Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Lily

Siedziałam między dwoma facetami i dopiero po chwili jazdy zorientowałam się kto kieruje. To spojrzenie mogło należeć tylko do jednej osoby. Nico... Sam jego wzrok mówiło więcej niż można by pomyśleć. Wiedziałam, że miałam przejebane. Mimo to, miałam tylko nadzieję, że nikt go nie powiązał z moją ucieczką. On sam wychodził ze mną na zewnątrz i przypuszczam, że nie jeden by się pokusił, aby go w to wmieszać.

Ostatni raz spojrzałam w lusterko wsteczne, ale w tym momencie jego wzrok był już skierowany na drogę. Czy był zawiedziony? Być może. Czy straciłam osobę, której chociaż w najmniejszym stopniu mogłam zaufać? Byłam tego w stu procentach pewna.

Nie wiedziałam, ile czasu jechaliśmy, ale kiedy wyjrzałam przez okno, zauważyłam wielką bramę, przez którą się stąd wydostałam. Wróciłam do punktu wyjścia i to przerażało mnie najbardziej. W tym momencie zaczęłam się też zastanawiać co z Małym. Przecież oni mogli mu coś zrobić... Niech tylko zobaczę, że coś mu się stało, to obiecuje, że nie ręczę za siebie.

Wjechaliśmy na ogromną posesję, a kiedy tylko samochód się zatrzymał, facet po mojej lewej otworzył drzwi. Wysiadł jako pierwszy i nie miałam pojęcia, czy też powinnam to zrobić. Spojrzałam w lusterko, chcąc odnaleźć jakąś wskazówkę w spojrzeniu Nico, ale to było na nic. Nie patrzył w tył.

-Wychodzisz, czy kurwa czekasz na specjalne zaproszenie? - ten głos rozwiał wszystkie moje wątpliwości.

Facet po mojej prawej pchnął mnie do wyjścia, przez co prawie upadłam. Pierwszy mężczyzna zamknął za mną drzwi. Słyszałam, jak coś gadał pod nosem, ale nie byłam w stanie nic z tego zrozumieć. Samochód odjechał i w tym momencie ponownie usłyszałam głos.

-Rusz się kurwa, bo ja nie mam całego dnia. - pchnął mnie w kierunku drzwi wejściowych - Wymyślił sobie jebaną zabawkę i ja muszę, kurwa pilnować, aby do niego dotarła. - spojrzałam na niego zdziwiona - Idź, a nie się tak gapisz. Tak dobrze słyszałaś. Jesteś jebaną lalką i zostaniesz przy życiu, do momentu, aż mu się znudzisz.

Wiem, że w tym momencie powinno mnie to przerażać, lecz mnie bardziej interesowało o kim mówi. Nie brzmiało to tak, jakby mówił o Antonio, a już z pewnością nie o Loganie. Stałam w bezruchu, aż mnie pchnął. Ponownie poszłam w stronę wejścia i już po chwili przekroczyłam jego próg. Odruchowo poszłam w stronę pokoju, do którego zaprowadzono mnie pierwszego dnia. Chciałam wiedzieć, czy Mały tam jest i na szczęście nikt nie kazał mi iść w inne miejsce.

Wręcz, że wbiegłam po schodach, a przy drzwiach zauważyłam dwóch ochroniarzy, którzy byli tu od początku. Mimo to, poczułam się dziwnie zaniepokojona, że nie było tu Nico. W końcu weszłam do pokoju i większość mojego niepokoju uleciała. Mały, gdy tylko mnie zobaczył, pobiegł w moją stronę. Opadłam na kolana, a psiak od razu zaczął się do mnie łasić.

-Jak dobrze, że nic ci nie jest... - powiedziałam szeptem.

-Szef niedługo się zjawi. - usłyszałam za plecami głos jednego z ochroniarzy.

-Chodź Mały... - wstałam - Dam ci jeść.

Podeszłam do szafki, na której stała jego karma, po czym wsypałam ją do miseczki. Przez słowa ochroniarza, poczułam na plecach nieprzyjemny dreszcz i nie mogłam dać po sobie tego poznać. Nikt nie mógł wiedzieć o tym co dzieje się w mojej głowie, bo z łatwością będą mogli to wykorzystać. Tym razem nie byłam już taka bezbronna i nie pozwolę, żeby łatwo mnie złamali.

Psiak wziął się za jedzenie, a ja usiadłam na łóżku. Nie wiedziałam za bardzo co miałam w tym momencie robić i nie wiedziałam, kiedy ma się zjawić Antonio. Już w szpitalu wyraził jasno swoje niezadowolenie. Tamte słowa wystarczyły, abym zrozumiała, że czeka mnie teraz piekło na ziemi.

Mijały kolejne minuty, a ja cały czas siedziałam. Czułam się jakbym czekała na ścięcie i może to właśnie mnie czekało... Nie wiedziałam na co mam się nastawić. Z drugiej strony mogłam się domyślać, że mnie nie zabiją. To by była jedna z bardziej bezsensownych rzeczy.

Kiedy pogrążyłam się w myślach, nawet nie zauważyłam, w którym momencie otworzyły się drzwi. Jak zwykle do świadomości przywrócił mnie Mały. Jego szczekanie zwróciło moja uwagę i w tym właśnie momencie zauważyłam Antonio, który wszedł do środka. Zaraz za nim stał jeden z jego ludzi. Czy on naprawdę musi zawsze być z jakimś przydupasem?

-Lily, Lily, Lily... - westchnął zrezygnowany - I co ja mam teraz z tobą zrobić?

-Pierdol się Fiumar. - powiedziałam w nagłym przypływie odwagi.

-Oj Lily. - pokręcił głową rozbawiony - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że tylko pogarszasz swoją sytuację.

-Ty natomiast więcej gadasz niż robisz. - nie wiedziałam czemu go prowokowałam, ale nie chciałam okazywać mu słabości - Z chęcią jeszcze posłucham co takiego niby mi zrobisz, a i tak nic z tego nie dojdzie do skutku.

Wyplułam te słowa jak truciznę. Czułam tylko obrzydzenie do tego człowieka, lecz szybko sobie zdałam sprawę z tego, że za dużo powiedziałam. W trzech szybkich krokach znalazł się obok mnie, uderzając z otwartej dłoni w twarz. Opadłam na ziemię, tracąc równowagę. Kątem oka zobaczyłam, jak Mały ruszył w stronę Antonio, lecz jego ochroniarz był szybszy. Złapał go, przytrzymując w miejscu.

Resztkami sił się podniosłam i chciałam pobiec w ich stronę, lecz w tym samym momencie poczułam szarpnięcie za włosy. Złapał je, ciągnąć w stronę łóżka. Pchnął mnie na nie, ale zamiast upaść na materac, ponownie upadłam na podłogę. Ukucnął przede mną, wyciągając dłoń w moją stronę. Zacisnęłam powieki, nie chcąc widzieć, co chce zrobić. W tej samej chwili poczułam jego palce na moim policzku. Musiałam być silna. Nie chciałam się poddać, nie mogłam tego zrobić.

-I nagle potrafisz zamknąć tą swoją śliczną buźkę. - zakpił - Widzę, że szybko się uczysz i naprawdę mnie to cieszy.

-Zostawcie Małego, on nic nie zrobił. - zdołałam się na szept.

-Nic mu nie zrobimy. Zwierzaczek za bardzo chce cię bronić, więc mój człowiek poczeka, aż z tobą skończę i wtedy go puścimy. - pogładził mój policzek, na co się wzdrygnęłam.

-Proszę, zostaw mnie...

-Ale ja dopiero zaczynam zabawę...

Ponownie mnie uderzył, jakby to sprawiało mu największą przyjemność. Przełknęłam z trudem ślinę, nie odwracając głowy w jego stronę. Moje powieki były cały czas zaciśnięte, przez co inne zmysły się bardziej wyostrzyły, a w tym słuch. Dotarł do mnie dźwięk otwieranych drzwi, a potem odgłos kroków. Przerażona zacisnęłam dłonie w pięści i doskonale wiedziałam, że moje knykcie pobladły. Nagle do moich uszu dotarł głos.

-Antonio, przyjacielu... - westchnął zrezygnowany - Czy ja ci nie mówiłem, że moich zabawek się nie dotyka, nieważne co by one zrobiły?

Byłam pewna, że znam ten głos i w momencie, gdy otworzyłam oczy, a nasze spojrzenia się spotkały, doskonale wiedziałam kim był ten człowiek. Jednak tak duży szok sprawił, że nie byłam w stanie jakkolwiek zareagować.

-Lorenzo... - usłyszałam przerażony głos Fiumara - Ja przecież tylko...

-Skończ się tłumaczyć. - pokręcił głową, jakby był rozczarowany - A ty, do kurwy, puść tego psa.

Facet od razu to zrobił, a ja nadal tkwiłam w szoku, kiedy Mały do mnie podbiegł. Najbardziej nie mogłam pojąć faktu jak Antonio go nazwał. Lorenzo, przecież przedstawił mi się jako Zack. O co w tym wszystkim chodzi? Co on tu robi i dlaczego wszyscy się jego słuchają.

-A teraz wypierdalać stąd, dopóki mam cierpliwość! - warknął i w tym samym momencie Fiumar i jego człowiek wyszedł z pokoju. Zauważyłam, że osoba, z którą przyszedł też chciała to zrobić, lecz powstrzymał ją gestem dłoni. W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że był to Nico.

-Co tu się dzieje? - zdołałam wydusić z siebie to pytanie.

-Ładny psiak, nie uważasz? - olał moje pytanie, tocząc dalej swój monolog - Cieszę się, że prezent ci się spodobał.

-Co ty powiedziałeś? - to jego sprawka.

-Widzę też, że Josh dobrze go wyszkolił. Może powinienem do niego podrzucać wszystkie moje psy, a później je odbierać.

-Dlaczego nazwał cię Lorenzo? - zapytałam, mając nadzieję, że chociaż na to odpowie.

-A, to? - zaśmiał się - Małe niedopowiedzenie z mojej strony.

-Czyli, Zack... Jak naprawdę się nazywasz? - spojrzałam na niego, gdy zaczął iść w moją stronę.

-Lorenzo Vittorio Salvatore. - wystawił dłoń w moją stronę - Ale jeśli będziesz czuła się z tym lepiej, możesz mówić do mnie Zack. Co prawda przy spotkaniach biznesowych lepiej zwracaj się do mnie prawdziwym imieniem. - przez ten cały czas nie podałam mu dłoni, na co westchnął zrezygnowany i ją opuścił - No dobrze... Rozumiem, że potrzebujesz czasu, aby to wszystko przetrawić. Jednak nie zostaniesz tu dłużej. Wracasz ze mną. Antonio za bardzo lubi testować granice mojej cierpliwości. - w tym momencie odwrócił się w stronę chłopaka - Pomóż się jej spakować i przywieź do mnie.

-Oczywiście szefie. - Nico od razu się zgodził.

-Potem wrócisz tu i będziesz pilnował, czy wszystko jest po mojej myśli. - ponownie przytaknął.

-On zostanie ze mną albo i ja nigdzie nie jadę.

Chciałam mieć przy sobie chociaż jedną osobę, którą już znam. Zauważyłam również, że Zack, a raczej Lorenzo ma do niego duże zaufanie, co tylko może mi pomóc w jego przekonaniu. Mężczyzna spojrzał to na mnie, to na chłopaka, aż w końcu postanowił się odezwać.

-Dobrze, ale nie zwalnia to ciebie z twoich obowiązków. - zwrócił się do Nico.

-Oczywiście szefie.

-Za maksymalnie dwie godziny w moim biurze.

Znowu nie wiedziałam co się dzieje, ale na szczęście Nico odpowiedział za mnie. W tym momencie z pokoju wyszedł Lorenzo, zostawiając nas samych. Co to, kurwa, miało znaczyć? Spojrzałam zdezorientowana w stronę chłopaka, który szedł już w stronę mojej torby.

-Rozumiem, że nie rozpakowywałaś się tutaj? - spojrzał na mnie, unosząc brew, na co przytaknęłam - Bardzo dobrze. Jeśli się pospieszymy, zdążymy jeszcze wjechać coś zjeść na mieście. - złapał za pasek, przewieszając go przez swoje ramie.

-O co tu chodzi? Kim on jest i co to ma wszystko znaczyć?! - krzyknęłam, chcąc poznać w końcu odpowiedź na moje pytanie.

-Opowiem ci i postaram się wytłumaczyć wszystko, ale teraz stąd chodźmy. Nie chcę słyszeć krzyków Antonio i tamtego ochroniarza, gdy Lorenzo się będzie nimi zajmował. - nadal stałam w bezruchu, aż usłyszałam jego zrezygnowane westchnienie - Nie chcesz wiedzieć, co musiałem zrobić, żeby on tu przyjechał. Naprawdę wolisz nie wiedzieć, co czekałoby ciebie, gdybyś została na łaskach Fiumara.

-Nie wydaje mi się, żeby teraz było lepiej.

-Może nie jakoś bardzo, ale na pewno będziesz bezpieczniejsza. Lorenzo potrafi logicznie postępować i to bez użycia siły.

Te słowa wcale mnie nie pocieszyły, ale i tak postanowiłam w końcu zacząć się pakować. Moje rzeczy cały czas były w torbie, lecz musiałam zapakować wszystko co należało do Małego. Ostatni raz spojrzałam po pokoju i w tym momencie wszystko odebrał ode mnie Nico. Zapięłam smycz psiakowi, po czym udaliśmy się do wyjścia. Zeszliśmy schodami na parter i dosłownie chwilę przed wyjściem usłyszałam krzyk. Odruchowo spojrzałam w stronę Nico.

-Czyli nie zdążyliśmy wyjść. - wzruszył ramionami - No cóż. Mówiłem ci, że Salvador się nimi zajmie. - te słowa wywołały we mnie mieszane uczucia i chyba wolałam nie przekonywać się w jaki sposób się nimi zajmował - A teraz już chodźmy. Lily! - dopiero moje imię zwróciło moja uwagę.

-Co? A no ten. Tak.

Nadusił klamkę, otwierając mi drzwi. Wyszłam z Małym pierwsza, a zaraz za mną Nico. Kiedy tylko zamknął drzwi, wszystkie krzyki ucichły, a ja poczułam dziwną ulgę. Może będąc u Lorenzo, będę mogła nadal widywać Josha? Może nie odetnie mnie od mojej rodziny...

-Tamten samochód.

Wskazał głową jedno BMW i właśnie w jego stronę się udaliśmy. Wpakował moja torbę do bagażnika, a ja na tylnie siedzenie wpuściłam Małego i zabezpieczyłam jego smycz o pas. Sama zajęłam miejsce pasażera i w tym samym momencie pojawił się obok mnie chłopak. Odpalił silnik, po czym wycofał z podjazdu. Ruszył w stronę bramy, zostawiając rezydencję Fiumara daleko za nami.

*****

-Zatrzymam się i coś zjemy. - oznajmił, na co przytaknęłam.

-A co z Małym? - to była jedyna rzecz, o jaką się martwiłam w tym momencie.

-Bez obaw, może wejść z nami i pewnie nie pogardzi miską wody.

Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu, po czym wysiedliśmy z samochodu. Wzięłam psiaka i udałam się za Nico w stronę wejścia. Kiedy weszliśmy do lokalu, wszystkie spojrzenia padły na nas. Nie trwało to jednak długo. Wyglądało tak, jakby skojarzyli na kogo właśnie patrzą i w tym momencie nie mówiłam o mnie.

Nico poprowadził mnie w stronę wolnego stolika, a kiedy zajęliśmy miejsce, momentalnie obok nas pojawiła się kelnerka. Wyglądała na dziwnie przerażoną i w tej właśnie sekundzie przypomniałam sobie słowa chłopaka, które usłyszałam, gdy rozmawiałam z nim po raz pierwszy. Po prostu potrafię strzelić człowiekowi w łeb bez mrugnięcia okiem. W tym domu wywołuje to pewnego rodzaju respekt. Przypuszczam, że właśnie to wywołuje strach nie tylko wśród jego współpracowników, czy jak ich tam nazwać.

-Co dla państwa? - zapytała ledwie słyszalnym głosem.

-Dla nie to co zawsze i poprosimy wodę dla pieska. - spojrzał w stronę kelnerki - A dla ciebie Bellomo? - podkreślając moje nazwisko, spojrzał w moją stronę.

-Pani Bell... Bellomo? Co dla pani? - głos jej zadrżał, a ja znowu nie wiedziałam co się dzieje.

-Poproszę makaron z kurczakiem.

-Już robimy. Za chwilę do państwa wracam. - odwróciła się, wręcz biegnąc w stronę kuchni.

Spojrzałam po wszystkich klientach, którzy byli dziwnie zajęci wszystkim innym. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że pracownica wręcz z płaczem pobiegła do kuchni. Przeniosłam spojrzenie na Nico, który przeglądał coś w telefonie. Wygląda na to, że on też się tym nie przejął.

-O co tu do cholery chodzi? - zapytałam szeptem, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Chociaż wydaje mi się, że i tak by udawali, że nic nie słyszą.

-Co masz na myśli? - zapytał, nie odrywając wzroku od telefonu.

-Powinieneś doskonale wiedzieć. - powiedziałam z wyrzutem, który definitywnie nie powinien być skierowany do niego - Począwszy od Fiumara, przez Lorenzo i skończywszy na tej kelnerce, a raczej całym lokalu.

-Co tu dużo mówić. W wielkim skrócie, to Antonio pracuje dla Lorenzo, a cały ten lokal doskonale zna jego nazwisko, jak i twoje. O twojej historii to już on będzie musiał ci opowiedzieć, ja więcej nie mogę.

-To powiedz mi chociaż, dlaczego go ściągnąłeś...

-Bo zdawałem sobie sprawę z tego, co Antonio może zrobić. On by mógł cię nawet zabić, a jesteś potrzebna Salvadorowi. Ma jakieś plany w związku z tobą i tym jakie wpływy ma twoje nazwisko. W nim właśnie tkwi całe sedno. - zaśmiał się, na co uniosłam brew - Śmieszy mnie fakt, że gdyby nie twoja zmiana nazwiska, bardzo możliwe, że nawet by się tym jakoś bardziej nie interesował. Antonio podkręcił wszystko, tak jakby specjalnie cię wprowadził, gdy byłaś nieświadomi. Chciał żebyś z nim współpracowała, bo wtedy mógłby mieć przewagę nad Lorenzo. Teraz jej nie ma i musi się podporządkować.

-Czyli chcesz mi powiedzieć, że to wszystko wina mojego nazwiska?

-Państwa zamówienie. - przerwała mi kelnerka, co Nico całkowicie olał.

-Dziękujemy. - z moimi słowami od razu zniknęła.

-Dokładnie. Salvador może ci opowie jakieś szczegóły, ja więcej nie mogę. - westchnął - I tak powiedziałem za dużo, więc ani słowa, bo i ja będę miał przejebane.

-Nie musisz się o to bać, już teraz myślałam, że coś ci zrobili... - przyznałam ściszonym głosem.

-Kochane, ale nikt mnie na szczęście nie powiązał z twoim zniknięciem. - wziął pierwszy kęs kotleta, który zamówił - A tak nawiasem mówiąc, sprytnie to sobie wymyśliłaś. Mały uciekł, ostatni raz się na to nabrałem.

-Wiedziałeś...

-Trudno byłoby się nie domyśleć. - przyznał, wzruszając ramionami - Miałaś czas, żeby zobaczyć tamtą część domu z zewnątrz. Pies odwrócił moją uwagę, więc nawet o tym nie pomyślałem. - zaśmiał się i w końcu na mnie spojrzał - Zorientowałem się od razu, gdy Antonio ogłosił, że zniknęłaś.

-Czyli to nie ty im...

-Nie Lily, to nie ja. Poza tym ja pracuję dla Lorenzo, a nie Fiumara. On wystawia mój czek, więc jego słucham.

-A co gdybym ja...

-Mi zapłaciła? - zaśmiał się - Nie sądzę, żebyś go przebiła.

-To, ile ci płaci co? - zapytałam, prostując się.

-Sto tysięcy...

-Tak słabo się cenisz? - zakpiłam.

-Na dzień, plus podwojenie tego w dni, w których robię coś specjalnego. - uśmiechnął się cwanie, a moja mina zmizerniała - Tak właśnie myślałem, a teraz jedz, bo nie mamy całego dnia. Za trzydzieści minut musimy być na miejscu.

*****

Jechaliśmy już jakieś dziesięć minut, gdy nagle dostrzegłam posesję ogrodzoną wysokim, czarnym płotem. Nie musiałam długo się zastanawiać, do kogo może ona należeć. Już po chwili Nico skręcił w bramę wjazdową. Wrota się jednak nie otworzyły, lecz nagle podszedł do nas jakiś człowiek. Gdy tylko Nico opuścił szybę, facet szybko zorientował się, kto chce wjechać. Od razu otworzył nam bramę, dzięki czemu wjechaliśmy do środka.

Nico podjechał pod kolejna wielką bramę, która tym razem prowadziła na podziemny parking. Zatrzymał samochód na jednym z wolnych miejsc, a kiedy tylko zgasił silnik, wysiadł z samochodu. Szybko wzięłam Małego i również za nim podążyłam. Dogoniłam go w kilku krokach idąc kawałek za nim. Poszliśmy w stronę windy, przed którą stało dwóch wielkich facetów. Nico nie musiał nic robić, oni zrobili za niego wszystko. Otworzyli nam windę, wpuszczając do środka. Jeden z nich nadusił odpowiedni guzik, prowadząc nas na właściwe piętro. Drzwi się zamknęły, odgradzać nasz dwójkę od reszty.

-Salvador już na ciebie czeka. - usłyszałam głos chłopaka - Całą drogę do jego biura, trzymaj się blisko mnie. Na razie nie jesteś tu jakoś wyróżniona, a faceci w tej posiadłości traktują kobiety raczej jak zabawki. Salvador później zadba o twoje bezpieczeństwo. Jeśli oczywiście zgodzisz się na to co ci zaproponuje. - spojrzał w moją stronę - Na twoim miejscu bym się na to zgodził. Salvador nie wierzy w happy end inny niż swój.

-Nazywasz go teraz cały czas po nazwisku. Dlaczego?

-Też bym radził ci to robić, a zwłaszcza w otoczeniu innych. Sprawa będzie wyglądała inaczej, gdyby zgodził się, abyś mówiła do niego po imieniu.

-Jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć zanim tam wejdę?

-Nie mów mu wszystkiego. Nigdy tego nie rób. - wiedziałam, że mówił to całkowicie poważnie.

-A co, jeśli on już wszystko wie? - zapytałam niepewnie, wiedząc, że tak może być.

-To nie ma już dla ciebie nadziei Lily.

Na te słowa zamarłam. Czyli nie ma już dla mnie szans... W sumie mogłam się z tym pogodzić. Lorenzo już za pierwszym razem, gdy się spotkaliśmy, dał mi jasno do zrozumienia, że jeszcze się zobaczymy. Nadszedł właśnie ten dzień, kiedy stanę z nim twarzą w twarz, sam na sam. Drzwi się otworzyły, a my poszliśmy przed siebie. Tak jak mówił Nico, cały czas szlam za nim. Doskonale widziałam te spojrzenia innych pracowników i to jak ich zaciekawienie wzrosło.

W końcu weszliśmy do jakiegoś węższego korytarza, przed którymi stało dwóch facetów. Na samym jego końcu znajdowały się tylko jedne drzwi. Od razu było wiadome co się za nimi kryje. Nico, jako że szedł pierwszy, zapukał w nie. Nie trwało długo i usłyszałam głos Lorenzo. Nico wszedł pierwszy, a ja zaraz za nim. Facet siedział przy wielkim biurku i był skupiony na jakichś papierach. Jednak w momencie, gdy przekroczyliśmy jego próg, Salvador podniósł na nas wzrok.

-Zostaw nas samych. - odezwał się spokojnie, zwracając do chłopaka.

-Oczywiście szefie. - kiwnął głową, po czym od razu wziął ode mnie smycz i razem z Małym wyszli.

-Lily Bellomo we własnej osobie i to w moim biurze. - wyprostował się na fotelu - Usiądź proszę. - wskazał na fotel po drugiej stronie biurka. Od razu zajęłam to miejsce, nie chcąc niepotrzebnych kłótni już na samym początku - Miło cię widzieć. Napiłabyś się czegoś?

-Nie dziękuję. Nie mam pewności, że czasem nie będzie zatrute.

-Czujna, podoba mi się. - uśmiechnął się z uznaniem - Powiedz mi Lily, jak ci się tu podoba.

-Chyba nie o tym chciałeś ze mną rozmawiać, zwłaszcza po sytuacji z Antonio.

-Na dodatek od razu przechodzi do sedna. Idealna. - już z daleka widać było jego dziwną satysfakcję - Chcę cię tu. Przy moim boku. Podatną na każdą moja sugestie i obojętną na czyny co do innych. - przyznał, a ja wręcz starałam się nie roześmiać.

-Przy twoim boku? Jako kogo niby?

-Mojego współpracownika. Chcę z tobą sojusz. Będziesz mi zawsze towarzyszyła i robiła to co zechcę.

-Tak nie wygląda współpraca.

-Ze mną owszem. - przyznał, a ja chciałam się wręcz od razu z tym nie zgodzić. Zatrzymał mnie jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć - W zamian zostawię twoich bliskich przy życiu.

-I że niby to ma mnie zmotywować? Mam równie licznych ludzi co ty, więc czemu miałabym to zrobić? - zakpiłam z jego pomysłu.

-W tym momencie oni wszyscy są za bardzo przejęci, żeby się na czymkolwiek skupić. Josh dostarczył im dosyć rozrywki w ostatnim czasie. Twój staruszek z resztą też.

-I niby co, chcesz żebym ubrała jebaną maskę?! - krzyknęłam w jego stronę.

-Dokładnie tak. Masz być obojętna, a w zamian twoja rodzina zostanie nietknięta. Nie sądzę, żeby niewinne Sam i Mia chciały pożegnać się ze swoim życiem tak szybko. Nawet twój staruszek powinien jeszcze pożyć. Ah... Jest jeszcze Josh. - westchnął - Tak, zdecydowanie byłoby szkoda tak uzdolnionego chłopaka.

Zamarłam. Te kilka zdań wystarczyło, aby moja decyzja stała się jasna. Używając tych argumentów, ja stałam się tym czego on chciał. Nie chcę niszczyć im życia, a ja mogę się podjąć tego ryzyka.

-Zgoda. - wyszeptałam, po czym na niego spojrzałam - Zrobię co zechcesz, tylko pozwól im żyć bez wyroku.

-Jestem pod wrażeniem tego, jak szybko się uczysz. - kiwnął głową z uznaniem - Poza tym widzę, że polubiłaś Nicolása, a patrząc na wasze pierwsze spotkanie, nigdy bym tego nie przypuszczał.

-Pierwsze? - zmarszczyłam brwi na tą sugestię, przecież było to w domu Antonio.

-Gdy byłaś z przyjaciółmi na jakimś jedzeniu. Podobno zapomniałaś telefonu i gdy po niego wracałaś, wpadłaś na Nicolása. Słyszałem, że narobił ci niezłego stracha, ale co się dziwić. Wtedy byłaś jeszcze taka niewinna. - odpłynęłam gdzieś myślami, nie słuchając już tego co dalej mówił. Czyli od tamtego momentu już mnie obserwował, a ja o tym nie wiedziałam - Dobrze, tak więc możemy porozmawiać o czymś innym. Co byś chciała wiedzieć. - wróciłam myślami do obecnej chwili i poprawiłam się na fotelu, chcąc przez to dodać sobie chociaż trochę pewności.

-Co wiesz o moim dziadku. - to była jedyna szansa, aby czegoś się dowiedzieć.

-Bellomo, człowiek honoru, który odda wszystko w zamian za swoją rodzinę. Kolejna cecha, która was łączy. - wstał i podszedł do szafki, po czym nalał sobie szkarłatnego trunku - Chcesz może? - zapytał, na co zaprzeczyłam ruchem głowy - Dobrze. - wrócił na swoje miejsce - Swego czasu to on rządził nad wszystkimi i to właśnie on zabił mojego ojca. Nie podobał mu się fakt, że był ktoś równie godny objęcia władzy. Bellomo chciał ją zachować dla siebie, lecz z czasem wymknęło mu się to spod kontroli. Zanim jednak umarł, to właśnie w tobie dostrzegł swoje cechy. - spojrzał na mnie uważnie - Mówię oczywiście o tych pożądanych. Dlatego właśnie ty, droga Lily Bellomo, znajdujesz się w tej chwili naprzeciw mnie.

-Nadal nie rozumiem w jakim celu.

-Masz cechy, których mi brakuje. - oznajmił, upijając łyk trunku - Potrafię dowodzić i być przywódcą, ale nie potrafię iść na kompromis. Właśnie tym masz dla mnie być.

-Ale to nie ma sensu...

-Oczywiście, że ma. W zamian to ja nauczę ciebie wszystkiego czego twoja rodzinka nie była w stanie. - wyznał zadowolony.

-Ich w to nie mieszaj.

-No chyba nie powiesz mi, że ktoś z nich pokazał ci jak wyłączyć uczucia i strzelić komuś kulkę w łeb. - zakpił.

-Sama to zrobiłam.

-Imponujesz mi Bellomo.

-Co mam teraz robić? - zapytałam, nie chcąc przebywać już w jego otoczeniu.

-Nie chcesz wiedzieć nic więcej? Jak zająłem się Antonio? Czy żyje? - uniósł swą brew.

-Jak dla mnie może być martwy. - oznajmiłam bez większych uczuć - Wyrządził mi zbyt wiele krzywd, żebym się tym przejmowała.

-Zapamiętam. Jesteś wolna. Nicolás pokaże ci twój pokój. - wstałam i udałam się w stronę drzwi - Bellomo. - spojrzałam na niego - Bądź gotowa o każdej porze dnia i nocy, że będę cię potrzebował.

-Ta...

-Mówię to całkowicie poważnie. Jeśli powiem strzelaj, pytasz się do kogo. Jeśli powiem użyj noża, pytasz się od której dłoni zacząć. - wstał i do mnie podszedł - A jeśli każę ci zabić kogoś w tym momencie, to własnoręcznie skręcasz mu kark. - nachylił się najbliżej jak było to możliwe - Rozumiemy się?

-Oczywiście. - powiedziałam z trudem przełykając ślinę, gdy przez mój kręgosłup przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

-Cieszę się. - otworzył drzwi, patrząc cały czas na mnie - Nicolás! - już po chwili pojawił się w drzwiach.

-Tak szefie?

-Zabierz panienkę Bellomo do jej pokoju.

-Oczywiście szefie. - spojrzałam w stronę chłopaka - Chodźmy.

-Z przyjemnością. - od razu wyszłam z pokoju.

-Do zobaczenia niedługo! - usłyszałam za nami krzyk.

-A pierdol się...

-Masz szczęście, że już ciebie nie słyszy. - odezwał się Nico, a mój wzrok od razu powędrował w jego stronę.

-Obawiam się, że gorzej już nie może być...

-Ile wie? - zapytał, prowadząc mnie schodami na piętro.

-Wystarczająco dużo i podobno za twoją sprawą. - w końcu odważyłam się spojrzeć w jego stronę.

-Moją? - spojrzał na mnie zdziwiony.

-Czemu nie powiedziałeś mi, że już się widzieliśmy?

-Widzieliśmy? - zmarszczył brwi - Wtedy w tamtej restauracji?

-Dokładnie o tym mówię. Już od tamtego momentu mnie śledził i ty sądziłeś, że może wszystkiego nie wiedzieć? - nagle się zatrzymał, przed jednymi z drzwi, znajdujących się na tym piętrze - Podobno nadzieja umiera ostatnia. Moja właśnie umarła.

Po tych słowach nadusiłam klamkę, otwierając drzwi pokoju. Nico cały czas stał, będąc w lekkim szoku, ja natomiast zamknęłam drzwi z trzaskiem. Osunęłam się po nich na ziemię. Zakryłam twarz dłońmi, a po chwili poczułam obok siebie czyjąś obecność. Wiedziałam, że to Mały, gdy poczułam, jak kładzie głowę na moich kolanach.

Zrobiłam głęboki wdech i na niego spojrzałam. Od razu przytuliłam psiaka, wyciszając swoje myśli. Nie trwało to jednak długo, gdyż usłyszałam nagłe pukanie do drzwi. Za pierwszym razem je całkowicie zignorowałam, lecz kolejne było o wiele mocniejsze. W tym samym momencie usłyszałam również głos.

-Lily otwórz te cholerne drzwi, bo nie mam zamiaru drzeć się przez nie. - nic nie odpowiedziałam, lecz postanowiłam podnieść się z podłogi i pójść w stronę okna - Pieprzyć to!

Ten krzyk, był jak ostrzeżenie, bo dosłownie w tym samym momencie, drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł Nico, a Mały jak na zawołanie ruszył w jego stronę.

-Mały stój! - to wystarczyło, aby się zatrzymał - Nie mam ochoty na rozmowę, a zwłaszcza z tobą. W sumie ze wszystkimi, którzy tu się znajdują.

-To nie jest miejsce na twoje cholerne fochy. Chcę ci pomóc najbardziej jak to możliwe i już wtedy chciałem cię uprzedzić. Niestety nie było mi to dane.

-O czym ty mówisz?

-O tym, że wiem, jak to jest wszystko stracić, a w tamtym momencie wiedziałem już, że cię obserwuje. - podszedł do mnie, zachowując odpowiedni dystans - Teraz pewnie ze śmiechem ci opowiedział o tym jak na mnie wpadłaś, a nawet nie wiesz co musiałem przeżyć przez tą moją głupią chęć ocalenia niewinnej dziewczyny.

-Co on ci...

-To nie jest istotne Lily. Jak chcesz to się obrażaj, ale przed nim już nie uciekniesz. Stałaś się jego zwierzątkiem, więc radzę ci być posłuszną. Ja nie mam już zamiaru nastawiać karku dla innych. - z tymi słowami odwrócił się i poszedł w stronę drzwi.

-Nico. - zero reakcji - Nico stój. Przepraszam dobrze?

-Następnym razem radziłbym się zastanowić, zanim zaczniesz wyciągać swoje własne wnioski.

-Przepraszam, tak. Nie chciałam. Jestem postawiona pod ścianą i jakkolwiek chcę się pozbyć tego co mnie przytłacza. Wszyscy moi bliscy są na jego celowniku, a ja tkwię w tym cholernym więzieniu. Jeden mój niewłaściwy ruch, jest równy utracie ich życia. Nie chcę, żeby ludzie przeze mnie ginęli, a zwłaszcza oni. - do moich oczu napłynęły łzy - Nawet Sam i Mia są w niebezpieczeństwie, gdzie one nawet nie wiedzą o mojej zmianie nazwiska. - w tym momencie już nie wytrzymałam, a łzy same popłynęły po moim policzku.

-Chodź tu. - odruchowo poszłam w jego stronę i w tym samym momencie jego ramiona mnie otoczyły - Wiem, że to jest trudne, ale Lily nie możesz okazać żadnej słabości. Salvador ma oczy dookoła głowy i wszystko może wykorzystać przeciwko tobie. Jak będziesz słaba to cię zrujnuje i nie będzie mowy o tym, że jakoś się z tego wszystkiego wyplątasz.

-Mówiłeś, że na to nie ma już szans. - spojrzałam na niego z dołu.

-Ja mówiłem coś takiego? - lekko się uśmiechnął co i mi mimowolnie się udzieliło.

-Dziękuję Nico. - szepnęłam, powoli się od niego odsuwając.

-Możesz na mnie liczyć Lily. Chyba właśnie po to zażądałaś, żebym z tobą poszedł.

-Chciałam mieć kogoś zaufanego i widzę, że się nie myliłam.

-Miło mi to słyszeć, ale niestety mam dla ciebie złą wiadomość...

-Coś się stało z Joshem? - zapytałam spanikowana.

-Tego nie wiem i nie o to mi chodziło.

-To o co chodzi?

-Niestety po twoim ostatnim numerze, jak na razie nie możesz opuszczać murów tej cholernej fortecy. - nadal nie rozumiałam o co mu chodzi i chyba się domyślił - Tak więc nie możesz wyprowadzać Małego, a na pewno by się przydało.

-Mogłabym cię o to prosić?

-Jasne, tylko załóż mu smycz, bo niestety sobie nie pobiega.

To niestety było dla niego udręką. Mały uwielbiał ruch, ale przez jakiś czas na pewno wytrzyma. Sięgnęłam po smycz z jednej torby i zapięłam ją psiakowi na obroży. Mały spojrzał na mnie niepewnie, gdy podawałam ją Nico. Zanim jednak wyszli, ukucnęłam przed nim i go pogłaskałam.

-Musisz być Mały grzeczny i za jakiś czas ja z tobą wyjdę. - w następnej kolejności spojrzałam na chłopaka i się wyprostowałam - Powinno być dobrze, ale nic nie obiecuję. Josh go w głównej mierze trenował, ale bez komendy nie powinien ci nic robić.

-To mnie kurwa pocieszyłaś. Raz się żyje, co nie piesku?

-Radziłabym nic nie mówić, bo nie wiem na jakie jeszcze komendy może reagować.

-Zdecydowanie zapamiętam tą radę. To bydle jest mi prawie do pasa.

Mimowolnie się zaśmiałam, gdy Nico wyszedł z pokoju. Miałam szczerą nadzieję, że nic się nie stanie. Doskonale wiedziałam, że Josh uczył go większości komend i wystarczy jedna, aby stał się agresywny. Nie popierałam tego, lecz w tym momencie się cieszę, że to się stało. Mały był moją ochroną w każdym możliwym momencie.

Mijały kolejne minuty, a ja siedziałam na łóżku. Zastanawiałam się, co im tak długo schodzi i dlaczego jeszcze ich nie ma. Dosłownie krótką chwilę później, drzwi pokoju się otworzyły, a w wejściu zobaczyłam Nico. Od razu odpiął Małemu smycz, po czym psiak do mnie podbiegł. Pogłaskałam jego głowę i w momencie, gdy podniosłam wzrok na chłopaka, zauważyłam za nim Lorenzo, który był nad wyraz zadowolony.

-O co chodzi? - od razu wstałam z łóżka.

-Nicolas jest zdecydowanie zbyt pobłażliwy dla ciebie.

-Co masz na myśli? - zapytałam, gdyż chłopak milczał.

-Spacerki, pogaduszki... Oj Lily, czas na twoją pierwszą lekcję i mam szczerą nadzieję, że szybko się nauczysz.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
No hej Promyczki!!
Parę faktów się wyjaśniło i parę nadal zostaje zagadką...

Jakie macie odczucia po rozdziale? Mam nadzieję, że się wam spodobał!

Do zobaczenia za tydzień!!

Zapraszam jeszcze na moje media:
Twitter: Marta_ell
TikTok: Marta_ell
Instagram: _Marta_ell_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro