem się dobrze i przytomnie. Nogi i stopy dość mnie pobolewały, ale dało się z tym żyć. Tkwiłem tak więc sobie bez większego ruchu, czasem spoglądając w obraz pustyni biegnący za oknem, a czasem głaszcząc Deidarę po miękkich włosach. Autokar jechał jeszcze szmat czasu, zanim zarządzono przerwę. Zatrzymaliśmy się przy niewielkim sklepie, znajdującym się pośrodku niczego. Nie chciałem budzić mojego kochanka, ale potrzebowałem pilnie do toalety, więc ostrożnie wylazłem z mojego miejsca i podreptałem na pole.

Wnętrze budynku lekko mnie zdziwiło. Z zewnątrz wyglądał na dość nowoczesny, a wewnątrz wprost biło tradycyjnymi ozdóbkami. Dawało to naprawdę przyjemną atmosferę, jednak chciałem jak najszybciej wrócić do mojego chłopaka, więc niezwłocznie skierowałem się do łazienki. Ta również była klimatyczna, lecz skupiłem się bardziej na załatwianiu potrzeb. Ledwo co umysłem ręce i skierowałem się do wyjścia, to wpadł na mnie pan przewodnik.

- Dzień dobry. - Mruknąłem niechętnie. Chciałem jak najprędzej go wyminąć, ale ten stanął mi celowo na drodze. Co za natrętny smarkacz. Nie dość, że wcześniej się czepił mojego Deidary, to teraz mnie.

- Dzień dobry. Humor nie dopisuje, co? - Stwierdził złośliwe. Zmarszczyłem brwi. Włożyłem ręce do kieszeni, po czym zacisnąłem pięści, z całej siły próbując się uspokoić. Wdech i wydech. Będzie dobrze.

- Spierdalaj. - Zabrzmiało mniej miło niż sobie to wyobrażałem, ale jeśli w pobliżu nie było wybuchowego blondyna, to nic stać się nie mogło. Raczej Uchihowie nie chodzą się skarżyć do swoich znajomych. Liczyłem, że w tym żałosnym wypadku jaki stał przede mną, ta zasada będzie działała.

- Hn. Nie. - rzekł niemalże od razu.

- No to w takim razie może ja sobie pójdę. Miłego dnia! - Machnąłem ręką, lecz ledwo postawiłem krok, ten krętarz chwycił mnie za nadgarstek. Migusiem wyrwałem mu go, od razu przecierając i krzywiąc się wyraźnie.

- Powiedziałem, miłego dnia. Co ty do mnie masz? - Prychnął w odpowiedzi i po prostu wskazał palcem pewne miejsce w oddali.

- Obejrzyj sobie. - Rzekł sucho i klepnął mnie po przyjacielsku w ramkę, aby następnie się oddalić. Długo stałem bez ruchu skołowany tym co właśnie się stało. Nie byłem pewny, czy to on był jakiś dziwny, czy to może ja. A może oboje? A może nikt. To takie problematyczne. Żałowałem, że nie ma tu Tobiego, który zawsze potrafił odpowiedzieć na moje pytania.

Dobry moment minął, zanim zdecydowałem się podejść w wyznaczone przez Sasuke miejsce. Okazało się, że było to jedno z wielu miejsc tutaj, gdzie mogłeś kupić coś drobnego. Tak jak niedaleko znajdowała się kawiarenka z ciastkami czy sklep z miniaturowymi wersjami wszelkich jordańskich zabytków. Z tą różnicą, że tutaj sprzedawano biżuterię. Nie miałem bladego pojęcia, po chuja ten dziwny chłopak kazał mi tu się przybłąkać ale z czystej ciekawości postanowiłem się rozejrzeć. Rzadko miałem okazję przyglądać się takim drogim błyskotkom. Ostatni raz chyba... W czternaste urodziny Rin? Ale z tego co pamiętam, finałowo i tak niczego nie nabyłem.

- W czymś panu pomóc? - Podeszła do mnie kobieta, kiedy akurat oglądałem przypadkowe kolczyki. Zwróciłem na nią wzrok i przez krótki moment stałem całkowicie zdezorientowany, aż otrząsnąłem się robiąc się różowy z zażenowania samym sobą.

- N-nie, chyba sobie poradzę. - Wymamrotałem, spoglądając ponownie na ozdóbkę za szkłem, mimo iż kompletnie mnie nie interesowała. Po prostu starałem się nie patrzeć na tą blondynkę. Nie żebym coś do niej miał, tylko jej duże piersi strasznie wytrącały mnie z równowagi. W negatywnym tego znaczeniu. Miałem świadomość, że dawniej by mnie to kręciło, ale teraz kompletnie byłem obojętny, ale mimo tego mój wzrok latał wszędzie byle nie na nią.

- Na pewno? Jeśli pan powie czego szuka może prędzej uda się znaleźć coś w sam raz. - powiedziała zachęcająco. Westchnąłem.

- A-ano... Sam nie wiem czego szukam. Tak sobie tutaj zwyczajnie jestem. Chociaż... - zawahałem się przez moment. - Znalazłoby się tu może coś drobnego, ale fajnego o barwie niebieskiej z domieszką szarości?

- Postaram się coś znaleźć. - Rzekła blondynka i ruszyła wgłąb sklepu. Nie widząc zbytnio innej alternatywy podążyłem za nią. Rozglądałem się wokoło, niekiedy zatrzymując wzrok na przedmiotach, które zwróciły moją uwagę, jednak nie na długo. Wkrótce zatrzymaliśmy się przed ladą.

- W porządku! Zacznijmy od początku. Ma być to naszyjnik? Pierścionek? Kolczyki? Coś innego? - I cóż miałem teraz odpowiedzieć? Postanowiłem dobrze przedyskutować ze sobą sprawę. Byłem pewny, że kolczyków mój blondyn nosić nie będzie. Mógłby uznać to za zbyt damskie, mimo że cała masa mężczyzn teraz je nosi. Z pierścionkiem byłoby podobnie. W dodatku wyglądałby jak zaręczony, więc z pewnością by się nie zgodził na coś takiego. Naszyjnik? Nie może być tak źle, bo zawsze może go schować pod koszulkę. No cóż, raz się żyje.

- Naszyjnik. Tego koloru, o którym mówiłem bo będzie pasować do oczu. - powiedziałem, na co kobieta skinęła głową i poprosiła mnie abym zaczekał. Chwilę później przyszła z powrotem z paroma pudełkami. Położyła je na szklanym blacie. Zaczęliśmy razem przeglądać je pomału. Każda biżuteria była naprawdę ładna, ale ostatecznie zdecydowałem się na coś prostego i w miarę możliwości skromnego. Białe srebro i jakieś kamienie szlachetne, jak mi powiedziała, ale co mi tam. Cena nie grała roli, więc moment i miałem ślicznie zapakowane pudełeczko.

- Ten, dziękuję bardzo za pomoc. - powiedziałem, ściskając uważnie w dłoniach przedmiot.

- Nie ma za co, rozmowa z panem to czysta przyjemność. Jeśli mogę zapytać, to kim będzie ta szczęściara, która otrzyma ten śliczny podarunek? - Czułem jak policzki robią mi się rumiane. Serce biło mi mocno z podenerwowania jak i myśli, że nasz związek jest jak najbardziej poważny.

- Szczęściarz. - poprawiłem wolno. - Strasznie go kocham.

Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona. Przez krótką chwilę doznałem wewnętrznego ataku paniki w obawie przed tak zwanymi homofobami i innym osobnikami tego pokroju, lecz rozluźniłem się w miarę gdy się uśmiechnęła. Trochę nerwowo, ale jednak.

- To w takim razie, życzę powodzenia wam obu! - Wymamrotała entuzjastycznie. Pożegnaliśmy się już bardziej formalnie i prędko wróciłem do autokaru. Ku mojej uldze Deidara wciąż smacznie spał. Wsunąłem się na moje miejsce i zakopałem prezent na dnie plecaka, aby młody artysta wcześniej go nie znalazł. Mimo tego, nie potrafiłem całkowicie się rozluźnić. Miałem bez przerwy wrażenie, że wszyscy są podejrzanie mili. I ta kobieta, i ten cały Sasuke. Może byli w zmowie? Może to dlatego Uchiha pokierował mnie w tamto miejsce? A może z naszyjnikiem coś jest nie w porządku? Świerzbiły mnie ręce aby tam spojrzeć, ale w porę się powstrzymałem. W końcu nic się nie działo, a tylko mi szajba odbijała na tym punkcie. Powinienem się raczej zastanowić jak przekonać Deidarę do przyjęcia mego prezentu. Właśnie, dobry pomysł. Tym trzeba się pilnie zająć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro