Rozdział 1.4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Między stacjami, nim jeszcze przeszliśmy ich połowę, zatrzymaliśmy się na postój.

Jego celem głównie było zakupienie charakterystycznego, bardzo ważnego tutaj przysmaku zwanego falafelem. Oraz naciągnięcie biednych ludzi na głupie pamiątki i drobiazgi, które można było tutaj nabyć. Niemal wszędzie stały kramy i jacyś kupcy, obwieszeni błyskotkami, więc łatwo było zostać potencjalną osobą do naciągnięcia na ładne przedmioty. Na szczęście, mój towarzysz jakoś sprytnie odstraszał wszystkie osoby, które miały zamiar nam coś wcisnąć. Gdzieś w środku paliła mną złość, bowiem Obito był ładny i nie powinni go tak traktować, ale... Bardziej interesował mnie falafel.

Była to jedyna rzecz, jaką kupiliśmy. Z początku nie byłem do tego specjalnie chętny, ale Tobi, klepiąc mnie po ramieniu niczym starego kumpla, namówił mnie na ten zakup. Jeden raz, tylko i wyłącznie jeden, dobrze zrobiłem, że go posłuchałem, bowiem ten przysmak był niczym niebo w gębie.

Po takim wspaniałym posiłku dalsza droga stała się przyjemnością. Mimo, że Obito dotrzymywał mi kroku i czasem coś zagadał było w miarę spokojnie, a cudowny posmak falafela wciąż czułem w buzi.

Lecz w końcu nawet to musiało się skończyć, dlatego że dotarliśmy do końca Drogi Krzyżowej. Wtedy zaczęły się problemy, czyli ludzie. Bardzo dużo ludzi. Wszędzie był przegoromny tłok, więc przykładaliśmy wiele uwagi, aby trzymać się blisko naszej grupy, żeby przez przypadek się nie zgubić. Najgorsze zaczęło się jednak we wnętrzu Bazyliki Grobu Pańskiego (było w niej parę ostatnich stacji, jak powiedział mi Tobi). Tam znajdowało się jeszcze więcej głupich śmiertelników, toteż zmuszeni byliśmy stać w kolejce w celu wejścia do wnętrza Grobu Jezusa. Wzdychałem ciężko, po raz któryś już raz, przyglądając się pięknemu sklepieniu.

- Co będziesz robić wieczorem, Deidara? - Z tępego zamyślenia, wyrwał mnie głos poważnej wersji Uchihy. Ucieszyło mnie to, nie życzyłem sobie, aby Tobi robił mi siarę w takim miejscu. Mimo faktu iż nie byłem chrześcijaninem, powinienem się zachować się z szacunkiem do tego wszystkiego. Przynajmniej tak uważałem.

- Po co ci ta informacja hm? - zapytałem, tłumiąc w sobie chęć powiedzenia, iż miałem zamiar znów zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Okropnie bawiła mnie ta czynność z jakiś nieokreślonych powodów, więc liczyłem na powtórkę jeszcze dzisiejszego dnia.

- Chciałem pójść do sklepu po jakąś wodę, albo coś. Mógłbyś się wybrać ze mną, we dwoje byłoby nam raźniej. - rzekł z delikatnym uśmiechem, na co ja wydobyłem z siebie pogardliwe prychnięcie. Ręce założyłem na piersi.

- Tobie będzie raźniej. - wyraźnie podkreśliłem pierwsze słowo, lecz on nie wyglądał jakby specjalnie się tym zraził. Widocznie miał wielkie pokłady cierpliwości lub doświadczenie z takimi jebniętymi osobami jak ja. Swoją drogą ciekawe gdzie ten mężczyzna pracował. Może w jakimś specjalnym ośrodku?

- Jak uważasz. Lecz nie o to się pytałem, tylko czy w takim przypadku wybrałbyś się ze mną na owe zakupy. - Skrzywiłem się. Nie chciało mi się ruszać dupy z pokoju, bo ledwie trochę ponad połowę dnia minęło, a już czułem się wykończony i nogi zaczęły mi pobolewać. Głównym tego powodem był fakt, iż z wyjątkiem przerwy na jedzenie, cały czas gdzieś chodziliśmy, odkąd opuściliśmy autokar. Aż wolałem nie wiedzieć, jak zmęczony będę, gdy słońce zajdzie za horyzont. Ale też z jakiś powodów, których jasno nie mogłem określić, nie chciałem odmawiać. Podrapałem się po karku, jeszcze raz rozważając tą decyzję.

- Jeśli aż tak bardzo ci na tym zależy hm... - przewróciłem teatralnie oczami. W żadnym wypadku nie mogłem dopuścić, aby pomyślał, że mogłem mieć z tego jakąś frajdę. Dlaczego? Bo ten wstrętny Uchiha był kompletnym idiotą i bratanie się z nim to zwykły przejaw głupoty, której oczywiście mi nie brakowało.

- Tobi się naprawdę cieszy! - Zanim zdążyłem przyjąć, że brunet już nie jest tą samą osobą, ten zrobił ostatnie czego się spodziewałem. To znaczy, przytulił mnie do siebie. Z początku nie wiedziałem kompletnie co zrobić. Czułem jego ramiona, które owinęły mnie w pasie i słyszałem ciepły oddech przy uchu. Wydało mi się to kompletnie nie na miejscu, dosłownie i w przenośni, ale też w jakiś sposób... Nie, na pewno nie. Nie ma takiej opcji. A piekące mnie siarczyście policzki nic nie oznaczały, to tylko przejaw wstydu.

- P-pochrzaniło cię hm?! - zasyczałem natychmiast zły, odpychając go w tył. Brunet zamrugał oczami, po czym przybrał taki wyraz twarzy, jakby nie wierzył, że mogłem przerwać przytulasa. Przez to, jakkolwiek się starałem nie mogłem odgadnąć, który z ich dwojga teraz trzyma pieczę nad tym ciałem. Ten fakt nie poprawił mi nastroju, bowiem nie wiedziałem jak się z nim teraz obchodzić. Lecz ku mojej uldze, mój towarzysz przemówił prędko, co dało mi się rozeznać w sytuacji:

- Zachowuj się. Rozumiem, że nie wierzysz, ale miej chociaż trochę poszanowania. - Skarcił mnie głosem Obito. Zacisnąłem pięści, gdy nagle opętała mnie złość. Po części z powodu jego niedawnej bliskości, a po części bo miałem wrażenie, że chłopak robi sobie ze mnie żarty.

- Że niby ja z naszego dwojga źle się zachowuje w kościele hm?!

- Jakby się na to nie patrzeć, tak. A w tej chwili drzesz się na mnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby nas za moment wyrzucili. - Otworzyłem buzię, zszokowany tą bezczelnością. Bo przecież kto tu zaczął całą tą kłótnie? No właśnie on, który mimo iż znał mnie krótko, powinien wiedzieć, ile znaczy dla mnie przestrzeń osobista.

- Z twojej pieprzonej winy, durniu! - prychnąłem sucho, sciszając jednak trochę głos, aby aż tak nie przebijał się przez szum, jaki panował wokoło. Ludzi było tu nie mało i jeśli każdy mówił co chwila jedno słowo, chodźby szeptem, razem to wszystko dawało niezły rozgłos. Aż można by się zdziwić, że stoimy w jednej z najważniejszych świątyń, tego typu, na świecie.

- Dlaczego to Tobi zawsze jest odpowiedzialny za każde przewinienie? - Jęknął płaczliwie brunet, czego się nie spodziewałem. Charakterek zmienił się totalnie bez zapowiedzi, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Bo jak tu się nie denerwować gdy nie masz pewności z kim rozmawiasz? Czy oni oboje odbierają każde moje słowo, czy tylko jeden? A jeśli to gra aktorska? Tyle pytań i zero odpowiedzi.

- Bo.... - Chwilę zajęło mi wymyślenie czegokolwiek sensownego. - Uhm... Bo jesteś kompletnym idiotą! Ot co!

- Głupi jakiś ten argument, Deidara-senpai.

- To nie zmienia faktu hm! - Wydarłem się na niego, ni to krzykiem, ni to piskliwym szeptem, przypomniającym odgłos zarzynanej papugi. Miałem świadomość, że to co powiedziałem było kompletnie bez sensu, ale jak inaczej miałem poprzeć swoje przekonania? Bo nie wydajesz się do końca zdrowy na umyśle? Aż taki niemiły nie jestem, aby wytykać mu rzeczy, które pewnie najbardziej go bolą. Raczej nie jestem.

- Tobi i tak wie swoje. - burknął tonem obrażonego dziecka, nadymając policzki w zabawny sposób. Nawet nie tyle co warty śmiechu, ale na swój sposób wydał mi się on... uroczy? Te ciemne krzaczaste kosmyki, opadające na jego lekko pomarszczone czoło i zmęczone oczy, a potem takie dwie pyziate buły. Nie panując nad sobą, zachichotałem, aby prędko obrócić się do niego tyłem. Nie powinienem wiedzieć niczego, co pozwoliłoby mu się domyślić, że mogę go lubić.

Tak też, starając się unikać go, na tyle ile mogłem, gdy bez przerwy (z wyjątkiem toalety) był przy mnie, dotrwałem do końca zwiedzania tego dnia. Kiedy skończyliśmy z Bazyliką Grobu Pańskiego, zobaczyliśmy jeszcze Ścianę Płaczu. Wbrew jej nazwie, nikt tam nie płakał. Co najwyżej modlono się, lecz nie dojrzałem nikogo, kto wylewałby swe smutki. Może to i dobrze.

Kiedy już wróciliśmy się do hotelu, pognałem pędzikiem do mojego pokoju, nie bacząc iż mój towarzysz śledzi uważnie każdy mój ruch. Moje biedne nogi, zbyt przepełnione były bólem i zbyt wyczerpane z energii, abym mógł jeszcze jakkolwiek się dziś wysilić. Dlatego też, po powrocie od razu rzuciłem się plackiem na łóżko. Zapadło się przyjemnie pode mną, na co odetchnąłem z rozkoszą. I byłoby już wszystko świetnie, jeśli ktoś nie zamknąłby drzwi. Oczywiście, nie miałem nic przeciwko zamykaniu wrót mego królestwa, ale pod warunkiem, że tamta osoba ma zamiar sobie pójść.

A ten dureń z rodziny Uchihów śmiał stanąć w środku i mierzyć mnie wzrokiem. Czułem go po prostu wszędzie. Na rozsypanych włosach, na karku, na plecach, a zwłaszcza na dupie.. To zaczyna być bardzo nie w porządku.

- Przestań się gapić i wypad hm! - Przekręciłem głowie, aby mieć możliwość spojrzeć na niego. Miałem nadzieję, iż aż tak nie będzie widać moich czerwonych policzków. W najgorszym wypadku zawsze mogłem mu powiedzieć, że zapomniałem o kremie przeciwsłonecznym, ale coś takiego nie było potrzebne.

- Chcesz czegoś?!

- Spytać się, czy wciąż masz ochotę pójść ze mną do sklepu, bo zaczynam mieć wątpliwości. Wyglądasz na całkowicie wyczerpanego. - zauważył trafnie. Rzeczywiście, miałem zmęczony wyraz twarzy, który nie wróżył nic dobrego, zmierzwione włosy i obolałe mięśnie od nadmiernego wysiłku, ale nie powinno go to obchodzić. Jeśli powiedziałby mi, o której mam się stawić na naszą wspólną wieczorną wycieczkę, to przecież przyszedłbym na umówioną godzinę. Nie mógłbym tak nagle zmienić decyzji, bo tak się nie robi.

- Mówiłem, już. Idę hm.

- Gdyby jednak Deidara-senpai zmienił zdanie, to niech wpierw ostrzeże Tobiego! - zakrzyknął nagle dziecięcym głosikiem. Uśmiechał się szeroko, mając podekscytowane ogniki w oczach. Ostatnio próbowałem studiować mimikę jego twarzy, zmieniającą się w zależności od występowania danej osobowości. Okazało się, że wygląda to tak jak ich zachowanie. Obito będzie miał poważniejszy wyraz twarzy, niż szczerzący się do wszystkiego Tobi, który wiecznie będzie roześmiany i zjarany wszystkim czym się da.

- Tak, pewnie. A teraz łaskawie daj mi odpocząć. - rzekłem, a po chwili namysłu dodałem niechętnie:
- Możesz mnie obudzić, jak będziesz już chciał się gdzieś wybierać na zewnątrz hm.

- Ale fajnie! - Widocznie się ucieszył. Można byłby pomyśleć, że już niczego nie potrzeba mu do szczęścia. Zaczął nawet tańczyć, obracając się wokół własnej osi i machając rękami, na najróżniejsze sposoby. Zanim zdążyłem się na niego wydrzeć, prawie rozwalił mi telewizor, robiąc akurat jakiś dziki ruch. Aby nie było sposobności na jakąś tragedię, wyrzuciłem go na wycieraczkę, gdzie skomlał chwilę pod drzwiami, a potem wszystko ucichło.

Na wszelki wypadek sprawdziłem dodatkowo przez wizjer czy już się zmył. Na szczęście tak. Wreszcie mogłem w spokoju i ciszy położyć się plackiem na łóżku i zwyczajnie cieszyć się brakiem wszelkich upierdliwych dźwięków. Nawet nie wiedziałem, kiedy zapadłem w sen.

×××


Witajcie!

A więc w końcu jest nowy rozdział! Taki trochę króciutki, ale cóż taki wyszedł, nic nie poradzę. W każdym razie mam nadzieję, że wam się podobał i nie było w nim tysięcy błędów.

Oprócz tego jest też nominacja od ShyBunny_321

1. Nie wiem... Język Polski?

2. Narutoooo

3. Kot^^

4. Nie

5. Naruto XD

6. Tak

7. Pewnie

8. YAOI, chociaż Yuri też fajne

9. 84%

10. Jasne

11. Hehehe nie powiem XD.

12. Czarny

13. Czerwony

14. Kotkę i małą siostrzyczkę

15. -Anax-

_Amelinium_

sakurcia-chan0

justkk145

Melliska111

UndeadGrace

Shikamaraaa

TenkoT

Nah tyle wystarczy...

To tyle na dziś. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro