Rozdział 1.21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy się obudziłem, nie mogłem odmówić sobie wpatrywania się w mojego ukochanego blondyna, śpiącego smacznie obok.

Opierał się policzkiem o miękką pościel, a jego jasne włosy rozsypane były naokoło. Nie chciałem go wyrywać z objęć Morfeusza, mimo nurtującego uczucia samotności. Moja głowa wciąż nie mogła porzucić przeczucia, że gdzieś tam powinien być Tobi, który w tym momencie gadałby coś bez sensu. Robiło mi się z tego powodu trochę przykro. Uważałem, że powinienem zaakceptować wybór mojego towarzysza i oddalić myśli o nim od siebie, jednak nie było to takie proste. No ale cóż, póki co starałem się przynajmniej, próbując skoncentrować się całościowo na Deidarze.

Działało to przez jakiś czas, aż w końcu chłopak poruszył się, po czym przewrócił na plecy i przeciągnął. Wyglądał jak najpiękniejszy anioł. Brakowało mu tylko skrzydełek, mimo że z charakteru, to już bardziej rogów od diabła.

- Dzień dobry, skarbie. Udało ci się wypocząć?

- Tia... - Odmruczał nieprzytomnie, przecierając oczka. Ten widok wydał mi się nadzwyczaj urokliwy.

- Cieszę się. Wstaniesz na śniadanie, czy ci przenieść?

- Czemu miałbym nie iść hm? - Prychnął na to, gapiąc się na mnie już całkowicie normalnie. - Tylko daj mi się wcześniej zebrać... M-miałeś mi chyba rozczesać włosy, bo... - Zaciął się i oblał rumieńcem.

- Oj, masz rację. Totalnie zapomniałem przez to wszystko wczoraj...

- Bo twój umysł wyłapuje tylko to co zalicza się do porno, durniu. - Stwierdził sucho. Przybrał nadąsany wyraz twarzy i podniósł się do siadu. Niemal natychmiast zapowietrzył się, zaciskając powieki. Ledwie powstrzymałem chichot, który aż cisnął mi się na usta.

- Rety, rety to chyba moja wina! Przeżyjesz jakoś czy znaleźć ci jakieś tabletki lub maść?

- Z-zamknij się! Nic mi nie jest! W-wydaje ci się tylko! - Wymamrotał, czerwieniąc się po uszy z podejrzanie dużym zdenerwowaniem na twarzy.

- Deidei, nie wstydź się. Tak się zdarza. - Nie byłem pewny, czy miałem zamiar go jakoś pocieszyć, czy po prostu ciągnąć tę niedorzeczną sprzeczkę dalej, dla samej rozrywki. Lecz on miał inne plany. Zdzielił mnie po pysku, po czym potrząsnął, aż mi maski Tobiego zawirowały przed oczami.

- Gówno prawda! A jeśli skończę tak jeszcze raz, to... T-to.. Marnie z tobą będzie hm! - Zagroził i dumnie pomaszerował do łazienki. Chwilę zajęło mi doprowadzenie wzroku do normalnej postaci i roztarcie obolałej brody. Nie byłem pewny, czy mój chłopak nadal chciał, żebym go czesał, więc stwierdziłem, że w razie czego powie. Póki co rozkoszowałem się leżeniem na łóżku i gapieniem w sufit.

Wkrótce jednak artysta pojawił się z powrotem z grzebieniem w dłoniach, który wepchnął mi w ręce. Usiadł przede mną z wściekłym wyrazem twarzy. Nawet nie próbowałem go zagadywać, bo obawiałem się czy nie poharata mi zdrowej połowy twarzy, więc zająłem się jego włosami.

- U-uważaj hm. - Burknął, rumieniąc się lekko. Potaknąłem, prześlizgując się palcami pomiędzy złotymi pasemkami. Wydały mi się nadzwyczaj miękkie i puszyste. Nie mogłem się powstrzymać, aby nie zanużyć nosa w tej blond czuprynie. Deidara pachniał naprawdę ładnie.

- B-baka! R-rób co miałeś robić, a nie... -

- Tak, tak. Jasne. - Wróciłem do przerwanej czynności. Nie minęło dużo czasu, a jego zwyczajowa fryzura była gotowa. Przyszła moja kolej, aby się zebrać, więc wyparowałem do łazienki. Po drodze jeszcze, zgarnąłem graty, których potrzebowałem. Nie spiesząc się zbytnio, umyłem się, przebrałem i doprowadziłem do stanu normalności. Deidara czekał na mnie na łóżku. Ledwie mnie ujrzał, a skoczył na równe nogi.

- Chodźmy hm! - Nie czekając na mą odpowiedź, pomaszerował do wyjścia. Jakby był całkowicie pewny, że pójdę za nim. Oczywiście, właśnie to zrobiłem. W windzie zdążyłem jeszcze sprzedać mu porannego buziaka i zabraliśmy się do śniadania. Wszystko tego dnia wydawało mi się zadziwiająco spokojne. Cała atmosfera była leniwa i senna, może dlatego, że nie było nic zaplanowane oprócz wylotu, toteż teoretycznie mogliśmy robić pstro do popołudnia. Miałem nadzieję, że mimo tego, gdzieś wyjdziemy, może na randkę, albo napić się tutejszego alkoholu.

Ale to później. Póki co, wszamaliśmy papu. Było przepyszne. Żałowałem, że wcześniej nie prosiłem Tobiego, aby dał mi czas na zjedzenie porannych dań, bo sporo straciłem. Chociaż... Cieszyłem się, że przynajmniej on spożył coś dobrego stąd. W końcu nie wiadomo czy pokarm z tych okolic, gdzie teraz przebywał, do czegokolwiek się nadawał. Rany... ile bym dał, żeby znowu móc usłyszeć jego dziecięcy głos.

- Halo. Słuchasz ty mnie w ogóle?! - Zagrzmiał nagle Deidara, aż przerwał mi rozmyślania. Zamrugałem oczami, wpatrując się w jego niziutką sylwetkę.

- Oczywiście, że tak. A o czym właśnie mówiłeś?

- Kiedyś cię wypatroszę, kretynie! - Prychnął zezłoszczony, po czym westchnął ciężko:

- Będziemy coś robić teraz hm...?

- Coś...?

- Nie to o czym myślisz! - Zdenerwował się, tupiąc nogą. Zachichotałem, rozbawiony jego urokliwym zachowaniem.

- M-miałem na myśli... Idziemy gdzieś albo coś? W-w sensie, czy chcesz gdzieś pójść? - Mruknął, lekko skrępowany. Wodził oczami po ziemi, zataczając na niej różne wzroki.

- Zastanawiałem się tylko nad tutejszym winem czy piwem, albo randką, chodź nie wiem gdzie miałbym zaprosić cię w takim miejscu. A nie chciałbym wziąć cię do jakiejś marnej restauracji.

- Po kiego grzyba mamy iść na randkę się nażreć? - Zdziwił się.

- To wygodny i prosty pomysł. - Stwierdziłem, wzruszając ramionami. Zauważyłem, jak zmarszczył brwi i skwasił się cały. Ręce założył ma piersi.

- Tia. Znowu walniesz jakimś tekstem i nas stamtąd wyrzucą hm.

- Wyrzucili nas nie dlatego, że coś powiedziałem, ale ponieważ wywróciłeś stolik, Deidei. - Zauważyłem.

- Z twojej winy, durniu! - Wykrzyknął, wytykając mnie oskarżająco palcem. Posprzeczaliśmy się tak jeszcze dobrą chwilę, zanim zdołaliśmy dojść do porozumienia. Po prostu wyszliśmy na zewnątrz i przespacerowaliśmy się trochę. Trzymałem blondyna za rękę i opowiadałem mu o różnych rzeczach, a on czasem wtrącał swoje komentarze. Zeszła nam w ten sposób godzina czy może nawet dwie. Artyście znudziło się takie łażenie bez celu, więc wróciliśmy do hotelu. Potem już głównie odpoczywaliśmy. Przeważnie leżeliśmy na łóżku. Ja postanowiłem się zdrzemnąć, a mój chłopak lepił coś z gliny czy pstrykał na swoim telefonie.

Tak upłynęło nam większość czasu do popołudnia. W miłym, przyjemnym i rozleniwionym klimacie. Byliśmy naprawdę zaskoczeni, kiedy Sasuke zapukał do naszych drzwi. Po pierwsze, oddał mi moje religijne przyrządy, co miał zrobić wczoraj, ale z wiadomych powodów nie udało mu się. Po drugie chciał nas poinformować, że wkrótce wyjeżdżamy, toteż trzeba zebrać wszystko. Ociągając się bardzo, ale jednak zrobiliśmy to.

Znowu spędziliśmy czas na łożu, tym razem jednak Deidara pozwolił mi na trochę czułości. Toteż całowałem jego słodkie usta i jeździłem dłońmi po jego ponętnym ciele, aż nadszedł czas, gdy nasz przyjaciel przewodnik odwiedził nas po raz kolejny.

Mogę przyznać, że z bólem serca wynosiłem się stąd. Nie sądziłem, abym dostał wolne w najbliższym czasie, na tyle długie, żeby wybrać się tu znowu. A i tak samemu nie byłoby fajnie, trzeba by namówić mego chłopaka... Strasznie dużo roboty. W dodatku, nie ma już Tobiego, który tyle mnie wspierał i towarzyszył.

Tak czy siak, autokarem dojechaliśmy na lotnisko. Z niechęcią witałem tamtejsze progi, niemniej Deidara wyglądał znacznie bardziej nieszczęśliwie. Objąłem go ramieniem w celu dodania mu otuchy, jednak nogi miał jak z waty, a minę jakby go chcieli tam obedrzeć ze skóry.

- Z-zginę hm. - Wymamrotał do mnie tuż po tym, kiedy przeszliśmy przez odprawę. Usadziłem go w jakimś fotelu, który tutaj stał, bowiem do odlotu została jeszcze niecała godzina.

- Nie martw się, będę obok. Zdrzemniesz się jak ostatnio i po sprawie.

- Z-zginiemy obaj hm. - Rzekł stanowczo, na co tylko westchnąłem. Przytuliłem go, aby rozluźnił się trochę. Dłuższa chwila minęła zanim mu się to udało. Objął mnie rękami w pasie, wciskając głowę w moją pierś. Na swój sposób było to urocze.

W końcu nadszedł czas, kiedy musieliśmy wleźć na pokład samolotu. Na początku musieliśmy postać jeszcze troszkę w kolejce. Deidara trzymał się mnie bez przerwy jak tonący koła ratunkowego. W pewnym momencie naszły mnie wątpliwości czy z jego niezdrowym wyrazem twarzy przepuszczą go z nami, lecz przeszliśmy spokojnie. Widać pracownicy lotniska nie pierwszy raz widzą śmiertelnie przerażonego pasażera.

- N-nie waż się gdziekolwiek iść beze mnie! - Wymamrotał do mnie artysta.

- Mówiłem, że będę przy tobie. Naprawdę, nie ma powodów do strachu, skarbie. - Pocałowałem go w czoło. Zrobił się rumiany, co dość odbiło się na jego aktualnie bladym licu. Najtrudniej chyba było wejść z nim po schodach do samolotu. Kiedy nagle podłoga zadrżała niemal zszedł na zawał. Jego zachowanie troszkę mnie bawiło, ale starałem się nie śmiać przy nim. Latanie brał tak na poważnie, że byłoby to po prostu okropne.

Ostatecznie usadziłem go na fotelu, przy oknie, tak jak ostatnio. Blondyn ściskał moje ramię tak mocno, że aż mnie zaczęło pobolewać.

- Już w porządku! Wszystko tutaj jest bardzo, bardzo stabilne. Widzisz? - Tupnąłem w posadzkę mocniej, aby się przekonał, ale on zrobił oczy wielkie jak pomarańcze.

- B-baka! B-baka! B-baka! Ch-chcesz, żeby odpadło hm?! - Spanikował. Nie zdążyłem go uspokoić, bo przywalił mi w głowę. - N-nie możesz tak kopać! R-rozbijesz nas!

- Jeszcze stoimy na ziemi... - Mruknąłem pod nosem, na co ten wydał z siebie cierpienniczy dźwięk.

- J-jak to?! I-ile jak tu będę musiał siedzieć? N-nie przetrwamy tego. - Stwierdził płaczliwie, tuląc się do mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie pamiętałem co robiłem, gdy Rin miała okres. A teraz chłopak strasznie mi właśnie przypomniał rozhisteryzowaną nastolatkę dla, której nadszedł ten okrutny czas. Postanowiłem więc, skorzystać z gliny. Wręczyłem mu nią, a on zaczął nerwowo lepić coś. Ale i tak wyglądał lepiej.

Start wyszedł mniej tragicznie niż się spodziewałem. Blondyna uspokoiła glina, którą mietolił w dłoniach. Kiedy wznieśliśmy się do poziomu, gdy było już spokojnie, sięgnąłem aby rozpiąć sobie pasy. Strasznie mnie uciskały w brzuch, lecz nie zdążyłem niczego robić bo powstrzymał mnie Deidara.

- N-nawet nie próbuj hm. - Syknął, patrząc na mnie stanowczo. Nie chciałem mu wspominać, że jeśli mielibyśmy spaść to, tak czy siak pewnie, i tak wszyscy by zginęli, toteż tylko pokiwałem głową. Jakoś mogłem to przeboleć.

- To co? - Pociągnąłem go lekko, aby oparł się o me ramię. Jego policzki oblały się rumieniem, ale nie odsunął się. - Śpisz?

- A-a co j-jeśli p-prześpię czas, kiedy będziemy spadać? - Szepnął przerażony, na co pogłaskałem go po głowie.

- Obiecuję, że wtedy cię obudzę. Może być?

- T-tia... - Odburknął, przymykając oczy. Jeździłem delikatnie dłonią, po jego miękkich włosach, aż rozluźnił się w miarę. Finałowo jego oddech uregulował się i chłopak zapadł w sen. Miałem nadzieję, że dolecimy, nim postanowi skończyć drzemkę.

- Hej. - Usłyszałem nagle znajomy głos. Zwróciłem głowę w stronę Sasuke, który stał obok naszych foteli. Na jego twarzy błąkał się typowy dla niego uśmieszek. Miałem ochotę odruchowo rzec, aby spływał, lecz zdałem sobie sprawę, że powinienem mu podziękować. Za trzymanie moim chrześcijańskich rzeczy i nakierowanie do sklepu z biżuterią.

- Jak z nim? Wyglądał tragicznie. - Stwierdził głosem, który lekko podchodził pod drwinę.

- Już jest dobrze. - Starałem się nie brzmieć niemiło. - Te.. Dzięki za to po Petrze czy coś.

- Drobiazg. Chętnie pomogę komuś z mojej rodziny. Rzadko mogę tu spotkać takich. Oni wolą jeździć do naprawdę drogich krajów. - Mruknął, patrząc się gdzieś po ścianach. Wolałem nie pytać, jak skończył w takim miejscu, zamiast pracować w jednej z wielu korporacji Uchihów, na moim przykładzie. Jeśli tylko miałeś to nazwisko, to zapewniało ci tam pewną pracę i dobre stanowisko, a co za tym idzie naprawdę niezłą kasę.

- Cieszę się, że nie jestem wyjątkiem, skoro jacyś czasem tu zaglądają. - Powiedziałem, uśmiechając się trochę niechętnie. Mimo tego, zdobyłem dla niego jakąś sympatię. Chyba nie miał już nic więcej do powiedzenia, bo skinął mi głową na pożegnanie i wrócił na swoje miejsce. Mogłem w końcu ułożyć sobie wygodniej, na tyle ile pozwalał mi śpiący Deidara. Coś miałem wrażenie, że ten lot trochę potrwa.

×××

Hejo!

Pewnie domyślacie się, że zbliżamy się już do końca. Myślę, że jeszcze maksymalnie dwa rozdziały i to tyle.

Pomijając tą informację, mam dla was nominację od -Its-a-li3-

1. Magda

2. Chyba 162

3. Lewiatan

4. Nie mam

5. Oke

6. No oczywiście, że Naruto

7. Piszę, ale też dużo czytam. Rysowanie to tylko jak mam czas.

8. Chciałabym zostać pisarką.

9. 6.53

10. Kremówki~

11. 69 XD

12. Za bardzo uważam, żeby jakaś mogła być.

13. _Amelinium_

Ketrev

justkk145

MangoZjebLikeNaruto

SuskyUCHIHA

szmataspodzlewu

UndeadGrace

TenkoT

Melliska111

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro